O rzekomym przodku Lenina

Recenzja: Grzegorz Przebinda, MIKOŁAJ CZERNYSZEWSKI. PÓŹNY WNUK OŚWIECENIA, Interdyscyplinarny Zespół Badań Sowietologicznych Uniwersytetu Łódzkiego, Katowice 1996

 

Grzegorz Przebinda, MIKOŁAJ CZERNYSZEWSKI. PÓŹNY WNUK OŚWIECENIA, Interdyscyplinarny Zespół Badań Sowietologicznych Uniwersytetu Łódzkiego, seria "Idee w Rosji", Katowice 1996, ss. 102

 

Jest to książka o wybitnej postaci życia intelektualnego i społecznego Rosji ubiegłego stulecia, Mikołaju Czernyszewskim (1826-1889). Postaci kluczowej dla tego nurtu, który w ZSRR określano mętnym terminem "demokracji rewolucyjnej". Ten, w innym jeszcze radzieckim ujęciu, "socjalista utopijny" znacznie zyskiwał na "naukowości", należąc do ścisłego zaplecza klasyków. Po pierwsze dlatego, iż uznawano go za nauczyciela Lenina, po wtóre zaś - sam Marks pod koniec życia nawiązywał do jego poglądów.

Grzegorz Przebinda, historyk myśli rosyjskiej, dał się poznać przed paru laty książką o Włodzimierzu Sołowjowie, stawiając sobie za cel prześledzenie tych motywów systemu największego z filozofów Rosji, które nie utraciły aktualności. Młody badacz zaprezentował się jako dociekliwy analityk tekstu, traktujący go, jak to bywa u fenomenologów, poprzez "docieranie do rzeczy", czyli do istotnie zawartych w nim sensów z odrzuceniem odczytań dowolnych bądź - w jakimś sensie - koniunkturalnych.

W monografii Czernyszewskiego badacz podjął się zadania o wiele trudniejszego, wymagającego "wyostrzenia metody". W książce chodzi o swego rodzaju zabieg hermeneutyczny (nie w sensie filologicznym) opisujący Czernyszewskiego "kanonicznego" i oczyszczający go z interpretacji naciąganych czy wręcz fałszerstw, które przede wszystkim przyczyniły się do uznania go za ideowego inspiratora Lenina, a w jakimś stopniu i współodpowiedzialnego za zbrodniczy eksperyment bolszewizmu. Jest on tu prezentowany jako jeden z typowych rosyjskich Europejczyków, dziecko "scjentystycznej postoświeceniowej utopii" (s. 7), uczeń Ludwika Feuerbacha oraz kontynuator tego nurtu filozofii europejskiej, który symbolizują, począwszy od francuskich encyklopedystów - tu posłużę się zestawem najczęściej wymienianych nazwisk w indeksie osobowym na końcu książki - Blanc, Diderot, Fourier, La Mettrie, Rousseau, Wolter.

Myśliciel ten sytuuje się więc w tradycji "religii ludzkości" wywodzącej się od Woltera, Rousseau i Feuerbacha oraz materializmu z silnym nachyleniem mechanicystycznym. Określa ona zasadnicze zręby epistemologii, antropologii, koncepcje etyczne, estetyczne, ekonomiczne i historiozoficzne Czernyszewskiego. Pamiętając o swoim "rewizjonistycznym" przesłaniu, Przebinda przy każdej okazji akcentuje nierewolucyjny charakter światopoglądu myśliciela i podważa dominujące nadal stanowisko, jakoby był on zwolennikiem rewolucji socjalnej w jej krwawej wersji. Nie był nim nigdy - brzmi jednoznaczna konkluzja badacza - choćby dlatego, iż mieścił się w duchu europejskiego demokratyzmu.

Chyba najciekawiej wyeksponowane zostały w książce swoistości materializmu Czernyszewskiego, będące konsekwencją jego monizmu, oraz typowa dla monistów identyfikacja zjawisk materialnych i duchowych. W duchu tego radykalizmu filozoficznego myśliciel rosyjski dość brawurowo rozprawia się z tradycją przeciwną, dowodząc na przykład, iż różnica między najwyższym natężeniem procesu twórczego w mózgu takiej potęgi intelektu, jak Isaac Newton, a "twórczym" wysiłkiem kury "poszukującej ziarenka owsa w kupie śmieci i prochu" (s. 15) ma charakter wyłącznie "ilościowy". Dodatkowym potwierdzeniem tej tezy jest cytowana przez Przebindę słynna "skrzydlata" maksyma Feuerbacha: "człowiek jest tym, co je". Dorzućmy, iż stulecie wcześniej podobny styl filozofowania proponował wspominany w książce La Mettrie, który, jak przystało na praktykującego lekarza, ustalał ścisły związek między myśleniem człowieka a jego gorączką...

Według Czernyszewskiego w fenomenach uznawanych za domenę "ducha" nie ma więc nic swoiście ludzkiego, skoro wszystkie istoty żywe podlegają tym samym uniwersalnym prawom fizycznym. Radykalny sensualizm, zdrowy rozsądek, zmysłowo przyrodoznawczy obraz świata to credo myśliciela rosyjskiego. Tu też tkwi odpowiedź na kwestie "moralne", by pozostać na gruncie języka Oświecenia, które tym terminem określało kompleks spraw dotyczących człowieka. Wszystko zatem znajduje tu klarowne wyjaśnienie. Podobnie oczywisty status uzyskiwała sztuka, której celem miała być nie kreacja, lecz jak najwierniejsza reprodukcja rzeczywistości. Bo też i w tej dziedzinie, jako teoretyk "realizmu", po roku 1932 uzupełnionego epitetem "socjalistyczny", Czernyszewski zbierał radzieckie laury jako jeden z gigantów teorii estetycznej.

Strona po stronie Przebinda skrupulatnie odtwarza rodowód filozoficzny swego bohatera, ukazując nowe tropy pomijane przez dotychczasowych badaczy. Dzięki temu więc wiemy dokładnie, jaki wkład w jego system wnieśli Bentham, Spinoza, Holbach, Helwecjusz oraz ci, których wymieniono wcześniej. Autor powstrzymuje się od wartościowania, tylko raz wydaje się skłonny przyznać rację jednemu z badaczy określającemu "nie bez powodu" materializm Czernyszewskiego jako "wulgarny" (s. 18), ale słowo "myśliciel", którym go bez ironicznego cudzysłowu nazywa, dowodzi, iż faktycznie go za takiego uważa. Owszem, powtarzał on sądy rażące nas może dzisiaj trywialnością, lecz taki był styl i duch tradycji, do której się odwoływał. Miał jednak także wiele własnych przemyśleń na temat Czaadajewa, Darwina, Hegla czy Blanquiego. Był więc człowiekiem niebagatelnego formatu intelektualnego.

Ta precyzyjna w wywodach książka zawiera również tezy dyskusyjne. Nie wydaje mi się na przykład zasadne twierdzenie, by Czernyszewski "był prekursorem idei welfare state", czy też by "przewidział nowożytny rozwój wydarzeń" (s. 84) w kwestiach ekonomicznych. Rzecz dotyczy sprawy o wymiarze szerszym, więc warto jej poświęcić nieco uwagi. Ponieważ stopień ogólności omawianego systemu nie upoważnia chyba do daleko idących prognostycznych uszczegółowień, należy przypomnieć fakt oczywisty, iż prekursorem idei welfare state był występujący wielokrotnie w książce, starszy o lat 17 od wiele mu zawdzięczającego Czernyszewskiego, Louis Blanc. To właśnie on, zarówno w swym czasopiśmie "La Revue du Progčs", jak i poczytnych w latach 40. ubiegłego stulecia książkach głosił zasady reformizmu i "rewolucji socjalnej", która w najmniejszym jednak stopniu nie miała oznaczać przemocy, lecz program humanizacji kapitalizmu, w wielu punktach zresztą zrealizowany. Warto o tym pamiętać choćby dlatego, iż czytelnik Lenina, a więc "ucznia Czernyszewskiego", nader często spotyka u niego nazwisko Blanca. Dla Włodzimierza Iljicza był ten Francuz symbolem zdrady sprawy robotniczej, ohydnego oportunizmu, utraty woli rewolucyjnej, co po ludzku mówiąc oznaczało ducha kompromisu, który niebezzasadnie Lenin zarzucał nienawistnym mu mienszewikom w okresie największego nasilenia polemik ideowych między rewolucją lutową a puczem bolszewickim 1917 roku. Choć więc Czernyszewski nie mógł być pionierem welfare state, przypomnienie tej sytuacji potwierdza koncepcję Przebindy, wskazując na zasadniczą różnicę poglądów Lenina i jego rzekomego poprzednika w sprawach wielkiej wagi.

Kwestia ta może być dobrą okazją do rozmyślań nad dramatem rosyjskiej myśli społecznej. Celowo używam tego nieprecyzyjnego w danym przypadku określenia, by nie raziła w nim obecność sąsiadów geograficznych z dwóch nadwołżańskich miast - Saratowa i Symbirska, a więc Czernyszewskiego i Uljanowa-Lenina. Uderzającą osobliwością tej myśli jest jej "emigracyjny" charakter. Myśliciel z Saratowa nie ze swej woli znalazł się na wewnętrznej emigracji zesłańczej, stąd mimo cechujących go walorów charakteru i umysłu zdany był na ograniczony zasięg bodźców intelektualnych, wskutek czego nie mógł wyjść poza horyzont Oświecenia. Z kolei inny emigrant, twórca bolszewizmu, w Paryżu, Krakowie czy Zurychu w oderwaniu od realiów swego kraju przygotowywał swej ojczyźnie krwawą łaźnię. A przecież istniała inna ewentualność. Alternatywą obłędu utopii, wierności ortodoksji marksistowskiej, możliwej do zrealizowania tylko poprzez terror, był zarówno reformizm Louisa Blanca, jak i rewizjonizm Edwarda Bernsteina, które w planie teoretycznym, jak i w praktycznych dokonaniach socjalnych doprowadziły do uformowania się europejskiej socjaldemokracji.

Bo tylko na drodze praktycznej weryfikacji teorii możliwe było stępienie ostrza marksistowskiego ekstremizmu. I właśnie ten tak lżony przez Lenina "oportunizm" ("ekonomizm", "tradeunionizm" itp.) stwarzał szansę odwrócenia fatalnego rozwoju wydarzeń. Niestety, w Rosji jej zabrakło, zwyciężył doktrynerski maksymalizm bolszewizmu. Na miejscu będzie tu przypomnienie obrazowego określenia Jana Kucharzewskiego o "hulającym po bezbrzeżnym stepie, bez wędzidła kultury, niespokojnym duchu rosyjskim z podziwem przyjmującym ostatnie wyniki myśli niemieckiej". Tak urzeczonym jej radykalizmem i "systematycznym planem pochodu w bezkres". Tylko że, jak zauważa ten autor, w ojczyźnie owej myśli na drodze do "bezkresu" stanął "das praktische Vernunft" klasy średniej, zawsze świadomej, co może być "Erreichbare". I nie jest chyba przypadkiem, iż w tych warunkach na szczególny rezonans w Rosji liczyć mogły zachodnie pomysły i teorie najbardziej utopijne. Taki właśnie w swej istocie był marksizm, odzwierciedlający dogmatyczną umysłowość jego twórcy. Isaiah Berlin zauważył, iż autor Kapitału mógł swe wygnanie z równie dobrym skutkiem spędzać nie w Anglii, lecz na Madagaskarze. Bo wszędzie interesowały go wyłącznie odkryte przez niego "prawidłowości historyczne", a nie realne życie. Na marginesie godzi się wspomnieć, iż również rosyjska myśl idealistyczna często w swych spekulacjach szybowała bardzo wysoko nad ziemią.

Doktryny filozoficzne, o czym wiadomo nie od dziś, żyją niezależnie od ich twórców. Choć Przebinda udowodnił, iż Czernyszewski "tekstualnie" ma bardzo mało wspólnego z Leninem, ten ostatni nie całkiem bezpodstawnie nawiązywał do niego, przyswajając sobie jego uproszczony styl filozofowania i ducha myślenia utopijnego. Nie ulega też wątpliwości, iż ascetyczny w życiu prywatnym Włodzimierz Iljicz wiele zawdzięcza postaci Rachmietowa, bohatera słynnej powieści Czernyszewskiego Co robić?. Nie jest również przypadkiem, iż tym właśnie tytułem posłużył się w swej najważniejszej pracy z 1902 roku.

Jeśli nawet wkład Czernyszewskiego do dziejów myśli filozoficznej uznać wypada za nader skromny, jest on postacią wybitną w kulturze rosyjskiej i z tej racji zasługuje na zainteresowanie historyków idei. Choćby dlatego, iż sugestywnym radykalizmem swych poglądów prowokował reakcje polemiczne. Przebinda stwierdza, iż był on entuzjastą chemii, widząc w niej klucz do wszystkich tajemnic życia, a więc - jak przystało na wyznawcę Oświecenia - coś w rodzaju regina scientiae. Dopiero po przeczytaniu tego fragmentu książki w pełni zrozumiałem epizod największej powieści rosyjskiej - Braci Karamazow, w którym oskarżony o zbrodnię ojcobójstwa Dymitr z irytacją przyjmuje wyjaśnienie swego poplątanego życia wpływem "środowiska": ono pozbawia człowieka podmiotowości moralnej, czyniąc z niego bezwolną marionetkę w rękach anonimowych zewnętrznych sił. Dlatego Dymitr z sarkazmem powiada: "Chemia (...), chemia! Trudna rada, wasza wielebność, trzeba się trochę posunąć, bo chemia idzie." Autor powieści znał zresztą osobiście Czernyszewskiego i często z nim polemizował. W znacznym stopniu taką polemiką są również genialne Notatki z podziemia.

W dość nieporadnej teorii etycznej Czernyszewski dawał wyraz swej oświeceniowej wierze, iż zło pochodzi z warunków zewnętrznych, których zmiana nieuchronnie doprowadzi do triumfu dobra. Dla przedstawicieli tej tradycji myślowej było oczywiste, iż wyzwolenie człowieka z balastu przesądów religijnych uczyni go królem stworzenia, powodując szczęśliwą i radykalną odmianę stosunków międzyludzkich. Wierzy w to Czernyszewski, naśladując zapewne jednego ze swych mistrzów, Feuerbacha, przekonanego, iż "człowiek człowiekowi bogiem" się stanie, gdy idealistyczne zabobony odejdą w przeszłość. Bezgraniczny był w tej materii także i optymizm zwolenników zwulgaryzowanego feuerbachizmu - bolszewików. Trocki z powagą zapewniał, iż po obaleniu kapitalizmu ludzie w ogóle przestaną kłamać, Lenin zaś ze współtowarzyszami z nie mniejszą pewnością "naukową" przewidywał porzucenie przez proletariat "wymuszonej" na nim przez okropne uwarunkowania ustrojowe skłonności do alkoholu. Komizm fundowanej na radykalnym materializmie o zabarwieniu darwinowskim sielanki etycznej dostrzegał znany z poczucia humoru Włodzimierz Sołowjow. Fakt, iż wszyscy pochodzimy od małpy, był dla niego najważniejszą przesłanką dla miłości bliźniego...

Przebinda obalił tradycyjne odczytywanie Czernyszewskiego jako prekursora Lenina. Wyznawca rewolucyjnego woluntaryzmu i dyktatury proletariatu Blanquiego nie był w stanie aprobować sympatii do Blanca. Atrakcyjniejsze dla Włodzimierza Iljicza mogły być u Czernyszewskiego zwroty na temat "azjatyckiej" Rosji czy duch symplicyzmu filozoficznego. Ale też, o czym nigdy nie należy zapominać, "filozofia" Lenina to niemal wyłącznie obrzucanie przeciwników stekiem wulgarnych inwektyw. Zaś rodzimymi źródłami natchnień dla niego byli teoretycy konspiracyjnego terroryzmu: Nieczajew i Tkaczow. Nie Czernyszewski, zawsze tak daleki od jakobinizmu.

Wiedząc jednak, jak faktycznie był odbierany jego bohater, Przebinda nie odcina się od podjęcia dyskusji. Wspominając (s. 72) o "ataku na ołtarz i tron", jaki w ślad za Diderotem przeprowadza Czernyszewski, stwierdza, iż nie do nauki o Czernyszewskim, lecz do ideologii należy kwestia, "na ile taki ideologiczny atak mógł sprzyjać, nawet bez intencji atakującego, rewolucyjnym burzom". Wiadomo, iż powieść Co robić? była nie tyle katechizmem, co wręcz modlitewnikiem radykalnej młodzieży rosyjskiej końca XIX i początku XX stulecia. Jednakże widziany ze współczesnej perspektywy problem odpowiedzialności za bolszewizm niekoniecznie musi mieć w tle Czernyszewskiego. Winą za to, co stało się po roku 1917, obarcza się dzisiaj praktycznie całą inteligencję rosyjską z tak charakterystycznym dla niej fanatyzmem ideowym i, jak to określił Siemion Frank, "nihilistycznym moralizmem". Sporą rolę w duchowej anarchizacji Rosji i tworzeniu klimatu powszechnego zamętu odegrało też, jak się uważa, sekciarskie kaznodziejstwo Lwa Tołstoja. I, by już skończyć z wątkiem leninowskim, Czernyszewski miał tysiąckroć więcej powodów, by nienawidzić carat i system polityczny, który zniszczył mu życie, uniemożliwiając realizację planów. A mimo to nie ma u niego tego paroksyzmu nienawiści, jaki cechuje Lenina. Nigdy też nie utracił wiary w człowieka, która obca była liderowi bolszewików.

Książka Przebindy stanowi, by tak rzec, propedeutyczny etap "czernyszewskologii". Oczyszcza jej przedpole, ustalając źródła inspiracji tej filozofii, jej znaczenie i zakresy problemowe. Podobny zabieg winien być dokonany również wobec innych myślicieli rosyjskich, tak jak Czernyszewski obciążonych nadinterpretacjami i nadużywaniem ich nazwisk w propagandzie komunistycznej. Podtytuł książki Późny wnuk Oświecenia może sugerować wtórność i nietwórczy charakter dorobku autora Co robić?. Czyli - epigonizm, wszak epigonos to po grecku "późno urodzony", co nie jest uzasadnione w świetle tego, o czym można w książce przeczytać i z czym recenzent się w pełni zgadza. Tak się jednak składa, iż w tradycji rosyjskiej odbiór koncepcji filozoficznych wykraczał zawsze daleko poza obyczaj europejski. Fenomen Czernyszewskiego polega między innymi na tym, iż stał się on bohaterem martyrologicznej legendy, a jego poglądy odbierano z wyznawczym żarem. Taki sam charakter musiała też przybierać i ich negacja, co często doprowadzało do dramatycznego splotu emocji.

Ilustracją tej sytuacji może być tragedia, która zdarzyła się 17 czerwca 1991 roku w Saratowie. Samobójczą śmiercią zakończyła tu życie - skacząc z balkonu 11 piętra swego mieszkania - prawnuczka Czernyszewskiego, pełniąca funkcję kustosza muzeum znakomitego przodka. A stało się to z powodu wydanej właśnie po raz pierwszy w Rosji powieści Władimira Nabokowa Dar, której jednym z bohaterów jest Czernyszewski. Autor Lolity miał wszelkie powody, by nienawidzić bolszewizmu, a ponieważ popularny stereotyp kazał widzieć pioniera tego zjawiska w myślicielu z Saratowa, w niego wymierzył ostrze swojego osławionego szyderstwa. Drwi tu bezlitośnie z jego życia osobistego, wyśmiewa "toporny materializm" i wszystko, co bezpośrednio czy pośrednio związane było z postacią tego "wyzutego z talentu" beletrysty. Kolejny to przykład dramatycznych dziejów idei w najbardziej chyba "ideowym" z krajów.

 

JÓZEF SMAGA, ur. 1937, prof. dr hab., pracownik naukowy WSP w Krakowie, historyk literatury rosyjskiej. Wydał m.in.: Dekadentyzm w Rosji (1980), Narodziny i upadek imperium. ZSRR 1917-1991 (1992).

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama