"Pozytywna" samoocena czy pozytywne postępowanie?

Rozmowa z ks. Markiem Dziewieckim, psychologiem i autorem książek o wychowaniu

Jakie złe konsekwencje może nieść ze sobą zbyt wysoka samoocena? Czy podobnie się dzieje wtedy, gdy samoocena jest zbyt niska?

Odpowiedź na to pytanie wymaga uwzględnienia szerszego kontekstu. Otóż każdy człowiek ma potrzebę osiągnięcia jakiegoś sukcesu oraz zdobycia uznania w oczach własnych oraz innych ludzi. Urodziliśmy się po to, by wygrywać życie. Człowiek dojrzały osiąga prawdziwe sukcesy i znaczenie na skutek dojrzałego postępowania, czyli w oparciu o zasadę, którą S. Freud nazwał zasadą rzeczywistości. Natomiast człowiek niedojrzały próbuje osiągnąć sukces i znaczenie w łatwiejszy sposób, czyli bez wysiłku. Wtedy właśnie pojawia się pokusa „pozytywnego” myślenia o sobie i o własnym postępowaniu. Mówimy wtedy o postawie arogancji, albo o naiwnie wysokiej samoocenie. Łatwiej jest przecież odnosić „sukcesy” w myśleniu niż w postępowaniu. Im większe ma ktoś problemy z odnoszeniem prawdziwych sukcesów, tym większą ma tendencję, by wyrobić sobie fikcyjny obraz samego siebie, czyli by wmówić sobie wielkość, której nie osiągnął w rzeczywistości. Jest to przejaw działania psychicznych mechanizmów obronnych i magicznego myślenia. W takiej sytuacji może pojawić się też druga skrajność, czyli patrzenie na samego siebie wyłącznie poprzez pryzmat własnych ograniczeń, słabości i porażek. W obu przypadkach człowiek nie jest motywowany do rozwoju. W obliczu naiwnie wysokiej samooceny wierzy bowiem w swą doskonałość, a w obliczu jednostronnie negatywnego patrzenia na siebie nie wierzy w możliwość doskonalenia siebie i własnego zachowania.

Bolesnym dramatem naszych czasów jest fakt, że dominująca kultura opiera się na wymianie naukowej wiedzy o świecie, ale ideologicznych fikcji o człowieku. Tego typu kultura ułatwia człowiekowi oszukiwanie samego siebie. Celują w tym zwłaszcza najbardziej popularne i „poprawne” ideologicznie nurty w pedagogice i psychologii, które nadal podtrzymują fikcje o spontanicznej samorealizacji, o wychowaniu bez stresów, czy o szkole neutralnej światopoglądowo (mimo, że Konstytucja RP zabrania niektórych światopoglądów jako zbrodniczych!). W tym właśnie szkodliwym nurcie znajdują się te kierunki, które jako ideał (!) traktują zawężony i zniekształcony kontakt z rzeczywistością pod mile brzmiącym postulatem „pozytywnego” myślenia i pozytywnego obrazu samego siebie. Tymczasem myślenie nie powinno być ani „pozytywne”, ani katastroficzne lecz realistyczne, a obraz siebie - prawdziwy, a przez to zróżnicowany.


Czy zbyt wysoka samoocena jest groźniejsza w przypadku młodzieży, czy wśród dorosłych?

Częstsza i groźniejsza jest zwykle błędna samoocena w przypadku dzieci i młodzieży, bo mamy wtedy do czynienia z kimś, kto jest mniej krytyczny wobec samego siebie i bardziej podatny na miłe fikcje. Młody człowiek jest zwłaszcza podatny na uleganie mitowi o istnieniu łatwego szczęścia. Łatwiej wierzy, że jego los zależy raczej od subiektywnych przekonań, niż od faktycznego postępowania. Właśnie dlatego u wielu młodych ludzi dostrzegamy zjawisko „szpanowania”. Im bardziej problematyczne jest postępowanie danego nastolatka, tym mocniej wmawia on samemu sobie mit o własnej wielkości, dojrzałości, wolności i radości.

Czasami ów fikcyjny obraz samego siebie jest aż tak odległy od rzeczywistości, że prowadzi to do poważnych zaburzeń psychicznych, uniemożliwia kontakt z rzeczywistością oraz budowanie harmonijnych więzi z ludźmi. Często podtrzymywanie mitu o własnej wielkości prowadzi do uzależnień chemicznych, gdyż substancje psychotropowe ułatwiają człowiekowi funkcjonowanie w świecie fikcji, zawężając i zniekształcając przeżywanie samego siebie. Człowiek dojrzały chce mieć rację w postępowaniu, a nie tylko w myśleniu, gdyż wie, że konsekwencje jego ewentualnych błędnych zachowań zgłoszą się do niego same. Z kolei im bardziej niedojrzały jest człowiek, tym bardziej bezkrytycznie zgadza się z własnym zdaniem na własny temat.


Czy zna Ksiądz przykłady osób, którym zbyt wysoka samoocena zniszczyła karierę?

Oczywiście. Każdy psycholog spotyka się na co dzień z takimi osobami. Co więcej, zjawisko to dotyczy nie tylko przysłowiowego Kowalskiego, ale w jeszcze większym stopniu odnosi się do znanych postaci ze świata muzyki, kina czy sportu. Osiągając sukcesy w jednej z dziedzin życia, łatwo wmówić sobie przekonanie o własnej wielkości we wszystkich innych sferach. Łatwo też uwierzyć wtedy w szczęście oderwane od miłości, prawdy, odpowiedzialności i pracy nad własnym charakterem. W konsekwencji przychodzi rozczarowanie i korekta samooceny lub brnięcie w świat fikcji. W tym drugim przypadku dochodzi do kryzysu psychicznego i załamania kariery. Przykładem są choćby ci piłkarze, którzy uwierzyli, że są nadludźmi i popadli w narkomanię czy alkoholizm. Przykładem z ostatnich miesięcy są też depresje i załamania psychiczne u dwóch znanych piosenkarek amerykańskich.

Właśnie na tym tle widać mądrość i realizm chrześcijaństwa, które rozróżnia między doskonałością a świętością. Święci to ci, którzy uczą się heroicznie kochać mimo własnej niedoskonałości i grzeszności. Człowiek, który dąży do świętości to ktoś, kto próbuje naśladować Boga, natomiast ten, kto dąży do doskonałości, próbuje — jak Adam i Ewa — być Bogiem. W tym drugim przypadku nieuniknione jest rozczarowanie i ucieczka od prawdy o sobie.


Od czego zależy to, jak oceniamy sami siebie? Jak kształtować właściwą samoocenę?

Nasza samoocena zależy najpierw od postawy rodziców i innych ważnych dla nas osób. Jeśli nasi bliscy ciągle nas krytykują lub tylko chwalą, wtedy mamy skłonność do jednostronnego patrzenia na siebie. Optymalna sytuacja ma miejsce wtedy, gdy rodzice kochają nas i stawiają nam rozsądne wymagania. Wtedy mobilizują nas do podjęcia wysiłku, który jest konieczny do osiągnięcia sukcesów w formowaniu charakteru, w szkole czy w pracy zawodowej. W konsekwencji nie potrzebujemy „pozytywnego” obrazu siebie, bo pozytywna jest prawda o nas, a nie tylko nasze wyobrażenia na własny temat.

W życiu dorosłym samoocena zależy głównie od naszego postępowania, od naszych więzi i od przyjętej hierarchii wartości, bo właśnie te wymiary decydują o tym, czy odnosimy sukcesy czy raczej porażki życiowe. Samoocena zależy też od postawy człowieka wobec samego siebie. Optymalna sytuacja ma miejsce, gdy ktoś przyjmuje siebie z dojrzałą przyjaźnią. Wtedy cieszy się swymi pozytywnymi stronami, ale ma też odwagę powiedzieć sobie prawdę o swoich problematycznych cechach i zachowaniach. Człowiek dojrzały kocha siebie i właśnie dlatego akceptuje prawdę o sobie. Także tę prawdę, która niepokoi i stawia twarde wymagania. Prawda wyzwala, a ucieczka od prawdy prowadzi do rozpaczy.

Samoocena zależy również od dominującej kultury. Wzorce prezentowane obecnie w większości programów telewizyjnych i czasopism dla młodzieży promują skrajnie naiwną, „pozytywną” samoocenę, oderwaną od faktycznego zachowania danej osoby i od jakości więzi, które ta osoba buduje. W dodatku jest to „pozytywna” samoocena zawężona zwykle do ciała, sprawności seksualnej czy wyglądu zewnętrznego. Tego typu wzorce są tak szkodliwe, że marzy mi się pierwszy rodzic, który jakieś toksyczne czasopismo poda do sądu z żądaniem wysokiego odszkodowania za spowodowanie zaburzeń w rozwoju psychospołecznym syna czy córki.


Jaki jest związek zbyt wysokiej samooceny z agresywnością?

Związek bywa zupełnie bezpośredni. Odbiegająca od rzeczywistych cech i zachowań samoocena oznacza, że dany człowiek nie odnosi faktycznych sukcesów w życiu i dlatego jego adekwatna samoocena byłaby dla niego boleśnie stresująca. Taki człowiek zadowala się fikcją o własnej wielkości, zamiast stawiać sobie wymagania i uczyć się dojrzalszych niż dotąd postaw. Jednak trwanie w iluzji niepokoi i przynosi cierpienie. A to z kolei prowadzi do agresji lub do autoagresji. Ta ostatnia jest zwykle nieuświadomiona.

Z drugiej strony trzeba strzec się drugiej skrajności, czyli naiwnie rozumianej pokory. Dojrzała pokora nie oznacza patrzenia na siebie w czarnych barwach, lecz polega na uznawaniu całej prawdy o sobie. Zaprzeczeniem pokory nie jest duma, lecz pycha. Duma płynie z faktu, że mam godność człowieka, czyli jestem kimś kochanym przez Boga i niektórych ludzi, a także kimś, kto potrafi kochać. Na ile respektuję tę godność, na tyle pozytywna jest prawda o mnie i o moim postępowaniu. Na tyle też faktyczne są moje życiowe sukcesy i moja osobista satysfakcja. A wtedy „wystarcza” mi realistyczna samoocena.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję za rozmowę i życzę Czytelnikom sukcesów w postępowaniu, gdyż wtedy nie będą mieli problemów z realistycznym myśleniem na temat samego siebie i własnej samooceny.

   

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama