Nad życiem i nad śmiercią

Jaką genezę mają zwyczaje wigilijne? Dlaczego zostawiamy puste nakrycie? Skąd szczególne wspominanie tego dnia zmarłych?

Z dr hab. Katarzyną Smyk, prof. UMCS z Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, rozmawia Monika Lipińska.

Przeżywamy Adwent - czas radosnego oczekiwania na przyjście Pana Jezusa. Nie wyobrażamy sobie świąt Bożego Narodzenia bez tradycji, która każe pięknie ubrać choinkę, przygotować wieczerzę wigilijną i połamać się opłatkiem z bliskimi. Skąd tak bogata obrzędowość?

W naszej wieczerzy wigilijnej zachowało się bardzo dużo śladów obchodów przedchrześcijańskich dziadów, do dzisiaj praktykowanych jeszcze gdzieniegdzie na Białorusi. W te dni, w których następuje zimowe przesilenie dnia z nocą, podobnie jak pozostałe przesilenia w roku, nasi prapraprzodkowie kontaktowali się w specjalny sposób z duszami swoich przodków w przekonaniu, że to czas magiczny, kiedy są one szczególnie blisko świata żywych. Podobnie my, chrześcijanie, wierzymy w obcowanie świętych i mamy to przekonanie, że nasi bliscy zmarli chcą nam przysporzyć dobra, ostrzegają przed nieszczęściami, złymi ludźmi czy niewłaściwymi decyzjami.

Rozpoczynając Wigilię modlitwą, zawsze pamiętamy o zmarłych, obowiązkowo dołączając do niej „Wieczne odpoczywanie”.

W szczególny sposób wspomina się przy tym tego, kto odszedł w danym roku. W dniu Wigilii nawiedzamy cmentarze, np. w drodze na Pasterkę. Dbamy też o to, żeby na Boże Narodzenie na grobach naszych bliskich zmarłych panował porządek, był świąteczny akcent: znicz w kształcie choinki, stroik z gwiazdą betlejemską czy czerwoną, błyszczącą kokardą. Zauważmy, że jeżeli Wigilia odbywa się po śmierci tego, kto jeszcze rok wcześniej siadał z nami do stołu, reinterpretacji podlega wówczas wiele elementów wieczerzy, jak wolne miejsce i pusty talerz. Owszem, utarło się, że to „dla zbłąkanego wędrowca”; w niektórych częściach Polski mówi się, że jest nim Pan Jezus, który może odwiedzić nas w postaci nieoczekiwanego gościa. Pamiętajmy jednak, że pierwotnie wolne miejsce przy stole pozostawiane było z myślą o nieżyjących przodkach. Także dzisiaj w wielu domach najstarsi przypominają reszcie rodziny: to talerz dla naszego dziadzia, babci, odłóżmy opłatek też dla nich. Dzisiaj już się tego nie robi, ale dawniej odkładano na ten wolny talerz po łyżce każdej potrawy, którą gospodyni podawała domownikom. Jeszcze 50 czy 40 lat temu stół po wieczerzy wigilijnej zostawiano na noc nieuprzątnięty - właśnie po to, by dusze zmarłych, które przyjdą do domu, mogły skorzystać z jadła przygotowanego na „postnik” czy „pośnik” - jak nazywano ten posiłek.

Ponieważ wigilijna kolacja składała się tylko z postnych potraw…

… a jej skład również pokazuje, że zanim na nasze ziemie przyszło chrześcijaństwo, była to wieczerza przede wszystkim zaduszna. Obowiązkowo gościła na stole kasza - sypka, dodawana do pierogów albo półsłodkiego ciasta - jako pokarm dla dusz. Darowano im też grzyby. Śladem tego są dzisiaj grzyby w barszczu świątecznym, duszone czy dodawane do kapusty. Bardzo ważne były wszelkie słodycze, np. kutia, która - jak mówią badacze - miała być podawana jako dziewiąta potrawa; o ile stan zamożności pozwalał na tyle, ale zawsze jako trzecia, szósta itd. Jeżeli rodzinie dopisywało bogactwo, kutia była potrawą dziewiątą, potrójnie magiczną ze względu na symbolikę liczby dziewięć. Dzisiaj słodycze - w postaci ciastek, bakalii - mamy i na choince, i pod choinką, i na stole, czy to jako ozdoby, czy potrawy. Dawniej wszystko, co słodkie, również było ofiarowane duszom, by sprawiły, że następny rok będzie „słodki”. Obdarowane czymś o niepoliczalnej ilości, jak kasza, groch, pszenica, mak, miały odwdzięczyć się mnogimi plonami, urodzajem, zdrowiem.

Które ze zwyczajów czy zachowań w czasie wieczerzy wigilijnej, dzisiaj zapomnianych, dowodzą, że w naszą tradycję bardzo mocno wpisany jest kontakt ze zmarłymi?

W izbie stawiano przed Wigilią snop - często z trzech rodzajów zboża, przewiązany trzema powrósłami - na znak, że „przyszli trzej królowie”. Gdzie indziej gospodarz, wnosząc go do izby, oznajmiał, że to Pan Jezus albo „król”. Dlatego trzeba go było z szacunkiem trzymać przez całe święta w domu, nawet ozdobić. W niektórych okolicach ten snop nazywany jest stryjem. Kiedy badacze próbowali interpretować dlaczego, okazało się, że słowo stryj odnoszone jest m.in. do osoby zmarłej. Snop zboża miał być formą oddania czci stryjowi, czyli zmarłemu przodkowi.

Mało kto pamięta, że gospodarze, także w naszych stronach, wychodzili przed kolacją przed dom i wołali wilka i niedźwiedzia: przyjdźcie, a jeżeli nie przyjdziecie dzisiaj, nie przychodźcie cały rok! Zapraszano ich, żeby zharmonizować relacje na następny rok. Podobne zaproszenia kierowano w naszej kulturze do zmarłych: pobratymi, przybywajcie do światła, do chat, bo są święta; przybywajcie połamać się opłatkiem! Miał to być znak, że są oczekiwani, że stół jest zastawiony także dla nich.

Nie jest przypadkiem, że gromadzimy się przy choince - zielonym drzewku, któremu wieki temu przypisywano funkcje magiczne.

Sama choinka ma również wymiar ofiary szykowanej z myślą o zmarłych. W niektórych rejonach Polski także współcześnie choinkę specjalnie ustawia się w oknie z tą intencją, żeby światełka wskazały duszom drogę. Jeszcze niedawno, bo ok. 20 lat temu, kiedy w powiecie zwoleńskim przeprowadzałam wywiady na temat wieczoru wigilijnego, dowiedziałam się, że w niektórych domach żywy był zwyczaj wystawiania w oknie świecy. Paląc się od początku wieczerzy aż do wyjścia domowników na Pasterkę albo do powrotu z kościoła, miała pokazywać drogę duszom zmarłych, by wiedzieli, gdzie jest ich dom, mogli podejść i być z bliskimi. To odpowiednik tej świecy, którą dzisiaj stawiamy na stole.

W tradycyjnej kulturze cukierki, ciastka, jabłka oznaczały dary dla Pana Jezusa - albo dary już od Pana Jezusa. Interpretacje odwołujące się do czasów sprzed początków chrześcijaństwa na naszych ziemiach mówią, że są to dary dla przodków. Z punktu widzenia kulturoznawcy dowodem wiary w otwarcie przestrzeni między światem żywych a światem zmarłych jest choćby fakt, że niespodziewane spadanie przedmiotów wieszanych na choince odczytywano jako swego rodzaju wróżbę, że w najbliższym czasie ktoś z grona bliskich umrze. Choinka mieści się więc tutaj w spektrum artefaktów i działań związanych z przeczuciem bliskości śmierci. Widać też wyraźnie powiązanie choinki i stołu wigilijnego. Pilnowano np., żeby podczas wieczerzy wigilijnej cień spożywających ją osób był widoczny na stole w myśl zasady, że kto nie ma cienia, ten wkrótce odejdzie. Zanim usiadło się za stołem, warto było ręką czy spódnicą omieść krzesło, żeby - jak wierzono - nie przysiąść duszy, która tam spoczęła, a tym samym nie wejść z nią w negatywne relacje.

Była w tym wszystkim niewyuczona mądrość odnośnie przenikania się naszego świata i zaświatów.

To prawda. Oczywistym było np., że właśnie ze względu na bliskość dusz te najciemniejsze w roku dni trzeba rozświetlić. Ludzie mieli przeczucie, że to czas zadumy nad swoim życiem, ale i nad śmiercią bliskich. Pozwalało to oswoić lęk przed odchodzeniem. Wśród kolędników odwiedzających nasze domy jeszcze tak niedawno była śmierć z kosą. Ją także wpuszczano do środka, obdarowywano cukierkami albo pieniędzmi. Chodzi o to, że gdy człowiek żyje ze śmiercią w perspektywie, czyli w perspektywie spotkania z Panem Bogiem, pozwala mu to na nowo ustawić system wartości. Zachęcam, byśmy i my, siedząc przy wigilijnym stole, zastanowili się, ile dobra zostawiliśmy po sobie w mijającym roku, jaki ślad zostałby po nas, gdyby przyszło umrzeć.

Na koniec pytanie o to, dlaczego warto wgłębiać się w symbolikę i doszukiwać pierwotnych sensów przedmiotów, które traktujemy jako nieodłączny atrybut świąt Bożego Narodzenia?

Sięganie do głębi znaczeń daje wiedzę, kim jesteśmy. Pozwala również zakorzenić się w tym, co wspólnotowe, tj. wspólne dla grupy czy wspólnoty, z której pochodzimy i w której żyjemy. Poszukiwanie najstarszych znaczeń nie oznacza, że cofamy się w archaiczną, pogańską przeszłość. Przeciwnie: to otwiera oczy. Możemy dostrzec, że wspólnota znaczeń dotyczy nie tylko naszej rodziny, ale całego chrześcijaństwa, a nawet kultury śródziemnomorskiej. Myślę więc, że poznawanie głębi znaczeń to tak naprawdę rozpoznawanie, że zasiadając w małej przestrzeni wigilijnego stołu, funkcjonujemy w wielkim świecie kultury.

Dziękuję za rozmowę.

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama