Ogień wewnętrzny

Rozważanie Ewangelii: Łk 12,49-53

Ogień wewnętrzny

Jezus udaje się do Jerozolimy, do miejsca, gdzie wypełni się jego przeznaczenie, i raz jeszcze swoim uczniom w tamtych czasach i nam, dzisiejszym Jego uczniom i słuchaczom, chce przypomnieć cel tej podróży: swoją śmierć i swoje zmartwychwstanie. W ten sposób Jezus ukazuje jak powinien żyć Jego uczeń, wypełnia to życie treścią i określa je jako „naśladowanie Go”, pójście w ślad za Nim w miłości aż do końca. Również ten fragment Ewangelisty Łukasza — który wydaje się nam niewygodny, chwilami surowy, być może nie na miejscu i nie na czasie, więc wolelibyśmy go raczej pominąć, bądź złagodzić —wskazuje pewne elementy tego naśladowania.

«Przyszedłem rzucić ogień na ziemię». Jaki ogień, możemy zapytać? Jest taki ogień, który Jezus odrzuca ze wzgardą. Ten, który Jezus przyszedł rzucić, nie jest ogniem pochłaniającym; On dystansuje się od tych, którzy chcą zapalić ogień surowości i osądu, ten sam, którego domagali się Jakub i Jan kilka rozdziałów wcześniej, oburzeni odmową Samarytanów, by ich ugościli w swoim miasteczku (por. Łk, 9, 54). Ogień, o który Mu chodzi, to ogień wewnętrzny, ten sam, który płonął w sercu proroków i o którym Jeremiasz powiedział, że go posiada: «jakby ogień, nurtujący w moim ciele, nie do stłumienia» (por. Jr, 20, 7-9): to jest ten ogień — pasjonowanie się słowem Bożym. Ten właśnie ogień chciałby rozpalić Jezus, by przekształcić nasze serca z kamienia w serca z ciała: pasjonowanie się Bogiem i pasjonowanie się Bliźnim, obliczem Boga i obliczem bliźniego, jeden ogień, jedna pasja: miłość do Boga, płonący ogień, owa żarliwa troska o dom Boży, która kazała Jezusowi wyrzucić kupczących ze świątyni. To tego właśnie ognia pragnie Jezus: ognia, który spali fałszywe wizerunki wiary sprowadzonej do targowiska. Ognia, który jest także Duchem tchnącym z krzyża po Jego śmierci, ognia, który mieszka w każdym z nas i który chce stać się przestrzenią i światłem, by oświecić i uczynić wolnym nasze życie. Lecz to właśnie ten ogień, który Go pochłania staje się przyczyną podziału i niezrozumienia dla wielu.

«Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam». Jezus miałby po to przyjść na świat? On, łagodny, cichego serca, który na początku swojej misji przedstawił się jako ten, który został posłany, aby ubogim nieść dobrą nowinę? Jezus przyszedł jako człowiek pokoju, lecz właśnie Jego życie bezwarunkową miłością aż po śmierć wywołało skutek przeciwny, czyniąc Go znakiem sprzeczności, kamieniem niezgody dla wielu. Ze swoimi słowami, ze swoimi czynami Jezus staje się barierą, która wywołuje kryzys nawet więzi rodzinnych, najbardziej naturalnych więzi w każdym ludzkim życiu. Sprzeciw, jaki napotkała egzystencja Jezusa, spotka również życie Jego uczniów: krewni Jezusa uważają Go za szaleńca i nie umiejąc Go zrozumieć przychodzą, żeby Go powstrzymać (por. Mk, 3, 21), lecz On nie idzie na kompromis i opiera się im, mówiąc, że «Jego matką i braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je» (por. Łk, 8, 20-21). Naśladowanie Go wymaga od nas wiele, chce, byśmy rozważyli, zweryfikowali i wybrali tak, jak wybieramy dobrego budowniczego wież, albo świetnego stratega wojny, czy wyruszyć w drogę razem z Nim, czy nie; w drodze chodzi o to, by każdego dnia walczyć ze sobą, by umrzeć samemu sobie i żyć tylko w Bogu i dla Boga, by z wyrzeczenia się tego, co nie jest niezbędne, tego, co nam przeszkadza i oddala nas od celu, uczynić symbol całej naszej egzystencji. Bitwa toczy się co dzień, lecz celem tej wojny jest osiągnięcie owego pokoju i owej radości, których nic i nikt nie będzie mógł nam odebrać, i nauczenie się oddawania się w darze, prawdziwej miłości. Celem, który chcemy osiągnąć, jest miłość chrześcijańska, jedyna, która może dać siłę do tego, by ostatecznie umrzeć samym sobie i żyć w Bogu; celem jest autentyczna caritas, która jest jednocześnie i niepodzielnie miłością do Boga i miłością do bliźnich.

pod red. Sióstr Wspólnoty w Bose

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama