Żelazny mąż i architekt dusz

5 sierpnia 2013 minęło 35 lat od śmierci ks. dr. Edmunda Barbasiewicza - kapłana, który oddał swoje serce Białej Podlaskiej i Siedlcom.

5 sierpnia 2013 minęło 35 lat od śmierci ks. dr. Edmunda Barbasiewicza - kapłana, który oddał swoje serce Białej Podlaskiej i Siedlcom. Rocznica jest okazją do przypomnienia jego postaci i dokonań.

Wszyscy, którzy wspominają kapłana, zgodnie twierdzą, iż był on oddany ludziom. - Ks. E. Barbasiewicz bardzo dobrze znał naszą rodzinę. W latach okupacji pracował w Międzyrzecu -wspomina ks. dziekan Marian Daniluk, proboszcz parafii Narodzenia NMP w Białej Podlaskiej. - Okoliczne tereny dziesiątkowała wtedy epidemia tyfusu. Rodzice opowiadali mi, jak ofiarnie jeździł do chorych. Cały czas był na furmankach, nie bał się, że się zarazi. Nie patrzył nawet na godzinę policyjną - opowiada.

Kiedy mianowano ks. E. Barbasiewicza rektorem bialskiego kościoła MB Anielskiej, chyba nie zdawał sobie sprawy, że funkcję tę będzie piastował przez najbliższych 30 lat. - Świątynia była w całkowitej ruinie, nie nadawała się do sprawowania kultu, w czasie wojny służyła bowiem jako magazyn wojskowy - wyjaśnia br. Piotr Zajączkowski, gwardian Klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów w Białej Podlaskiej. - Ks. Barbasiewicz od razu podjął decyzję o remoncie. Ze wspomnień osób, które pamiętają tamten okres, wiemy, że bardzo szybko znalazł odpowiednich specjalistów. Zdobył też materiały budowlane, co wówczas był bardzo trudne. Potem zaczął odprawiać Msze św., na które bardzo chętnie uczęszczali jego uczniowie. Oddał tej świątyni swoje serce. Mieszkał przy niej razem z rodzicami. Był człowiekiem otwartego serca i wszystkim starał się pomagać, dlatego też do jego mieszkania pukały tłumy. Interesanci czekali wszędzie, gdzie tylko się dało, przy kościele, obok gimnazjum i na podwórku. Na niedzielne Msze, o 9.00, przychodziły rzesze bialczan - wyjaśnia.

Przyjaciel kapucynów

Kapucyni pamiętają o ks. E. Barbasiewiczu również w swoich modlitwach. - Mamy taki zwyczaj, iż codziennie przed obiadem modlimy się za naszych zmarłych braci, przyjaciół, dobrodziejów i ofiarodawców. Ich imiona spisane są w specjalnej księdze. Pod datą 5 sierpnia mamy wpisanego ks. E. Barbasiewicza. Czytamy tam m.in., że jako rektor kościoła św. Antoniego przyczynił się do przekazania tejże świątyni oraz klasztoru poreformackiego zakonowi braci kapucynów. W 1972 r. został afiliowany do prowincji warszawskiej. Odznaczał się wielkim umiłowaniem ducha franciszkańskiego - cytuje br. Piotr. Afiliacja to tzw. usynowienie, włączenie w rodzinę i pozwolenie na korzystanie z praw i przywilejów w niej obowiązujących.

Ks. E. Barbasiewicz nie uchylał się od pracy i odpowiedzialności. Przyjmował wszystkie zadania, jakie powierzali mu biskupi diecezji siedleckiej. Swój czas dzielił na wielogodzinną katechizację młodzieży, pracę duszpasterską, działalność harcerską, naukę oraz pracę w sądzie biskupim i w siedleckiej kurii. W 1972 r. został rektorem diecezjalnego seminarium duchownego. Temu miejscu oddawał się bez reszty. Czuwał nie tylko nad funkcjonowaniem placówki. W międzyczasie wykładał, spotykał się z klerykami i... nadzorował rozbudowę skrzydła seminarium - co więcej, sam pracował na placu budowy.

Oddany uczniom i klerykom

Pamiętam, jak [ks. E. Barbasiewicz] otrzymał paczkę z parą rękawic. Do przesyłki dołączony był liścik: „Chociaż byle jakie, ale przynajmniej jednakowe”. Kochał ludzi. Zależało mu, by pogłębiali nie tylko swoją wiarę, ale także i wiedzę. Kiedy myślę o seminarium, od razu przypominam sobie jego postać - wspomina ksiądz dziekan.

- Seminarium było oczkiem w głowie ks. Barbasiewicza. Wykładał tam teologię moralną. Zawsze dobrze przygotowany do wykładów, które były bardzo logiczne i poukładane. Miał świetny talent pedagogiczny - opowiada ks. prof. dr hab. Edward Jarmoch. - Widać było, iż lubił pracę z młodzieżą i ze studentami. Wymagający jako egzaminator. Oceniał obiektywnie, ale nie przypominam sobie, by któryś z kleryków narzekał. Pamiętam, iż przez pewien czas, już jako rektor, zastępował ojca duchownego. Prowadził wówczas systematyczne rozmyślania; bazując na listach św. Pawła, głosił konferencje ascetyczne. Zwracał uwagę na zasady dobrego wychowania. Prowadził nawet wykłady savoir-vivre. Nie żałował nam swojego czasu, mimo iż był zajęty rozbudową seminarium. W tamtym okresie zdobycie materiałów budowlanych graniczyło z cudem. Wiem, że wykorzystywał swoje znajomości, które zawarł jeszcze podczas pracy w Białej Podlaskiej. Był tam bardzo lubiany. Wielu jego uczniów piastowało wysokie stanowiska i on bardzo często zwracał się do nich w razie potrzeby. Nierzadko podczas wykładów i kazań wracał do czasów bialskich - zaznacza. Rozpoczynał je tak: „Pewien ksiądz EB (Edmund Barbasiewicz) z miasta B (Biała Podlaska)...”. Umiłował sobie tamtą atmosferę, życzliwość bialczan oraz swoich uczniów, których nie tylko wychowywał i uczył, ale także formował w konfesjonale. Ks. Roman Soszyński w artykule pisanym do Podlaskiego Kwartalnika Kulturalnego wspominał: „Nie jestem w stanie dokładnie określić, ilu jego bliskich uczniów obrało stan duchowy, ale kiedyś na odpuście Matki Bożej Anielskiej, na który poprosił tylko swoich uczniów - kapłanów, naliczyłem ich dwudziestu dwóch. A przecież nie wszyscy przyjechali! (...) Również liczne jego uczennice obrały stan zakonny. Kiedyś „wydębiłem” od niego, bo też niezbyt lubił rozmawiać na swój temat, że był już na profesji siedemnastu uczennic”.

Egzamin przy łożu cierpienia

Ks. E. Barbasiewicz był także autorem katechizmu „Idę do Ciebie, Jezu”, z którego korzystało kilka pokoleń diecezjan. - Podstawowe zasady naszej wiary zawarł w formie katechizmu. Był to bardzo pionierski katechizm. W tamtych czasach nie mieliśmy tak wielu metod nauczania jak dzisiaj, brakowało także książek do nauki religii. Jeden ze studentów Instytutu Teologicznego w Siedlcach pisał nawet pod moim kierunkiem pracę magisterską o tym katechizmie. W ten sposób chcieliśmy uczcić ks. E. Barbasiewicza - mówi ks. profesor.

Wspominając swego rektora z seminarium, przywołuje też pewną wzruszającą sytuację. - Ks. Barbasiewicza poznałem w 1972 r. Mój rocznik jako jedyny mógł cieszyć się jego obecnością przez cały cykl nauki w seminarium. Pamiętam, jak na trzy miesiące wyjechał na misje do Afryki. Wrócił chory i zaraz trafił do szpitala. Po powrocie prosił, by zanieść go do seminaryjnej kaplicy. Klerycy wnieśli go tam na noszach. Wiedział, że gaśnie i odchodzi. Byłem wtedy na szóstym roku. Razem z kolegami zdawaliśmy egzamin z teologii moralnej, tzw. rygorozum. Wszystko odbywało się... przy łóżku chorego księdza rektora. To było dla nas ogromne przeżycie - wspomina ks. prof. E. Jarmoch.

Idziemy na azymut

Bardzo ciepło o ks. Barbasiewiczu mówi także ks. dziekan M. Daniluk. - Były między nami więzy przyjaźni, co przecież nie zdarza się zbyt często. Zawsze można było do niego przyjść i porozmawiać. Nie stwarzał dystansu, ale jednocześnie cieszył się wielkim szacunkiem. Był dla nas autorytetem. Widzieliśmy w nim człowieka modlitwy i wielkiego humanistę. Odwiedzałem go, gdy leżał chory. Prosił, bym mu czytał. Często, żartując, kazał mi wybrać jakąś książkę ze swojej ogromnej biblioteki. Zbiory zajmowały całą ścianę. Pytał o tytuł losowo wybranej książki, a potem z pamięci przytaczał nazwy rozdziałów i opowiadał ich treść. Na wykładach cytował „Trylogię”. Przed śmiercią pozostawił mi wiele pamiątkowych rzeczy - mówi ksiądz dziekan.

Ks. Barbasiewicza poznał w 1974 r. - To on zaszczepił we mnie zamiłowanie do harcerstwa. Lubił przygodę, często zabierał nas na wycieczki i spacery za miasto. Nie szliśmy wyznaczonymi drogami. Na pytanie, dokąd idziemy, mówił tylko: „synku, na azymut”. Nierzadko zabierał ze sobą busolę. Pamiętam, jak nieraz brnęliśmy razem po śniegu. Znał nazwy wielu zwierząt i ptaków. Zachwycał się pięknem przyrody. Pamiątki harcerskie, które mi przekazał, potraktowałem jako zobowiązanie, by nieść te wspaniałe tradycje. Swoje przyrzeczenie harcerskie składałem właśnie przy grobie ks. Barbasiewicza. Kiedy w 1984 r. zakładałem niezależne harcerstwo w Garwolinie, dalej byliśmy wierni zasadom przedwojennym - zaznacza ks. M. Daniluk.

Dopowiada, że ks. Barbasiewicz był wrażliwy na ludzką biedę. Sam żył bardzo skromnie. - Pamiętam, jak otrzymał paczkę z parą rękawic. Do przesyłki dołączony był liścik: „Chociaż byle jakie, ale przynajmniej jednakowe”. Kochał ludzi. Zależało mu, by pogłębiali nie tylko swoją wiarę, ale także i wiedzę. Kiedy myślę o seminarium, od razu przypominam sobie jego postać - podsumowuje ksiądz dziekan.

Na zakończenie warto przytoczyć jeszcze jeden cytat ze wspomnień ks. R. Soszyńskiego: „Gdy spotkałem go kiedyś, zapytałem: Powiedz mi, jak sobie radzisz, mając tyle trudności przed sobą i przeciw sobie? Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i odpowiedział: Trudności?! Staram się ich nie widzieć!”.

Biogram

Ks. dr Edmund Barbasiewicz urodził się 28 stycznia 1912 r. w Węgrowie. W 1931 r. wstąpił do Podlaskiego Seminarium Duchownego w Janowie Podlaskim. Święcenia prezbiteratu przyjął 20 czerwca1937 r. z rąk bp. Henryka Przeździeckiego. Przez kilka miesięcy pracował jako wikariusz w międzyrzeckiej parafii św. Józefa, potem otrzymał nominację na prefekta seminarium mniejszego w Siedlcach. W lutym 1940 r. z powodu wojny trafił do rodzinnego Węgrowa. Przez rok posługiwał tam jako wikariusz. Następnie objął funkcję administratora parafii św. Józefa w Międzyrzecu Podlaskim. W sierpniu 1942 r. został przeniesiony do bialskiej parafii Wniebowzięcia NMP. Równocześnie posługiwał jako wiceproboszcz w tutejszej parafii św. Anny. 1 października 1944 r. uzyskał nominację na rektora kościoła MB Anielskiej w Białej Podlaskiej (dziś św. Antoniego). Pracował jako katecheta w liceum męskim i żeńskim, uczył też w liceum dla dorosłych. Posługiwał również jako kapelan Bialskiego Hufca Harcerskiego i Trzeciego Berlińskiego Pułku Piechoty. W 1950 r. uzyskał tytuł magistra teologii moralnej na Uniwersytecie Warszawskim. Rok później na tej samej uczelni otrzymał tytuł doktora za rozprawę „Psychologia wyznania grzechów na spowiedzi”. W 1953 r. zdobył tytuł magistra prawa kanonicznego. Podczas posługi w Białej Podlaskiej organizował nauczanie religii przy kościele św. Antoniego, był sędzią prosynodlanym Sądu Biskupiego i konsulatorem sekretariatu episkopatu do spraw „super rato”. 21 kwietnia 1956 r. otrzymał nominację na profesora teologii moralnej w seminarium duchownym w Siedlcach. Był kanclerzem kurii siedleckiej i oficjałem sądu biskupiego. W 1960 r. otrzymał tytuł kanonika, w 1973 r. został prałatem. 21 września 1972 r. mianowano go rektorem siedleckiego seminarium. Zmarł 5 sierpnia 1978 r. Został pochowany na cmentarzu w Białej Podlaskiej.

Opr. AWAW

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama