Przede wszystkim chcę widzieć człowieka

Między szkolną lekcją religii a katechezą parafialną nastąpiło jakieś zerwanie. Być może trzeba wykorzystać kryzys, by położyć most, który się zawalił?

Po wakacyjnej przerwie w szkołach znów zabrzmi dzwonek zapraszający uczniów na lekcje. Wraz z początkiem roku szkolnego rodzice staną przed wyborem: czy ich dziecko ma chodzić na lekcje religii? Wprawdzie w niedalekiej przyszłości zamiast rezygnacji z religii będzie alternatywa: albo religia, albo etyka, na razie jednak wielu katechetów z pewnym niepokojem oczekuje na informacje, ilu będzie miało uczniów.

Przyglądając się danym prezentowanym przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce, można zauważyć wyraźny trend spadkowy. W 2019 r. co czwarty licealista nie brał udziału w szkolnej katechezie. Najmniej uczniów na lekcjach religii jest w diecezjach warmińskiej, warszawskiej i łódzkiej, najwięcej z kolei w pelplińskiej, rzeszowskiej i przemyskiej.

Mówienie, że katecheza szkolna nie przeżywa kryzysu, byłoby zaklinaniem rzeczywistości — zauważa Monika Białkowska (s. 18) i analizuje przyczyny tego kryzysu. Rzeczywistości nie zaklina s. Beata Zawiślak, z którą rozmawia Anna Druś (s. 21), i próbuje nas przekonać, żebyśmy w lekcjach religii dostrzegli wartość, zanim uznamy ją z góry za niepotrzebną. Siostra jest teoretykiem i praktykiem, redaktorem podręczników do religii i katechetką, ma więc spore doświadczenie.

Pamiętam, jak podczas zajęć z katechetyki na studiach teologicznych niczym bumerang powracało pytanie: w szkole czy salce? Rozważaliśmy za i przeciw. I, chyba co najgorsze, pozostawaliśmy bez ostatecznej odpowiedzi. A może by powrócić do wspominanej przeze mnie kilka tygodni temu zasady „i/i”? Rzeczywiście, obecność katechety, świeckiego czy duchownego w przestrzenie szkolnej jest nie do przecenienia. To czasami jedyny kontakt z Kościołem, jedyny rzecznik Kościoła, a nieraz i jedyny świadek wiary. Podobnie jak nie do przecenienia jest porządna katecheza w parafii, której ta szkolna nie jest w stanie zastąpić. Tymczasem między szkolną lekcją religii a katechezą parafialną nastąpiło jakieś zerwanie. Być może trzeba wykorzystać kryzys, by położyć most, który się zawalił?

A skoro mowa o kryzysie, trudno ominąć trudną sytuację społeczno-polityczną w Afganistanie. Tło sytuacji zarysowuje dla „Przewodnika Katolickiego” ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego prof. Sebastian Wojciechowski (s. 14). Skutkiem kryzysu na Bliskim Wschodzie jest inny kryzys — migracyjny. Na granicy polsko-białoruskiej pojawiła się grupa imigrantów z regionu Bliskiego Wschodu, nie tylko z ogarniętego chaosem Afganistanu. To wywołało znów demony sporu o podejście do polityki migracyjnej. Nie mam wątpliwości, że każdy w państwie i społeczeństwie ma swoje zadania. Straż graniczna musi chronić granicy Polski, która jest zarazem granicą Unii Europejskiej. Władze muszą szukać rozwiązań, które będą uwzględniały złożoność problemu. W tle jest przecież prowokacja polityczna ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki. Ostatecznie jednak, nie zaniedbując swych ról, nie możemy zapominać o człowieku.

W opublikowanym na stronie Konferencji Episkopatu Polski komunikacie bp Krzysztof Zadarko przypomniał słowa papieża Franciszka: „W świadomości katolików musi wybrzmieć nauka, aktualna od początku Kościoła, że zadaniem chrześcijanina jest rozpoznać i przyjąć Chrystusa w przybyszu. Obojętność nie jest postawą autentycznie chrześcijańską”. Biskup zaapelował o odpowiedzialność szczególnie do polityków i mediów. Ta odpowiedzialność ma polegać na tym, by nie wykorzystywać sytuacji do podsycania lęku czy rozgrywki politycznej, ale uczciwie szukać rozwiązania problemu konkretnych ludzi.

Wydawać by się mogło, że problem migrantów, emigrantów czy imigrantów jest odległy. A jednak, gdy rozejrzymy się wokół nas, zauważymy, jak wielu cudzoziemców już przebywa w Polsce, ilu pracuje, studiuje, odbywa staże. Legalnie i nielegalnie. Musimy sobie też uświadomić, że imigranci rozbili obóz nie na odległej wyspie Lesbos, ale w miejscowości Usnarz Górny, na naszej granicy. Problem nie jest odległy. Nie można udawać, że nas nie dotyczy.

W gruncie rzeczy, gdy myślę o lekcjach religii i problemie uchodźców, znajduję wspólny mianownik. Jest nim człowiek i jego potrzeby, którym trzeba zaradzić. I tym duchowym, i tym materialnym. To bardzo katolickie.

Ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama