• Przewodnik Katolicki

Różnice nie muszą nam przeszkadzać

Problem coraz głębszej polaryzacji społeczeństw zauważają zarówno Amerykanie, jak i Europejczycy. Tak silna polaryzacja niesie ze sobą ogromne niebezpieczeństwo

Informując o wynikach badań przeprowadzonych przez waszyngtoński instytut badania opinii publicznej Pew, „Rzeczpospolita” zamieściła alarmujący tytuł: Polaryzacja społeczeństw: Zachód podzielony jak nigdy. Okazuje się, że aż 90 proc. Amerykanów uważa, że społeczeństwo jest głęboko podzielone na tle poglądów społecznych, politycznych, etnicznych i religijnych. Ponad 50 proc. Francuzów, Włochów, Hiszpanów i Niemców również uznało, że w ich krajach polaryzacja społeczna jest bardzo silna. Obserwując poziom debaty publicznej w Polsce można odnieść wrażenie, że dołączamy do tej grupy społeczeństw podzielonych jak nigdy.

Tak silna polaryzacja niesie ze sobą ogromne niebezpieczeństwo, że to co nas różni, stanie się wyznacznikiem tego, jak kogoś postrzegamy. Że nie zobaczymy już w drugim człowieku nikogo więcej, jak naszego zwolennika albo oponenta. I tak możemy w najbliższej nawet nam osobie widzieć wroga ojczyzny albo faszystę, liberała albo konserwatystę, marzyciela, który w synodzie widzi szansę, albo węszącego kolejną teorię spiskową krytyka synodalności. Im bardziej będzie postępować polaryzacja, tym mniej będzie już przestrzeni na faktyczne słuchanie i próbę zrozumienia, a pozostanie już tylko miejsce na za i przeciw: albo jesteś z nami, albo przeciwko nam; albo jesteś przyjacielem, albo wrogiem.

Kiedy w pierwotnym Kościele uczniowie Jezusa zastanawiali się nad tym, czy poganie przyjmujący chrzest powinni zachowywać Prawo, m.in. dokonywać obrzezania albo powstrzymywać się od jedzenia uznawanego za rytualnie nieczyste, postanowili się spotkać w Jerozolimie i przedyskutować problem. Być może dziś patrzymy na ten temat bez jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego, ale on budził wówczas ogromne napięcie między judeochrześcijanami a tymi pochodzącymi spoza Izraela. Nic nie wiemy o tym, by uczniowie obrzucali się wzajemnie inwektywami, by prześcigali się w tym, kto jest bardziej prawowiernym uczniem Jezusa, albo dzielili się na tych, którzy wiedzą lepiej, i tych, co nic nie rozumieją. Biorąc pod uwagę konkluzję, jaką podają nam Dzieje Apostolskie, należy przypuszczać, że uczniowie wymienili się swoimi zróżnicowanymi spostrzeżeniami, a następnie postanowili rozeznać, co w tej sytuacji powinni zrobić. Przywołują więc Ducha Świętego, który ma im w tym pomóc. To dlatego św. Łukasz będzie mógł zacytować orzeczenie tego zebrania, które nazywamy soborem jerozolimskim: Postanowiliśmy, Duch Święty i my...

Z Nowego Testamentu dowiemy się też o sporze między św. Barnabą a św. Pawłem o św. Marka. Spór musiał być ostry, skoro uczniowie uznali, że nie pójdą dalej razem, ale osobno. Osobno jednak to nie znaczy przeciwko sobie. Poróżnili się, ale pozostali w tym samym Kościele. Każdy realizując swoje powołanie, swoje zdanie, swoją misję. Być może nie przekonali się do swoich racji, być może nie było to wcale konieczne, by mogli dalej pracować dla tego samego Kościoła.

Będziemy się w wielu sprawach różnić. W ocenie synodu, papieża, kierunku, w którym zmierza albo powinien zmierzać Kościół. Będziemy różnie oceniali rząd i opozycję, naszą pozycję w Unii Europejskiej, albo i samą Unię. Różnie spojrzymy na kwestie społeczne, migracyjne, demograficzne. Małżonkowie różnić się będą w ocenie swoich dzieci, dziadkowie będą toczyć spory ze swoimi dziećmi o wychowanie wnuków, księża będą krytyczni wzajemnie wobec podejmowanych inicjatyw lub ich zaniechania. Póki żyjemy na ziemi, póty będziemy się różnić. Doskonałość osiągniemy dopiero w społeczności zbawionych.

Jeśli przy okazji synodu papież zachęca do tego, by nie bać się marzyć, to ja mam odwagę marzyć, że naprawdę możemy być w jednym Kościele, w jednym narodzie, w jednym społeczeństwie tak bardzo różni, spierający się, debatujący, ale przede wszystkim: szanujący się i wzajemnie sobie pomagający. Jezus zbudował Kościół na fundamencie apostołów, którzy mieli różną wrażliwość, różną powierzchowność, różny stopień zrozumienia spraw królestwa Bożego, a nawet różne spojrzenie na sprawy społeczne i polityczne. I wszyscy stanowili ten sam Kościół. Spoiwem jedności ciała o tak zróżnicowanych członkach jest miłość. Apostołowie kochali Jezusa i kochali Kościół. To dlatego wzajemnie się szanowali, choć przecież się różnili. Marzę, byśmy na nowo tak się szanowali i miłowali, jak ci pierwsi chrześcijanie, których świadectwo miłości, pomimo różnic, fascynowało i przyciągało tysiące.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama