Savonarola, utopijne „boże państwa” na ziemi i ks. Dominik Chmielewski

Coraz popularniejsze stają się zamieszczane w internecie płomienne kazania ks. Dominika Chmielewskiego, wzywające do ogłoszenia Chrystusa Królem Polski i uczynienia prawa Bożego prawem państwowym. Coraz bardziej jednak zmierza to w niebezpiecznym kierunku, wyznaczonym w XV wieku przez Girolamo Savonarolę.

Ks. Dominik Chmielewski w swych kazaniach prześlizguje się po tak wielu tematach, że próby całościowej analizy jego myśli skazane są na niepowodzenie. Jego styl przypomina raczej sposób mówienia mówcy motywacyjnego niż duszpasterza. Sądząc po licznych komentarzach zamieszczonych w internecie przez odbiorców, bardzo im to odpowiada. Zacytujmy kilka z nich: „błogosławiony jesteś Boże Teraz i na Wieki Za Takich Wiernych Pasterzy Kościoła” czy „Brawo, brawo , brawo księże Dominiku”, „jeden z niewielu Swiatlych ludzi ktory mowi prawde. Wielu jest powolanych ale niewielu pelni w prawdzie Wole Ojca” (pisownia oryginalna).

W jednym z najnowszych wystąpień, ks. Chmielewski demaskuje „nowy porządek świata”, wiążąc go w przedziwny sposób z objawieniami fatimskimi, wyrwanymi z kontekstu wypowiedziami Papieża Franciszka, objawieniami Rozalii Celakówny – wszystko to zaś prowadzi do tezy, że Polska jest obecnie jednym z niewielu krajem na świecie, który może mieć nadzieję na ocalenie przez Boga pod warunkiem, że ogłosi Chrystusa swym królem, a prawo Boże stanie się prawem państwowym.

Wszystkiemu, według kaznodziei, winni są „panowie tego świata, wielcy tego świata, ci którzy w swojej pysze, szaleńczym opętaniu, chcą stworzyć nowy porządek świata”. Nie, zasadniczym problemem nie jest grzech każdego z nas, który łącząc się z grzechami innych ludzi, urasta często do wymiarów społecznych, ale spisek dokonywany gdzieś tam „na górze”, przez nienazwanych z imienia „panów tego świata”. W pewnym stopniu przypomina to kazania piętnastowiecznego kaznodziei, Hieronima Savonaroli, który również atakował przepełnionych pychą „tyranów” (słuchacze mogli domyśleć się, że chodzi o ówczesne władze Florencji), domagał się politycznych reform, sprzyjał jednym władcom, potępiając innych, a także – podobnie jak ks. Dominik w stosunku do Polski – nawoływał, aby Florencja intronizowała Chrystusa jako Króla (co faktycznie dokonało się pod przewodnictwem Savonaroli w niedzielę palmową 1496 r.).

Problem w tym, że tezy mówiące o „nowym porządku świata” powielane są przez zwolenników spiskowej teorii dziejów, a ich związek z rzeczywistością jest co najmniej wątpliwy. Nie jest oczywiście tajemnicą, że elity finansowe dążą do coraz większej władzy i pomnażania swojego bogactwa kosztem innych. Finansowa przepaść pomiędzy niewielką grupą ultra-bogaczy a całą resztą rośnie z roku na rok. Całkiem niedawno humanitarna organizacja Oxfam ujawniła, że w czasie pandemii, gdy większa część ludzkości zmagała się z jej wyniszczającymi skutkami ekonomicznymi, dziesięciu najbogatszych ludzi na świecie podwoiło swoje majątki. To wszystko nie uprawnia jednak do stawiania tez o tym, jakoby istniał jakiś światowy spisek, dokonywany ponad głowami obywateli. W świecie istnieje bowiem zbyt wiele podmiotów państwowych i gospodarczych, które mają sprzeczne interesy, aby taki spisek był możliwy. Twierdzenia o nadchodzącym „nowym porządku świata”, ktokolwiek by je przedstawiał, są mrzonką, nawet gdyby istniało jakieś grono globalistów, którzy pragnęliby takiego „porządku”. Jak zwolennicy takich teorii chcieliby pogodzić pragnienia amerykańskich finansistów z rosyjskimi tendencjami imperialistycznymi, chińskimi dążeniami do hegemonii gospodarczej czy coraz bardziej nacjonalistycznie nastawionymi Indiami pod przywództwem premiera Modi’ego?

Owszem, prawdziwa jest teza ks. Chmielewskiego, że możnym tego świata (ale nie tylko globalistom) z chrześcijaństwem jest nie po drodze. Nie ma w tym jednak żadnej sensacji – tak było od pierwszych dni chrześcijaństwa. Model władzy służebnej, w której ten, kto panuje, ma być sługą wszystkich, jest nie do przyjęcia dla władców tego świata. Należałoby jednak dodać – nie był do przyjęcia, nie jest i nigdy nie będzie. Łudzenie się, że kiedykolwiek uda się stworzyć państwo i społeczeństwo, w którym władza nie będzie miała skłonności do korupcji i będzie wiernie przestrzegać norm ewangelicznych, jest utopią. Królestwo Chrystusa nie jest z tego świata – o tej prawdzie nigdy nie można zapomnieć.

Kolejne myślowe ewolucje kaznodziei każą zadać pytanie o ich podstawę. „Nie mam wątpliwości, że jeden z tych bardzo ważnych czynników, który ma zresetować stary porządek świata to jest światowa wojna, a po niej głód, zarazy, prześladowania Kościoła”. Czy jest to kontynuacja spiskowej teorii świata? Czy zakamuflowany cytat z Ewangelii? Jeśli to drugie, to przecież Jezus wyraźnie ostrzega nas: „będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych; uważajcie, nie trwóżcie się tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec! Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi” (Mt 24,6-7). Słowa Jezusa odnoszą się do całej historii doczesnej, a nie tylko jakiegoś jednego momentu „wielkiego resetu”. Próba utożsamienia napomnień Jezusa z jakąś konkretną hipotetyczną wojną zaplanowaną przez „wielkich tego świata” jest bardzo groźną nadinterpretacją. Jest ona oczywiście atrakcyjna dla słuchaczy, pragnących ostrych diagnoz i prostych rozwiązań, ale nie ma wiele wspólnego z objawieniem Bożym. Tego rodzaju interpretacje wielokrotnie pojawiały się w historii chrześcijaństwa, wraz z kolejnymi klęskami i wojnami, jednak słowa Chrystusa pozostają zawsze w mocy: „nie trwóżcie się tym – to jeszcze nie koniec!”

Wyrwany z kontekstu cytat z Papieża Franciszka, że „trzecia wojna światowa już trwa” służy jako podparcie kolejnej tezy, że „teraz zostały już podjęte decyzje, aby zmieniła postać tej planety”. „Kreowana jest światowa wojna, która ma całkowicie zresetować świat, który znamy”. I znów wypada zadać pytanie: skąd to wie kaznodzieja? Z prywatnego objawienia czy z zaczytania się w internetowe strony pełne spiskowych teorii? Któż podjął te decyzje? Kto kreuje światową wojnę? Władimir Putin? Xi Jinping? Joe Biden? Bill Gates? Narendra Modi? A może wszyscy razem? Próby intepretacji światowej geopolityki, które pojawiają się w kazaniu ks. Chmielewskiego, są, delikatnie mówiąc, infantylne. Ale zapewne tacy są też jego słuchacze, na co dzień nie interesujący się zawiłościami polityki i ekonomii, chętnie natomiast słuchający uproszczonych diagnoz. Dla nich nie ma znaczenia, czy mówca miesza marksizm, nacjonalizm, internacjonalizm, liberalizm, postmodernizm i komunizm – ważne, że wskazuje na wroga, z którym trzeba walczyć. „Oni” są źli, „my” jesteśmy dobrzy. Potwierdzają to kolejne tezy kaznodziei: „Kiedy patrzę na naszą ojczyznę, nie mam żadnych wątpliwości, że jesteśmy pewnym fenomenem religijno-duchowym na mapie tego świata”. Jak twierdzi ks. Chmielewski, bywał on w Kościele na całym świecie i tylko Polska jest czymś wyjątkowym, szczególnym. „Kiedy porównamy to, co się dzieje w Kościele na całym świecie, uwierzcie mi, że jesteśmy nieprawdopodobnie błogosławieni i chronieni”.

Polska wprost porównywana jest przez ks. Chmielewskiego do narodu wybranego, Izraela. Tak jak Izrael, nie powinniśmy zawierać sojuszy z potęgami tego świata, ale wyłącznie z samym Bogiem. To „On nas ochroni i da poczucie bezpieczeństwa”. Izraelowi przypominali o tym wielokrotnie starotestamentalni prorocy. Jednak ks. Chmielewski ostrzega: „wiecie, jak prorocy ginęli – gwałtownie. Byli wyrzuceni poza nawias, wyśmiani, zlekceważeni...” Można by w tym kontekście wspomnieć także Savonarolę. I on zginął śmiercią gwałtowną, ekskomunikowany przez papieża Aleksandra VI, powieszony 23 maja 1498 r. przez władze Florencji.

Czy mylili się prorocy? Czy mylił się Savonarola? Czy myli się ks. Dominik Chmielewski? Jeśli chodzi o tych pierwszych – nie ma wątpliwości. To oni mieli rację, a odrzucający ich nauczanie władcy Izraela tkwili w błędzie. Wystarczy przywołać proroka Jeremiasza i króla Jojakima, który kazał palić w ogniu przekazane mu proroctwa (Jr 36). Historia potwierdziła prawdziwość nauczania Jeremiasza w całej rozciągłości. Co do Savonaroli nie ma już takiej jasności. Z jednej strony błędy i grzechy, które piętnował, były rzeczywiste. Niemoralność panująca w jego czasach zarówno wśród świeckich, jak i duchownych, była faktem. Jednak postulowane przez niego radykalne rozwiązania religijno-polityczne były błędne. Ewangelia nigdzie nie nakazuje, aby Boże prawo stało się oficjalnym prawem państwowym. Jezus nie postulował wprowadzenia „straży obyczajowej”, która funkcjonowała w republice florenckiej zgodnie z zaleceniami Savonaroli. Próby wymuszenia przestrzegania Bożego prawa poprzez bojówki czy aparat świeckiego państwa skazane są na niepowodzenie.

To, że prawo stanowione (czyli świeckie kodeksy i ustawy) powinno się opierać na prawie naturalnym, danym przez Boga, jest prawdą. Prawo nie może być jedynie wynikiem demokratycznego głosowania, ale musi mieć mocne podstawy etyczne. Nie może to jednak oznaczać teokracji, ustroju podobnego do obowiązującego w państwach islamskich, gdzie szariat staje się prawem państwowym. Czy naprawdę wyobrażamy sobie, że świecki trybunał mógłby egzekwować od obywateli realizację ewangelicznych nakazów: „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego” albo „nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”? A przecież jest to Boże prawo, zapisane w Ewangelii.

Sęk w tym, że łatwo jest rzucać hasła na temat wprowadzania Bożego prawa przez państwo, ogłaszania Chrystusa królem narodu, dużo trudniej jest natomiast prowadzić cierpliwe duszpasterstwo, zmagające się na co dzień z ludzką niedoskonałością, ze skłonnością do grzechu, która panuje w każdym ludzkim sercu. Łatwiej jest tłumaczyć wszelkie zło tego świata spiskowymi teoriami niż pochylić się nad swoim własnym sercem i wykorzeniać z niego egoizm, niewrażliwość, pychę i pragnienie zysku kosztem innych. Tak jak faryzeusze skupiali się na rytualnej czystości, tak niektórzy współcześni kaznodzieje skupiają się na tym, co zewnętrzne – spektakularnych aktach religijnych. Tymczasem Chrystus wciąż wzywa nas do zwrócenia uwagi na nasze własne serce: „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi” (Mk 7,21-23). Pozostaje więc pytanie: czy pójdziemy za tym wezwaniem Chrystusa, rozumiejąc walkę duchową jako mozolny trud nawrócenia i odrzucenia zła w naszym własnym życiu, czy raczej będziemy szukać wszędzie wrogów chrześcijaństwa i walczyć z nimi, a zewnętrzne akty religijne staną się namiastką prawdziwego nawrócenia? Oddając sprawiedliwość księdzu Dominikowi, ten pierwszy wątek pojawia się także w jego nauczaniu. Niestety ten drugi staje się coraz bardziej natrętny i dominujący.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama