Troski Czecha i Lecha

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (29/2003)

Nasi południowi sąsiedzi przeprowadzili w 2001 r. spis powszechny. Okazało się, że blisko czterdzieści tysięcy obywateli Czech zadeklarowało narodowość niemiecką, a dwanaście tysięcy uznało język niemiecki za ojczysty. My natomiast dowiedzieliśmy się ostatnio, że mamy sto siedemdziesiąt tysięcy ludzi deklarujących narodowość śląską. Ich przedstawiciele pojawili się w pierwszych dniach lipca przed Wielką Izbą Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, gdzie rozpoczęła się rozprawa przeciw Rzeczpospolitej, w związku z odmową rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Oczekując na werdykt sędziowski, politycy, którzy przed laty forsowali konstytucję w obecnym kształcie, powinni odpowiedzieć sobie na pytanie: czy zapis o mniejszościach narodowych nie był błędem?

Bo na pewno niewybaczalnym błędem jest brak ostatecznego uregulowania kwestii własnościowych na ziemiach zachodnich. A jako że nie uczyniono tego przed naszym wejściem do Unii Europejskiej, szkoda jest tym większa. Może już niedługo przyjdzie się nam zmagać z szeregiem roszczeń niemieckich. Czyż ujawniony niedawno, a napisany jeszcze w maju, list szefa niemieckiej dyplomacji Józka Fischera do lidera chadeków i premiera Bawarii Edmunda Stoibera, nie jest wystarczająco groźną przestrogą? Popierając starania ziomkostwa Niemców sudeckich, tzw. wypędzonych, o uzyskanie odszkodowań z czesko-niemieckiego Funduszu Przyszłości, Fischer dał czytelny sygnał, czego można się spodziewać w niedalekiej przyszłości. Irytuje ta próba zrównania tragedii ofiar nazizmu z konsekwencjami, jakie spadły na ludność państwa, które było sprawcą wszystkich cierpień. To przecież Trzecia Rzesza wywołała wojnę, realizując zbrodniczy plan podboju świata, na dodatek wyjątkowo perfidnymi metodami. Elementarna przyzwoitość nakazywałaby więc Niemcom zachować przynajmniej milczenie. I tyle. Tylko dla jakich powodów ów majowy list zdecydowano się opublikować właśnie w tym momencie? Wiadomo, że po zakończeniu wojny Czesi wysiedlili trzy miliony Niemców sudeckich, w oparciu o tzw. dekrety Benesza, uchwalone jeszcze przez suwerenne państwo, bo przed komunistycznym przewrotem 1948 r.

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że w taki sposób rozprawiono się ze swoistą "Piątą kolumną", która swoją dywersyjną działalność przypieczętowała, wiwatując na cześć wojsk hitlerowskich, wkraczających do Czechosłowacji. Zostawmy jednak braci Czechów z ich troskami, bo w Lechistanie dość mamy własnych. Jak tu np. nie żywić obaw o to, czy niebawem tzw. wypędzeni - ze Śląska, Prus Wschodnich i Pomorza - nie zechcą się upomnieć o własność na terenie Rzeczpospolitej? Wprawdzie po przegranej wojnie Niemcy, radzi nie radzi, zgodzili się w końcu uznać nowe granice, ale przecież nigdy nie zaakceptowali zmiany własności. I właśnie dlatego żal, że kolejni szefowie polskiej dyplomacji - Skubiszewski, Geremek i ich następcy - bezpowrotnie zaprzepaścili szansę zawarcia traktatu pokojowego z naszymi zachodnimi sąsiadami, który ostatecznie uregulowałby kwestie własnościowe. Być może pozostanie nam tylko przypominać, że przesiedleń przed półwieczem, np. ze Śląska, dokonywali sami Niemcy? A do rozwiązania pozostaje jeszcze problem tzw. mienia pożydowskiego, o czym może lepiej nie wspominać, skoro pojawiają się już groźby, iż Rzeczpospolita - jeśli nie ureguluje tych spraw - będzie upokarzana na arenie międzynarodowej. Nie ma co: różowo to ta nasza przyszłość raczej nie wygląda.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama