Miernik czynienia dobra

Pomocna dłoń ubogaca nie tylko tego, do kogo jest skierowana...

Pomocna dłoń ubogaca nie tylko tego, do kogo jest skierowana... Dając, zyskuje się po stokroć, pod warunkiem, że gestom miłosierdzia towarzyszą autentyczne: troska i miłość.

Ludzie chorzy, ubodzy, cierpiący niejednokrotnie wzbraniają się przed przyjęciem pomocy, argumentując swoją postawę niechęcią wobec litości. Nieprzypadkowo mówi się, że nie sztuką jest dawać! Prawdziwym aktem odwagi bywa nieodtrącanie dłoni niosącej wsparcie. Czyżby człowiek za wszelką cenę chciał uchodzić we własnych oczach za herosa, który bez względu na okoliczności panuje nad sytuacją?

- Istnieje wiele przyczyn takiej postawy - Elżbieta Trawkowska-Bryłka, psycholog, wskazuje konkretny aspekt: - Dużo zależy od intencji darczyńców i formy oferowanego wsparcia. Zdarza się, że ktoś odrzuca pomoc, wiedząc, że nie będzie mógł się odwdzięczyć - wyjaśnia. - Inni boją się uznania za gorszych bądź czują się upokorzeni sposobem proponowanego wsparcia; odpierają je, mówiąc, iż nie potrzebują jałmużny. A bywają też ludzi zbyt dumni, tacy, których własny egoizm zamyka na pomoc, jaką mogliby przyjąć od innych - potwierdza. I zwraca uwagę na wymianę dóbr, jaka dokonuje się między dającym a obdarowanym. - Paradoksalnie, jeśli pomagamy komuś bezinteresownie, nie oczekując niczego w zamian, i tak w efekcie otrzymujemy wiele... Nagrodą jest radość, pokój serca i szczęście, do którego nie mają dostępu egoiści - podkreśla.

WA

Echo Katolickie 50/2012

Jeśli nie tu, to tam...

Lepiej raz dać niepotrzebnie, niż przejść obojętnie wobec prawdziwie potrzebującego. Tyle życiowa mądrość! A jaka jest recepta na ludzką niewdzięczność?

Przeszkodą w byciu samarytaninem względem bliźniego jest pokusa rewanżu. „Ja mu czas, pieniądze, energię, a on co?” - myślimy. I pół biedy, jeśli w oczach obdarowanego dostrzeżemy wdzięczność. Bywa bowiem i tak, że nagrodą za nasz trud staje się obmowa, a nawet złorzeczenie, „bo raz dał, ale już drugi - nie chce”. Jak nie zniechęcić się świadomością braku wzajemności? I jak po raz kolejny wspiąć się na wyżyny dobroczynności, kiedy oddaliśmy komuś niedźwiedzią przysługę: pieniądze poszły na alkohol, upicie się ojca skutkowało łzami żony i dziecka albo raz wręczona paczka z żywnością utwierdziła obdarowanych w pewności, że skoro mają „darmowego” sponsora, troska o codzienny byt jest zbyteczna?

- Chcąc uniknąć żalu i rozczarowania, nie oczekujmy wzajemności! - apeluje E. Trawkowska-Bryłka. I podaje przykład: - Jeśli pomagamy komuś nieznajomemu, o kim z góry wiemy, że nie może się nam odwdzięczyć, np. wspieramy finansowo misje, fundacje czy inne organizacje charytatywne, mamy świadomość, że udzielone przez nas wsparcie jest jednostronne, w związku z czym nie oczekujemy wzajemności. Problem może pojawić się w sytuacji, gdy pomagamy komuś bliskiemu - uwrażliwia, zwracając uwagę, iż wówczas niejednokrotnie rodzi się w nas pragnienie docenienia. - Chcemy być zauważeni i pochwaleni. Szukamy uznania w oczach rodziny - przyznaje i wraca do zbawiennych skutków bycia miłosiernym: - Wiele osób, które angażują się w wolontariat, jest zaskoczonych faktem, ile dobra otrzymują w zamian i jak bardzo służba innym ubogaca ich samych. Nie jest to oczywiście bogactwo materialne, które da się policzyć, zmierzyć, zważyć... Ono wymyka się ludzkiemu poznaniu. Można go jedynie doświadczyć, przekraczając własny egoizm, by zdobyć się na bezinteresowny dar - podsumowuje. Poza tym zawsze zostaje pewność, że jeśli nawet człowiek nie doceni naszej samarytańskiej postawy, Pan Bóg nie zapomni. I odpłaci po stokroć! Jeśli nie tu, to tam...

WA
Echo Katolickie 50/2012

Z potrzeby serca

Cztery ściany są bardzo pojemne - kryją wiele tajemnic. Jednak wprawne oko wrażliwego człowieka dostrzeże drugie dno przyklejonego uśmiechu i, nie zważając na zamknięte drzwi, zapuka z ofertą...

Lepiej iść w zaparte, niż przyznać się do niemocy. Prawda jakże aktualna we współczesności bywa nieraz ciężarem nie do udźwignięcia. I tylko od człowieka zależy, czy da odpór egoizmowi i przyjmie wyciągniętą w geście pomocy dłoń, czy będzie wolał tkwić w skorupie pozornej samowystarczalności, skutecznie odstraszając tych, którzy przykazanie miłowania bliźniego jak siebie samego chcą zaszczepić na grunt codzienności.

Zapuka z ofertą

Jadwiga nie lubiła świąt! Mierziły ją reklamy nawołujące do ogołocenia portfela i wszechogarniająca panika pod hasłem: byle zdążyć przed pierwszą gwiazdką! - I do czego tak się spieszyć? - gderała pod nosem, dosalając jedną ręką zupę, a drugą przeglądając ulotkę wetkniętą pod drzwi. W wigilię też nie będzie szaleć - postanowiła. Bo i dla kogo? Sama zjeść za dużo nie może - wysoki cholesterol. Zresztą, dla jednej osoby nie warto mieszać w garach. A radość z Dzieciątka? - Był, jest i będzie! Katolika nie trzeba przekonywać do wiary w Boga. On ma to we krwi - mówiła do obrazu Najświętszej Panienki.

Dzielna kobieta - można by rzec! Cztery ściany są bardzo pojemne - kryją wiele tajemnic. Jednak wprawne oko wrażliwego człowieka dostrzeże drugie dno przyklejonego uśmiechu i, nie zważając na zamknięte drzwi, zapuka z ofertą...

Z potrzeby serca

Marta była młodą mężatką. Odkąd jej ślubny poszedł na tiry, zrezygnowała z pracy na rzecz opieki nad rodziną. Poświęcenie? Obraziłaby się za to stwierdzenie. Bądź co bądź zakłada ono ofiarę, a przecież troska o najbliższych jest dyktowanym potrzebą serca przywilejem.

Podczas gdy jej dwa szkraby ofiarnie lepiły łańcuch na choinkę, wykorzystała wolną chwilę na zrobienie sprawunków. Wychodząc, zwróciła uwagę na ulotkę wetkniętą pod drzwi naprzeciwko. Kiedy wracała, już jej nie było. „Czujne oko sąsiadki” - skwitowała w myślach. Bez ironii. Bądź co bądź historia pani Jadzi była powszechnie znana mieszkańcom blokowej klatki.

Na fali zapomnienia

Kobieta samotnie wychowywała syna. Decydując się na poród przedślubnego dziecka, zamknęła sobie ścieżkę powrotu na rodzinną wieś. Dwoiła się i troiła, by zastąpić jedynakowi ojca, którego nie miał szansy poznać. I, co by nie mówić, udał jej się chłopak! Po maturze zapoznał dziewczynę. Wkrótce też ożenił się, a miodowy miesiąc spędzali we trójkę - młodzi wprowadzili się do matki na czas remontu wynajętej kawalerki.

Niestety, na fali emigracji za chlebem wkrótce wyjechali do Irlandii. W ciągu minionych lat syn odwiedził matkę tylko raz. Sąsiadki podpytywały ją, kiedy zamierza polecieć do dzieci, ale nagabywania życzliwych Jadwiga zbywała machnięciem ręki. - W moim wieku i stanie to byłby tylko problem - odpowiadała. Jednak głosu serca nie da się oszukać...

Z czymś na osłodę...

- Wiem - wykrzyknęła Beata, ściągając na siebie zdziwione spojrzenia chłopców. - Nic, nic, dzieci, bawcie się! - uspokoiła pociechy i zaczęła obmyślać strategię, jak wcielić plan w życie. „A czego najbardziej brakuje samotnej kobiecie? Towarzystwa” - prawda oczywista nie popsuła jej nastroju. O lekarstwie na dojmującą życiową pustkę pomyśli jutro - jak filmowa Scarlett. A choć na zaradzenie pragnieniom duszy tymczasowo nie miała pomysłu, zadba o potrzeby ciała.

„Czego najbardziej potrzeba emerytce?” - sprecyzowała pytanie. „Suplementu diety, ciepłej czapki i rękawiczek, filiżanki kawy z czymś na osłodę...” - odpowiedź na to pytanie nie sprawiła młodej matce problemu. Jak postanowiła, tak zrobiła... „Będzie, co ma być” - oceniła i zakleiła paczkę.

Stała jak trusia

„Ktoś pukał? Wydawało mi się...” - chcąc się upewnić, Jadwiga sięgnęła po klamkę. Jej oczom ukazała się paczka. Imię i nazwisko - zgadza się. Są znaczki. Słów zagranicznych i tak nie rozumiała... „Jak nic - od Jarka” - wywnioskowała matka. Rozcięła pakunek i z wrażenia aż usiadła. Łzy, dotąd wstrzymywane siłą woli, płynęły obficie po zoranej zmarszczkami twarzy. „Pamiętał” - szepnęła wzruszona i nie namyślając się dłużej nad skutkami kroku, sięgnęła po pierwszy z brzegu przysmak.

- Pani Jadzia?! Zapraszam - Beata, bojąc się, że została zdekonspirowana, stała jak trusia.

- Ja tylko na chwilę, do chłopców, z prezentem od mikołaja - zaznaczyła staruszka, wyciągając z fartucha czekoladę. - Zagraniczna. Syn mi przysłał! - wyjaśniała szeptem ich matce.

Czy starczy odwagi?

„Drobny gest, a może odmienić ludzkie życie” - sprawczyni niespodzianki nie potrafiła ukryć wzruszenia. „Szczypta życzliwości ma szansę osłodzić morze samotności” - oceniła. Zabawa w mikołaja uświadomiła jej też, że nie ma ludzi złych. Są tylko bardzo nieszczęśliwi... I samotni! Czy starczy nam odwagi, by przebić się przez pancerz ich pozornej obojętności?

AGNIESZKA WARECKA
Echo Katolickie 50/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama