Pralinkowe czołgi

To nic, że Europa nie dba o swoją obronność, w razie czego będziemy strzelać pralinkami...

W razie czego będziemy strzelać z pralinek. Tak powinna brzmieć konkluzja szczytu czterech państw, które postanowiły tworzyć „twarde jądro” europejskiej obrony. Bo też Belgia i Luksemburg do mocarstw militarnych nie należą. Co innego Niemcy i Francja. Co prawda ich siły zbrojne ustępują brytyjskim, ale bez wątpienia oba kraje tworzą zasadniczy trzon potencjalnych europejskich sił obronnych.

Nie ulega wątpliwości, że Belgowie i Luksemburczycy znaleźli się w tym towarzystwie tylko dlatego, by nie można było powiedzieć, iż spotkanie jest dalszym ciągiem antyamerykańskiej ofensywy politycznej Chiraca i Schroedera. Rozmowa o wspólnej obronie europejskiej bez Londynu, Madrytu, Rzymu i Warszawy jest pozbawiona sensu. Pech chce, że te kraje podpisały słynny list ośmiu popierający Stany Zjednoczone przed wojną w Iraku. Wobec tego Niemcy i Francuzi brną dalej w budowanie sojuszu skierowanego przeciwko przewadze Stanów Zjednoczonych w świecie. Ogłoszone w Brukseli pomysły tworzenia sztabu europejskiego niezależnego od NATO zostały jednoznacznie odczytane w Waszyngtonie jako krok nieprzyjazny. Bo też, jak przyznał z rozbrajającą szczerością Romano Prodi, Europa wydaje wprawdzie na obronę połowę tego co Stany Zjednoczone, ale jej siły zbrojne stanowią zaledwie 10 proc. amerykańskich, gdy zmierzymy ich potencjalną zdolność bojową. Jeszcze gorzej wyglądają europejskie nakłady na badania wojskowe. Wreszcie, kiedy spojrzymy na decydujące o możliwościach działania militarnego siły nuklearne, zdolność do prowadzenia rozpoznania kosmicznego i możliwości systemów obrony przeciwrakietowej, a w końcu wielkość sił szybkiego reagowania to Europa okaże się militarnym karzełkiem nieporównywalnym z USA. Co więcej, tylko amerykański parasol obronny gwarantuje państwom Europy względne bezpieczeństwo.

Dwie drogi

Poczucie słabości wobec USA prowadzić może do dwóch rozbieżnych dróg działania. Jedną wybrali Francuzi i Niemcy. Jest to rozbijanie NATO, a co za tym idzie, rezygnacja z solidarności demokratycznego Zachodu i tworzenie alternatywnego systemu obrony. Teoretycznie jest to jakiś pomysł. Wymaga on jednak woli politycznej narodów europejskich do znacznego zwiększenia środków przeznaczanych na obronę, i daleko posuniętej solidarności wobec podejmowanych wspólnie decyzji. Szczerze mówiąc, takich przesłanek dotychczas nie ma. Konieczne wydaje się też przyciągnięcie do współpracy największej militarnej potęgi Europy, czyli Wielkiej Brytanii. A Tony Blair, podobnie jak jego konserwatywni oponenci polityczni, bardzo zdecydowanie wybrał drogę ścisłej współpracy z Ameryką. I to jest druga droga dla Europejczyków. Uznać przywództwo USA (co wobec niebezpieczeństwa sowieckiego czynili od końca lat czterdziestych XX wieku) i wspólnym wysiłkiem tworzyć europejski filar NATO. Kiedy Europa będzie wystarczająco silna, może oczekiwać większej dozy partnerstwa. Na razie narzekania płynące z Paryża i Berlina przypominają trochę pretensje Pigmejów, że są dyskryminowani w naborze do koszykarskiej ligi NBA.

Dla porządku wypada dodać, że istnieje trzecia droga. To zbliżenie europejsko-rosyjskie. Federacja Rosyjska ciągle dysponuje pokaźnym arsenałem jądrowym, flotą satelitów szpiegowskich. Próbując montować antyamerykańską oś z Putinem, Chirac i Schršeder niebezpiecznie zbliżyli się do takiej wizji. Byłoby to jednak działanie kompletnie nieracjonalne i grożące nieobliczalnymi konsekwencjami politycznymi oraz gospodarczymi. Po niedawnym spotkaniu Blair-Putin i zbliżeniu rosyjsko-amerykańskim trzecia droga zmieniła się w ślepą uliczkę.

Weimar we Wrocławiu

Dylematy Berlina i Paryża powinny być dla nas tym ważniejsze, że 9 maja we Wrocławiu odbędzie się kolejny szczyt tak zwanego trójkąta weimarskiego, który w zamyśle jego twórcy — ministra Krzysztofa Skubiszewskiego, miał stanowić zasadniczą strukturę współpracy Polski z Unią Europejską. Bez wątpienia we Wrocławiu obaj partnerzy będą namawiali Aleksandra Kwaśniewskiego, do tego by Polska w jakiś sposób przyłączyła się do współpracy wojskowej „twardego jądra” Unii. I część komentatorów oraz doradców politycznych będzie zapewne doradzała prezydentowi RP, żeby miękko poparł tę inicjatywę. Znając styl polityczny Kwaśniewskiego trudno to wykluczyć. A byłaby to opcja dla Polski groźna. Mówiąc szczerze, mamy już na tyle utrwalony wizerunek kraju proamerykańskiego, że jednym gestem go nie zmienimy. Pomijam to, że nie powinniśmy. Nielojalność wobec USA może nas natomiast kosztować dużo na rynku politycznym: zarówno amerykańskim, jak i europejskim. Polska jest dramatycznie słaba militarnie i gospodarczo. Rozkład struktur rządowych ogranicza nasze możliwości oddziaływania na sąsiadów. Jedyną szansę realizacji aspiracji politycznych III RP stanowi bardzo zdecydowana polityka zagraniczna — czasami prowadzona wręcz na granicy ryzyka, wygrywająca sukces, jakim była wojna w Iraku. Powrót do kunktatorstwa i biadolenia, że nas nie stać na wysłanie 2000 żołnierzy do Iraku, doprowadzi do zmarnowania tych sukcesów, które dotychczas udało się nam osiągnąć.

Zbrojna przyszłość Europy

Niespodziewanie udało nam się wrócić do grona państw uczestniczących w prawdziwej polityce międzynarodowej. Do grona, które Piotr Naimski określił kiedyś mianem: „państw rozgrywających”. Ale ten powrót kosztuje. Brak 200 milionów złotych na udział w administrowaniu Irakiem jest kompromitujący. Dla porządku — jest to suma, jaką w ciągu dwóch lat wydaje się na skarpety i inne elementy bielizny w armii. Wspólna obrona europejska też kosztuje. I to o wiele więcej. Amerykanie od dawna nalegali wręcz na wzmocnienie europejskiego filara NATO. Może więc, zamiast tworzyć sojusz pralinkowy z Belgią i Luksemburgiem, należy pomyśleć o prawdziwym europejskim korpusie zdolnym do działania, a nie tylko demonstracji antyamerykańskich. To jednak wymaga prawdziwych pieniędzy, prawdziwej woli politycznej i prawdziwej, a nie wirtualnej polityki. Być może ten test określi też przyszłość Unii Europejskiej. Dla Polski jakikolwiek fałszywy krok w tej grze będzie niezwykle kosztowny.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama