Naucz nas, Panie, liczyć dni nasze

Każdy, kto chciałby zatrzymać się nad przemijaniem, może bez obaw otworzyć księgę Biblii

Każdy, kto chciałby zatrzymać się nad przemijaniem, może bez obaw otworzyć księgę Biblii. Tysiące osób przychodzi i odchodzi z kart natchnionych pism. Mijają lata, a nawet setki i tysiące lat. Wydarzenia są oczekiwane, przeżywane i wspominane. To w Pismach można dostrzec dramat czasu, który w teraźniejszości nieustannie wraca do przeszłości, wspominając to, czego Bóg dokonał dla swego ludu, a równocześnie stale wybiega w przyszłość, obwieszczając czasy mesjańskie, czasy szczęśliwe i czasy inne. Czas w Biblii obejmuje to, co było, i to, co będzie, nie dlatego że ucieka od teraźniejszości, ale po to, by konsekwentnie powtarzać, że za kształt przeszłości i horyzont tego, co nadejdzie, odpowiedzialne jest „tu i teraz”.

Przemijalny świat i niezmienny Bóg

W Piśmie Świętym nie brak krótkich zdań mówiących o przemijaniu. Wymienimy chociaż kilka: Człowiek jak cień przemija (Ps 39, 7); Dni moje lecą jak tkackie czółenko, i kończą się, bo braknie nici (Hi 7, 6); Usuń przygnębienie ze swego serca i oddal ból od twego ciała, bo młodość jak zorza poranna szybko przemija (Koh 11, 10); Czas nasz jak cień przemija, śmierć nasza nie zna odwrotu: pieczęć przyłożono, i nikt nie powraca (Mdr 2, 5); Przemija [...] postać tego świata (1 Kor 7, 31); To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie (2 Kor 4, 18); Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki (1 J 2, 17).          

Spoglądając na to, co w Biblii przemijalne, nietrudno jednak zauważyć, że gdzieś w tle stale obecne jest to, co niezmienne. To tak jakby Pismo malowało portret wszech czasów, na którym tysiące chmur spraw przemijających mknie na niezmiennym nieboskłonie boskości. I chociaż pierwszy plan zapełniają prawie całkowicie obłoki, które przychodzą i odchodzą, gdzieś spomiędzy nich wyziera Niezmienny. Mówi Pismo: Słowo Twe, Panie, trwa na wieki, niezmienne jak niebiosa (Ps 119, 89); Ty, o Panie, Ty trwasz na wieki. Twój tron — przez pokolenia (Lm 5, 19); Ty trwasz na wieki, a my nic nie znaczymy (Ba 3, 3); Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności (Jk 1, 17); Jezus Chrystus — wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13, 8).

Biblijny obraz przemijania to — jak mówiliśmy — wielki portret wszech czasów. I chociaż spojrzenie na całość daje poczucie niesamowitej harmonii i sensu, to jednak w ogólnej wizji może umknąć wiele szczegółów ważnych nie tylko dlatego, że składają się na całość, ale może przede wszystkim dlatego, że są one wyrazem życia konkretnego człowieka. Spróbujmy zatem popatrzeć na mały fragment owego biblijnego portretu przemijania, który zawarty jest w Psalmie 90 (por. Ps 90, 1-17).

Relatywizm przemijania

Kiedy siedzimy w pociągu stojącym na stacji, a sąsiedni pociąg rusza, nie mamy pewności, który z pociągów wyjeżdża ze stacji, a który na niej stoi. Ruch zależy od punktu odniesienia. Można oskarżać ślimaka, że wolno się porusza, ale zapewne inaczej popatrzyłby na to mieszkaniec kosmosu, bo przecież codziennie ślimak przemierza tysiące kilometrów razem z Ziemią, która kręci się wokół własnej osi. Ruch zależy od punktu odniesienia. Tak samo rzecz ma się z przemijalnością.

Autor Psalmu 90 zauważył przemijalność życia ludzkiego, gdy porównał człowieka z Bogiem. Już w pierwszych słowach Psalmu pisze, że Bóg był dla narodu ucieczką z pokolenia na pokolenie (w. 1), czyli nieustannie, długo, zawsze. Co więcej, Bóg był nawet wcześniej: Zanim góry narodziły się w bólach, nim ziemia i świat powstały, od wieku na wieki Ty jesteś Bogiem (w. 2). Wobec takiej perspektywy dwie myśli nasunęły się Psalmiście nieuchronnie. Pierwsza o śmierci człowieka. Porównanie z wiecznym Bogiem musiało doprowadzić do kontrastu z umierającym człowiekiem. Przecież człowiek umiera! Dlatego mówi: W proch każesz powracać śmiertelnym i mówisz: „Synowie ludzcy, wracajcie!” (w. 3). Człowiek umiera, a Bóg jest wieczny. Człowiek kończy, Bóg nigdy. A skoro życie ludzkie kończy się, to znaczy, że nie jest długie. Komentując ten Psalm, Orygenes pyta: „Czyż bowiem może być długie to, co ma koniec?”.

Druga myśl Psalmisty zrodzona po medytacji wieczności Boga poszła w kierunku minimalizacji długości życia człowieka: Tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, niby straż nocna (w. 4). Nawet gdyby człowiek żył tysiąc lat, a według Biblii najdłużej żył Metuszelech — dziewięćset sześćdziesiąt dziewięć lat (por. Rdz 5, 27), w boskiej perspektywie to naprawdę niewiele. Psalmista chciał powiedzieć, że nie jest to nawet jeden dzień, ale poprawił się zaraz, bo cały dzień wydawał mu się zbyt długi. Dlatego powiedział: niby straż nocna, czyli trzy godziny, jeśli założyć, że każda noc dzieliła się na cztery straże — warty.

Co uzyskał autor, dookreślając porównanie z jednego dnia na jedną straż nocną? Najpierw jeszcze bardziej uwypuklił różnicę między wiecznością Boga a skończonością człowieka. Tysiąc lat to okres dłuższy od dnia ponad trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy razy. Już to daje niesamowitą dysproporcję. Kiedy jednak porówna się tysiąc lat z jedną strażą nocną, dysproporcja powiększa się ośmiokrotnie, dając liczbę ponad dwóch milionów dziewięciuset dwudziestu tysięcy. Oczywiście Psalmista nie obliczał tych godzin tak skrupulatnie, z kalkulatorem w ręku. Zamiar jednak osiągnął taki sam, jaki osiąga kalkulator, zestawiając trzy godziny z tysiącem lat. W Boskich oczach życie człowieka jest prawie trzy miliony razy krótsze niż w naszych oczach. Prawie trzy miliony razy krótsze... A przecież nikt nie żyje tysiąc lat.

Wielu powinno to wystarczyć. Psalmiście nie wystarczyło, dlatego nie mówi o trzech godzinach dnia, ale o trzech godzinach nocy — mówi o straży nocnej. Dlaczego? Bo w nocy ludzie śpią. A kiedy śpią, straż nocna jest dla nich całkowicie niezauważalna. Przemija szybciej niż chwila. Tym sposobem już nie mamy prawie trzech milionów różnicy między trzema godzinami i tysiącem lat, a czas, którego się w ogóle nie zauważa, wobec czasu, który wydaje się bardzo długi.

Przemijalność jest względna, czyli prawie wszystko zależy od punktu odniesienia. Gdyby zestawić człowieka z kwiatem albo i rosą, to jego życie wydawałoby się wieczne. Gdyby zestawić człowieka z samym sobą, toby się w ogóle nad przemijalnością nie zastanowił. Dopiero kiedy punktem odniesienia staje się Bóg, życie ludzkie odsłania się jako niewyobrażalnie krótkie.

Problemy z jakością życia

Medytacja nad ludzkim życiem nie skończyła się analizą ilościową. Psalmista nie poszedł w kierunku stwierdzenia: człowiek żyje krócej, ale lepiej. Byłby wówczas nieszczery z samym sobą. Tak jak boska perspektywa pokazała, że życie ludzkie jest naprawdę krótkie i szybko przemija, tak zwykła ludzka obserwacja kazała mu powiedzieć, że życie ludzkie, chociaż zaczyna się pięknie, z czasem traci nieuchronnie na jakości. Dlatego mówi o ludziach: Stają się jak sen poranny, jak trawa, co rośnie: rankiem kwitnie i jest zielona, wieczorem więdnie i usycha (w. 5-6).

W refleksji nad jakością życia autor biblijny nie zadowala się sloganem „takie jest ludzkie życie”, ale idzie dalej. Nie dość, że człowiek żyje krótko i coraz gorzej, to jeszcze raz po raz zdaje się niszczony przez Boga. W kolejnych wersetach Psalmista powie wprost: Zaiste, Twój gniew nas niszczy, trwoży nas Twe oburzenie (w. 7). Nie chodzi o to, że cała ludzkość jest pod wpływem Bożego gniewu albo że Bóg uprzykrza nieustannie niektórym życie. W Starym Testamencie gniew Boga działa tylko w pewnych okolicznościach.

O tych okolicznościach mówi również Psalm 90: Stawiasz przed sobą nasze winy, nasze skryte grzechy w świetle Twojego oblicza (w. 8). To grzech człowieka powoduje gniew Boga. A że człowiek grzeszy często, nawet codziennie, Psalmista może śmiało powiedzieć: Wszystkie dni nasze płyną pod Twoim gniewem (w. 9). Żeby jednak nie być zrozumianym, iż całe życie jest nieszczęściem, Psalmista doda: Czas naszych dni — to lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt; a większość z nich — to trud i marność (w. 10). „Większość” to nie wszystko.

Sprawa jakości życia leżała Psalmiście bardzo na sercu, skoro jeszcze będzie do niej wracał. W wersecie 11 pyta: Któż potrafi zważyć ogrom Twojego gniewu i kto może doświadczyć mocy Twego oburzenia? A w wersecie 15, nawet kiedy prosi o radość, wspomina Bogu o dniach, w których nas przygniotłeś, i latach, w których zaznaliśmy niedoli. I może właśnie ten werset wydaje się kluczowy w zrozumieniu powracającej idei Bożego gniewu. Jeśliby bowiem przyjąć, jak chce wielu biblistów, że Psalm został napisany w niewoli babilońskiej, to nie ma się co dziwić autorowi, że życia w takich warunkach nie nazywał błogosławionym przemijaniem.

Jeszcze inni, zwłaszcza tradycja żydowska, autorstwo Psalmu przypisują Mojżeszowi, jak zresztą podaje tytuł Psalmu: Błaganie Mojżesza, męża Bożego (w. 1). Mojżesz miałby skomponować ten Psalm niedługo przed śmiercią, po czterdziestoletniej wędrówce przez pustynię. I znowu, tak jak w przypadku niewoli babilońskiej, wędrówka po pustyni, chociaż zmierzała w kierunku ziemi obiecanej, nie była czasem beztroskim. A może trzeba przyjąć jeszcze trzecią możliwość. Człowiek, który napisał ten Psalm, myślał o swoim życiu i o życiu tych, którzy tak jak on nie doświadczali za wiele radości i szczęścia. Nietrudno i dziś znaleźć ludzi, którzy potwierdzą, że prawie całe życie było dla nich udręką i męczarnią.

To, co zaskakuje w medytacji nad jakością życia, to fakt, iż Psalmista nie ma pretensji do innych, nie użala się również za bardzo nad sobą, ale wielokrotnie powtarza, że to Bóg gniewem, oburzeniem i przygnieceniem wpływa na „jak” ludzkiego życia. Dla nas brzmi to prawie jak zarzut wobec Stwórcy albo oskarżenie samego Najwyższego Sędziego. Dla człowieka Biblii to przede wszystkim wyraz wiary, że jeśli Bóg dopuścił trud, to sam za tym trudem stoi. A skoro stoi za tym trudem, to jest szansa na coś, czego jeszcze nie było.

Nadzieja na zmianę

Gdyby Psalmista nie wiązał trudów swojego życia z Bogiem, nie mógłby się do Niego odnieść ani prosić Go o pomoc. Mógłby sam pozostać z dramatem swojego życia, ale zapewne zrozumiał, że sam nic nie może. Mógłby poprzestać na żaleniu się bliźnim, ale był na tyle mądry, by widzieć, że to nie zmieni kondycji jego życia. W przemijalności zobaczył szansę i Tego, który jako jedyny jest w stanie nie ulec przemijalności, ale ją przemodelować. Dlatego zwraca się do Boga: Naucz nas... Zwróć się, o, Panie... Bądź litościwy... Nasyć nas swoją łaską... Daj radość... Wspieraj pracę... (w. 12-17).

Tak jak spojrzenie w stronę Boga rodzi poczucie krótkości i kruchości życia, tak samo kontynuacja tego spojrzenia rodzi nadzieję na zmianę. Psalmista nie chce uciekać od prawdy o sobie. Nie wybiera takich punktów odniesienia, które zapewniłyby mu chwilowe poczucie wielkości i trwałości. Wierzy mocno w to, że nawet jeśli odniesienie do Boga może tworzyć początkowo dysproporcje, ostatecznie jest jedynym sensownym dla człowieka punktem odniesienia. Sensownym to znaczy takim, który nie godzi się z przemijalnością, ale chce przemijalność okiełznać.

Świadomość przemijania bowiem może rodzić nie tylko poczucie znikomości, lecz także nadzieję na zmianę. Bo skoro wszystko przemija, może przeminąć również to, co jest ciężarem. Gdyby nie ta wiara, jakże mógłby Psalmista napisać: Nasyć nas od rana swoją łaską, abyśmy przez wszystkie dni nasze mogli się radować i cieszyć (w. 14)? Przecież przed chwilą powiedział, że wszystkie dni upływają pod Bożym gniewem, a teraz wierzy, że przez wszystkie dni można się cieszyć? Tak. Bo skoro do Boga odniósł się w trudach swojej przeszłości, to również w Bogu znajduje nadzieję na przyszłość.

Wierzy, że skoro życie potrafi przeminąć, to tym bardziej może zmienić się jego jakość. Jednak może tego dokonać tylko Ten, który jest ponad wszystkim. Zmiany w tym, co przemijalne, mogą przyjść tylko od Nieprzemijalnego, który by zmienić to, co przemijalne, musi w pewnym sensie sam się zmienić. Bóg gniewu wezwany jest do zmiany w Boga łaski. Bóg daleki wezwany jest do powrotu. Bóg zakrytych dzieł wezwany jest do objawienia. Bóg, który przygniata, wezwany jest do bycia Bogiem, który wspiera.

Zaskakujące, że Psalmista nie prosi o „wyzwolenie od zbliżania się w stronę śmierci ani nawet o nieśmiertelność”. Nie szuka też ucieczki „od tego, co zmienne, w stronę niezmienności”. Prosi Boga o aktywniejsze wkroczenie w życie człowieka. To mu wystarczy. Nie nieśmiertelność i nie niezmienność, ale zbawcza obecność Tego, który jest nieśmiertelny i niezmienny. Człowiek potrzebuje bowiem bardziej Nieśmiertelnego niż nieśmiertelności. To relacja z Tym, który jest ponad przemijalnością, nadaje nową jakość temu, co przemijalne. Nie chodzi o to, by uciec od kruchości i krótkości życia człowieka, ale by znaleźć w niej Tego, który nada nową jakość temu życiu.

Nietrudno uchwycić tu ryzyko Psalmisty. Gdyby nie odniósł ludzkiego życia do Boga, nie dostrzegłby znikomości człowieka. A że znikomość może przerażać, wielu woli nie zestawiać swojego życia z wiecznością. Znajdują inne punkty odniesienia, pocieszając się, że nie jest tak źle. Autor Psalmu 90 woli jednak odnieść się do Boga, bo skoro On istniał od zawsze i jest przed życiem nie tylko człowieka, lecz także świata, to jedynie takie odniesienie może nadać temu, co przemijające, nieprzemijający sens. I chociaż zestawienie z Bogiem może zniechęcać, Psalmista nie zniechęcił się dysproporcją, ale szukał w Tym, który jest najbardziej inny od człowieka, Tego, który najbardziej człowiekowi może pomóc. Tak przemijalność woła o Innego nie po to, by się stać Innym, ale by z Innym przemijać.

Boskich dni nie jesteśmy w stanie policzyć

Na koniec wróćmy do wersetu 12 Psalmu 90: Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca. Dosłownie, zdanie to można by oddać jako: „Tak nas naucz liczyć dni nasze, byśmy wprowadzili w serce mądrość”.

Psalmista wie, że dni człowieka przemijają. Wie, że tylko Bóg jest w stanie zmienić jakość tego, co przemijalne. Ale zdaje sobie sprawę, że wszystko może popsuć zaniedbanie w matematyce. Bo można liczyć źle. Dlatego prosi Boga, by był nauczycielem właściwej matematyki. Co to znaczy „umieć liczyć własne dni” i to liczyć je tak, by nie wyjść na głupca? Czy to znaczy wiedzieć, że dni człowieka są krótkie po to, by nie przeżyć ich nadaremnie? A może należy pamiętać, że dni są policzone i życie człowieka się kończy, bo od tej pamięci zależy mądra egzystencja? A może jak twierdzi Angelo Lancellotti chodzi o to, by „właściwie ocenić życie ludzkie widziane przede wszystkim w jego aspektach negatywnych”?

Boskich dni nie jesteśmy w stanie policzyć. Własne dni liczyć bez Boga, to skazać się na głupotę. Żyć każdego dnia obok Mistrza i Nauczyciela, który wyjaśnia właściwe proporcje i wartości każdej godziny oraz lat, to wprowadzić w serce mądrość, która nie przeminie w tym, co przemijalne.

Ks. Wojciech Węgrzyniak (ur. 1973), biblista, adiunkt w Katedrze Egzegezy Starego Testamentu na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Opublikował między innymi: Po prostu Miłość; Listy z Niebieskiej Ameryki; Twarzą w twarz z Ukrzyżowanym.

W wersji internetowej nie zachowano przypisów

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama