W świętych obcowaniu

Papież Paweł VI był nie tylko wybitnym papieżem-reformatorem i papieżem-politykiem, ale przede wszystkim był papieżem, cechującym się głębokim życiem duchowym i świętością

W świętych obcowaniu

Paweł VI nakłada biret kardynalski Josephowi Ratzingerowi
podczas swojego ostatniego konsystorza
(27 czerwca 1977 r.)

W tych miesiącach Paweł VI na nowo stał się przedmiotem studiów, refleksji, komentarzy; jednakże niemal cały ten obfity dorobek koncentruje się na latach pontyfikatu, a zwłaszcza na jego roli podczas Soboru. Nie można oczywiście umniejszać wielkiego znaczenia papieża Montiniego i potrzeby tej pracy badawczej i historycznej interpretacji, istnieje jednak niebezpieczeństwo, że na plan drugi przesuną się duchowa wielkość i zdolność do refleksji człowieka, który był także prawdziwym pisarzem.

Mała książka, w której zebrane są jego Scritti spirituali — Pisma duchowe (Studium), przedstawia natomiast na nowo, na niewielu treściwych stronicach, wewnętrzny wymiar chrześcijanina, który potrafił oddawać się refleksji i obserwować siebie od lat młodzieńczych i który poświęcił uwagę i miłość epoce, w której żył. Jego spojrzenie na nowoczesność jest w istocie zawsze głębokie, a nigdy negatywne. Jeżeli w swoich czasach dostrzega jakieś uchybienie — «my, współcześni, utraciliśmy cnotę kontemplacji. Potrafimy czytać, myśleć, mówić; ale nie umiemy czynić tego bez ciężkiego przywiązania do postrzegalnych zmysłami obrazów» — od razu stara się znaleźć sposób na to, aby odmienić sytuację tejże niedoskonałości: «Lecz gdybym mógł odczytać swoimi krótkowzrocznymi oczami, widzącymi tylko nowoczesność, moimi oczami chciwymi nowoczesności materialny alfabet niematerialnego ducha, powróciłaby radość, ufność».

Montini dostrzega w egocentryzmie, będącym owocem bezgranicznego indywidualizmu, najpoważniejszy problem swoich czasów: tendencję do traktowania religii jako doświadczenia czysto duchowego. W ten sposób — pisze — każdy dąży do stworzenia sobie religii indywidualnej, w sprzeczności z religią Kościoła, i «zamiast nieomylności papieża» głosi «nieomylność własnej zdolności emocjonalnej». Z tego powszechnego stanu ekscytacji wyłania się na nowo i znów staje się «modny» bardzo stary grzech, «tak dawny, że nikt już nie tylko nie potrafił go popełniać, ale nawet wytłumaczyć sobie», a mianowicie «bałwochwalstwo», utrwalone «dzisiaj we własnych uczuciach, z bezprawnym zawłaszczeniem absolutu».

Jego idea wiary jest nowoczesna i dynamiczna: «Kim Ty jesteś, dowiaduję się w ruchu: w miarę jak umysł myśli o naturze Boga, nie może się zatrzymać», bowiem «Bóg jest poznawalny, ale niewysłowiony». Montini jest wszak dobrze świadomy tego, że w kulturze nowożytnej zapanowała idea, jakoby jedynie wątpienie było źródłem ruchu, podczas gdy to właśnie «pewność wprawia w ruch i zapładnia ducha».

Jeżeli łatwa droga emocji, uczucia jest zamknięta dla chrześcijanina, Montini wie jednak, jak trudny jest ten rygor: «Lecz to, że Bóg we mnie, Bóg Objawienia i Łaski, pozostaje jeszcze ukryty, trudno jest mi pojąć». Chodzi wszak o cierpienie, które trzeba zaakceptować, ponieważ nadrzędnym prawem królestwa Bożego «jest szukanie Boga, a nie siebie; co więcej, szukanie Go, umartwiając się».

Posiadający obfitość rad odnośnie do wzrastania w życiu duchowym, na podstawie własnego doświadczenia, zdołał streścić w paru słowach powinność prawdziwego chrześcijanina: «Trzeba być bardzo spójnym i bardzo obojętnym na własne zajęcia». Ponieważ człowiek duchowy musi przeżywać świadomie swój czas: «Trzeba potrafić rozumieć rzeczy, ludzi, fakty; trzeba umieć czytać znaki czasu; trzeba od książki przechodzić do życia, nie tracąc wprawności myślenia».

Rozumne umiłowanie swoich czasów, sumienne i uważne pełnienie swojej misji wskazuje on jako wzór, którym potem będzie się kierował w czasie swojego pontyfikatu i który wyłoni się jasno w całym swoim splendorze w jego ostatnich pismach, kiedy to Paweł VI snuje rozważania nad śmiercią, używając głębokich i nowych słów. Tutaj, przechodząc od medytacji aktualnej dla wszystkich istot ludzkich do szczególnej medytacji nad swoją rolą jako papieża, wyjawia w niewielu, treściwych, zdaniach, jak ogromna miłość do Kościoła we wszystkich jego aspektach kierowała jego działaniem.

«Dlatego proszę Pana — pisze — by obdarzył mnie łaską, abym swoją rychłą śmierć uczynił darem miłości dla Kościoła (...). Chciałbym nareszcie zrozumieć go z całą jego historią, z jego Bożym zamysłem, z jego ostatecznym przeznaczeniem, z jego złożonym, pełnym i harmonijnym składem, z jego ludzką i niedoskonałą konsystencją, z jego nieszczęściami i jego cierpieniami, słabościami i nędzami tak wielu jego synów, z jego mniej sympatycznymi aspektami i z jego wiecznym wysiłkiem dochowania wierności, miłości, doskonałości i miłosierdzia. Mistyczne Ciało Chrystusa. Chciałbym je objąć, pozdrowić, kochać je w każdej istocie, która je tworzy, w każdym biskupie i kapłanie, który je wspiera i prowadzi, w każdej duszy, która nim żyje i je ukazuje; błogosławić je. Także dlatego nie opuszczam go (...) śmierć jest postępem w świętych obcowaniu».

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama