Naznaczone ranami Chrystusa

Kościół oficjalnie uznał stygmaty tylko u dwóch świętych, ale w całej jego historii osób naznaczonych ranami było około 350, z czego 300 to kobiety.

 

Samo słowo stygmat wywodzi się z języka greckiego stigmata, które oznaczało znamię, czy też piętno wypalane najczęściej żelazem na skórze niewolników lub przestępcy. Inaczej mówiąc taki stempel. Natomiast w wierze rzymskokatolickiej stygmaty są rozumiane jako znaki pięciu ran Jezusa Chrystusa, które zostały zadane Mu w czasie ukrzyżowania. Jak wiemy rany te umiejscowione są na dłoniach, stopach oraz w boku. Są nimi także znamiona, którymi naznaczył wybrańców Bóg, np. ślady po biczowaniu czy koronowaniu cierniem. Wpisują się one w konkretny kontekst liturgiczny każdego piątku, Wielkiego Tygodnia czy niektórych świąt. Mogą być widoczne kilka godzin, kilka miesięcy, a nawet całe życie, jak i stygmaty ukryte. Dla ścisłości osoby wybrane przez Boga, naznaczone krwawiącymi ranami terminem stygmatyków określano dopiero w epoce średniowiecza. I co trzeba jeszcze podkreślić to fakt, że Kościół cały czas podchodzi jednak do tego z dystansem i dużą ostrożnością. A sama procedura rozpoznawania stygmatów jest długa, gdyż wymaga szczegółowych badań każdego wątku życia danej osoby. Oczywiście nie chodzi o ich kwestionowanie, ale zweryfikowanie przez lekarzy i naukowców, którzy pomagali i pomagają Kościołowi ustalić fakty. Ten „dar”, jak stwierdził kiedyś papież Benedykt XVI wyraża przecież „intymną identyfikację z Panem”. I dlatego, jak już zostało wspomniane Kościół oficjalnie uznał stygmaty tylko u dwóch świętych, a mianowicie u  św. Franciszka z Asyżu i św. Katarzyny ze Sieny, ale też warto zaznaczyć, że 62 innych stygmatyków zostało przez Kościół beatyfikowanych bądź kanonizowanych.

Umiłowanie Jezusa ukrzyżowanego

Tych dwóch postaci nikomu przedstawiać nie trzeba, ale są także takie, o których warto wspomnieć. A co więcej, są to w zdecydowanej większości kobiety i to wielkie postacie, jak np. błogosławiona niemiecka zakonnica Anna Katarzyna Emmerich, siostra Faustyna Kowalska, św. Maria od Jezusa Ukrzyżowanego, św. Małgorzata Maria Alacoque, wizytka z Paray-le-Monial. Tych postaci myślę, że też przedstawiać nie trzeba. Chciałabym raczej ukazać kobiety, które są może mniej znane, jednak docenione przez Kościół. Taką osobą była Gemma Galgani, która była pierwszą świętą zmarłą i kanonizowaną w XX wieku. Sam św. ojciec Pio wyznał kiedyś, że codziennie modlił się za jej wstawiennictwem, ucząc się od niej pokory i umiejętności przyjmowania cierpienia. Jak się okazuje nie był on jedynym, który zafascynował się młodziutką Włoszką, która z ufnością podchodziła do życia i swego cierpienia, bo także i papież Paweł VI mówił o niej: „Córka męki i zmartwychwstania, umiłowana córka Kościoła, który sama czule miłowała”. Jej życiem inspirował się również św. Maksymilian Kolbe, który obrał ją za nauczycielkę życia wewnętrznego. Święty ten w liście do matki pisał, iż lektura duchowego pamiętnika Gemmy przyniosła mu więcej pożytku niż seria ćwiczeń duchowych. Nie można nie wspomnieć też św. Jana Pawła II, który wskazał Gemmę Galgani jako przykład do naśladowania szczególnie siostrom pasjonistkom.

Gemma urodziła się 12 marca 1878 roku w Borgonuovo di Camigliano, miała siedmioro rodzeństwa, którym musiała się zaopiekować po śmierci matki, opuszczając szkołę Sióstr Oblatek Ducha Świętego, gdzie przyjęła I Komunię Świętą. Opiekując się chorym bratem sama zachorowała i nigdy już nie powróciła do zdrowia. A kiedy zmarł ojciec została z rodzeństwem bez środków do życia. I właśnie wtedy, któregoś dnia po przyjęciu Komunii Świętej usłyszała Jezusa, który powiedział do niej: „Odwagi, Gemmo, czekam na ciebie na Kalwarii”. Krzyżem jakim została „obdarowana” były liczne choroby, w tym także guz mózgu, ale nie skarżyła się, potrafiła zachować silną wiarę i pogodę ducha, bo była przekonana, że: „kiedy jesteśmy ściśle związani z Jezusem, nie ma ani krzyża, ani smutku”. Warto zaznaczyć, że po odmówieniu Nowenny do błogosławionej Małgorzaty Marii Alacoque, guz u Gemmy zniknął. Stygmaty otrzymała 8 czerwca 1899 roku, w wigilię uroczystości Serca Pana Jezusa, które ukryła w rękawiczkach i jak co dzień poszła na Mszę Świętą. Gemma uczestniczyła odtąd we wszystkich cierpieniach Chrystusa. Gdy rozważała mękę Pańską, pojawiał się u niej krwawy pot, na ciele miała liczne, głębokie rany szarpane będące śladami biczowania, ranę z boku, długą na sześć centymetrów i ranę lewego ramienia. Na jej czole widoczne były także krwawe ślady po koronie cierniowej. Wszystko zaczynało się w każdy czwartek wieczorem i utrzymywało do piątkowego wieczoru, kiedy to cierpienia się nasilały.

Inną włoską świecką stygmatyczką była Jadwiga Carboni, żyjąca w latach 1880-1952. Ona jak św. Ojciec Pio, doświadczała także bilokacji i ekstaz połączonych z unoszeniem się w powietrzu. 15 czerwca 2019 roku na kard. Angelo Becciu, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, pochodzący zresztą z Sardynii, ogłosił swą rodaczkę błogosławioną.

Rany nie tylko zewnętrzne

Mówiąc o kobietach stygmatyczkach, należy zaznaczyć, że w Polsce to wyłącznie one nimi były. Kobiety budziły fascynację, podziw, ale czasami także niechęć. W tym miejscu chcę poświecić uwagę kilku z nich zaczynając od bł. Doroty Schwartze ( z Mątowów), gdyż jest ona pierwszą uznawaną polską stygmatyczką. Dar stygmatów otrzymała w wieku sześciu lat i jej pragnieniem było wieść życie „klasztorne i pokutne”, co udało jej się dopiero pod koniec życia, gdyż wcześniej została wydana za mąż, urodziła dziewięcioro dzieci. Ta średniowieczna stygmatyczka zmarła 25 czerwca 1394 roku i  długo trzeba było czekać na jej następczynie. Pojawiły się one dopiero na początku XX wieku.

Jedną z nich była s. Wanda Boniszewska, która poza tym, że została naznaczona stygmatami, otrzymała także dar objawień Jezusa. Urodziła się 20 maja 1907 roku w folwarku Nowa Kamionka koło Nowogródka. Kiedy była jeszcze dzieckiem przychodziła do niej dziewczynka i mówiła: „Wiesz Wandziu, ja jestem aniołkiem i stale czuwam nad Tobą, to mój obowiązek”. A podczas I Komunii Świętej zobaczyła Chrystusa w otoczeniu białego orszaku i usłyszała wołanie w duszy, by ofiarować się Jemu i bliźnim. W 1933 roku w złożyła śluby wieczyste przed ks. Stanisławem Miłkowskim i tym samym stała się jedną z sióstr Zgromadzenia Sióstr od Aniołów w Wilnie. Z Chrystusem łączyła ją ogromna więź, gdyż On sam mówił do niej: „Chcę, byś została ukrzyżowana za tych, którzy nie chcą znać krzyża”. Siostra Wanda otrzymała dar stygmatów wewnętrznych. Było to w 1927 roku, a od 1933 roku doświadczała również stygmatów zewnętrznych. Towarzyszyły jej szczególnie od czwartku wieczorem do niedzieli rano. Nosiła na swym ciele rany podobne do ran Chrystusowych, a jej ukryte życie naznaczone było udziałem w męce Chrystusa, widzeniami Matki Bożej, dusz czyścowych. Jej życie przepełnione było modlitwą i wielkim cierpieniem wynagradzającym za grzechy, szczególnie kapłanów i zakonników, a także przyjmowała na siebie choroby i cierpienia innych. Warto podkreślić, że w czasie zamachu na Jana Pawła II cierpiała fizycznie razem z nim. I choć nieustannie toczyła walkę ze swoimi słabościami i grzechami, to ostatecznie zawsze godziła się na wszelkie bolesne „niespodzianki”, które otrzymywała od Jezusa. Zmarła 2 marca 2003 roku, a grób z doczesnymi jej szczątkami znajduje się w Skolimowie koło Warszawy. Postać tej wyjątkowej siostry stała się inspiracją do napisania i wyreżyserowania przedstawienia teatralnego TVP „Stygmatyczka”. Na tym kończę artykuł, ale postaci, które otrzymały stygmaty jest wiele, jedni bardziej znani, inni mniej, a wielu z nich zostało beatyfikowanych lub kanonizowanych.

 

Opiekun 7/2023

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama