Niestrudzona pracownica miłosierdzia

Homilia podczas Mszy św. kanonizacyjnej Matki Teresy z Kalkuty, 4.09.2016

Matka Teresa z Kalkuty — Agnes Gonxha Bojaxhiu, urodziła się 26 sierpnia 1910 r. w Skopiu, w dzisiejszej Macedonii. Zmarła 5 września 1997 r., w wieku 87 lat, w Kalkucie w Indiach, gdzie została pochowana. Proces beatyfikacyjny orędowniczki miłości «najuboższych z ubogich», założycielki Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości i Zgromadzenia Braci Misjonarzy Miłości, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla — przez wielu ludzi uważanej za świętą już za życia — został otwarty dwa lata po jej śmierci i trwał sześć lat. Beatyfikował ją papież Jan Paweł II 19 października 2003 r. (życiorys Matki Teresy zamieściliśmy w numerach 10/1997 i 1/2004). Papież Franciszek kanonizował Matkę Teresę w niedzielę 4 września 2016 r. rano podczas Mszy św. na placu św. Piotra w Watykanie. W Eucharystii wzięło udział 120 tys. wiernych. Obecni byli pracownicy i wolontariusze dzieł miłosierdzia, dla których kanonizacja założycielki misjonarek miłości była kulminacyjnym punktem ich Jubileuszu. Liturgiczne wspomnienie św. Matki Teresy z Kalkuty będzie obchodzone 5 września, tak jak było dotychczas po beatyfikacji w 2003 r. Na zakończenie Mszy św. Papież wspomniał o zamordowanej dwa dni wcześniej hiszpańskiej zakonnicy s. Isabel Sola Macas, która posługiwała ubogim na Haiti. «Pamiętajmy także o innych siostrach zakonnych, które niedawno doświadczyły przemocy w innych krajach» — powiedział przed odmówieniem z wiernymi modlitwy «Anioł Pański». Poniżej zamieszczamy jego homilię z Mszy św. kanonizacyjnej i słowa przed modlitwą maryjną.

«Któż pojmie wolę Pana?» (Mdr 9, 13). To pytanie z Księgi Mądrości, które usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu, przedstawia nam nasze życie jako tajemnicę, do której interpretacji nie posiadamy klucza. Zawsze jest dwóch twórców historii: z jednej strony Bóg, a z drugiej ludzie. Naszym zadaniem jest rozpoznanie Bożego wezwania, a następnie przyjęcie Jego woli. Aby jednak przyjąć ją bez wahania, postawmy sobie pytanie: jaka jest wola Boża?

W tym samym fragmencie mądrościowym znajdujemy odpowiedź: «ludzie poznali, co Tobie miłe» (w. 18). Aby zweryfikować wezwanie Boga, musimy zastanowić się i zrozumieć, co Jemu się podoba. Prorocy wiele razy głoszą, co jest Panu miłe. Wspaniałą syntezą ich orędzia są słowa: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary» (Oz 6, 6; Mt 9, 13). Bogu miłe są wszelkie uczynki miłosierdzia, ponieważ w bracie, któremu pomagamy, rozpoznajemy oblicze Boga, którego nikt nie może oglądać (por. J 1, 18). I ilekroć pochylamy się nad potrzebami braci, daliśmy jeść i daliśmy pić Jezusowi; przyodzialiśmy, wsparliśmy i odwiedziliśmy Syna Bożego (por. Mt 25, 40). Jednym słowem, dotknęliśmy ciała Chrystusa.

Jesteśmy zatem wezwani, by wprowadzać w życie to, o co prosimy w modlitwie i co wyznajemy w wierze. Nie ma alternatywy dla miłosierdzia: ci, którzy poświęcają się w służbie braciom, chociaż o tym nie wiedzą, są ludźmi miłującymi Boga (por. 1 J 3, 16-18; Jk 2, 14-18). Jednakże życie chrześcijańskie nie polega po prostu na udzielaniu pomocy w chwili potrzeby. Gdyby tak było, byłoby to niewątpliwie pięknym poczuciem ludzkiej solidarności, które przynosi dobroczynne skutki, ale byłoby bezowocne, ponieważ pozbawione korzeni. Zaangażowanie, jakiego wymaga Pan, jest, przeciwnie, zobowiązaniem wynikającym z powołania do miłości, z jaką każdy uczeń Chrystusa oddaje Jemu na służbę swoje życie, aby codziennie wzrastać w miłości.

Słyszeliśmy w Ewangelii, że «szły z Nim wielkie tłumy» (Łk 14, 25). Dziś te «wielkie tłumy» to szeroki świat wolontariatu, zgromadzony tutaj z okazji Jubileuszu Miłosierdzia. Jesteście owym tłumem, który podąża za Nauczycielem i który czyni widoczną Jego konkretną miłość do każdego człowieka. Powtarzam wam słowa apostoła Pawła: «doznałem wielkiej radości i pociechy z powodu twojej miłości, jako że serca świętych otrzymały od ciebie pokrzepienie» (Flm 7). Jakże wiele serc pokrzepiają wolontariusze! Jakże wiele podtrzymują rąk; ileż łez osuszają; jak wiele miłości rozlewanej jest w ukrytej służbie, pokornej i bezinteresownej! Ta chwalebna służba wyraża wiarę — jest wyrazem wiary! — i wyraża miłosierdzie Ojca, który jest bliski osób znajdujących się w potrzebie.

Naśladowanie Jezusa jest zadaniem poważnym a jednocześnie radosnym. Wymaga radykalizmu i odwagi, by rozpoznać Boskiego Nauczyciela w najuboższym i odrzuconym przez życie i by poświęcić się służeniu mu. Z tego względu wolontariusze, którzy służą ostatnim i potrzebującym ze względu na miłość Jezusa, nie oczekują żadnego podziękowania i żadnej nagrody, ale wyrzekają się tego wszystkiego, bo odkryli prawdziwą miłość. I każdy z nas może powiedzieć: «Tak jak Pan wyszedł mi na spotkanie i pochylił się nade mną w chwili potrzeby, podobnie i ja wychodzę na spotkanie z Nim i pochylam się nad tymi, którzy utracili wiarę i żyją tak, jakby Boga nie było, nad młodymi pozbawionymi wartości i ideałów, nad rodzinami przeżywającymi kryzysy, nad chorymi i więźniami, nad uchodźcami i imigrantami, nad słabymi na ciele i na duchu i bezbronnymi, nad nieletnimi pozostawionymi sobie samym, jak również nad osobami starszymi opuszczonymi w samotności. Wszędzie tam, gdzie jest wyciągnięta ręka z prośbą o pomoc, by móc stanąć na nogi, tam powinna być nasza obecność i obecność Kościoła, która wspiera i daje nadzieję». I trzeba to czynić, mając żywo w pamięci rękę Pana wyciągniętą nade mną, kiedy byłem na ziemi.

Matka Teresa przez całe swoje życie była hojną szafarką Bożego miłosierdzia, gotowa wszystkim służyć poprzez przyjmowanie i obronę ludzkiego życia, zarówno nienarodzonego, jak i opuszczonego i odrzuconego. Zaangażowała się w obronę życia, nieustannie głosząc, że «ten, kto jeszcze się nie narodził, jest najsłabszym, najmniejszym, najbiedniejszym». Pochylała się nad osobami wycieńczonymi, umierającymi na poboczach dróg, uznając godność, jaką obdarzył je Bóg; mówiła możnym ziemi, aby uznali swoje winy za zbrodnie — za zbrodnie! — ubóstwa, które sami stworzyli. Miłosierdzie było dla niej «solą» nadającą smak każdemu z jej dzieł oraz «światłem» rozjaśniającym ciemności tych, którzy nie mieli już nawet łez, aby opłakiwać swoje ubóstwo i cierpienie.

Jej misja na obrzeżach miast i na peryferiach egzystencjalnych pozostaje dzisiaj wymownym świadectwem bliskości Boga wobec najuboższych z ubogich. Dzisiaj powierzam tę emblematyczną postać kobiety i osoby konsekrowanej całemu światu wolontariatu: niech ona będzie waszym wzorem świętości! Myślę, że chyba będzie nam trochę trudno nazywać ją świętą Teresą: jej świętość jest tak nam bliska, tak czuła i płodna, że spontanicznie w dalszym ciągu będziemy mówić do niej: «Matko Tereso». Niech ta niestrudzona pracownica miłosierdzia pomaga nam zrozumieć coraz lepiej, że naszym jedynym kryterium działania jest bezinteresowna miłość, wolna od wszelkiej ideologii i od wszelkich ograniczeń, darowana wszystkim, niezależnie od języka, kultury, rasy czy religii. Matka Teresa mawiała: «Może nie znam ich języka, ale mogę się uśmiechnąć». Nieśmy w sercu jej uśmiech i obdarzajmy nim tych, których spotykamy na naszej drodze, zwłaszcza cierpiących. W ten sposób otworzymy perspektywy radości i nadziei wielu ludziom przygnębionym oraz potrzebującym zrozumienia i czułości.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama