reklama

Jak żywa biblioteka

Siostra Emidia, urodzona w 1920 r., spędziła większość życia zakonnego na misjach. Na starość odkryła nowe powołanie. Podkreśla, że ludzie starsi są potrzebni, choć ich posługa wobec otoczenia zmienia swój charakter

Maria Barbagallo

|

L'Osservatore Romano 6/2015

dodane 26.11.2015 00:00
Jak żywa biblioteka

«Wszyscy znamy ludzi starych, którzy mogą być wymownym przykładem zdumiewającej młodości i żywotności ducha. Tych, którzy się z nimi stykają, potrafią słowem pobudzać do działania, dodając otuchy własnym przykładem. Oby społeczeństwo umiało w pełni docenić ludzi starych, którzy w pewnych częściach świata — mam na myśli zwłaszcza Afrykę — słusznie są darzeni szacunkiem jako 'żywe biblioteki' mądrości, strażnicy bezcennego dziedzictwa ludzkiego i duchowego». Tak pisał w Liście do ludzi w podeszłym wieku Jan Paweł II, tak też uważamy i my, którzy mamy szczęście mieszkać razem z osobami w podeszłym lub bardzo podeszłym wieku, które nadal potrafią uczyć nas, jak żyć, jak sobie radzić w okresie schyłku fizycznego i psychicznego, jak podchodzić do tego ostatniego doświadczenia, jakim jest przejście do życia wiecznego.

Siostra Emidia urodziła się 95 lat temu. W roku 2005 doznała ciężkiego udaru mózgu, w wyniku którego ma unieruchomione nogi i jest zmuszona do poruszania się na wózku inwalidzkim. Umysł na szczęście zachowała jasny. Parę lat przed chorobą kierowała jeszcze wspólnotą i szkołą: współsiostrze, która zasugerowała, że jest już za stara do roli przełożonej, z pewną ironią odpowiedziała, że papież Wojtyła i Carlo Azeglio Ciampi mają tyle samo lat co ona: jeden kierował Kościołem, drugi państwem włoskim.

Nie przypuszczam, by ta odpowiedź Emidii była podyktowana dumą, chciała natomiast w ten sposób pokazać, że dla niej starość jest porą życia, którą powinno się przeżywać pogodnie, jak gdyby nigdy nic. Przez wiele lat pracowała jako nauczycielka, była misjonarką w Afryce, sekretarką generalną zgromadzenia, kierowała ośrodkiem duchowości i robiła jeszcze wiele, wiele innych rzeczy: dlatego zapytałam ją, jak przeżywała swoją drogę ku starości i w jaki sposób zbiegło się to z chorobą. «Nigdy nie miałam wrażenia, że się starzeję», odpowiedziała, a co do choroby, dodała: «Wszystko było darem Bożym, który przyszedł znienacka; czułam, że nadchodzi coś nowego, zdawałam sobie sprawę, że moja pamięć nie jest już taka, jaka była. Lecz nie ciążyło mi to, bo ja wszystko oddałam w darze Jezusowi dla tej historycznej dla Kościoła chwili, a ta moja przemiana w moim odczuciu zachodziła powoli».

Potem siostra Emidia opowiedziała o dniu, kiedy dostała udaru mózgu: «To się stało 31 maja 2005 roku, odprawiałyśmy Nieszpory, przygotowałam wszystko, ale podczas modlitw końcowych poczułam nagle, że nie mogę mówić, nie mogłam otworzyć ust, a odmawianie modlitwy dokończyła jedna z sióstr. Odczułam to pierwsze uderzenie, ale nie czułam się stara, nie pomyślałam, że to starość; myślałam raczej, że Bóg mnie potrzebuje, że chce ode mnie czegoś innego. Bo jakiś czas przedtem matka generalna była w Afryce i kiedy przyjechała do nas, do naszej wspólnoty, powiedziała, że chciałaby otworzyć kaplicę codziennej adoracji. Usłyszałam w sobie coś jakby głos: «Tam ciebie chcę», a kiedy skończyłyśmy nasze zebranie, podeszłam do matki generalnej i powiedziałam jej: «Pragnę być obecna w kaplicy adoracji». Przez trzy miesiące leżałam w szpitalu ze względu na mój stan, a potem zostałam przeniesiona do Codogno, gdzie zaczęłam przebywać codziennie w kaplicy adoracji».

Zapytałam siostrę Emidię, dlaczego ludzie zwykle mówią, że starość jest ciężarem. «Starość jest wielką wartością — owszem, niektórzy myślą, że to coś niepotrzebnego, do wyrzucenia — a przecież jest cennym darem; jednoczy nas z Panem, podsyca miłość Boga i każe dużo myśleć o tym, co dzieje się na świecie; gdyby więcej ludzi wiedziało, co to znaczy siedzieć na wózku inwalidzkim... jeden Pan tylko wie, jaki pożytek można w takim stanie przynosić Kościołowi i ludziom. I jeszcze adoracja: przebywać z Jezusem godzinami, słuchać Jego głosu, prosić Go o to, o co inni przychodzą prosić, to bezcenne dobro». W kaplicy adoracji jest duży ruch, przychodzi wiele osób, czasem tylko na chwilkę i po to, by poprosić siostrę Emidię o modlitwę w jakiejś szczególnej intencji. Są osoby, które przychodzą ze sprawami innych, nie mających odwagi poprosić.

Siostra Emidia bardzo dużo czyta: książki, artykuły, czasopisma, nie tylko religijne, także artykuły na tematy kulturalne i historyczne. Lecz tym, co ją pochłania całkowicie, jest lektura «L'Osservatore Romano», którą to gazetę odbiera nabożnie, jakby ją przysyłał sam Papież. «Kiedy czytam 'L'Osservatore', jestem w samym sercu Kościoła, teraz już szybko się męczę, a dla mnie czytać tak mało to wielka ofiara, jeszcze parę miesięcy temu czytałam bardzo wiele, nawet te krótkie paragrafy pisane drobnym drukiem. Ale informuję się na bieżąco i żyję razem z Kościołem, jego nadziejami i troskami».

Czego się nauczyła w tych ostatnich latach? «Znalazłam sens tych drobnych spraw, które przedtem zdawały mi się nic niewarte; zrozumiałam, że niewarto robić z byle czego problemu: żyję tym, co zsyła mi Pan, służy Mu to dla wyższego dobra. Dzisiaj Pan tego właśnie chce. Pamiętam, jak chciałam pojechać do Afryki, tamto Jego wezwanie też było nagłe i niespodziewane. Ale dzisiaj teraźniejszość jest taka».

Siostra Emidia jest osobą utrzymującą wielkie i głębokie relacje z innymi ludźmi. Zawsze była w doskonałych stosunkach ze wszystkimi, często otoczenie nie rozumie, jak ona to robi. Przysłowiowa jest ilość kartek z życzeniami, które wysyła na Boże Narodzenie i na Wielkanoc, z okazji imienin i urodzin, rocznic ślubu i z okazji chrztów, wysyła kondolencje, a także gratulacje z okazji ukończenia studiów, zdobycia tytułu naukowego: o nikim nie zapomina. «Utrzymuję stosunki z ludźmi, których spotykam, i z tymi, którzy są daleko; odwiedza mnie wiele osób, także byłe uczennice sprzed trzydziestu czy czterdziestu lat, które są już babciami i prababciami: przychodzą mnie odwiedzić, ale głównie po to, żeby poprosić o modlitwę, opowiedzieć o swoich kłopotach».

Tutaj siostra Emidia zaczyna mi opowiadać o losach swoich byłych uczennic, istne powieści i romanse, z których wyszłyby całe seriale telewizyjne. Dramatyczne dzieje, które utkwiły jej w sercu. Za te osoby Emidia modli się wciąż, dzień i noc; tak, dlatego, że kiedy budzi się w nocy — a budzi się często — modli się intensywnie w intencjach, które jej polecają.

Pamięć siostry Emidii nie jest już tak świeża jak niegdyś, ale jeszcze w ubiegłym roku spisała swoje wspomnienia z czasów, kiedy była sekretarką generalną swojego zgromadzenia: wspomnienia z okresu Soboru Watykańskiego II, odnowy życia religijnego, aktualizacji Konstytucji, różnych celebracji w zgromadzeniu, i uczyniła to w sposób bardzo szczegółowy. Kiedy nie była czegoś pewna, pisała do archiwum generalnego w Rzymie z prośbą o informacje.

Tak, ona także jest «żywą biblioteką», młodzi księża przychodzą do niej z prośbą o przełożenie artykułów na łacinę, młodsze siostry pytają o informacje o przeszłości zgromadzenia, znajomi proszą o sporządzenie takiego czy innego pisma. Wiele osób przychodzi nie tylko po to, by poprosić o modlitwę, przychodzą też szukając pociechy: nie sposób wyliczyć, ile łez już otarła siostra Emidia! Kiedy czyta jakiś list pełen smutnych opowieści, bardzo się martwi i modli się. Krewni przyprowadzają jej prawnuki, żeby im wyjaśniła wartość sakramentów, wartość nauki, konieczność i potrzebę uczenia się języków obcych.

Gdy któraś z sióstr ciężko choruje lub jest umierająca, Emidia stara się być przy niej, trzyma ją za rękę, towarzyszy w drodze na spotkanie Oblubieńca. Dziewczynom z obsługi robi coś w rodzaju katechezy, daje do czytania książki i gazety: po skończonej lekturze «L'Osservatore» przekazuje gazetę jednej z nich, dla męża.

Teraz siostra Emidia mówi z trudem, choroba dokucza jej coraz bardziej, lecz jej spojrzenie jest pogodne, i pomimo że czasem jasno widać, że jest niezadowolona, kiedy się z czymś nie zgadza, jest zawsze przytomna, uważna, panująca nad sytuacją. Chce wiedzieć, co dzieje się w zgromadzeniu, ile jest nowicjuszek, ilu nowych kardynałów mianował Papież, jak została rozwiązana taka czy inna sprawa i kiedy odbędą się śluby.

Siostra Emidia jest również dobrą przyjaciółką. Czasem z zagranicy przyjeżdżają ludzie — i duchowni, i świeccy — którzy poznali ją bardzo wiele lat temu. Widząc ją ponownie, wybuchają płaczem wspominając pierwsze spotkanie. Pamiętają przede wszystkim sposób, w jaki ich przyjęła, jej nadzwyczajną uprzejmość i życzliwość, jak dwoiła się i troiła, by im pomóc w potrzebie.

Ot tak, dla przykładu, chcę opowiedzieć, co zrobiła Emidia w roku dwutysięcznym, kiedy dom, którym kierowała, zapełnili młodzi ludzie, przybyli na światowy dzień młodzieży. To byli młodzi Polacy, spali w śpiworach, porozmieszczani po domu wszędzie gdzie się dało, w przygotowanych dla nich pomieszczeniach. Młoda para małżonków podeszła do niej nieśmiało i zapytała, czy znajdzie się dla nich jakiś kącik, gdzie mogliby być sami; to była ich podróż poślubna i wybrali na nią właśnie okazję ŚMD, starając się nie wydać za dużo pieniędzy. Siostra Emidia przygotowała dla nich pokoik z łóżkiem małżeńskim, postawiła kwiaty, słodycze, napisała kartę z życzeniami i zapewniła wiele innych drobnych udogodnień. Oczywiście młodzi Polacy byli uszczęśliwieni.

Jej młodość ducha jest coraz żywsza, choć nie może jej okazywać tak jak dawniej. Tak mówi Jan Paweł II w Liście do ludzi w podeszłym wieku: «Wiele osób znajduje zrozumienie i wsparcie u ludzi starych, samotnych lub chorych, ale umiejących dodać otuchy przez życzliwą radę, milczącą modlitwę, świadectwo cierpienia znoszonego z wytrwałą ufnością. Właśnie wówczas, gdy słabną ich siły i zdolność działania, nasi sędziwi bracia i siostry stają się szczególnie cennymi narzędziami tajemnych zamysłów Opatrzności». To jest cały portret, «identikit» siostry Emidii, misjonarki. W każdych okolicznościach życia.

Siostra Emidia Bergamaschini urodziła się 3 grudnia 1920 r. w wiosce, która dzisiaj jest dzielnicą miasta Crema. Wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Najświętszego Serca Jezusowego, którego założycielką była Francesca Cabrini, w r. 1939. Po ukończeniu studiów na wydziale literatury klasycznej Katolickiego Uniwersytetu Najświętszego Serca — jej profesorem był o. Agostino Gemelli — pracowała jako nauczycielka i dyrektorka szkół średnich. W Afryce kierowała szkołą tamtejszej misji. Po powrocie do Włoch pełniła funkcję sekretarki generalnej kongregacji w Rzymie. W 2005 r. z powodu problemów zdrowotnych została wysłana do Codogno, gdzie zamieszkała w domu dla sióstr w podeszłym wieku. Spędza wiele godzin dziennie, rano i po południu, w kaplicy adoracji.

opr. mg/mg

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama