reklama

Znak ostrzegawczy

Siedzieliśmy przy kolacji. Nie mogę powiedzieć, że panowała absolutna cisza, bo u nas to się właściwie nie zdarza, ale było dość spokojnie, bo jedliśmy tosty, które wszyscy uwielbiamy, więc było słychać tylko chrupanie...

Anna Moszyńska

dodane 16.06.2009 00:00
Znak ostrzegawczy

Anna Moszyńska

Znak ostrzegawczy


Siedzieliśmy przy kolacji. Nie mogę powiedzieć, że panowała absolutna cisza, bo u nas to się właściwie nie zdarza, ale było dość spokojnie, bo jedliśmy tosty, które wszyscy uwielbiamy, więc było słychać tylko chrupanie. Nagle z kratki wentylacyjnej w przedpokoju dobiegł nas głos jakiegoś pana, który obrzydliwymi słowami wrzeszczał najwyraźniej na swojego ojca. Przestaliśmy jeść i w osłupieniu wsłuchiwaliśmy się w lawinę przekleństw, która przypadkiem dostała się do naszego mieszkania. Wreszcie tata zerwał się z krzesła, przystawił je do ściany w przedpokoju, wdrapał się na nie i wykorzystując przerwę w wypowiedzi tamtego, krzyknął prosto w otwór wentylacyjny:
– Jak pan śmie w taki sposób zwracać się do swego ojca?! Nie wstyd panu?!!!
W kratce zaległa cisza. Za to w naszej kuchni zawrzało. Mama, którą wcześniej całkiem zamurowało, wybuchnęła śmiechem:
– Chyba musiał pomyśleć, że to sam Pan Bóg do niego przemówił!
– A kto to był? Wiecie? – spytał Józek.
– Nie mam pojęcia. Na pewno nikt z naszych najbliższych sąsiadów. Widać mamy połączenie przewodem wentylacyjnym z jakimś odległym mieszkaniem na wyższym piętrze – powiedział tata, przystawiając sobie krzesło z powrotem do stołu.
– Śmiesznie to się skończyło, ale zaczęło strasznie, prawda? – spojrzałam na rodziców.
– Chyba ojca trzeba szanować, nawet jak się zestarzeje i nie jest już taki mądry i silny jak dawniej.
– Co to za szacunek, jeśli grzecznie mówi się do kogoś tylko dlatego, że jest silniejszy? To ze strachu, a nie z szacunku – wzruszył ramionami Józek.
– Józku – mama westchnęła, nalewając mleko malutkiej.
– Przypomnij sobie, jak przed kolacją rozmawiałeś z tatą, gdy poprosił cię o wyniesienie śmieci… To wściekłe trzaskanie drzwiami nie było chyba objawem szacunku, co?
Tata zerknął na Józka i podrapał się po brodzie:
– A może nasz Józek jest już taki duży, że nie musi słuchać rodziców? Może lada chwila i on będzie tak na nas krzyczał jak ten nieznajomy sąsiad na swojego tatę?
– Tato – Józek zaczerwienił się. – Nie mów tak. To było okropne. Ja bym tak nigdy nie mógł…
Ta historia i mnie dała dużo do myślenia. Leżąc już w łóżku, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie szanuje się rodziców. No bo że tak jest, to oczywiste. Wystarczy popatrzeć, jak tata rozmawia z babunią albo jak mama pyta swoich rodziców o radę, choć jest już całkiem dorosła i pewnie sama wszystko by wiedziała. Może to się bierze z jakiejś wdzięczności za ich miłość i oddanie dzieciom? A może to szanowanie to jest taki rodzaj kochania, którego się uczymy? Bo takie kompletne brzdące nie umieją jeszcze szanować rodziców. Malutka na przykład nie raz próbowała uderzyć tatę, a mamę ciągnie za włosy – nam by to już nie przyszło do głowy. Jednak zdarza nam się puszczać mimo uszu to, co rodzice do nas mówią, i czasem niegrzecznie im odpowiadamy. Czyli jeszcze całkiem się nie nauczyliśmy.
– Józek! Może dobrze się stało, że usłyszeliśmy te okropności. Teraz, jak tylko spojrzymy na tę kratkę wentylacyjną, to od razu ugryziemy się w język, kiedy przyjdzie nam ochota pyskować rodzicom.
– Wiem, co zrobię! Jutro wytnę znak ostrzegawczy, wiesz – taki żółty trójkąt z czarnym wykrzyknikiem – i tam nakleję, dobra?

opr. aś/aś

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama