Jezus wzywa do odwagi. Aż trzykrotnie w dzisiejszej Ewangelii wypowiada zachętę: „nie bójcie się”. Wezwanie to pojawia się w kontekście zapowiedzi prześladowań: „Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, to o ileż bardziej nazwą tak jego domowników”. Jezus przypomina, że On sam był fałszywie oskarżany o wypędzanie złych duchów mocą księcia złych duchów. Ten ciężki zarzut i inne fałszywe oskarżenia będą dotykały uczniów Jezusa. Nauczyciel zapowiada to jako sytuację oczywistą. Bowiem tam, gdzie głoszona jest Ewangelia, tam też pojawia się sprzeciw. I właśnie dlatego Jezus mobilizuje uczniów przezwyciężania lęków, zapewniając o stałym czuwaniu Bożej Opatrzności. Semickie porównania, którymi posługuje się („u was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie, (…) jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”), dostarczają poczucia bezpieczeństwa i dają przekonanie, że znajdujemy się w rękach Bożej Opatrzności.
Prawdziwym zagrożeniem nie są prześladowania, nawet takie, które mogą prowadzić do śmierci: „nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą”. Najpoważniejszym zagrożeniem jest grzech, który oddziela nas od Boga i który mógłby doprowadzić do utraty wiecznego zbawienia. Zdanie „bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” jest wezwaniem nie do lęku przed szatanem, ale mobilizacją do przyjmowania postawy bojaźni Bożej. Jej istotą jest respekt wobec autorytetu Boga, który jest naszym Sędzią, lęk przed popełnieniem grzechu, który oddziela nas od Boga, przy równoczesnym pełnym zawierzeniu Opatrzności Bożej. Bóg dopuszcza cierpienia w naszym życia, ale nie wypuszcza nas ze swoich rąk.
Równocześnie Jezus wzywa do wyznania wiary w Niego: „przed ludźmi”, czyli do wyznania publicznego: „do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”. Równocześnie przestrzega przed postawą odwrotną, czyli przed zaparciem się wiary: „kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”. O tych słowach należy pamiętać szczególnie we współczesnym klimacie społecznym. Panuje w nim przekonanie, że wiara jest sprawą prywatną, najwyżej – rodzinną; że nie trzeba, a nawet nie należy kierować się wiarą w życiu społecznym, medialnym, politycznym. W życiu wielu chrześcijan następuje niepokojące rozdzielenie (rozdwojenie) sumienia prywatnego oraz sumienia, którym kierują się w społeczeństwie. Niektórzy sądzą, że wystarczy „po cichu” wierzyć, że wystarczy nieme świadectwo. Jednak przyznanie się do Jezusa „po cichu” nie jest faktycznie żadnym przyznaniem się. Słowa Jezusa pokazują wyraźnie, że przyznanie się do Jezusa ma się dokonywać w miejscach publicznych. W pierwszym znaczeniu chodzi o proces sądowy, czyli o sytuację, w której chrześcijanin jest sądzony za wiarę. Równocześnie jednak jest zobowiązany do przyznawania się do swego Pana w innych miejscach. Piotr zaparł się Jezusa właśnie „przed ludźmi”. Udawał, że Go nie zna, że nie ma z Nim nic wspólnego. Uznał to potem za wielki grzech, którego ciężko żałował. Jesteśmy wezwani, by wyraźnie deklarować swoją przynależność do Jezusa oraz by opowiadać się za nauką Jezusa, na przykład dotyczącą obrony nienarodzonych (Jezus utożsamiał się przecież z najmniejszymi) czy też tą dotyczącą małżeństwa (Jezus wyraźnie wskazywał na heteronormatywność i nierozerwalność małżeństwa). Przyznawanie się do Jezusa „przed ludźmi” to wprowadzanie naukę Jezusa w obieg życia społecznego.