Uczniowie się przerazili, choć sami nie byli bogaczami. Może cały czas po cichu liczyli, że królestwo Boże będzie miało swój początek na ziemi, w odbudowanym królestwie Izraela, w którym zajmą wysoką pozycję, również materialnie? Może tkwiło w nich nadal przekonanie, mocno obecne w ówczesnym judaizmie, że dobrobyt materialny jest znakiem Bożego błogosławieństwa? A może, jak większość z nas, marzyli o dobrobycie i bezpieczeństwie ekonomicznym? Mówiąc współczesnym językiem – o domku z ogródkiem, dobrze płatnej i pewnej pracy, bez kredytów na głowie? I nie było w tym, może z wyjątkiem Judasza, chciwości czy zazdrości. Ot, czemu by ludziom nie miało się dobrze żyć. My idziemy z naszym Mistrzem, niczego nam do szczęścia nie brakuje, ale co złego w tym, że ktoś ma rodzinę, dom, pole?
Uczniowie mogli też, mimo długiego czasu z Panem Jezusem, być pod wpływem wizji świętości, którą promowali faryzeusze. Uważali oni, że świętość, religijna doskonałość, oznacza skrupulatne wypełnianie prawa mojżeszowego, często błędnie je interpretując. (zasada „prawo, tak jak my je rozumiemy” nie jest nowa). Przestrzeganie setek skomplikowanych reguł było nie tylko trudne ale i… kosztowne. Faryzeusze poświęcali wiele czasu na studiowanie prawa mojżeszowego, prowadzenie debat nad jego interpretacją. Wymagało to wolnego czasu i środków finansowych, co dla ludzi ubogich mogło być zwyczajnie niedostępne. Nie każdego było też stać na rygorystyczne przestrzeganie reguł szabatu. Dziesięciny, a przede wszystkim pielgrzymki do Jerozolimy i ofiary w Świątyni też kosztowały swoje. Na święte życie według wizji faryzeuszy potrzebny był minimalny poziom dobrobytu.
Pan Jezus chce, abyśmy zmienili perspektywę. Aby osiągnąć szczęście wieczne, bogactwa są zbędne bo łaski Bożej nie da się kupić. Bogactwo może wręcz stać się obciążeniem, i to nie tylko wówczas, gdy zostało osiągnięte nieuczciwie lub jest wykorzystywane do złych celów. Przywiązanie do dóbr doczesnych może wytworzyć fałszywe przekonanie, że szczęście ostateczne mogę osiągnąć o własnych siłach i znaleźć je mogę w tym świecie. Kto tak myśli, nie żyje cnotą nadziei, która każe szukać szczęścia pełnego w Bogu i w oparciu o Niego.
Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą… Drugi człon tego zdania jest ważniejszy niż pierwszy. Naszą drogą do szczęścia, sensem naszego życia, jest podążanie za Chrystusem. Jeśli tak, to zostawiam bez żalu to, co mi w tym przeszkadza. Ostatecznie, trzeba zostawić wszystko. U kresu naszego życia, dosłownie zostawię wszystko, aby móc wejść do Królestwa. Muszę opuścić to, co daje mi poczucie bezpieczeństwa i szczęścia w tym świecie. Również to, co w określonym momencie jest istotnym elementem mojej drogi do świętości: dom, rodzina, praca, zasoby materialne niezbędne do godnego życia. Wszystko to ma znaczenie, ale nie jest celem ostatecznym. Nie mogę się na tym opierać, ale wyłącznie na Bogu, u którego wszystko jest możliwe.