O cenzurze, pseudodemokracji i poprawności politycznej
Niektórzy dorośli boją się prawdy bardziej
niż dzieci boją się filmów grozy.
Urodziłam się w roku 1989, a więc w roku uznanym za ustrojowy przełom w naszym kraju, za przejście z socjalizmu i państwa bezprawia do demokracji i państwa prawa. Wydarzenia sprzed dwudziestu lat znam jedynie z opowiadań moich bliskich oraz z książek i filmów dokumentalnych. Wiem, że większość Polaków przyjęła wtedy zmiany z ogromnym entuzjazmem. Oto, po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat odzyskaliśmy wolność. Oczekiwania były jasne i radosne: odtąd będą już respektowane prawa obywatela, wreszcie powróci wolność słowa i nie będzie już żadnej cenzury. Po dwudziestu latach okazuje się, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Nadal w przestrzeni publicznej spotykamy się z cenzurą, a w kwestii wolności słowa czy praw obywatelskich pojawiły się takie ograniczenia i takie formy dyskryminacji, które są zupełnie sprzeczne z demokracją i z państwem prawa. Oto kilka przykładów.
Pierwszy przykład to sytuacja z mojego studenckiego podwórka. Chodzi o (bezkarne jak na razie!) istnienie cenzury w przestrzeni publicznej, a dokładnie w polskim Internecie. Cenzorem okazał się administrator jednego popularnego forum — www.grono.net. Otóż administratorzy tejże strony cenzurują ogłoszenia legalnie działającej na ośmiu warszawskich uczelniach (APS, PW, SGH, SGGW, UW, UKSW, WAT, WUM) organizacji studenckiej, jaką jest ASK Soli Deo. Administrator — cenzor zablokował nawet samą możliwość wpisywania adresu organizacji: www.solideo.pl. Dotychczas myślałam, że tego typu praktyki są możliwe jedynie w Chinach czy w Korei Północnej, ale nie w kraju leżącym w samym centrum (jeszcze?) demokratycznej Europy.
Drugi przykład to ocenzurowanie przez firmę Milka pocztówek, które internauci nadesłali na konkurs Walentynowy (2009 r.). Zgodnie z regulaminem, każdy miał prawo przesłać projekt pocztówki/plakatu z hasłem walentynkowym, a gdy został on umieszczony na stronie, brał udział w głosowaniu. Projekty z największą liczbą głosów miały zawisnąć na przystankach autobusowych w wielu polskich miastach. Do konkursu zgłoszono kilka ewangelizacyjnych pocztówek. Ostatniego dnia konkursu dwie z nich wysunęły się na prowadzenie! I co zrobili organizatorzy? Usunęli pocztówki za „obrażanie uczuć religijnych”. Treść jeden z pocztówek brzmiała : "Bo jak śmierć potężna jest miłość" (PnP 8, 6) Kocham Cię. Ja też. I Ja. Ojciec, Syn i Duch Święty. Warto zwrócić uwagę na fakt, że pocztówki zostały najpierw dopuszczone do konkursu, a dopiero później je usunięto, gdy miały szansę na wygraną!!! To przykład interwencji ludzi "u góry", oczywiście "poprawnych" politycznie, którzy robią wszystko, by nic, co nie jest banalne, nie dotarło do świadomości społeczeństwa. W ten sposób firma Milka dokonała samobójstwa własnego wizerunku. Odtąd bowiem będzie kojarzyć się z cenzurą oraz z promocją jedynie tego, co banalne. W tej sytuacji chyba nie tylko ja wolę kupować czekolady w konkurencyjnych firmach. A podobno żyjemy w „tolerancyjnym” kraju...
Przykład trzeci to cenzurowanie prawa do wiedzy, a konkretnie do informacji na temat badań naukowych. Oto w żadnych polskich mediach, które programowo chwalą się swoją otwartością na wiedzę i na badania naukowe, nie znalazłam wyników badań na temat sytuacji kobiet, które poddały się aborcji. Chodzi tu o najnowszy raport hiszpańskich psychiatrów z Uniwersytetu w Nawarze, podsumowujący wyniki badań przeprowadzonych pod kierunkiem dr Carmen Gómez-Lavin. Z badań wynika, że 70% kobiet, które poddały się aborcji, wpada w nerwice, a w pierwszym roku po dokonaniu aborcji, kobiety popełniają samobójstwo niemal siedem razy częściej niż te kobiety, które urodziły dziecko. Z raportu wynika także, że śmiertelność kobiet w ciągu roku po poddaniu się aborcji jest — w zależności od rejonu Hiszpanii - o 350% do 600% wyższa niż w tym samym okresie u matek po porodzie. Główną przyczyną tak wysokiej śmiertelności są samobójstwa, które kobiety po dokonaniu aborcji popełniają niemal siedem razy częściej niż te kobiety, które urodziły dziecko. C. Gómez-Lavin podkreśla fakt, że w Hiszpanii 97% aborcji dokonywanych jest oficjalnie ze względu na domniemane poważne zagrożenie zdrowia fizycznego lub psychicznego matki oczekującej narodzin dziecka. Rzeczywistość jest inna, gdyż największe ryzyko dla zdrowia kobiety powstaje na skutek aborcji, a nie na skutek narodzin dziecka! Ci, którzy zarządzają dominującymi mediami, postanowili jednak, że polskie kobiety nie powinny o tym się dowiedzieć. Tak dla niektórych „demokratów” wygląda wersja społeczeństwa „otwartego” i „informatycznego”. A swoją drogą jak bardzo cyniczni są ci politycy, którzy lekarzy — zamiast do psychologów! — zobowiązują do udzielania pomocy kobietom przeżywającym trudności psychiczne w okresie ciąży.
I jeszcze jeden przykład wypaczonej demokracji. Tym razem chodzi o drastyczne i bezprawne ograniczenie praw obywatelskich. Oto najbardziej „postępowi” demokraci i obrońcy praw człowieka przyznają kobietom w ciąży prawo decydowania o losie ich dziecka. Jednak ci „postępowi” obrońcy praw człowieka nie przyznają tego samego prawa ojcom poczętych dzieci. Doczekaliśmy się takiej „demokracji”, w której ojcowie nie mają prawa bronić życia ich własnych dzieci, którym to życie przekazali. I to ojcowie, których żaden sąd nie pozbawił praw rodzicielskich! Tego typu dyskryminacja rodzica jednej płci wobec rodzica drugiej płci zupełnie nie mieści się w standardach państwa prawa.
Jak widać z powyższych przykładów, specjalistami od cenzury i od ograniczania praw obywatelskich są ci, którzy najgłośniej chwalą się swoją postępowością, otwartością, tolerancją, demokracją i troską o prawa człowieka. Demokracja zawsze będzie fikcją w tych społeczeństwach, w których na ekonomię, politykę czy media istotny wpływ mają ci ludzie, którzy, którzy promują „jedynie słuszne” poglądy, „jedynie słuszne” badania naukowe oraz prawa obywatelskie „jedynie słusznych” mniejszości.
opr. mg/mg