Fundacja księdza Osiołka

O Fundacji założonej przez o. Krzysztofa Małachowskiego, zajmującej się pomocą dzieciom niepełnosprawnym

Do Nadliwia k. Wyszkowa nad Bugiem w ostatnią dekadę sierpnia przyjechało kilkadziesięcioro dzieci niepełnosprawnych i zdrowych, aby uczestniczyć w integracyjnych dniach modlitwy. Organizatorem spotkania była Fundacja Dzieci - Dzieciom, Betlejem - Domus Panis Vitae, założona przez o. Krzysztofa Małachowskiego, zwanego popularnie księdzem Osiołkiem. Trudno o lepsze miejsce: dzieciaki mieszkały w ośrodku odkupionym za niewielkie pieniądze od Inco-Veritas. Piękny sosnowy las, nie opodal rzeka Liwiec, czyste powietrze.

Chłopiec, który oddał wszystko

Marta, kilkuletnia dziewczynka przykuta do wózka inwalidzkiego modli się słowami: "Proszę, Cię, Boże, weź do Nieba wszystkich, którzy umierają w tej godzinie". Prowadzący modlitwę o. Krzysztof Małachowski kieruje uwagę dzieci na ich nieszczęśliwych rówieśników: bezdomnych i żebrzących, jakby chciał powiedzieć: "patrzcie, na tym świecie są także inni cierpiący".

Swoją medytację opiera na ewangelicznej scenie, w której chłopiec oddaje Chrystusowi chleb i ryby do rozmnożenia. "Dlaczego Jezus dokonał cudu?" - pyta o. Krzysztof. "Bo nas kocha", "Bo chciał pokazać, że jest Bogiem", "Bo się ulitował nad głodnymi" - przekrzykują się dzieciaki. "Bardzo dobrze - chwali o. Krzysztof - ale jeszcze nie wszystko". Po kilkunastu minutach - nie doczekawszy się odpowiedzi, którą chciałby usłyszeć, mówi wreszcie: "Jezus dokonał cudu, bo chłopiec oddał mu wszystko, co miał. Tak samo i my mamy dzielić się i oddawać innym wszystko, co mamy".

Właśnie w tych słowach o. Krzysztof przekazał główną ideę swojej fundacji: wzorem dla wszystkich pomocników, opiekunów i personelu ma być Chrystus, umywający nogi apostołom, oraz chłopiec, który oddał na pustyni Chrystusowi chleb i ryby do rozmnożenia.

Nasi niepełnosprawni "przyjaciele"

Iza z Warszawy, ładna blondynka, jedna z pomocnic o. Krzysztofa, radzi, aby do niepełnosprawnych odnosić się normalnie, bez okazywania litości, że to biedne osoby. Tłumaczy, że oni też mają w sobie wiele radości, potrafią się cieszyć, grać w piłkę, bawią się. Właśnie w tym momencie na wózku inwalidzkim przesuwa się po korytarzu jakiś urwis, a jego mina zdradza, że ma ochotę koniecznie coś zbroić.

O dzieciach niepełnosprawnych mówimy po prostu: "przyjaciele" - wyjaśnia Iza. Gdy zaczynała współpracę z o. Krzysztofem, miała problemy, jak zwrócić się do dziecka na wózku inwalidzkim: idziemy czy jedziemy na spacer. "Kiedy przestaje się myśleć o tym, jak należy powiedzieć, to również dla twojego przyjaciela nie stanowi to problemu" - tłumaczy Iza. Ze swej pracy czerpie dużo przyjemności, bo dzieciaki - nawet te najbardziej upośledzone - potrafią okazać swoją wdzięczność.

Wojtek, student polonistyki, choć sam niepełnosprawny, od kilku lat pomaga innym. Ktoś po zakończeniu jednego z obozów, powiedział mu: wiesz, ja ci strasznie dużo zawdzięczam. "A myślałem, że ja tylko przysparzam kłopotu innym" - zwierza się Wojtek.

Iza z Wojtkiem mówią o zbawiennym wpływie pobytu dzieci niepełnosprawnych na obozie. "Nieraz dziecko po przyjeździe nie pozwala dojść do siebie, a pod koniec płacze, bo nie chce wracać do domu".

Tomek z daleko posuniętym autyzmem, buntował się, ale po pewnym czasie zaczął łapać opiekunów za rękę i to był znak, że mu się spodobało.

Najtrudniejsze doświadcznie było z dziećmi rumuńskimi, które przyjechały do Nadliwia z domów dziecka jeszcze z czasów Ceausescu. Instynktownie cofały się, gdy ktoś podchodził, bo bały się uderzenia.

Ideą fundacji jest, aby dzieci zdrowe pomagały swoim niepełnosprawnym rówieśnikom. Pełnią one rolę "aniołów stróżów" - pomagają w różnych codziennych czynnościach, "powożą" wózkami.

Jednym z "aniołów" jest 10-letni Wojtek Wardaszko z Warszawy, który pełni również rolę rzecznika prasowego. Wojtek znakomicie orientuje się w całej dokumentacji. Podczas mojej rozmowy z o. Krzysztofem, bezbłędnie wyciąga z teczek potrzebne papiery, a w czasie nabożeństwa podtyka mikrofon każdej osobie, która wypowiada intencję modlitewną.

Wojtek został "zwerbowany" przez o. Krzysztofa przed czteroma laty, kiedy przyjechał do Nadliwia ze swoją klasą do "zielonej szkoły". "Od tego wszystko się zaczęło i zawsze chętnie przyjeżdżam do pomocy" - mówi skromnie rzecznik prasowy.

Kadra opiekunów rekrutuje się z uczestników prowadzonych przez o. Małachowskiego słynnych rekolekcji eucharystycznych. Jednym z nich był Andrzej, student AWF, "nasz najwspanialszy asystent", jak go określa o. Krzysztof. "Ale ożenił się z naszą sekretarką, założył rodzinę i uciekł od nas" - "skarży się" o. Krzysztof.

Zaczęło się od Łukaszka

Ojciec Krzysztof, ponieważ mówi o sobie, że jest "osiołkiem Bożym", nazywany jest przez wszystkich podopiecznych i opiekunów "księdzem Osiołkiem", a jego pokój nosi miano "stajni".

Chodząca dobroć, uduchowiony, ale stanowczy.

Przez długi czas mieszkał w Ameryce. Tam też wstąpił do założonego przed dwudziestu laty przez ks. Johna Mc Carthy‘ ego Zgromadzenia Oblatów Mądrości. W okresie narastającej kontestacji magisterium Kościoła ideą założyciela było skupienie księży wiernych nauce Ojca świętego. O. Krzysztof jest jedynym Polakiem w gronie kilkunastu zakonników ze Zgromadzenia Oblatów Mądrości.

"W Ameryce dużo się nauczyłem - wspomina zakonnik. Robię dokładne sprawozdania finansowe i wszyscy, do których zwracamy się o pomoc widzą, że niczego nie ukrywamy, a pieniądze nie idą na marne". Zapraszany przez księży, zaczął przyjeżdżać do kraju na rekolekcje. W Ameryce był kapelanem marynarzy i dlatego w Polsce w spotkaniach z nim uczestniczyli ludzie z tego środowiska. Jednym z nich był ojciec sześcioletniego wówczas, przykutego do wózka Łukaszka. Marynarz przyjechał w 1989 r. do Lasek pod Warszawą na rekolekcje apostołów Eucharystii. Opowiedział o. Krzysztofowi o swoim synku i poprosił o pomoc. Ksiądz nie mógł zabrać Łukaszka ze sobą do Ameryki, ale zaczęła w nim kiełkować myśl o założeniu fundacji dla dzieci niepełnosprawnych, zwłaszcza dotkniętych porażeniem mózgowym. Problem jest poważny, bo rokrocznie przybywa w Polsce ok. 2 tysiące takich dzieci.

Dla o. Małachowskiego było przyjemnym zaskoczeniem, kiedy dzieci z Apostolstwa Eucharystycznego bardzo chętnie zgodziły się, aby ich niepełnosprawni rówieśnicy wzięli udział w następnych rekolekcjach.

Rozterki o. Krzysztofa rozwiał prof. Zbigniew Toth z Anina. "Cokolwiek ksiądz zrobi dla dzieci niepełnosprawnych, będzie bardzo dobre" - powiedział. Dziś prof. Toth jest członkiem Rady Wspierającej Fundację. W gremium tym są także znane osobistości: prof. Adam Strzembosz, ks. prałat Jan Sikorski, w którego parafii św. Józefa Oblubieńca na Kole Fundacja ma swoją siedzibę i znany polityk Aleksander Małachowski, brat o. Krzysztofa. W ciągu niespełna dziesięciu lat działalności "inwestowania w dziecko", jak mówi założyciel fundacji, dokonano wiele.

Organizowane są comiesięczne "Spotkania betlejemskie", a także wakacyjne spotkania integracyjne dzieci sprawnych i niepełnosprawnych pod nazwą "Obozy Wschodzącego Słońca". Do grudnia 1997 Fundacja wysłała na wypoczynek prawie 1400 osób. Świadczy również usługi medyczno-rehabilitacyjne, realizuje program dla "niemowląt ryzyka" zagrożonych mózgowym porażeniem dziecięcym, uczy rodziców rehabilitacji w domu. Planuje też utworzenie radiowo-telewizyjnej szkoły dla dzieci niepełnosprawnych.

Głównym celem statutowym Fundacji jest wspieranie rozwoju Apostolstwa Eucharystycznego oraz niesienie pomocy medyczno-rehabilitacyjnej, materialnej i duchowej dzieciom niepełnosprawnym, zwłaszcza z mózgowym porażeniem dziecięcym. Cała praca formacyjna opiera się na trzech filarach: lekturze Pisma św., odmawianiu różańca i adoracji Najświętszego Sakramentu. Właśnie na fundamencie środowiska eucharystycznego, jak mówi o. Krzysztof, w roku 1987, najpierw w parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Leszczynie koło Bochni, następnie w parafii św. Józefa na Kole w Warszawie oraz w innych parafiach, młodzież i dzieci odpowiedziały na włączenie się w Apostolstwo Eucharystyczne Dzieci. W odpowiedzi na wezwanie biblijne "Uzdrawiajcie chorych" (Łk 10,9) oraz "Dzieci ... miłujcie czynem i prawdą" (1J 3,18), młodzi Apostołowie Eucharystii podejmują służbę "Dzieci Dzieciom" poprzez obecność w życiu swoich niepełnosprawnych rówieśników.

Z wózka - na koń

Na zakończonych 29 sierpnia integracyjnych dniach modlitwy były dzieci z porażeniem mózgowym w różnych stopniu, niektóre także z niedorozwojem mózgu. Wraz z opiekunami uczestniczyły w nabożeństwach, bawiły się. Ich opiekunowie wymieniali się doświadczeniami, słuchali wykładów.

Dzieci miały także możliwość poddania się hipoterapii, gdyż jazda na koniu przyczynia się do pozbycia lęku, ma dobry wpływ na zachowanie równowagi, a ciepło konia rozluźnia mięśnie. Dosiadanie wierzchowca na oklep ( z asystą osoby zdrowej) było zbawienne dla kilkuletniej Marzenki, która przestała się bać ruchu.

Z niektórymi dziećmi przyjechali rodzice. Z niektórymi matki, bo często zdarza się, że mąż opuszcza żonę, gdy rodzi się dziecko niepełnosprawne. W grupie o. Krzysztofa jest matka, która samotnie wychowuje dwie niepełnosprawne córeczki. Ale do Nadliwia przyjechała też babcia, która opiekuje się opuszczoną przez oboje rodziców swoją wnuczką na wózku inwalidzkim.

Są ludzie, którzy heroicznie dźwigają swój krzyż. Spotykając ich człowiek z zawstydzeniem uświadamia sobie, że wszystkie dokuczliwe problemy życia codziennego, które wydają mu się tak trudne do udźwignięcia, są po prostu błahostką.

Grzegorz Polak

Wszyscy, którzy chcieliby wesprzeć dzieło o. Krzysztofa Małachowskiego mogą przesyłać ofiary na konto: Fundacja Dzieci-Dzieciom. BPH S.A., XIV 0/Warszawa, nr 10601015-5890-27000-500101.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama