Ciągnęli do niej twórcy tej miary co Zbigniew Herbert, Antoni Słonimski czy Zygmunt Kubiak – pisze Jacek Moskwa kreśląc portret Matki Elżbiety Czackiej. Założycielka Zakładu dla Niewidomych w Laskach współpracowała także blisko z kard. Stefanem Wyszyńskim
Znany publicysta w artykule dla KAI, napisanym z okazji zbliżającej się beatyfikacji Matki Czackiej, przybliża fenomen podwarszawskich Lasek – miejsca, w którym Matka Czacka współpracowała m.in. z ks. Stefanem Wyszyńskim.
Poniżej pełna treść artykułu Jacka Moskwy:
Ociemniała Matka niewidomych i widzących
Równoległe beatyfikacje Matki Elżbiety (Róży) Czackiej założycielki wielkiego dzieła pomocy ociemniałym oraz Stefana kardynała Wyszyńskiego przypominają o ich bliskiej współpracy. Przyszły prymas Polski był podczas okupacji niemieckiej kapelanem Zakładu dla Niewidomych w Laskach. To tutaj 1 listopada 1942 roku spotkał się on po raz pierwszy z ósemką młodych kobiet, które pod kierunkiem Marii Okońskiej stały się z czasem jego najbliższymi współpracownicami i „gwardią przyboczną”. Po wojnie Laski były dla niego azylem i miejscem spotkań z zakonnicami oraz świeckimi intelektualistami i działaczami katolickimi.
Laski są dla polskiego katolicyzmu miejscem symbolicznym. Położony w leśnej okolicy ośrodek, który jest zarazem zakładem gdzie rehabilituje się i kształci osoby – przede wszystkim dzieci - dotknięte kalectwem uniemożliwiającym widzenie świata, a zarazem klasztorem zakonnic franciszkanek prowadzących tę pracę, wydaje się kwintesencją najlepszych pierwiastków chrześcijaństwa, porusza wyobraźnię i serca.
Jej wyjątkowe dzieło zaczęło się rodzić wraz z utratą wzroku przez hrabiankę Różę Czacką. Trudno zresztą powiedzieć, w którym stało się to momencie. Urodzona w roku 1876 dziedziczka ziemiańskiego, wielce dla Polski zasłużonego rodu, traciła wzrok stopniowo przez. Przyczynił się do tego upadek z konia. Oślepła zupełnie w roku 1898, mając lat 22.
Od dzieciństwa wyrastała w atmosferze głęboko religijnej. Wychowywała się pod opieką babki, Pelagii z Sapiehów. Na jej kolanach uczyła się, zaledwie kilkuletnia, czytania z francuskiego egzemplarza książki „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis, dzieła, które ukształtowało tylu świętych. Brała je później do ręki codziennie, a pozbawiona zupełnie wzroku słuchała czytających je lektorów.
Babka nauczyła Różę życia modlitwą, zaszczepiła jej styl życia duchowego, który z czasem miał rekompensować jej ślepotę. Dziewczynka wychowywała się w tradycjach bliskich związków z hierarchią Kościoła katolickiego, znamiennych dla polskiej arystokracji. Brat jej ojca – Feliksa Czackiego – to kardynał Włodzimierz Czacki. Także jej matka, Zofia z Ledóchowskich wywodziła się z rodziny związanej ze Stolicą Apostolską.
Utratę wzroku przyjęła więc hrabianka Róża nie jako dopust, ale dowód łaski Bożej. Jednocześnie jednak przyjęła nieszczęście, jakie ją spotkało, w sposób praktyczny – potraktowała je jako społeczne wyzwanie. W początkach XX wieku niewidomi byli wyrzuceni poza nawias społeczeństwa, zdani na łaskę i niełaskę. Większość była analfabetami, których kalectwo spychał na margines. W wielu krajach znany był już wówczas alfabet, który w pierwszej połowie XX wieku wymyślił Francuz Louis Braille. Na ziemiach polskich był on jednak słabo rozpowszechniony. Sama Roża Czacka nauczyła się go dopiero w roku 1908, a więc mniej więcej w 10 lat po utracie wzroku. W tym też czasie zaczęła organizować w Warszawie instytucję służącą niewidomym. W listopadzie 1908 roku spotkała się z grupą osób, które chciały podjąć się tego zadania. Początkowo brakowało jednak funduszy. W najbliższych latach Róża Czacka przeznaczyła na ten cel swoje udziały ze spadków po ojcu i jego bracie – kardynale. Pierwsze schronisko w Warszawie mogło jednak pomieścić zaledwie sześć niewidomych dziewcząt. Mieściło się w jakimś obskurnym baraku. Kwesty prowadzone wśród przyjaciół i najbliższej rodziny zaczęły jednak dawać rezultaty, co umożliwiło rozwinięcie na szerszą skalę akcji pomocowej i propagandowej. Hrabianka Czacka odbyła w tym okresie podróże zagraniczne do Szwajcarii, Austrii i Niemiec i Francji, gdzie zapoznała się z metodami pomocy niewidomym. Największe znaczenie miało spotkanie w 1911 roku z Maurycym de La Sizeranne. Ten ociemniały od dziewiątego roku życia Francuz stał się dla niej wzorem do naśladowania, bliskim także z powodu głęboko katolickich podstaw jego dzieła. Zarejestrowane 11 maja 1911 roku przez rosyjskie władze w Warszawie Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi miało jednak charakter świecki. Kwestia jego wyznaniowości budziła od początku rozmaite napięcia.
Wybuch I wojny światowej odciął przebywającą u rodziny na Wołyniu Różę od pozostawionego w Warszawie Towarzystwa, które pod nieobecność założycielki zaczęło podupadać. Trzyletni pobyt w Żytomierzu, gdzie zmuszona była osiedlić się po ewakuacji rodzinnego majątku i gdzie spędziła prawie cały czas wojny i rewolucji, okazał się dla niej wielkimi rekolekcjami, po których powróciła do Warszawy już w habicie tercjarki franciszkańskiej. Niewielka mieścina na Wołyniu stanowiła – jako siedziba diecezji – ważny ośrodek rzymskokatolickiego życia religijnego na tych ziemiach. Poza katedrą był tam kościół seminaryjny i samo seminarium, gdzie jednym z wykładowców był ks. Władysław Krawiecki, który został spowiednikiem i kierownikiem duchowym Róży. Odbyła u niego indywidualny nowicjat III zakonu św. Franciszka i przywdziała habit.
Po powrocie do Warszawy pod koniec maja 1918 r. zaczęła działania organizacyjne nowego zgromadzenia franciszkańskiego – Służebnic Krzyża, gromadząc jednocześnie pierwsze powołania. Kroki te spotkały się z życzliwością arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego, a także nuncjusza apostolskiego, który przybył po odzyskaniu przez Polskę niepodległości – Achillesa Rattiego, przyszłego papieża Piusa XI.
Na średnich szczeblach kurii warszawskiej potraktowano jednak pomysły niewidomej hrabianki z rezerwą. – Zachciało się ślepej babie zakon zakładać – miał powiedzieć ks. Aleksander Fajęcki. Ten notariusz kurii stołecznej był zresztą później wizytatorem zgromadzenia założonego przez Czacką i egzaminował siostry przed obłóczynami. Czynił to jednak w sposób nieżyczliwy, wprawiając zakonnice w rozmaite rozterki.
Opatrznościowe okazało się natomiast spotkanie z innym kapłanem archidiecezji warszawskiej – ks. Władysławem Korniłowiczem. Po śmierci ks. Krawieckiego objął on opiekę duchową nad rodzącym się zgromadzeniem. Jednocześnie prowadził bardzo owocne duszpasterstwo wśród warszawskiej inteligencji. Skupiał się wokół niego grupa młodzieży obojga płci nazywana „kółkiem”. Były wśród nich młode kobiety, związane – jedna z nich była nauczycielką, inne uczennicami – z warszawskim gimnazjum prowadzonym przez „Panny Jadwigi” – Kowalczykównę i Jawurkuwnę. Parę z nich, żydowskiego pochodzenia, przyjęło z rąk ks. Korniłowicza chrzest. Dzięki niemu stały się współpracowniczkami Elżbiety Czackiej, a później nawet zakonnicami. Z tego kręgu wywodziła się też ziemiańska córka, Zofia Sokołowska, uzdolniona rzeźbiarka, studentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych – pierwsze inteligenckie powołanie nowego zgromadzenia, którego pierwsza konstytucja została zatwierdzona w roku 1922. Początkowo nosił ono miano Sióstr Niewidomych św. Franciszka Serafickiego, by wkrótce przybrać obecną nazwę Franciszkanek Służebnic Krzyża. Jego powołaniem miała być praca wśród osób pozbawionych wzroku, założeniem duchowym – ekspiacja za duchową ślepotę ludzkości.
Działania założycielki szły dwutorowo. Budowa nowego zakonu postępowała powoli, gdy tymczasem coraz więcej kłopotów sprawiało istniejące od ponad dekady Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Jego dotychczasowi działacze przyjęli z rezerwą fakt, że Róża Czacka wróciła z Kresów w habicie zakonnicy. Praca z niewidomymi kulała, zwłaszcza trudności sprawiało zdobywanie środków materialnych na ich utrzymanie. Warszawska placówka mieściła się w kilkupokojowym mieszkaniu przy ulicy Polnej. Pozbawione wzroku dzieci musiały tam sypiać w koszach na bieliznę; w wspomnieniach ich opiekunek mowa jest o głodzie, czasami brakowało nawet chleba.
U progu lat dwudziestych opatrznościowe okazały się dla dzieła opieki nad niewidomymi dwa wydarzenia: darowizna kilku mórg piaszczystego gruntu w podwarszawskiej miejscowości Laski na skraju Puszczy Kampinoskiej oraz nawrócenie, czy raczej powrót do Kościoła katolickiego Antoniego Marylskiego. W roku 1922 dwudziestoośmioletni młodzieniec ze znanej rodziny ziemiańskiej miał za sobą burzliwą przeszłość. W czasie wojny światowej walczył jako kawalerzysta w carskiej armii, krótko służył w polskim korpusie Dowbora-Muśnickiego. Razem z Józefem Czapskim, sławnym później malarzem, został z tej armii wyrzucony za pacyfizm w duchu Lwa Tołstoja. Wspólnie z bratem Marylskiego oraz siostrami Czapskiego znaleźli się w 1917 roku w rewolucyjnym Piotrogrodzie, gdzie stworzyli swego rodzaju religijną komunę. Po wyjeździe z Rosji młody człowiek przebywał czas jakiś we Francji, by wreszcie wrócić do Polski. Tu zapisał się na Uniwersytet Warszawski, studiował filozofię i ciągle szukał drogi. Wiosną 1922 roku któraś z koleżanek namówiła go, aby poszedł posłuchać sławnego wśród młodzieży kaznodziei. Zobaczył księdza Władysława Korniłowicza przy ołtarzu tak zmęczonego, że miał trudności by zacząć mówić kazanie. Mimo to, słuchając go Marylski doznał jakby olśnienia: oczyma duszy ujrzał sens nauki Chrystusa, istnienia Kościoła z jego sakramentami. Ks. Korniłowicz powiedział mu potem, że o modlitwę za jego nawrócenie prosił niewidomą zakonnicę, pozostającą w szpitalu. Marylski odwiedził w ją w kilka dni później w lecznicy św. Józefa, gdzie s. Elżbieta Czacka przebywał po operacji usunięcia złośliwego nowotworu.
„To było jakby drugie olśnienie po tamtym pierwszy, jakiego doznałem w kaplicy przy ulicy Pięknej” – wspominał Marylski w pogadance dla sióstr franciszkanek nagranej w roku 1972. – „Zobaczyłem twarz promieniejącą nie ziemskim szczęściem, ale głęboką radością płynącą z głębi duszy i oświetlającą rysy, tak że nie miało się wrażenia obcowania z osobą niewidomą. Tyle było wyrazu w tej twarzy! Głos miała przedziwnie piękny, szło od niej coś, co jednało serce. Człowiek korzył się, nic nie rozumiejący, bo tajemnica cierpienia ukryta w tej twarzy promieniującej radością stała się zagadką dla mnie: jak może ktoś, kto tak strasznie cierpi, być jednocześnie radosny?”
To najpiękniejszy literacki portret założycielki Zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża, Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi i Zakładu w Laskach. Powstał w pół wieku po opisywanym wydarzeniu. Antoni Marylski był z nią aż do jej śmierci w 1961 roku. Nawet podczas nielicznych wyjazdów krajowych i zagranicznych wymieniali listy pisane alfabetem Braille’a niemal codziennie. Traktowała Antka jak syna i ulokowała w nim wielkie nadzieje. Przede wszystkim stał się budowniczym osiedla nazywanego początkowo Różanną, od jej chrzestnego imienia. Powstały pierwsze zabudowania mieszkalne, nieduży klasztor, nazwany imieniem św. Franciszka, obok niego ciekawa pod względem architektonicznym kaplica z niekorowanych bali, później dwa duże internaty dla niewidomych chłopców i dziewcząt.
Laski rządzone były trochę jak ziemiański folwark. Wszystkie ważniejsze decyzje – z upoważnienia Matki Czackiej – podejmował Antoni Marylski. Niejednokrotnie wywoływało to nawet pewne napięcia w relacjach z zakonnicami. Zakład w Laskach był bowiem miejscem unikalnej na tle ówczesnego polskiego Kościoła współpracy żeńskiego zgromadzenia zakonnego z grupą świeckich obojga płci. Obydwa filary tego dzieła – mniszki i laicy – znajdowały mocne oparcie w „kółku” księdza Korniłowicza. Przez niego trafiali pod skrzydła Matki. Wymienić należy najwybitniejszych: Leona Czosnowskiego, Henryka Ruszczyca, Zygmunta Serafinowicza (brata poety Jana Lechonia), Witolda Świątkowskiego. Wszyscy oni należeli do III Zakonu III świętego Franciszka. Matka Czacka marzyła, że staną się oni zalążkiem świeckiej gałęzi założonego przez nią zgromadzenia, do czego jednak nie doszło. Ze świeckich pań, które oddały całkowicie życie niewidomym wspomnijmy Irenę Tyszkiewiczową (później w zakonie siostrę Marię Franciszkę), Katarzynę Branicką, Alicję Gościmską czy Helenę i Zofię, córki wybitnego filologa klasycznego, profesora Kazimierza Morawskiego. Zofia trafiła do Lasek w 1930 r. jako dwudziestosześcioletnia dziewczyna, pozostała do roku 2010, kiedy umarła mając lat 106. Przez większość tego czasu zajmowała się działem darów, najważniejszym, bo Zakład dla Ociemniałych istniał dzięki dobroczynności – krajowej i zagranicznej.
Mimo wszystko ludzie świeccy, chociaż ważni, pozostawali mniejszą część środowiska. Jego trzon stanowiło żeńskie Zgromadzenie Franciszkanek Służebnic Krzyża, którego unikalną cechą – nawet w skali całego Kościoła powszechnego – była obecność konwertytek pochodzenia żydowskiego. I one przychodziły za pośrednictwem księdza Korniłowicza. Szczególną rolę odegrała Zofia Landy. Urodziła się w rodzinie żydowskiej, właściwie bezreligijnej, odznaczającej się silnym polskim patriotyzmem (należał do niej gimnazjalista Michał Landy, zabity na Placu Zamkowym w Warszawie 8 kwietnia 1861 roku, kiedy podjął krzyż niesiony wcześniej przez innego uczestnika patriotycznej demonstracji).
Zofia studiowała filozofię w Paryżu, gdzie poznała wybitnego myśliciela katolickiego Jacquesa Maritaina i jego żonę Raissę, też Żydówkę z pochodzenia. Po powrocie poszła do księdza Korniłowicza, aby wyjaśnić pewne problemy związane z myślą Stanisława Brzozowskiego, który na krótko przed swoją przedwczesną śmiercią zbliżył się do katolicyzmu. Do Matki Czackiej zaprowadziła ją inna Zofia, wspomniana już Sokołowska, w której ziemiańskim domu młoda nauczycielka udzielała korepetycji. W 1928 roku Zofia Landy stała się franciszkanką, siostrą Teresą od Krzyża. Po młodej śmierci wspomnianej już Zofii w zakonie znalazła się jej najbliższa przyjaciółka, trzecia imienniczka - Zofia Steinberg, z rodziny żydowskiej, w tym przypadku bardzo ortodoksyjnej. Do elity Zgromadzenia należała siostra Miriam (Maria) Gołębiowska. W świecie Bronisława Wajngold, żydowska intelektualistka, muza Jerzego Lieberta. W Zgromadzeniu jedna z najwybitniejszych postaci, druga mistrzyni nowicjatu. Wśród franciszkanek z Lasek nie brakowało oczywiście – w jeszcze większym stopniu - powołań z rodzin katolickich, przede wszystkim chłopskich i ziemiańskich. Konwertytki nadawały jednak Zgromadzeniu niepowtarzalny koloryt intelektualny i duchowy.
Rodzinne wręcz więzy, które połączyły Elżbietę Czacką z Antonim Marylskim, dotyczyły także wybitnych sióstr. Opłakiwała przedwczesną śmierć Zofii Sokołowskiej – siostry Katarzyny od Ran Pana Jezusa, w której widziała swoją następczynię. Jej przyjaciółkę, lekarkę Zofię Steinberg, siostrę Katarzynę od Rany w Boku Pana Jezusa, Żydówkę i socjalistkę z przekonań, zamiłowaną działaczkę społeczną, stawiała za wzór innym zakonnicom. W ostatnich latach swego życia, kiedy pozostawała pod jej opieką, nazywała „Katarzusią”.
Natomiast Zofia Landy – s. Teresa od Krzyża - była najbliższą współpracowniczką Matki w dziedzinie dla Lasek najważniejszej, to znaczy tyflologii, nauki o problemach związanych z utratą wzroku, pomocy i rehabilitacji osób tym kalectwem dotkniętych. Nie wyczerpywało to jednak jej twórczych zainteresowań. Wykształcona filozoficznie pisywała świetne eseje o religii i literaturze. Jej teksty ukazywały się w piśmie „Verbum”, periodyku stanowiącym intelektualną wizytówkę środowiska „kółka” i Lasek.
Dzięki siostrze Teresie, a także księdzu Korniłowiczowi i Antoniemu Marylskiemu, nawiązało ono kontakty z wybitnymi przedstawicielami katolickiego personalizmu na Zachodzie Europy. W ostatnich dniach sierpnia 1934 roku w Warszawie odbywał się międzynarodowy kongres tomistyczny, na który przyjechał Jacques Maritain. Odwiedził też Laski i warszawską siedzibę wydawnictwa „Verbum”. W tym okresie przyjeżdżał też inny wybitny filozof i teolog tomista, Szwajcar Charles Journet, kreowany później kardynałem przez Pawła VI. Zapisał o tym pobycie piękne słowa, jakby syntezę spojrzenia na Laski z zachodniej perspektywy:
„Spotkaliśmy w pewnym zakątku Polski, a będzie to jedno z najpiękniejszych wspomnień w naszym życiu, Kościół prawdziwie franciszkański, ubogi aż do ogołocenia, lecz przeobfity miłosierdziem; przyjmujący życzliwie wszystkie nędze ciała i duszy, a jednocześnie wszelkie poszukiwania sztuki najbardziej nowoczesnej; pełen cudownego poszanowania pragnień papieża, lecz równocześnie wolny od wszelkiego formalizmu, wolny jak obłok na niebie. Nie miał on twardości ani wzgardy wobec Żydów, ale umiał znaleźć tajemnicę otwarcia im wrót Chrztu świętego. Nie znał kłamstwa, szczery aż do przesady tą szczerością słowiańska, szaloną i cudowną…”
Do wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku dzieło pomocy niewidomym rozwinęło się na różnych płaszczyznach. Obok zakładu w Laskach i jego filii na warszawskiej Woli przy ulicy Wolność powstały oddziały w Wilnie i na Śląsku. Działał tzw. Patronat – system opieki nad osobami także pozbawionymi wzroku, ale pozostającymi we własnych domach. Emanacją „kółka” ks. Korniłowicza stały się wspomniane wyżej pismo i wydawnictwo Verbum”, a także Biblioteka Wiedzy Religijnej. Szerzono unowocześnioną wersję filozofii tomistycznej, a także reformę liturgiczną.
Latem 1939 roku, kiedy narastało zagrożenie wojenne, wydawało się, że położone w poza Warszawą, na skraju Puszczy Kampinoskiej, Laski będą miejscem bezpiecznym. Tymczasem od pierwszych dni września bitwy powietrzne toczyły się nad terenem Zakładu. Był on także zbombardowany, a internat chłopców został częściowo zburzony. Szczęśliwie pozbawione wzroku dzieci nie wróciły już z wakacji, pozostała tylko grupa dorosłych niewidomych. Później toczyły się tu zaciekłe walki lądowe.
Matka Czacka przebywała w tym czasie w warszawskiej filii przy ulicy Wolność. 25 września została ona zbombardowana. Niewidoma zakonnica doznała uszkodzenia gałki ocznej, co jej kalectwo spotęgowało dodatkowym cierpieniem. Ksiądz Korniłowicz także opuścił Laski. Szeroko znane były jego pacyfistyczne kazania skierowane do Niemców. Było oczywiste, że pod okupacją znajdzie się w niebezpieczeństwie. Schronił się najpierw do Żułowa, gdzie znajdowała się jeszcze jedna filia Zakładu, a później w majątku Zamoyskich w Kozłówce. Tam spotkał innego księdza profesora Stefana Wyszyńskiego z Włocławka. Ten również musiał się ukrywać z powodu publicznych potępień nazizmu. Od czerwca 1942 roku objął duszpasterstwo sióstr i grupki niewidomych dzieci w Laskach. Spędził tam dwa i pół roku, do zakończenia wojny.
Poprzednikiem na ks. Wyszyńskiego stanowisku kapelana był ks. Jan Zieja. Związany z tym miejscem od jego początków, podczas okupacji zamieszany był w najważniejsze sprawy konspiracyjne. Uznano, że może to stanowić zagrożenie dla niewidomych pensjonariuszy, sióstr i personelu świeckiego. Ks. Wyszyński jednak także konspirował, może na mniejszą skalę. Został zaprzysiężony jako kapelan zgrupowania Armii Krajowej w Puszczy Kampinoskiej pod pseudonimem Radwan III. Jako kapłan nie brał jednak bezpośredniego udziału w walkach. Kiedy w sierpniu 1944 roku do Lasek zaczęli napływać z walczącej Warszawy ranni powstańcy, pracował w szpitaliku i otaczał ich opieką duchową.
Podobno, kiedy pod koniec 1948 roku, dotychczasowy biskup lubelski ks. Stefan Wyszyński mianowany został arcybiskupem metropolitą gnieźnieńsko-warszawskim franciszkanki w Laskach modliły się o odsunięcie niebezpieczeństwa jego uwięzienia, a nawet śmierci. Późniejsze wydarzenia pokazywały, że zagrożenie było całkiem realne. Nominacja niedawnego kapelana jej Dzieła na najwyższe w polskim Kościele stanowisko zbiegła się w czasie z początkiem nowego kalectwa Matki Czackiej, która po wylewie krwi do mózgu w jeszcze większym stopniu odcięta była od kontaktu ze światem zewnętrznym. Dwa lata wcześniej, w roku 1946 zmarł ksiądz Władysław Korniłowicz. Matka założycielka za zgodą prymasa Wyszyńskiego przekazała ster rządów następczyni. Mieszkańcy Lasek – z nielicznymi wyjątkami – widywali ją już bardzo rzadko, z daleka na wózku inwalidzkim. Wiedzieli jednak, że w ascetycznej celi obok kaplicy bije nadal serce Lasek. Wiadomości o najważniejszych sprawach do niej docierały. Wiedziała na przykład o aresztowaniu oraz trzyletnim internowaniu kardynała. Odeszła w 1961, ale cała duchowość Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi jest skoncentrowana wokół jej osoby.
W centrum niewielkiego cmentarza, na którym pochowane są siostry franciszkanki i inne osoby związane z dziełem Lasek, zgodnie z sugestią kardynała Wyszyńskiego umieszczono trzy mogiły: Ojca Korniłowicza, Matki Czackiej i Antoniego Marylskiego. W związku z rozpoczętym procesem beatyfikacyjnym doczesne szczątki księdza Władysława zostały w 1978 roku przeniesione do warszawskiego kościoła przy ulicy Piwnej. Procedury związane z wynoszeniem sług Bożych na ołtarze mają jednak swoje meandry. Wygląda na to, że beatyfikacja niewidomej zakonnicy nastąpi szybciej niż jej kierownika duchowego.
Pisząc moje książki o środowisku Lasek zastanawiałem się często nad tajemnicą promieniowania dzieła Matki Czackiej. Dlaczego właśnie ono przyciągało niewielką liczebnie, ale wybitną grupę konwertytów? Dlaczego ciągnęli do niego twórcy tej miary co Zbigniew Herbert, Antoni Słonimski czy Zygmunt Kubiak? Dlaczego było ono tak atrakcyjne dla ludzi lewicy – katolickiej, jak Tadeusz Mazowiecki i inni działacze z kręgu „Więzi”, ale także laickiej, jak Jan Strzelecki czy Adam Michnik, który właśnie tutaj pisał tak ważną dla mojego pokolenia książkę Kościół, lewica, dialog? Co wyzwalało lawinę dobroczynności, która w najtrudniejszych latach stalinowskich pomagała utrzymywać Zakład za pośrednictwem Committee for the Blind of Poland [Komitet Pomocy Niewidomym z Polski] działającego w USA i innych krajach? Co wreszcie tworzyło ów niepowtarzalny „duch Lasek” nacechowany franciszkańskim ubóstwem i miłością do najsłabszych – niewidomych dzieci – ale także poczuciem specyficznego humoru? Odpowiedź na te pytania ma twarz Matki Czackiej.
***
Jacek Moskwa (ur. 1948) - polski dziennikarz prasowy i telewizyjny, pisarz, watykanista. Przez 15 lat był korespondentem polskich mediów akredytowany w Rzymie i przy Stolicy Apostolskiej. Były prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (obecnie wiceprezes). Autor licznych książek, w tym o środowisku Lasek („Antoni Marylski i Laski”, „Nie mów o mnie. Z Zofią Morawską spotkania w Laskach”) oraz o Janie Pawle II. Jest też autorem wywiadu-rzeki z ks. Janem Zieją ("Życie Ewangelią”) oraz jego biografii (“Niewygodny prorok”).
Jacek Moskwa / Warszawa