Gorąca debata w Sejmie o in vitro. Część posłów wyszła z sali

Dofinansowanie stosowania procedury in vitro, w kwocie co najmniej 500 mln zł rocznie z budżetu państwa przewiduje obywatelski projekt zgłoszony do Sejmu jeszcze w poprzedniej kadencji. Dziś odbyło się jego pierwsze czytanie.

Projekt zgłosił Komitet Inicjatywy Obywatelskiej „Tak dla In Vitro” wraz z 395 tys. podpisami. Pełnomocnikiem Komitetu jest Agnieszka Pomaska, posłanka na Sejm z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Projekty obywatelskie nie ulegają tzw. dyskontynuacji wraz z końcem kadencji parlamentu, dlatego mogą być procedowane w kolejnej kadencji.

Już na samym początku debaty większość posłów Prawa i Sprawiedliwości oraz innych ugrupowań prawicowych opuściło salę. Na ławach pozostali głównie posłowie dotychczasowej opozycji.

Do reprezentowania Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej wskazana została Agnieszka Pomaska (KO), a jako osoba uprawniona do jej zastępstwa w pracach nad projektem Małgorzata Rozenek-Majdan.

„Ten program zlikwidowaliście (PiS - red.) bo chcieliście zaglądać do sumień Polek i Polaków. Robiliście to przez ostatnie 8 lat. Odebraliście kobietom dostęp do antykoncepcji awaryjnej, bez recepty. Zabraliście prawo do poczucia bezpieczeństwa kobiet w ciąży. Utrudniliście dostęp do badań prenatalnych. Dla tych wszystkich, którzy nas oglądają mam bardzo dobrą wiadomość. 15 października skończył się czas zaglądania do sumień Polek i Polaków” – powiedziała Rozenek-Majdan.

Głos w debacie zabrała także przedstawicielka Prawa i Sprawiedliwości, posłanka Józefa Szczurek-Żelazko.

„Pani poseł wnioskodawca, w swoim przemówieniu, bardzo politycznym i emocjonalnym, niestety nie omówiła projektu tejże ustawy, co jest niezwykle ważne. Będziemy decydować o tym, czy z budżetu państwa 500 milionów złotych, ma zostać przeznaczonych na jedną z form wspomagania prokreacji. Ten projekt ustawy wymaga w dużej mierze doprecyzowana, dookreślenia zasad przeprowadzania tych procedur, które mają być finansowane z budżetu państwa, klub parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość rekomenduje wysokiej izbie dalsze prace nad tą ustawą” – podkreśliła J. Szczurek-Żelazko.

Pierwszym mężczyzną, który pojawił się w trakcie dyskusji na mównicy był Władysław Kosiniak-Kamysz. Lider PSL nie ukrywał zadowolenia z faktu, że procedowany projekt zmian był elementem, który łączył wszystkie cztery ugrupowania składające się na tzw. koalicję opozycji. Następnie poseł ludowców zwrócił się do parlamentarzystów PiS, którzy jego zdaniem dopuścili się haniebnych czynów.

„Jaką trzeba być okrutną władzą, żeby pozbawić największego szczęścia, jaką może być dla rodziny posiadanie dzieci. Ten projekt obywatelski kończy okrucieństwo, które nastąpiło zaraz po przejęciu władzy przez PiS” – mówił Kosiniak-Kamysz.

Na sejmowej mównicy pojawił się także przedstawiciel Konfederacji Grzegorz Braun. Polityk wspomniał, że jako reżyser „doktoryzował się” z tego tematu, tworząc film dokumentalny „Eugenika w imię postępu”.

„Widziałem te selekcję dokonywaną na moich oczach. (...) Dokonywał tej selekcji zootechnik, może nie wszyscy wiecie, ze względu na koszty, zatrudnia się w realizacji tej procedury osoby niekoniecznie legitymujące się dyplomem medyka od ludzi” – przekonywał Braun.

Lider Konfederacji Korony Polskiej, zwrócił także uwagę na jego zdaniem, bardzo poważne zagrożenia, które występują w związku ze stosowaniem tej metody.

„W takim mieście jak Białystok, zagłębie in vitro, jest z konieczności ograniczona liczba dawców gamet męskich i żeńskich (...) Szereg rosnących zabiegów sprawia, że rośnie matematyczne prawdopodobieństwo, że spotkają się dzieci z jednego tatusia. Nie wiedząc o tym, że są dziećmi tego samego dawcy. Być może zechcą dać początek nowemu życiu, tylko nie będą wiedzieli, że mają tego samego ojca. To było już kilkanaście lat temu” – podkreślił G. Braun.

Poseł stwierdził, że rozumie pragnienie rodzin do potomstwa, jednak należy zdawać sobie sprawę, że istnieją niegodziwe metody i taką właśnie jest in vitro.

„Zapraszacie naszych rodaków, żerując na ich dramatach życiowych, do przedsionka piekieł już na tej ziemi. Ja nie będę rozszerzał tej argumentacji, powiem tylko, że moglibyśmy powiedzieć: dajcie nam katolikom spokój i nie każcie nam płacić na to, co tam sobie robicie, ale sprawa ma konsekwencje potencjalnie społeczne” – mówił poseł Konfederacji.

Szef gabinetu prezydenta RP Marcin Mastalerek był pytany w „Gościu Wydarzeń”, czy jeśli projekt przejdzie prezydent podpisze taką ustawę. Doradca prezydenta wyjaśnił, że zgodnie z jego wiedzą głowa państwa rozumie problem i będzie za refundacją.

„Znając prezydenta Dudę, według mojej wiedzy, nie będzie blokował tego projektu, ale oczywiście musi zobaczyć ostateczną wersję na biurku” – wyjaśniał Mastalerek.

Kościół wobec procedury in vitro

Kościół katolicki od początku stał na stanowisku, że w Polsce potrzebne jest prawo bioetyczne, a działalność jakichkolwiek ośrodków zajmujących się diagnostyką i leczeniem niepłodności, nie może istnieć w legislacyjnej próżni. Samej procedury in vitro Kościół jednak nie akceptuje z kilku niezwykle istotnych powodów.

Przede wszystkim jest to procedura z moralnego punktu widzenia nie do przyjęcia, gdyż zakłada poczęcie ludzkiego życia w probówce (łac. in vitro, czyli w szkle) w warunkach eksperymentu laboratoryjnego i przy udziale osób trzecich, a nie w wyniku naturalnego zbliżenia kobiety i mężczyzny.

W encyklice „Evangelium vitae” z 1995 r. Jan Paweł II wskazywał, że techniki sztucznej reprodukcji są nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego. Papież tłumaczy zatem, że poczęcie dziecka nie może być zastąpione techniczną procedurą, gdyż w takiej optyce dziecko staje się niejako produktem stworzonym w laboratorium.

Ponadto zazwyczaj w procedurze in vitro nie wytwarza się jednego embrionu w celu przeniesienia do łona matki, ale większą ich liczbę, aby uniknąć sytuacji, gdyby ten jeden okazał się genetycznie wadliwy. Dokonuje się wówczas swoistej selekcji najlepszego embrionu, inne zdrowe mrozi, a tym niedoskonałym grozi zniszczenie.

W tym kontekście in vitro rodzi zatem pokusę tworzenia człowieka doskonałego, któremu umożliwia się narodziny i rozwój tylko po uprzednim oczyszczeniu z wad na etapie embrionalnym. Tymczasem, jak głosi Kościół, każde dziecko powinno być przyjęte jako dar miłości Boga do jego rodziców oraz ich wzajemnej miłości.

Episkopat Polski w ostatnich latach wielokrotnie wyrażał swoje stanowisko na temat in vitro. Krytycznie do tej procedury biskupi odnieśli się m.in. w dokumencie „O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek” z 2013 r., czyli w tzw. dokumencie bioetycznym KEP. Został on opublikowany w trakcie debaty publicznej, która doprowadziła do ustanowienia programu dofinansowania in vitro z budżetu państwa na lata 2013-2016 oraz uchwalenia ustawy o leczeniu niepłodności w 2015 r.

Biskupi nawiązali w tym dokumencie do kwestii procedury mrożenia tzw. embrionów nadliczbowych.

„Nadliczbowe embriony są mrożone w celu ich przechowywania i ewentualnego wykorzystania w dalszych próbach uzyskania ciąży, jeżeli wcześniejsze próby okażą się nieskuteczne. Już sam ten proces uwłacza ludzkiej godności. Zresztą większość zamrażanych i rozmrażanych embrionów obumiera w tym procesie lub staje się niezdolna do dalszego zdrowego rozwoju. A przecież embrion to człowiek i każdy z embrionów okazuje się bezradnym członkiem ludzkiej rodziny, którego godność i prawa bezwzględnie podeptano” – napisali hierarchowie.

Episkopat podkreślał przy tym jednocześnie, że krytycznego stanowiska wobec in vitro nie można odczytywać jako przejawu dyskryminacji ani wobec dzieci urodzonych z in vitro, ani ich rodziców. „Podejmowane przez nas wysiłki w przekazywaniu prawdziwych informacji o zapłodnieniu pozaustrojowym wynikają z troski o dobro każdego z dzieci i ich matek oraz prawo do informacji” – wyjaśnili członkowie Zespołu ds. Bioetycznych KEP w jednym z komunikatów na ten temat (2013 r.).

Źródła: KAI, polsatnews.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama