Niektórzy pacjenci chcą być po prostu trzymani za rękę, dla innych to zbyt bolesne. Ważna jest troska personelu medycznego, a także odwiedziny osób najbliższych – powiedziała s. Wiktoria Kulpa CSSF.
W rozmowie z KAI dyrektor warszawskiego Hospicjum Sióstr Felicjanek im. bł. Hanny Chrzanowskiej opowiedziała jak wygląda praca i wolontariat w placówce, czego najbardziej potrzebują chorzy na ostatnim etapie życia, a także jak sama rozumie sens cierpienia i choroby w życiu człowieka. Wkrótce w Kościele będziemy obchodzić Światowy Dzień Chorego, który przypada 11 lutego. Został on ustanowiony z inicjatywy papieża Jana Pawła II w 1992 roku.
Anna Rasińska (KAI) Jak wygląda praca w warszawskim Hospicjum Sióstr Felicjanek im. bł. Hanny Chrzanowskiej?
S. Wiktoria Kulpa CSSF – dyrektor Hospicjum Sióstr Felicjanek im. bł. Hanny Chrzanowskiej: Trudno opowiedzieć w kilku zdaniach o naszej pracy. Ja zawsze myślę o niej jak o służbie i szczególnym powołaniu. Idea powstania naszej placówki jest związana z bł. Hanną Chrzanowską, prekursorką opieki paliatywnej w Polsce, która troszczyła się o chorych, dbała, by nie byli samotni, pozbawieni opieki.
Nasza codzienna posługa polega na całkiem prozaicznych czynnościach – nakarmieniu pacjenta, umyciu go, podaniu podstawowych leków... Włączamy też chorych w naszą modlitwę, oczywiście, jeśli sobie tego życzą. Dbamy, by codziennie mogli obejrzeć transmisję Eucharystii, kiedy tylko zechcą wzywamy do nich kapłana z Komunią świętą, zapraszamy na wspólny różaniec. Staramy się także spełniać ich marzenia, zazwyczaj te mniejsze, za względu na ograniczony czas i możliwości finansowe.
Posługuje u nas całkiem spora grupa wolontariuszy, którzy również pomagają nam w codziennych czynnościach, odwiedzają naszych chorych, odmawiają z nimi różaniec, czytają im Pismo Święte, ale i czeszą, malują paznokcie itp. angażują się również w terapie zajęciowe.
Czego potrzebują osoby przebywające w hospicjum, które wiedzą, że są już na ostatnim etapie swojego życia?
Wszystko zależy od stanu zdrowia pacjenta. Z mojej obserwacji wynika, że najważniejsze jest łagodzenie dolegliwości bólowych oraz obecność drugiego człowieka. Niektórzy pacjenci chcą być po prostu trzymani za rękę, dla innych to zbyt bolesne. Ważna jest troska personelu medycznego, przygotowanego do opieki paliatywnej, a także odwiedziny osób najbliższych.
W naszym hospicjum pamiętamy także, aby przygotować rodziny osób terminalnie chorych do etapu pożegnania, odchodzenia. Przekazujemy krewnym, co może się wydarzyć, zachęcamy by rodzina była jak najbliżej chorego.
Na pewno nie bez znaczenia są także potrzeby duchowe chorych. Czy często zdarza się, że niewierzący pacjenci hospicjum doznają nagle nawrócenia?
Oczywiście, potrzeby duchowne są dla naszych pacjentów tak ważne, że zapomniałam o nich powiedzieć (uśmiech). Naszym pierwszym pytaniem, jakie zadajemy chorym jest właśnie pytanie o to czy pacjent jest przygotowany do odejścia, od strony sakramentalnej, czy przyjął już sakramenty święte, namaszczenie chorych, czy chciały się wyspowiadać.
Mam w pamięci jedno szczególne nawrócenie, które dokonało się w naszym hospicjum. Jeden pacjent przyjął chrzest w wieku 70 lat, jedna z naszych sióstr była nawet jego matką chrzestną! To było w niedzielę, a w piątek, mężczyzna przeszedł już do życia wiecznego, to dla nas ogromna radość, że udało się zdążyć.
Bywa, że pacjenci, którzy do nas trafiają, podkreślają, że są ateistami, lub mają własną duchowość i proszą, by ich nie nawracać. Szanujemy to.
W tym rok mieliśmy na przykład taką jedną pacjentkę, która absolutnie nie chciała korzystać z sakramentów, podkreślała, że ma swoją pobożność. Jednak kiedy zobaczyła, jak wspólnie z innymi chorymi przyjmujemy Eucharystię, modlimy się, wielbiąc Boga, po pewnym czasie, zauważyłam, że ta pani włącza się w naszą wspólną modlitwę. Za jakiś czas poprosiła nas o sakrament pokuty, by móc w pełni uczestniczyć we Mszy świętej. To naprawdę takie małe, wielkie radości, sukcesy duchowe.
Czy obserwując na co dzień chore i cierpiące osoby, ma siostra przekonanie, że ich cierpienie ma sens? Jaki właściwie jest sens choroby w naszym życiu?
Niestety nie mam żadnego logicznego wytłumaczenia na sens cierpienia, czy starości. Podchodzę do tego jak do tajemnicy, przed którą chylę głowę, zamykam usta. Staram się nie tłumaczyć pacjentom, że mogą dzięki temu zdobyć jakieś zasługi, bo tego zwyczajnie nie wiem. Jeśli spotkam się ze strony pacjenta z chęcią do ofiarowania Panu Bogu swojego cierpienia dla zbawienia innych, zachęcam do tego. Znałam pacjentkę, która ofiarowała swoje życie za kapłanów, to dało jej pełną zgodę na cierpienie.
Podchodzę do cierpienia jak do tajemnicy, podchodzę do tego z ufnością i wiarą, że nie ja, ale Ty Boże wiesz dlaczego. Nie możemy tej tajemnicy przegapić zepchnąć na margines, nie mówić o umieraniu, bo to bardzo ważny etap naszego życia. Z radością przyjmujemy narodziny, mówimy o dzieciach, które się rozwijają, przygotowują do dorosłego życia, tak samo musimy mówić o śmierci, umieraniu, cierpieniu. Kiedyś było to naturalne, na porządku dziennym rozmawiało się ze starszymi bliskimi o śmierci. Dziś temat ten spycha się w jakieś zakamarki, by o nim nie mówić, nikt nie chce nawet o tym pomyśleć.
Jak wygląda wolontariat w hospicjum, czy wolontariuszy jest coraz więcej, czy też mniej?
Obecnie jest ich coraz więcej. Pracuję u nas około 70 wolontariuszy świeckich, są oni podzieleni na różne grupy i delegowani do wielorakich zadań. Wolontariusze medyczni muszą wcześniej przejść szkolenie, wykazać się czymś, by niejako zasłużyć sobie na przyjście do pacjentów. Mamy wolontariuszy akcyjnych, którzy służą nam przy różnych akcjach, na przykład zbiórek na rzecz hospicjum, pomagają nam podczas eventów. Są też wolontariusze, którzy przychodzą do naszego domu, wspierają nas w zwyczajnych pracach, takich jak prasowanie, obieranie ziemniaków, sprzątanie, troska o ogródek... jak widać wolontariusze mogą się sprawdzić na różnych frontach.
Bardzo mnie cieszy ta liczba, mam jednak głębokie poczucie, że nie ilość, ale jakość się tutaj liczy. Przychodzi mi teraz do głowy takie zdanie, by nie martwić się, że przyszedł pomóc tylko jeden człowiek, a ucieszyć się właśnie tym jednym człowiekiem, który tu i teraz jest z nami. To stwierdzenie wpisuje się w motto naszego hospicjum - „Żyjemy dzisiaj”.
Wielu wolontariuszy pomagających w hospicjach mówi, że niezwykle ich to ubogaca. Co według siostry daje im ta posługa?
To bardzo cieszy, wolontariusze to bardzo ważna część naszego hospicjum, ponieważ tam, gdzie specjalistyczny zespół medyczny nie ma czasu, by dłużnej zatrzymać się przy pacjencie, zatroszczyć o niego, pojawiają się ci ludzie dobrej woli, którzy wypełniają tę lukę, chcą spełniać życzenia naszych pacjentów. My jako personel otrzymujemy naprawdę wiele od wolontariuszy, ale co oni dostają od nas? Ciężko powiedzieć, myślę, że posługa w hospicjum to okazja do chwili zatrzymania się. Wolontariusze wciąż powtarzają, jak wiele daje im ta posługa, mówią, że napełnia ich to radością, poczuciem sensu, czują wewnętrzne przynaglenie i potrzebę, by być z nami.
Wkrótce w Kościele będziemy obchodzić Światowy Dzień Chorego, czy ma Siostra jakąś refleksję związaną z tą inicjatywą?
Dla mnie wciąż aktualne są słowa Jana Pawła II mówiące, że „chorzy są skarbem Kościoła”, ja się z nimi utożsamiam, nie straciły dla mnie na ważności, pragnę wchodzić codziennie w głąb tych słów.
Jakie są potrzeby hospicjum, jak można wesprzeć jego działanie?
Formy wsparcie są wielorakie, można nas wesprzeć poprzez przekazanie 1,5%, można też zrobić przelew na konto, lub przekazać jakieś własne umiejętności, jako wolontariusz, można przynieść nam paczkę pampersów, lub inne materiały higieniczne, owoce, czy soczki dla naszych chorych.