Dzień „psiej matki”, czyli karykatura macierzyństwa

Zamiast bukietu dla mamy i modlitwy za trud wychowania, zdjęcia yorków w wózkach i w czapeczkach „mama kocha najbardziej”. Problem zaczyna się wtedy, gdy zwierzęta zaczynają zastępować ludzi – gdy stają się „lepszą wersją” dziecka, żony, męża, przyjaciela.

11 maja, kiedy obchodzony jest Światowy Dzień Psiej Mamy w sieci roi się od zdjęć i wyznań bezwarunkowej miłości „dla ukochanych psów”. 

„Jestem Twoją Psią mamą. Tą, która tuli, gdy jesteś zmęczony, która zna każdy Twój nastrój i każdy gest. Jestem tą, która rano wstaje, by wyjść z Tobą na spacer – nawet w deszczu, nawet zmęczona. Dla mnie jesteś kimś więcej niż tylko pupilem. Jesteś moją radością, moim towarzyszem, moją codziennością. Dbam o Ciebie z miłości” – czytamy na jednym z profili Facebookowym „psiej mamy”.

To z pozoru niewinna zabawa. Ale czy rzeczywiście? Czy nazywanie siebie „mamą psa” lub „tatą kota” nie jest dziś czymś więcej niż tylko śmiesznym powiedzonkiem? Czy nie świadczy o głębszym kryzysie – nie tylko relacji, ale też samego rozumienia macierzyństwa?

Zwierzęta domowe stają się dla wielu nie tylko towarzyszami codzienności, ale wręcz substytutami dzieci. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się logiczne, zwierzę nie stawia takich wymagań jak dziecko. Nie trzeba go posyłać do szkoły, nie trzeba mu płacić za studia, nie buntuje się w wieku dojrzewania. Natomiast zwierzątko można kochać, głaskać, przytulać, a ono odpowiada miłym spojrzeniem, merdaniem ogonkiem czy mruczeniem. Daje nam ciepło i obecność, a to wszystko bez wchodzenia w relację z drugą osobą. Bez sporów, pretensji i oczekiwań. Psychologia tłumaczy to zjawisko całkiem sensownie. Człowiek ma naturalną potrzebę troski i bliskości. Jak zauważył już Arystoteles, człowiek jest istotą społeczną, dlatego potrzebuje towarzystwa.

 

 

Ale ta prostota szybko staje się pułapką. 

Ludzie inwestują w zwierzaka emocje, które z natury przeznaczone są dla człowieka – dla dziecka, dla małżonka, dla przyjaciela. Im bardziej ludzie uczłowieczają zwierzęta, tym częściej odchodzą od relacji z ludźmi. Łatwiej kupić pieskowi nową zabawkę niż porozmawiać szczerze z bliską osobą. Łatwiej zatroszczyć się o kota niż przebaczyć sąsiadowi. Jak powiedział Jezus: 

„Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem” (J 13,34).

Ta miłość odnosi się do relacji między ludźmi, oparta jest na ofierze, odpowiedzialności, a czasem bólu. Nie można jej sprowadzać do uczucia wobec zwierząt, które, choć mogą być nam bliskie, nie zastąpią bliskości z drugą osobą.

Co również istotne, nie można zapomnieć o prawdziwej naturze zwierząt. Kot lubi polować na myszy, a pies tropić zapachy. Tymczasem fanatycy z ogromnym zaangażowaniem przygotowują zwierzętom ekologiczne jedzenie, kupują urodzinowe torty, posyłają na terapię, czy zakładają konta na Instagramie. Zaciera się granica, co jest przeznaczone dla ludzi, a co nie. Właściciele budują im ludzką tożsamość, choć zwierzęta wcale tego nie potrzebują.

„Psie mamy” organizują urodzinowe imprezy dla swoich pupili   „Psie mamy” organizują urodzinowe imprezy dla swoich pupili

Czy to znaczy, że nie powinniśmy mieć zwierząt? Oczywiście, że nie. Zwierzęta stworzył Pan Bóg, a św. Franciszek z Asyżu jest ich opiekunem. Są one naszymi towarzyszami, a ich obecność często przynosi pociechę osobom samotnym, chorym czy starszym. Problem zaczyna się wtedy, gdy zwierzęta zaczynają zastępować ludzi – gdy stają się „lepszą wersją” dziecka, żony, męża, przyjaciela.

Na koniec zastanówmy się, czy wołanie do pieska synek, a nazywanie siebie psią mamą, choć z pozoru niewinne i nacechowane czułością, nie umniejsza przypadkiem głębokiego sensu macierzyństwa. Czy nie umniejsza poświęcenia tych, którzy swoje życie oddali wychowywaniu dzieci – nierzadko chorych, wymagających całkowitej rezygnacji z siebie. W świecie pełnym uproszczeń warto czasem z szacunkiem spojrzeć na prawdziwe znaczenie słów, które wypowiadamy, zwłaszcza w taki dzień jak dziś – Dzień Matki.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama