Św. Franciszek w 1219 r. wysłał Berarda i jego towarzyszy w podróż misyjną do Afryki Północnej. Ich zadaniem było głoszenie Ewangelii na ziemiach islamu. Mija właśnie 800 lat od ich męczeńskiej śmierci.
Franciszek od samego początku rozumiał, że adresatem misji ewangelizacyjnej powinien być cały świat. Z tego względu bracia udawali się we wszystkie strony świata i nie ograniczali pola swojej działalności jedynie do Europy. Potwierdza to uniwersalistyczne podejście Franciszka do głoszenia Ewangelii. Nie wyłączał nikogo, nie pominął także muzułmanów, którym poświęcił cały rozdział w przygotowanej przez siebie regule (Reguła niezatwierdzona, 16). Co ciekawe, Franciszek posyła w niej braci nie „przeciw” muzułmanom, ale „pomiędzy” nich. Nawet więcej, sam dociera do Egiptu i głosi Ewangelię na dworze sułtana. Podobnie „pomiędzy” wyznawców islamu posyła braci w roku 1219.
Wśród wybranych znajdowało się czterech kapłanów – Berard z Carbio, Witalis, Piotr i Otto – oraz dwaj bracia zakonni – Akursjusz i Adjut. Witalis, przełożony braci, w trakcie podróży zachorował i musiał pozostać w Hiszpanii. Pozostałych pięciu braci dotarło do Maroka. Mimo, iż tylko Berard znał język arabski od razu zaczęli głosić Ewangelię. Ówczesny władca, sułtan al-Mustansir, początkowo nakazał im opuszczenie kraju. Gdy jednak nie podporządkowali się temu rozkazowi, zostali uwięzieni, torturowani i 16 stycznia 1220 r. ścięci ręką i mieczem samego sułtana. Zostali pierwszymi męczennikami zakonu założonego przez św. Franciszka, jeszcze za jego życia.
Jedno z czytań przypadających na dzień wspomnienia pochodzi z Kronik Ministrów Generalnych Zakonu Braci Mniejszych (Analecta Franciscana, III, s. 15-19) i opisuje historię wysłania braci z misją na ziemie islamu:
„Święty Franciszek, zgodnie z wolą Bożą, wysłał sześciu najgorliwszych braci do Maroka, aby wytrwale głosili wiarę katolicką niewiernym. W drodze, na terenie królestwa Aragonii, poważnie zachorował brat Witalis. Gdy choroba się przedłużała, polecił pozostałym pięciu braciom spełnić nakaz Boży i świętego Franciszka i samym udać się do Maroka. Nie chciał bowiem, aby jego choroba była przeszkodą dla sprawy Bożej. Święci bracia posłuszni rozkazowi, pozostawili tam chorego brata Witalisa, sami zaś udali się do Coimbry, a następnie, zmieniwszy ubiór, aby nie dać się rozpoznać, przybyli do Sewilli, która w tym czasie była we władaniu Saracenów.
Pewnego dnia w gorliwości ducha podeszli bez przewodnika aż do głównego meczetu, czyli muzułmańskiego domu modlitwy. Kiedy usiłowali do niego wejść, oburzeni Saraceni, za pomocą okrzyków, popychania i bicia, nie chcieli ich żadną miarą wpuścić do wnętrza świątyni. Wtedy podeszli do bramy pałacu i przedstawili się jako posłowie przysłani do władcy przez Króla królów, Pana Jezusa Chrystusa. Stanąwszy przed władcą, usiłowali go przekonać o prawdziwości wiary katolickiej, a następnie nakłaniali go do przyjęcia chrztu. Na to władca zapałał niesamowitym gniewem i kazał ich ściąć. Lecz później, za radą starszyzny, odesłał ich do Maroka, tak jak sobie tego życzyli.
Kiedy przybyli do miasta, niezwłocznie rozpoczęli przepowiadać Ewangelię Saracenom znajdującym się na rynku. Na wieść o tym władca kazał ich wtrącić do więzienia. Przebywali w nim dwadzieścia dni bez pokarmu i napoju, pokrzepieni jedynie Bożą pociechą. Po upływie tych dni przyprowadzono ich przed naczelnika więzienia. Ten stwierdziwszy, że nadal trwają niezłomnie w wierze katolickiej zapałał wielkim gniewem i kazał ich poddać przeróżnym torturom oraz, rozdzieliwszy ich w oddzielnych pomieszczeniach, mocno wychłostać. Następnie bezbożni słudzy związali im ręce i nogi, a szyje ich obwiązali powrozami. Tak obezwładnionych ciągnięto po ziemi w jedną i drugą stronę, skutkiem czego ciała ich pokryły się tak głębokimi ranami, że prawie wnętrzności były widoczne. Na rany wylewano z rozbitych naczyń wrzątek oleju i octu. Na miejsca przeznaczone do snu rozsypano ostre skorupy z rozbitych naczyń, a rzuciwszy świętych na to posłanie, tarzali ich po nim. W ten sposób byli męczeni przez całą noc. Prawie trzydziestu Saracenów ich strzegło i okrutnie dręczyło.
Również władca Maroka zapłonął niepohamowanym gniewem i rozkazał przyprowadzić braci do siebie. Prowadzono ich ze związanymi rękami, obnażonych i bosych, oprawcy zaś, zbryzgani krwią, nieustannie ich chłostali. Gdy władca ich zobaczył i przekonał się, że nadal są nieugięci w wierze, oddaliwszy świadków, kazał wprowadzić kilka kobiet i tak przemówił do świętych: „Nawróćcie się na naszą wiarę, a ja dam wam te niewiasty za żony. Dam wam również dużo pieniędzy i będziecie szanowani w moim królestwie”. Na to odpowiedzieli męczennicy: „Nie chcemy kobiet i twoich pieniędzy. Gardzimy tym wszystkim ze względu na Chrystusa”. Wtedy władca zapłonął gniewem, dobył miecza, rozdzielił braci i kolejno przeszył im głowy przez środek czoła. Posłużył się przy tym trzema mieczami. W ten sposób własną ręką uśmiercił ich z dzikim okrucieństwem”.
Opis ten pokazuje jak odważnymi i zdeterminowanymi świadkami Ewangelii od samych początków byli bracia św. Franciszka. Z ich męczeństwem wiąże się historia zapisana w kronice Jordana z Giano, który opisuje reakcję Franciszka na to, że jego bracia chełpią się ofiarą z życia złożoną przez pięciu Męczenników z Maroka. Miał wtedy powiedzieć: „Każdy niech się chwali swoim męczeństwem, a nie innych”. Setki lat franciszkańskiej historii pokazują, że bracia wzięli sobie te słowa do serca i wiernością Bogu aż do końca są Jego świadkami.
Ciała franciszkańskich męczenników jeszcze w roku 1220 zostały przewiezione z Maroka do miasta Coimbra w Portugalii. W obrzędach pogrzebowych uczestniczył młody kapłan z zakonu kanoników regularnych, Fernando Martins de Bulhões. Dziś znany jest na całym świecie jako franciszkanin, św. Antoni Padewski. Męczeńska śmierć pięciu braci św. Franciszka z Asyżu zrobiła na nim bowiem tak wielkie wrażenie, że przeszedł on do zakonu franciszkanów.
Franciszkańscy Męczennicy z Maroka, Berard i Towarzysze zostali wyniesieni na ołtarze bullą Cum alias w 1481 r. Dokonał tego franciszkański papież Sykstus IV.
Za: www.franciszkanie.pl / Biuletyn CiZ