Pogłębia się dramat mieszkańców Gomy w Demokratycznej Republice Konga. Od 22 maja trwa erupcja pobliskiego wulkanu Nyiragongo. Lawa trawi już północne dzielnice miasta. Erupcji towarzyszą trzęsienia ziemi. Niektóre budynki zostały zniszczone.
Jak mówi Radiu Watykańskiemu miejscowy biskup, same władze nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje. Na miejscu brak odpowiedniego wyposażenia, by monitorować przebieg erupcji i wstrząsów sejsmicznych. To rodzi zamieszanie. Nikt nie był na to przygotowany.
Erupcja wulkanu zmusiła do ucieczki setki tysięcy mieszkańców Gomy i pobliskich wiosek. Dostarczanie pomocy jest utrudnione, bo zamknięte zostało miejscowe lotnisko. Wsparcie dociera z Bukavu i z Rwandy. Mówi bp Willy Ngumbi.
„Na szczęście mieszkańcy Konga są bardzo solidarni. Niektórzy zostali przyjęci przez swych krewnych. Ale wielu ludzi wciąż koczuje na ulicy. Jedno z pobliskich miast, które liczy normalnie 12 tys. mieszkańców, przyjęło ponad 40 tys. uchodźców. Sytuacja jest tam jednak bardzo trudna. Ludzie nie mają co jeść. Organizacje pozarządowe zaczynają organizować jakąś pomoc, ale na razie jest to bardzo skromne. Mobilizuje się nasza Caritas. Unicef obiecało pomoc. Ale jak mówiłem, są problemy ze zdobyciem pożywienia. Grozi nam widmo głodu. Brakuje też lekarstw. Woda jest dostarczana cysternami. Ludzie śpią na gołej ziemi, brakuje materaców. Organizacje pozarządowe organizują się, ale jest to niewystarczające”.
Krzysztof Bronk - Watykan