Amerykański publicysta mocno skrytykował list prefekta Kongregacji Nauki Wiary do biskupów USA. Jego zdaniem chodzi o to, by „w nieskończoność odkładać” stanowisko amerykańskiego episkopatu w sprawie przyjmowania Komunii św. przez polityków, promujących aborcję.
W tekście na łamach portalu „First Things” publicysta przypomina, że w swoim liście kard. Ladaria wzywa m.in. do podjęcia dialogu w ramach konferencji biskupów oraz „przedyskutowania i uzgodnienia stanowiska” w sprawie przyjmowania Komunii św. przez polityków, którzy są zaangażowani w tworzenie proaborcyjnych przepisów. G. Weigel przywołuje Notę doktrynalną z 2002 roku, która – odwołując się do encykliki Evangelium vitae Jana Pawła II – stwierdzała, że „na wszystkich, którzy bezpośrednio uczestniczą w ciałach ustawodawczych, spoczywa «konkretna powinność przeciwstawienia się» jakiejkolwiek ustawie stanowiącej zagrożenie dla ludzkiego życia. Obowiązuje ich – tak jak każdego katolika – zakaz uczestnictwa w kampaniach propagandowych na rzecz tego rodzaju ustaw, nikomu też nie wolno ich popierać oddając na nie głos”.
„O czym tu można «dyskutować»? A jeśli, nie daj Boże, niektórzy biskupi faktycznie nie zgadzają się z tą nauką, dlaczego ich odrzucenie – lub nawet ich mętne rozumienie jej konsekwencji – miałoby uniemożliwić przytłaczającej większości biskupów, którzy akceptują tę naukę, powtórzenie jej, a następnie zastosowanie? Pierwszy Sobór Nicejski nie czekał, aż biskupi zwolennicy Ariusza «zgodzą się», zanim ogłosił prawdę o boskości Chrystusa. Sobór w Efezie nie czekał na zgodę Nestoriusza i biskupów nestoriańskich, przed ogłoszeniem, że Maryję słusznie można nazwać Theotokos, Matką Boga. Jednomyślności nigdy nie można osiągać kosztem prawdy, czyż nie?” – pisze G. Weigel. W tytule tekstu nazywa list prefekta kongregacji „najbardziej niefortunną rzymską interwencją”.
Po osiągnięciu porozumienia, według listu kard. Ladarii, biskupi mieliby „zaangażować się w dialog z katolickimi politykami w ramach ich jurysdykcji”, żeby wyjaśnić im nauczanie Kościoła. „Być może kardynał nie zdaje sobie sprawy, że tak się stało. Być może kardynał nie zdaje sobie sprawy, że problem zazwyczaj nie polega na tym, że politycy «pro-choice» nie rozumieją tego, czego naucza Kościół, ale że odrzucają to – i nadal chcą się przedstawiać jako poważni katolicy w pełnej komunii z Kościołem (takie twierdzenia są teraz stałym elementem briefingów prasowych Białego Domu). Niewiele rzeczy jest tu niejasnych, a dalszy «dialog» niczego nie wyjaśni” – stwierdza autor.
Publicysta komentuje także stwierdzenie prefekta Kongregacji Nauki Wiary, że stanowisko episkopatu musi wyrażać „prawdziwy konsensus biskupów w tej sprawie”. „Ale to znaczy raz jeszcze, że biskupi z najmniejszym poczuciem pilności w obronie prawdy, stosowaniu jej, a tym samym przywracaniu eucharystycznej spójności Kościoła, dyktują melodię pozostałym biskupom. Nie jest to rodzaj «konsensusu», do jakiego dążył papież Paweł VI, pracując nad przyjęciem przez Sobór Watykański II Deklaracji o wolności religijnej z możliwie największym marginesem. Papież Paweł wiedział, że arcybiskup Marcel Lefebvre i inni nieprzejednani ludzie nigdy nie zaakceptują takiej deklaracji, ale nie był przygotowany na przyznanie im prawa weta w imię «konsensusu». Dlaczego takie prawo weta miałoby być przyznane nielicznym nieprzejednanym w konferencji biskupów Stanów Zjednoczonych?” – pyta retorycznie G. Weigel.
Odnosi się też do zachęty kard. Ladarii, by w tej sprawie skonsultować się z innymi konferencjami biskupów. „Czy kard. Ladaria naprawdę wierzy, że «dialog» z niemiecką konferencją episkopatów, która nie przejmuje się apostazją i prowadzeniem do schizmy, przyniesie owocne rezultaty w Stanach Zjednoczonych? Jeśli tak, pouczające byłoby wiedzieć, jak to się stanie” – pisze.
„Strategia, do której kard. Ladaria wzywa w swoim liście, powiela kluczowe elementy podejścia kard. McCarricka do proaborcyjnych polityków amerykańskich. Ufam, że kard. Ladaria nie był tego świadomy, ale w każdym razie powolne, chłodne podejście do kryzysu, które zaleca amerykańskim biskupom, jest źle pojmowane” – podsumowuje George Weigel.
Źródło: First Things