Kolejne fale pandemii i coraz bardziej chaotyczne kroki rządów usiłujących poradzić sobie z tym kryzysem są pokłosiem etycznego chaosu, w jakim zachodni świat znalazł się od czasów oświecenia.
Nieporadność władz w radzeniu sobie z problemami takimi jak pandemia – a mówimy tu nie tylko o Polsce, ale praktycznie całym świecie – może mieć przyczyny znacznie głębsze niż nam się to wydaje. I nie chodzi tu o żadną teorię spiskową, ale o błędną koncepcję człowieka i społeczeństwa, która rozpowszechniła się na całym świecie w ciągu ostatnich dwustu lat, oderwaną od wartości, skupioną jedynie na utylitarnie rozumianej efektywności oraz kulcie wolności jednostki.
Wiele światła na przyczyny nieumiejętności rozwiązania obecnego kryzysu mogłaby rzucić nieco już dziś zapomniana książka Alasdaira MacIntyre’a „Dziedzictwo cnoty” (ang. After Virtue). Jej autor pokazuje, w jaki sposób cywilizacja zachodnia odeszła porzuciła moralne podstawy swojego istnienia, stając się zasadniczo niezdolna do rozwiązania jakichkolwiek poważnych problemów. Bez uznania niezmiennych zasad i jasnej hierarchii wartości tracimy bowiem myślowe podstawy do podejmowania właściwych – choć często bardzo trudnych decyzji. Gdy uciekniemy od pytania, co jest prawdziwym dobrem człowieka, a zamiast niego przyjmiemy utylitarystyczny postulat, aby wszyscy mieli jak najwięcej z życia jak najmniejszym kosztem, nasza perspektywa niebezpiecznie się zawęża.
Tradycyjna etyka, od czasów greckich filozofów aż do epoki oświecenia, uznawała, że autentycznego dobra człowieka nie da się oddzielić od jego moralnego rozwoju. Co za tym idzie, osiągnięcie ładu społecznego nie jest możliwe, jeśli jego członkowie w życiu kierować się będą tylko kryteriami przyjemności i użyteczności. Bez powrotu do niemodnego, a wręcz wyśmiewanego dziś pojęcia cnoty moralnej, skazani jesteśmy na powielanie tych samych problemów w ciągle nowych odsłonach. Tam, gdzie pojęcia takie jak „uczciwość”, „sprawiedliwość”, „męstwo”, „prawdomówność”, „roztropność” stają się tylko frazesami nie mającymi pokrycia w rzeczywistych postawach obywateli i władz, żadne technokratyczne posunięcia nie doprowadzą do rozwiązania społecznych problemów.
Jak zauważa MacIntyre, dziś debata społeczna zazwyczaj odbywa się na przestrzeni pomiędzy dwoma skrajnymi postawami (które autor określa mianem „postaci”): bogatego estety, dla którego istotą życia jest nieskrępowane korzystanie z dóbr tego świata i indywidualna wolność oraz biurokraty, którego życiowym mottem jest „efektywność”. Termin „bogaty esteta” jest tu tylko symbolem – rzeczywiste posiadanie bogactwa nie jest niezbędne, aby być przedstawicielem tej grupy. Chodzi raczej o nastawienie do życia postrzeganego jako niekończący się ciąg atrakcji, przyjemności i doznań. Biurokrata natomiast skupia się na maksymalizacji zysków przy jednoczesnej minimalizacji kosztów. „Każda organizacja biurokratyczna ucieleśnia jakąś jawną lub ukrytą definicję kosztów i korzyści, z której wyprowadza się kryteria efektywności. Racjonalność biurokratyczna jest racjonalnością dopasowania środków do celów w sposób ekonomiczny i efektywny.” W kontekście obecnego kryzysu związanego z pandemią moglibyśmy te dwie postawy określić mianem zbuntowanej jednostki, usiłującej „żyć normalnie” pomimo nienormalnej sytuacji oraz nieporadnego technokraty, usiłującego nie dopuścić do załamania się pracowicie konstruowanego systemu opieki zdrowotnej pomimo tego, że jest ona kompletnie nieprzygotowana na poradzenie sobie z problemem o takiej skali jak pandemia.
Chcąc podjąć jakiekolwiek wyzwanie, trzeba jasno postawić sobie pytanie o cel. W tym pytaniu kryje się także pytanie o wartości, którego współczesny świat unika jak ognia. Jak pisze MacIntyre: „Pytania o cele są pytaniami o wartości, a w kwestii wartości rozum milczy; konfliktu między rywalizującymi wartościami nie da się racjonalnie rozstrzygnąć. Zamiast tego trzeba po prostu wybierać - między partiami, klasami, narodami, przyczynami, ideałami...” Tam, gdzie z jednej strony najwyższą wartością jest indywidualna wolność i przyjemność, z drugiej zaś – efektywność i zysk, ginie to, co jest naprawdę istotne dla człowieka.
Kryzys związany z pandemią nie jest wyizolowanym problemem. Niemal nikt tymczasem nie mówi o jego związku z szaleńczą globalizacją, przemysłową hodowlą drobiu, niszczeniem środowiska, uzależnieniem służby zdrowia od tzw. „Big Pharma”, czyli wielkich koncernów farmaceutycznych, niezdrowym stylem życia społeczeństw cywilizowanych, który w długiej perspektywie staje się ciężarem nie do uniesienia dla utrzymywanych ze składek systemów ochrony zdrowia. Rozwiązania proponowane przez polityków są nieadekwatne do zagrożeń. Przykładem może być europejski system handlu emisjami zanieczyszczeń, który rzekomo ma rozwiązać problem zanieczyszczenia środowiska i ocieplenia klimatu, podczas gdy najwięksi truciciele – Chiny i USA trują w najlepsze, a w Amazonii wycinka lasów osiągnęła najwyższy poziom od dwóch dekad.
Oprócz „indywidualistycznego estety” i „biurokraty” MacIntyre wskazuje na jeszcze jedną postać typową dla współczesnego świata. Jest nią terapeuta. Jego rolą jest sprawienie, aby jednostki cierpiące na zaburzenia psychiczne i nieprzystosowane społecznie powróciły na łono społeczeństwa. Biorąc pod uwagę kontekst lat 70-tych XX wieku, w którym powstawała książka MacIntyre’a, dziś zapewne dodalibyśmy tu postać „coacha”, który mami nas obietnicami wyzwolenia olbrzymiego ukrytego potencjału, drzemiącego w nas samych. Wszystko to jednak są iluzje, weryfikowane prędzej czy później przez życie.
Tak poważny kryzys, jak obecna pandemia COVID-19, powinien skłonić nas do zadania sobie fundamentalnych pytań o sens życia, o jakość relacji społecznych, o granice wolności jednostki, o hierarchię wartości. Jak dotąd jednak mało kto jest chętny, aby takie pytania podejmować, a zamiast tego miotamy się między MacIntyrowskimi postawami „wolnościowca” i „technokraty”, tocząc jałowe spory. Tymczasem kryzys się pogłębia...
Maciej Górnicki