Zamieszki wywołane przez zwolenników Donalda Trumpa nie mogących się pogodzić z jego przegraną w wyborach prezydenckich przejdą z pewnością do historii jako jeden z czarnych dni amerykańskiej demokracji
6 stycznia Kongres USA miał zatwierdzić wybór Joe Bidena na prezydenta tego kraju, obrady zostały jednak przerwane przez zwolenników Donalda Trumpa, którzy nie ograniczyli się do protestów na zewnątrz Kapitolu, ale wdarli się do środka budynku. Część z nich było uzbrojonych, doszło do starć z policją, w czasie których użyto gazu pieprzowego i broni. Cztery osoby zmarły, w tym jedna postrzelona przez policję. Znaleziono i unieszkodliwiono dwie bomby podłożone pod siedzibą Demokratów oraz Republikanów. W odpowiedzi na zamieszki władze Waszyngtonu wprowadziły godzinę policyjną.
Wczorajsze wydarzenia na Kapitolu to oznaka kryzysu amerykańskiej demokracji. Są owocem lekceważenia licznych przypadków nieprawidłowości w wyborach prezydenckich z jednej strony, z drugiej zaś – postawy Donalda Trumpa, który wygłasza kolejne słabo umocowane w faktach oświadczenia na temat „kradzieży wyborów” i usiłuje wpływać zakulisowymi metodami na gubernatorów stanowych oraz na wiceprezydenta Mike Pence’a, aby zakwestionować wynik wyborów.
Zachowanie Trumpa sprawia, że odsuwają się od niego rozsądnie myślący politycy z jego własnej partii, a także spora część wyborców (czego przejawem jest wygrana dwóch Demokratów w wyborach uzupełniających do Senatu w Georgii). Jednocześnie retoryka ustępującego prezydenta radykalizuje grono jego fanatycznych zwolenników. Efektem tego jest przeniesienie sporu z Kongresu i sądów na ulicę i pogłębiający się chaos. Wczorajsze zdarzenia przypominają raczej wojnę domową w kraju trzeciego świata niż przekazanie władzy w kraju uważanym za ostoję demokracji.
Wtargnięcie manifestantów na Kapitol zostało stanowczo potępione przez Episkopat USA. „Przyłączam się do ludzi dobrej woli, aby potępić dzisiejszą przemoc na Kapitolu Stanów Zjednoczonych,” powiedział arcybiskup Los Angeles Jose Gomez, przewodniczący Konferencji Biskupów Katolickich USA. „Modlę się za członków Kongresu i pracowników Kapitolu oraz za policję i wszystkich tych, którzy pracują nad przywróceniem porządku i bezpieczeństwa publicznego.” Dodał także, że „pokojowa transformacja władzy jest jedną z cech charakteryzujących ten wielki naród. W tym trudnym momencie, musimy na nowo zobowiązać się do wierności wartościom i zasadom naszej demokracji i zjednoczyć się jako jeden naród w obliczu Boga”.
W podobnym tonie wypowiedział się arcybiskup Salvatore Cordileone z San Francisco: „Atakowanie Kapitolu Stanów Zjednoczonych w celu wyrażenia obaw, że demokracja została zaprzepaszczona, jest błędem, a także przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. Wątpliwości co do wolnych i uczciwych wyborów nie mogą zostać rozwiane przez przemoc wobec instytucji demokratycznych. Do zgonów z powodu pandemii i zniszczeń, które dotknęły ludzi, nie musimy dodawać próby wywołania wojny domowej.”
To, co dzieje się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy w USA jest przestrogą dla wszystkich, którym zależy na demokracji. Mechanizmy umożliwiające funkcjonowanie tego ustroju, w odróżnieniu od dyktatury czy różnych form totalitaryzmu są z natury stosunkowo „miękkie” i podatne na zaburzenia. Demokracja sama z siebie nie likwiduje różnic światopoglądowych, odmiennych wizji gospodarczych czy politycznych, daje jednak możliwość ich współistnienia w ramach jednego organizmu państwowego. Może funkcjonować tylko wtedy, gdy różne strony sporu szanują demokratyczne instytucje i procedury, nie może się natomiast ostać, gdy brak woli dialogu i rozwiązywania sporów metodami demokratycznymi. Tego wydają się nie rozumieć sympatycy ustępującego prezydenta, a niestety także i sam Trump, który zamiast skupić się na faktycznych przyczynach swojej porażki (jedną z głównych jest lekceważenie przez niego pandemii w początkowym okresie), od ponad dwóch miesięcy próbuje podważać legalność samych wyborów.