Kameduli - poszukiwanie Boga wewnątrz

Zakon kamedułów to nie ucieczka od szarej rzeczywistości. To życie, będące drogą do wewnątrz, ku Bogu, który przemawia do naszego serca

Kameduli - poszukiwanie Boga wewnątrz

Chcesz uciec od szarej rzeczywistości? Czujesz się, jakbyś był w jakimś kole? Nie umiesz się odnaleźć w życiu? Pragniesz czegoś nowego? Jeśli na wszystkie te pytania odpowiedziałeś „tak”, to chyba raczej ta oferta jest nie dla ciebie, ale jeśli chcesz całe swoje dotychczasowe wygodne życie poświęcić dla Boga i całą codzienność oddać rozmyślaniu, umartwianiu i poszczeniu, to może się sprawdzisz. Taki sposób życia kontemplacyjnego odnaleźć można w zakonie kamedułów.

„Zostań mnichem i w ścisłej kontemplacji wiedź swoje życie” — tak w skrócie można opisać styl życia zakonników zakonu kamedułów. Ich siedziba mieści się na obrzeżach Krakowa w dzielnicy Bielany. Wspaniałe walory krajoznawcze, wpadające w ucho śpiewy ptaków, w oddali odgłosy zapracowanego Krakowa. Ale zacznijmy od początku....

Historia zakonu Kamedułów w Polsce wiąże się z postacią Mikołaja Wolskiego, którego dręczyły wyrzuty sumienia, że pełniąc funkcję Komandora poznańskiego nie przyczynił się do rozwoju Zakonu Maltańskiego. Udał się do papieża Klemensa VIII, wyspowiadał się, a za pokutę otrzymał sprowadzenie do Polski zakonu kontemplacyjnego. Wybór Wolskiego padł na kamedułów. Zakonnicy nie byli zbytnio zachwyceni tym pomysłem, ponieważ klimat w Polsce był ostry, duża była odległość od zakonu macierzystego oraz brakowało po drodze jakiejś pustelni, w której zakonnicy mogliby odpocząć. W końcu Wolskiemu udało się namówić władze zakonu do wizyty w Krakowie. Zakonnicy zachwycili się górą bielańską, jednak ta nie należała do Wolskiego. Jej właścicielem był Sebastian Lubomirski, który nie był zainteresowany jej oddaniem. Jednak Wolski nie zamierzał się poddawać i podszedł Lubomirskiego podstępem: wyprawił ucztę, na którą zaprosił znane osobistości z biskupem krakowskim na czele. Kiedy wszyscy uczestnicy dobrze się bawili Wolski opowiedział o swoim zamiarze sprowadzaniu kamedułów do Krakowa i że nie może dla nich znaleźć miejsca. Zachęcony tym pomysłem Lubomirski wyraził swą gotowość podarowania góry bielańskiej, na co inni uczestnicy uczty czekali — od razu podsunięto mu akt darowizny do podpisania.

 

Eremos znaczy pustynia

Pragnienie spotkania Boga w ciszy i samotności było znane od zarania dziejów. Jan Chrzciciel wiódł życie pustelnika na Pustyni Judzkiej oraz sam Jezus miał doświadczenie życia pustelniczego.

Pustynia była symbolem oczyszczenia opuszczenia tego, co jest źródłem grzechu i egoizmu. Należało również porzucić to co się kochało: rodziców, krewnych, żonę, dzieci. Podkreślano jednak, że motywem pójścia na pustynię nie może być ucieczka od trudności dnia codziennego oraz nierozwiązanych spraw, ale wyłącznie Boże wezwanie. Dlatego najpierw udawano się do starca, który pomagał kandydatowi odczytać wole Bożą. Gdy odczytano, że jest przeznaczony do życia eremickiego, przygotowywano go do jego realizacji, oddawano pod opiekę mistrza, którego naśladował, słuchał jego pouczeń, ćwiczył się w pokorze i miłości. Każdy pustelnik musiał się utrzymywać z owoców rąk swojej pracy. Z biegiem czasu dążność do życia w odosobnieniu połączona została z szeregiem wymyślnych form ascetycznych takich jak: mieszkanie w beczce, używanie łańcuchów jako narzędzi umartwiania. W kolejnych etapach rozwoju życia eremickiego wyłoniła się rekluzja, której zwolennicy zamykali się lub zamurowywali się w celach.

Podobne pragnienia kierowały Świętym Romualdem, założycielem zakonu kamedułów. Urodził się w 907 roku w Rawennie, wywodził się z włoskiego książęcego rodu Honesti. Rodzice zapewnili mu dobre wykształcenie i obycie towarzyskie. Życie Romualda upływało głównie na zabawach i beztrosce. Jednak pewnego razu, gdy zabłądził w lesie, przyszła mu myśli „Jakie to piękne życie wiodą pustelnicy chrześcijaństwa oddający swe życie na służbę Bożą” — to był element znaczący w życiu Romualda, coraz częściej się modlił. Przełomowe wydarzenie nastąpiło, kiedy jego ojciec popadł w konflikt o majątek ze swoim bratem, wezwał go na pojedynek i zabił. Na Romualdzie wywarło to mocne wrażenie, tak że postanowił odpokutować winę ojca w benedyktyńskim klasztorze w Classe. Podczas czterdziestodniowego pobytu miał wizję św. Apolinarego, pierwszego biskupa Classe i męczennika, którego szczątki są złożone w tamtejszym klasztorze. Ten fakt ostatecznie sprawił, że Romuald postanowił swoje życie poświęcić Bogu. Przyjęty do zgromadzenia był wzorem eremity, cnoty i surowości zakonnej. Jednak z rąk współbraci doznawał krzywdy, był obiektem szykan, nienawiści i prześladowań. Był to okres, kiedy upadała dawna karność zakonu benedyktynów, których, zamiast życia w kontemplacji, bardziej pociągały luksusy świata doczesnego. Romuald poczuł, że nie jest to życie zgodne z jego powołaniem. Udał się do pustelnika żyjącego koło Wenecji, Świętego Maryna, by u niego poznać prawdziwe życie eremickie. Miał prawdziwy zapał do tego co robił, poznawał na swojej drodze ludzi, którzy mu pomagali w jego projekcie. Cesarz Otton III ustanowił go opatem w jego byłym klasztorze w Classen z misją zreformowania go, ale Romualdowi to zadanie się nie spodobało. Udał się do opactwa na Monte Cassino, gdzie poznał mnicha Benedykta, który tak jak on marzył o prawdziwym życiu pustelniczym. Mnich Benedykt zabrał go do swojej pustelni w rozlewisku rzeki Pad w pobliżu Raweny.

Wkrótce ich surowe życie znalazło wielu naśladowców. Romuald był zmuszony zakładać nowe klasztory. Wstępując do zakonu trzeba było złożyć śluby zgodnie z Regułą Świętego Benedykta, aż do wydarzenia, które spotkało Romualda: legenda mówi, że Romuald usnął niedaleko miasta Arezzo w Toskanii i miał sen, w którym ujrzał swych uczniów ubranych w białe szaty wchodzących po drabinie do nieba. Romuald uznał to za znak, że musi postawić klasztor w tym miejscu. Spotkał właściciela tej ziemi, a ten zgodził się przekazać ten teren zakonnikom. Właściciel terenu nazywał się Maldulo i na jego cześć to miejsce nazwano doliną Maldolego z czego później powstał wyraz Camaldoli, a tamtejszych zakonników nazywano Camaldulenses czyli kamedułami. Wieści o życiu kamedulskim rozchodziły się szybko po Europie: zaczęła przybywać rzesza ludzi, którzy byli ciekawi nowego życia, jakie chciał im zaoferować Święty Romuald. Jeśli było się wzorowym mnichem, można było opuścić klasztor i osiąść w głębi lasu w osobnym domku, lecz trzeba było siedem razy dziennie spotkać się w kościele na wspólnej modlitwie. Najlepsi zachowywali milczenie, post i jedli posiłki osobno w swoim domku pustelniczym. Uczniowie Romualda chodzili boso i zapuszczali długie brody. Święty Romuald postanowił zmienić ich habity na biały kolor na znak, że dzień jest jasny, tak ich życie też musi być jasne. Za znak zakonu obrał dwa gołębie pijące ze wspólnego kielicha, co miało symbolizować skojarzenie życia wspólnotowego z pustelniczym.

Romualda cechowało osobowość nieprzeciętna nasycona ascetycznym życiem, promieniowało od niego ciepło wraz z pokojem, Bożą mądrością, mocą i miłością. To wszystko sprawiało, że przyciągał ludzi do siebie. Pielgrzymowali do niego dostojnicy ziemscy, królowie, książęta, powierzający modlitwie kamedułów swoje kraje i narody. Cesarz Otton III wyspowiadał się przed Romualdem i wypełnił pokutę, jaką mu zadał. Jak widać prezentował duże dobro, a dobro przyciąga. Gdyby urodził się w naszych czasach, bez problemu zrobiłby karierę w biznesie czy w polityce Przed Romualdem drżeli grzesznicy i złoczyńcy. Pierwszy biograf Romualda św. Piotr Damiani napisał: „Duch Święty mieszkający w jego sercu wzbudzał u nieprawych ten postrach”, sprawiał też, że gdziekolwiek się udał, pozyskiwał dusze, zapalał umysły ludzkie do spraw niebiańskich. Jednak, co przykre, każda nieprzeciętna osoba, która wyróżnia się, musi przyciągać także wrogów. Nienawidzili go ludzie słabi, przeciętni, którzy nie umieli bądź nie chcieli sprostać jego wymaganiom. Wiele przez nich wycierpiał i nierzadko musiał przed ich nienawiścią uciekać. Romuald zrozumiał, że zajmowanie się tylko własnym zbawieniem doprowadzi go do zguby i wiecznego potępienia, dlatego postanowił, że zawsze będzie otwarty na problemy innych ludzi, obojętnie czy to będą współbracia, wieśniacy czy możni tego świata. Żaden kontakt ze światem zewnętrznym nie wytrącił go z obranej drogi całkowitemu oddaniu się Bogu. Święty Romuald zmarł 19 czerwca 1027 roku w eremie Val de Castro. Miał wówczas sto dwadzieścia lat. Cały świat chciał przebudować na jeden wielki erem, a wszystkich ludzi przemienić na zakonników.

Samotni nie jesteśmy - Bóg jest z nami

Czas pędzi na złamanie karku, a tu nagle się zatrzymuje, daje odetchnąć duszy, przywraca do stanu spokoju, byśmy mogli popatrzeć na to wszystko inaczej. U Kamedułów na Bielanach dużo gości się przewinęło, zarówno tych szarych, jak i znanych z pierwszych stron gazet. Sami zakonnicy to ciekawi ludzie o bujnych i szalonych życiorysach. Różne losy przyniosły ich pod drzwi zakonu Kamedułów, w końcu zapukali i powiedzieli: „Chcę wstąpić”. Jedną z nich niewątpliwie był brat Tyburcy. Pochodził z Janowa Lubelskiego, jego rodzina prowadziła gospodarstwo rolne. Brat Tyburcy czuł, że jego droga będzie nietypowa, porzucił dotychczasowe życie, zostawił rodzinie list pożegnalny i ruszył do Krakowa. Wstąpił do zakonu Ojców Zmartwychwstańców, został wysłany do Ameryki i tam stwierdził, że to nie jest to, czego w głębi pragnie, więc wystąpił z zakonu i został sam w Ameryce, zdany na siebie. Imał się różnych zajęć, w końcu przyjechał z powrotem do Polski. Jego momentem kulminacyjnym była wizyta w kościele Mariackim w Krakowie, który odwiedził, by znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Wychodząc zwrócił uwagę na żebraczkę, dał jej jałmużnę, a ta spytała: „O co mam się modlić?” Ten odpowiedział „Żebym duszę zbawił”. Ona na to: „O panie, jak pan chcesz duszę zbawić, to idź pan do kamedułów na Bielany”. Czasem wystarczy jeden mały moment, ktoś nam rzuca ziarenko, my je sadzimy i zbieramy plon. Tak było z bratem Tyburcym: po tej sytuacji ruszył na Bielany i zapukał do kamedulskich drzwi.

Jak wygląda codzienność w tym klasztorze? Wstaje się o 3:30, rozlega się dzwon. Jeśli lubisz się wysypiać, to będzie dla ciebie zimny prysznic! O 4 rano zakonnicy udają się na wspólną modlitwę, potem idą się do swoich domków. O 5:45 zakonnicy stawiają się na jutrznię. Po modlitwach spożywają śniadanie — zazwyczaj po godzinie 7:00, a po godzinie 8:00 udają się do swoich zajęć. Obowiązki mają podzielone między siebie: jeden otwiera drzwi klasztoru, drugi zajmuje się ogrodem, jeszcze inny gotuje posiłki dla braci, jest też zaopatrzeniowiec, opiekun pokoi gości i kościoła. Tak więc zakonnicy nie mają czasu na nudę. Ich praca wykonywana jest do godziny 11:30, w ścisłej ciszy i skupieniu. O 11:45 jest seksta, a o 12:00 Anioł Pański. Potem zakonnicy mają czas wolny i spożywają obiad do 14:00. O 14:00 jest nona, a o 16:30 różaniec, o 17:00 kolacja i czytanie duchowe w kościele lub celach. O 18:30 Nieszpory i litania loretańska oraz Anioł Pański, po czym rozchodzą się do swoich cel, by oddać się modlitwom i udać się na spoczynek. Kameduli wyznają zasadę, że nie spożywają mięsa. Porozmawiać z sobą mogą jedynie we wtorki, czwartki i soboty, ale jest to jedynie krótka wymiana zdań.

Czy warto wstąpić? Jeśli pochłonęły cię skarby tego świata, jesteś nastawiony głównie na konsumpcję, a szukasz jedynie ucieczki od nierozwiązanych problemów, to raczej się tu nie odnajdziesz. Żeby wstąpić do zakonu trzeba mieć ukończony 21. rok życia, być dobrego zdrowia i rozpoznawać u siebie chęć znalezienia Boga w ścisłej kontemplacji. Kontemplacja — to piękne słowo, oznaczające znalezienie Boga w ciszy i skupieniu, odrzucenie tego, co zewnętrzne i przeniesienie swojej egzystencji na inne tory.

Materiał do tego artykułu został zaczerpnięty z książki: Marzena i Marek Florkowscy, „Kameduli”.

Tekst napisany w ramach "Programu stażowo-mentoringowego skierowanego szczególnie do osób poszukujących pracy"

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama