Samemu czy we dwoje? – wartość drugiej osoby

Bóg stwarzając człowieka: mężczyznę i kobietę, dał impuls swojej woli, ujawniając, czego tak naprawdę pragnie dla człowieka

Scharakteryzować życie, własną codzienność nie jest niczym trudnym. Jakkolwiek byśmy się starali to uczynić, to bardzo często nawiązalibyśmy do różnych osób, które nam towarzyszą. Obejmując w myślach choćby jeden dzień, dostrzegamy, jak wiele chwil łączy się z udziałem jakiejś osoby.

Wyobrazić sobie życie, czy choćby jakieś chwile bez obecności towarzyszących nam osób, dla niektórych jest możliwe, dla innych trudne do zaakceptowania. W sposób naturalny „ciągnie nas” do innych osób, jesteśmy osobami społecznymi, a więc łączącymi się choćby nawet w najmniejsze wspólnoty, gdyż odkrywamy w sobie braki, które może uzupełnić jedynie druga, obecna przy nas osoba. Budujemy prawa i zasady, które normują nasze życie, uwzględniając obecność innych.

Myślę, że w wyobrażeniu wielu osób aspołeczność jest czymś nienormalnym. Bóg stwarzając człowieka: mężczyznę i kobietę, dał impuls swojej woli, ujawniając, czego tak naprawdę pragnie dla człowieka. Życie we wspólnocie jest Ikoną Trójcy Świętej. Poważnie brzmi to stwierdzenie, lecz rzeczywistość, choć trudna, jest zachwycająca i piękna.

Relacje panujące pomiędzy osobami są tak naturalne, że człowiek sam niekiedy nie jest świadom, że uczestniczy już w przyjaźni, czy miłości. Ogólnie można ocenić to, kiedy był początek jakiejś relacji, ale to jest tylko ogólne i ludzkie odniesienie się do jakiegoś ważniejszego wydarzenia, które utożsamiamy z „początkiem”. Każdemu z nas, prędzej czy później, towarzyszy jakaś osoba, stająca się nam przez to tak bliska, że zyskuje miano przyjaciela, człowieka którego kochamy. W sposób naturalny, od samego początku naszego życia jesteśmy wszczepieni we wspólnotę – przez chrzest, a przez sam fakt istnienia, włączeni w społeczeństwo. Wraz z rozwojem, dojrzewa w nas świadomość przynależenia do wspólnoty i społeczeństwa. Doświadczenia przebywania z innymi osobami, wiążą nas z nimi w takie relacje jak: przyjaźń i miłość. Choć w naszym życiu poznajemy bardzo wiele osób, to tylko niektóre z nich, wręcz pojedyncze osoby, towarzyszą nam szczególnie. To nie wybiórczość, lecz naturalna bliskość, właśnie tylko z tymi osobami, sprawia, że stanowią one mniejszość. Bliskość jest jednak czymś tak intymnym, że wręcz wskazane jest, abyśmy tego daru nie rozszerzali zbyt pochopnie na wszystkich. Wyczuwam, otrzymuję od Boga wskazówkę, dzięki której rozeznaję, kto jest tą szczególną osobą. W tworzeniu relacji nie posługujemy się tylko i wyłącznie rozumem, lecz przede wszystkim sercem, które ową bliskość szczególnie odczuwa.

Jeśli fizycznie popatrzymy na bycie samemu, albo we dwoje, dostrzeżemy nie tyle różnice, które z jakiś powodów faworyzowałyby, albo przekreślały którąś z opcji. Trudno tą kwestię rozważać w sensie przydatności, albo i też nie. Możemy jednak w sensie fizycznym dostrzec zalety zarówno bycia samemu, jak i bycia we dwoje. Fizyczne bycie samemu sprawia, że odpowiedzialność i zaangażowanie spoczywa w jednym sercu. Łatwiej jest nam określić i podjąć się pewnych spraw, kiedy sami programujemy jakieś zajęcia, później sami je wypełniamy i sami czerpiemy z nich korzyści. Możemy jednak doświadczyć takiej sytuacji (np. ciężka choroba, lęk, słabość, brak umiejętności), gdy bycie samemu jest tak trudne, aż przygniata nas, niweluje jakąkolwiek możliwość. Stajemy bezradni wobec wielu sytuacji, gdy rzeczywiście jesteśmy sami.

Fizyczne bycie we dwoje sprawia, że odpowiedzialność i zaangażowanie rozkłada się proporcjonalnie na dwie osoby i w następstwie również to, co spoczywało również na osobie, która była sama. Współdzielenie z kimś życia sprawia, że możemy służyć sobie wzajemnie szczególnie wtedy, gdy spotyka nas trudne doświadczenie, ale nie tylko. Współdzielenie obejmuje każdą chwilę i każdą sytuację, zarówno dobrą, jak i bolesną. W sensie fizycznym bliskość umacnia dwie osoby, uodparniając je względem tego, co faktycznie trudne i niezrozumiałe. Osoby sobie bliskie, uczestniczą wzajemnie w swoim życiu, ubogacając się o nowe spojrzenie, rozwiązania i czucie pewnych spraw. Każdy z nas jest ubogacony o to wszystko, co stanowi ową bliskość. W sensie fizycznym bliskość jest wyrazem zażyłości, otwartości i szczerości. Jeśli żyjemy tym szczególnym darem, to za każdym razem zdajemy sobie sprawę z możliwości osiągnięcia czegoś szczególnego, czego na pewno nie odkryjemy będąc samemu. Odważyłbym się jednak stwierdzić, że w sensie fizycznym bycie samemu nie jest gorszą możliwością realizowania życia, ale zapewne trudniejszą.

Warto, abyśmy podejmując decyzje życia, czy to samemu, czy z drugą osobą, odkryli również znaczenie duchowe tych postaw. Choć Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, to nigdy jednak nie przekreślił życiowej postawy, bycia samemu. Wręcz nawet On sam, staje się przykładem takiego życia. Jednak nie decyduje to o tym, że ta akurat postawa jest bardziej słuszna, od życia we dwoje. By rzeczywiście rozsądzić, która decyzja jest dla nas lepsza – to przede wszystkim musimy uwzględnić, do czego zostaliśmy powołani. Przyjąć, którąś z tych postaw wobec życia jako swoją własną. Nie ocenimy tego w sensie, co lepsze, a co trudniejsze, lecz przede wszystkim w sensie tego, jakie mamy predyspozycje. Jedna z tych postaw, będzie dla nas szczególną wartością tylko wówczas, gdy będzie ona naszym powołaniem. W sensie duchowym obie postawy mogą prowadzić nas do własnego uświęcenia przez zjednoczenie z Chrystusem. Choć są te postawy różne w swej realizacji, to jednak owoce obu postaw mogą być takie same. Owocność tych postaw, zależy przede wszystkim od ludzkiego zaangażowania i umiejętnego wykorzystania darów powiązanych z daną postawą.

Chciałbym teraz osobiście przeanalizować w pewnym sensie te postawy, przez moje osobiste doświadczenie: bycia samemu – jako ksiądz, oraz bycia we dwoje – żyjąc w przyjaźni.

Być samemu

Chciałbym podkreślić istotną rzecz, a mianowicie – jako ksiądz nie jestem samotny, ale sam. Choć podobnie brzmią te wyrazy, to jednak ich forma realizacji jest bardzo różna. Bycie samemu zakłada pewien sposób życia, a mianowicie nie jestem w sensie sakramentalnym, czy cywilnym związany z żadną osobą. Pozostanie samemu, w społeczeństwie określone jest jako kawaler, panna, a w stanie duchowym – celibatariusz. Bycie samemu to przede wszystkim budowanie codziennych relacji na płaszczyźnie koleżeństwa, czy przyjaźni. Wciąż poruszam kwestię bycia samemu, ale w sensie zdeklarowanej postawy, a nie życiowej przypadłości. Taki wybór, wiąże się z świadomością bardzo sensownego wyboru takiego sposobu życia. Człowiek decydujący się na takie życie kierując się zasadniczo (najczęściej) pragnieniem całkowitego oddania się czemuś (np. Bogu, nauce i jakimś badaniom, wolontariat na misjach itp.) Oczywiście nie jest to regułą! Często jednak ma to charakter szczytnego poświęcenia się czemuś rzeczywiście ważnemu. Moje bycie samemu, często ogranicza się do czasu, który spędzam we własnym pokoju. Niekiedy natłok zajęć, co za tym idzie mnóstwo spotkań z ludźmi, sprawiają, że mało przebywam we własnym pokoju. Niekiedy zdarza się, że z tęsknotą wracam do swojego pokoju, aby pobyć w absolutnej ciszy. Te momenty są prawdziwym świadectwem tego, że jestem sam, w rozumieniu oczywiście, że nie ma przy mnie żadnego człowieka. Jednak moje życie, zajęcia nie idą w kierunku samotności, lecz w kierunku bycia samemu, całkowicie poświęcając się Bogu i bliskości i otwartości na Boga, do którego należę. Dzięki temu, że jestem sam, mogę całkowicie oddać się Bogu, służyć Mu, ofiarowując wszystko, czyli np. Cały mój czas, moje umiejętności, to kim jestem itd.

Być razem – we dwoje

Zdecydowanie jednak większość mojego czasu spędzam z różnymi osobami: szkoła – uczniowie, nauczyciele; grupy duszpasterskie – parafianie; sakramenty – wspólnota, penitenci; różne osoby, które spotykam w przeróżnych okolicznościach. „Bycie we dwoje” – to pewien sposób przynależności. Jeśli jestem duszpasterzem to przynależę do jakiejś wspólnoty, za którą odpowiadam, ale z którą łączy mnie coś więcej niż tylko wspólne bycie. W tej przynależności, my się coraz bardziej poznajemy, związujemy emocjonalnie, przez to wiem, że stajemy się w jakimś stopniu za siebie odpowiedzialni. W swym charakterze odpowiada to temu, co kryje się za „byciem we dwoje”. Nie łączą nas uczucia tak jak małżonków, ale bardziej to kim dla siebie jesteśmy. Oczywiście moje „bycie samemu” nie wyklucza możliwości znajomości, czy przyjaźni. Choć całkowicie oddaje się Bogu, to On nie chce mnie przywłaszczyć i mną zawładnąć. Pozwala mi być z innymi, dla mojego umocnienia, ale również po to, bym innych prowadził, wspierał. Bóg udziela mi taki dar, po to, abym sam, również dzięki przyjaźni, otwierał oczy na prawdę o Nim i o sobie, ale umiał doświadczenia „bycia we dwoje” – żyjąc w znajomości, koleżeństwie, przyjaźni… Wiem, że każda osoba na mojej drodze to niezwykłe doświadczenia, to skarb, który ofiarowuje mi Chrystus, abym wzrastał w jedynej miłości, którą czuję i realizuję względem Boga.

Dla mnie osobiście – bycie samemu i bycie we dwoje, stanowi niezwykłą wartość. Nie wyobrażam sobie życia bez tych dwóch, niejako, płaszczyzn mojego dnia i życia. Dostrzegam, że niebywałą wartość i korzyść ma jedno, względem drugiego, czyli cisza - bycie samemu, wobec bycia we dwoje i na odwrót. Te dwie rzeczywistości przenikają się, choć pomiędzy nimi istnieje granica, są za siebie wzajemnie odpowiedzialne. Jedna, drugiej nigdy nie może być przeciwstawna. Te dwie sprawy nie mogą pomiędzy sobą konkurować. Ten, kto dozna właściwej ciszy, potrafi być z innymi, cieszyć się z obecności innych osób, potrafi być w swoich słowach i czynach wartościowy dla innych ludzi. Bycie z innymi osobami daje mi również wartość dla ciszy, którą przeżywam w życiu. Wyciszenie względem codziennych spraw, czy może dystans, obiektywność, a nade wszystko wrażliwość. Dzięki ciszy moje wnętrze staje się bogatsze i bardziej stabilne. „Bycie samemu i bycie we dwoje” – ma również charakter zbawczy, uświęcający. W obu tych płaszczyznach Bóg jest wyznacznikiem mojego postępowania. Dążąc do doskonałego z Nim zjednoczenia, odkrywam właściwie, prawdę o niezwykłości tych sfer życia.

By móc być faktycznie dla innych darem, muszę zatroszczyć się o siebie, a więc zadbać o czas mojego bycia samemu, o charakter i owoce tego czasu. Nie jestem skłonny idealizować jakiejkolwiek z tych możliwości. Odpowiednie proporcje, sposób wykorzystywania tych szans, ofiarowanych nam przez Boga, mogą odkryć nam faktyczny sens i cel naszego życia. Zarówno cisza, jak i obecność innych osób, może ujawnić w nas wszelkie wątpliwości i lęk, czyniąc nas bardziej świadomymi wolności, którą wciąż posiadamy. Być samemu i być z innymi osobami jest dla nas bardzo korzystną szansą, która nas ubogaci.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama