Piotr Pawlak, jeden z trzech Polaków, którzy dotarli do półfinału (3. etap) Konkursu Chopinowskiego, nie wstydzi się swej wiary. Jego modlitewny gest przed występem przyciągnął uwagę kamer. On sam mówi w prosty sposób: „robiłem to, co zawsze. Nie ukrywam swojej wiary i nie ukrywam, że zawsze proszę Boga o pomoc”.
Dwudziestosiedmioletni Piotr Pawlak dotarł do trzeciego etapu Konkursu, co świadczy o docenieniu przez jury jego talentu i umiejętności. Już wcześniej jego gra znajdowała uznanie ekspertów – jest laureatem Konkursów Chopinowskich w Pekinie (2016), Darmstadt (2017), Budapeszcie (2018) i Krakowie (2019), Międzynarodowego Konkursu im. Paderewskiego w Bydgoszczy (2022), V Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. M. M. Linda w Helsinkach (2022) i Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych w Warszawie (2023).
To, co zwraca uwagę, to niezwykłe połączenie muzycznej precyzji z głębią wykonawczą. Jeśli chodzi o precyzję – można ją uzyskać poprzez systematyczne i wieloletnie ćwiczenia pod okiem dobrego pedagoga. Tym cechuje się m.in. gra wielu uczestników Konkursu Chopinowskiego z Dalekiego Wschodu. Precyzja to jednak za mało, potrzeba czegoś więcej: zrozumienia muzycznego charakteru i przesłania każdego utworu. A tego nie da się nabyć poprzez ćwiczenia. Wrażliwość muzyczna sięga głębi naszej duszy, muzyka jest bowiem w stanie wyrazić stan naszego ducha, gdy zabraknie słów na jego opisanie.
Gest, który można było spostrzec u Piotra Pawlaka przed jego występem na Konkursie, pokazuje, że jest tego świadomy, że jego muzyka to coś więcej niż precyzyjne, „komputerowe” odtworzenie nut. Byliśmy świadkami tego, że zanim zaczął grać w trzecim etapie 11 października, stojąc w holu Filharmonii Warszawskiej sięgnął po różaniec, uczynił znak krzyża i pomodlił się. To było coś więcej niż gest – to było właśnie sięgnięcie do duchowej głębi, dzięki której można zagrać Chopina tak, by jego muzyka przemówiła do głębi duszy słuchaczy.
Tajemnice skrywające się w muzyce naszego narodowego kompozytora badają od wielu dziesiątek lat muzykologowie. Można odkryć w niej silne ślady polskiej muzyki ludowej, przetworzone w genialny sposób przez Chopina. W niejednym mazurku słyszymy motywy ludowe z tańców, które młody Fryderyk słyszał na mazowieckiej wsi. Można też odnaleźć ślady burzliwej historii Polski – jak w Etiudzie op. 10 nr 12 – „Rewolucyjnej”, napisanej po upadku powstania listopadowego. Wiele jest jednak tajemnic, których nie da się odkryć drogą żmudnych badań naukowych. Odkrywa się je tylko sercem. A modlitewny gest młodego polskiego artysty na Konkursie Chopinowskim świadczy o tym, że to rozumie.
„Nie ukrywam swojej wiary”
W rozmowie z serwisem OSV News Pawlak mówi otwarcie:
„Dla mnie to było absolutnie naturalne. Modlę się przed każdym występem. Zawsze proszę o wsparcie, bo to, co robimy jako muzycy, w jakiś sposób przekracza nasze ludzkie możliwości. Więc chociaż wiedziałem, że za kulisami są kamery, po prostu robiłem to, co zawsze. Nie ukrywam swojej wiary i nie ukrywam, że zawsze proszę Boga o pomoc”.
Podział muzyki na „sakralną” i „świecką” jest wygodny dla muzykologów, nie jest jednak całkiem słuszny. Niejeden kompozytor posługiwał się motywami „świeckimi”, uszlachetniając je i podnosząc na wyższy, duchowy poziom, tworząc arcydzieła muzyki religijnej. Czynił tak m.in. J. S. Bach [por. https://theimaginativeconservative.org/2025/03/j-s-bach-musical-mind-michael-de-sapio.html] i Anton Bruckner. Droga duchowa Chopina wiodła od dziecięcej wiary wyniesionej z domu rodzinnego poprzez okres duchowego zwątpienia – ku odkryciu wiary i nawróceniu na łożu śmierci.
Chrześcijaństwo jest religią Wcielenia, a nie rozdzielenia sfery świeckiej i duchowej. Nie chodzi więc o to, aby sferę „sacrum” zamykać w budynku kościoła, a wszystko poza nim traktować jako „profanum”. Tego właśnie chcą wrogowie chrześcijaństwa, usiłujący zmusić nas, aby wiara pozostała sprawą prywatną, nie mającą wpływu na życie. To, że Piotr Pawlak potrafi modlić się w „świeckiej” filharmonii, pokazuje, że dobrze zrozumiał przesłanie Ewangelii.
Tak jak Chopin, Pawlak wyniósł swoje wychowanie religijne z domu.
„Szczególnie moja mama dbała o to, by wychować mnie w ten sposób. W każdą niedzielę chodziliśmy do kościoła; Nauczyła mnie się modlić”.
To ona także troszczyła się o jego rozwój muzyczny, wspierała jego pasję i szukała dla niego możliwości rozwoju. Zachęcała go też do ciężkiej pracy, bez której żaden talent nie może się rozwinąć.
„Świecki” fortepian i „kościelne” organy
Życiorys jednego z najwybitniejszych kompozytorów wszechczasów, Johanna Sebastiana Bacha, pokazuje, jak trudno rozdzielić sferę „sacrum” od „profanum”. Jego kolejne etapy związane były na zmianę ze sprawowaniem funkcji dworskiego kapelmistrza (Weimar, Köthen) oraz organisty i „kantora” (Arnstadt, Mühlhausen/Thüringen, Lipsk). W okresie lipskim nie przestał komponować muzyki „świeckiej” – to wtedy powstawały m.in. Wariacje Goldbergowskie i utwory komponowane dla króla Prus, Fryderyka II; jednocześnie ze sprawowaniem roli lipskiego kantora otrzymał także funkcję kapelmistrza kapeli drezdeńskiej. Wszystko to nie oznacza, rzecz jasna, pomieszania. Inny charakter mają utwory świeckie, inny – sakralne. Między „pomieszaniem” a „rozdzieleniem” jest jednak przestrzeń, w której porusza się geniusz muzyka, którego duch jest jednością, a nie dwoma odrębnymi „duchami” – świeckim i religijnym.
Po tej krótkiej dygresji, sięgającej baroku, czas wrócić do współczesności. Jedność ducha artystycznego to coś, co rozumie dobrze Piotr Pawlak. Nie ogranicza się do występów w salach koncertowych i udziału w prestiżowych konkursach muzycznych, ale chętnie gra także na organach w swojej parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Gdańsku.
„Obecnie nie mamy stałego organisty, więc jeśli jestem na miejscu i widzę, że nikogo nie ma przy organach, idę i gram podczas Mszy Świętej. Nasz proboszcz często o tym wspomina, więc tak, wszyscy wiedzą, kto gra. Pomaganie w ten sposób zawsze sprawia mi radość”.
Nie od parady będzie wspomnieć, że zmarły niedawno Stanisław Sojka, znany przede wszystkim ze swej kariery w świecie jazzu i muzyki popularnej, w młodości również grywał na kościelnych organach w czasie Mszy św. – a piszący te słowa był tego niejednokrotnie świadkiem.
Pomiędzy wykonawstwem muzyki „świeckiej” oraz „sakralnej” jest jednak istotna różnica, na którą zwraca uwagę Piotr Pawlak – i dobrze, aby wszyscy, którzy wykonują muzykę w kościołach, o niej pamiętali. W naturalny sposób muzyk występujący przed publicznością lokuje się w centrum uwagi. Tak jednak nie może być w kościele – tu pierwsze miejsce zająć musi ktoś inny.
„Na scenie jestem w pewnym sensie w centrum uwagi – razem z kompozytorem i samym dziełem. To prawie jak w teatrze. Ale muzyka liturgiczna jest zupełnie inna. Jej celem jest pomaganie ludziom w modlitwie, a nie rozpraszanie ich uwagi. Wspiera śpiew i przygotowuje wiernych do przeżywania liturgii. Nadal dążę do najwyższego poziomu artystycznego – to sprawia mi radość – ale priorytety w muzyce liturgicznej są zupełnie inne”.
To mądre słowa, które do serca powinien sobie wziąć niejeden organista, który nie umie pohamować swego muzycznego „ego” i zamiast pomagać, przeszkadza wiernym w przeżywaniu liturgii. Zdarza się to nawet najlepszym. Pawlak przypomina tu pewną historię z życia Chopina:
„Chopin grał też na organach. Pewnego razu podczas Mszy św. zaczął improwizować podczas Mszy św. i grał tak długo, że ksiądz wysłał ministranta na górę, aby powiedział mu, żeby przestał, bo Msza musi być kontynuowana. Chopin dobrze znał organy i lubił na nich grać. Może by docenił, że gram też w kościele”.
Przesłanie dla rówieśników: nie bójcie się okazywać swej wiary
Modlitwa przed występem to coś więcej niż „gest” – to świadectwo wiary, a jednocześnie przeciwstawienie się dominującemu obecnie w zachodniej kulturze trendowi sekularyzacji, wypychania religii poza sferę publiczną. Dlatego też Pawlak mówi jasno:
„Nic złego nie może wyniknąć z publicznego okazywania swojej wiary. Nawet drobne gesty pokazują, że chrześcijanie wciąż tu są i że wierzymy, że ktoś ponad nami nas wspiera.”
To przesłanie powinno wybrzmieć i pozostać w naszych uszach. Nie dajmy sobie wmówić, że wiara jest kwestią prywatną i że jej publiczne okazywanie to jakiś „obciach” czy „ciemnogród”. Patrząc na historię kultury europejskiej łatwo jest przekonać się, że jest wręcz odwrotnie: zdecydowana większość twórców wyrosła w duchowej przestrzeni chrześcijaństwa, a dzieła ich geniuszu dają świadectwo temu, że jest to przestrzeń, w której ludzki duch znajduje najlepszy wyraz.
Źródło: Krystyna Szałajko, OSV News