Dziś rocznica śmierci Chopina. Umarł, przyjąwszy sakramenty, z imieniem Jezusa, Maryi i Józefa na ustach

Fryderyk Chopin zmarł 17 października 1849 r. w Paryżu. Odszedł w wieku zaledwie 39 lat. Jego pełna głębokich emocji muzyka porusza serca milionów słuchaczy na całym świecie. Równie poruszający jest list kapłana, który towarzyszył mu w ostatnich chwilach, zawierający świadectwo nawrócenia Chopina. Tegorocznym obchodom rocznicy śmierci towarzyszy jednak przykry zgrzyt...

Tym kapłanem był ks. Aleksander Jełowicki, który na łożu śmierci udzielił kompozytorowi sakramentu pokuty, namaszczenia chorych i komunii-wiatyku. Tak opisuje ostatnie chwile Fryderyka Chopina:

„W końcu on, co zawsze był wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych, co bez Sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: «Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł — jak świnia!» W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus, Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: „Jestem już u źródła szczęścia!…” I skonał. Tak umarł Chopin. Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie”.

Artysta pragnął, by jego serce powróciło do Polski, a w jego grobie znalazła się ojczysta ziemia. Tak też się stało. Serce dostarczyła do Warszawy jego siostra, Ludwika Jędrzejewiczowa, w słoju, który ukryła pod ubraniem. Dotarło ono do kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu, parafialnej świątyni rodziny Chopinów. Początkowo przechowywano było w skrzynce w katakumbach w obawie przed reakcją władz carskich. W 1879 roku, serce znalazło swoje miejsce w filarze znajdującym się w nawie kościoła. Na filarze tym umieszczono marmurowe popiersie kompozytora oraz tablicę z napisem: „Fryderykowi Chopinowi – rodacy” oraz cytatem z Ewangelii św. Mateusza: „Gdzie skarb Twój, tam serce Twoje”.

Wiara wyniesiona z domu i bezbożne środowisko

W trakcie swego życia Chopin nie był szczególnie religijny; jego uwaga skupiona była na muzyce, a wyniesiona z domu wiara przygasła. Pomógł w jej odbudowie właśnie ks. Jełowicki, wybitny duszpasterz polonijny. Przez wiele godzin rozmawiał z arystą o Polsce, o jego domu rodzinnym, a jednocześnie modlił się o jego nawrócenie. Sam ks. Jełowicki był także poetą, pisarzem, tłumaczem i uczestnikiem Powstania Listopadowego, jego słowa miały więc z pewnością duży wpływ na Chopina. 

Oto fragmenty listu ks. Jełowickiego do Ksawery Grocholskiej, w którym opisuje ostatnie chwile kompozytora:

Przezacna Pani! Jeszcze pod wrażeniem śmierci Chopina piszę o niej słowo. Umarł 17 października 1849 roku o godzinie drugiej z rana.

Od lat mnogich życie Chopina było jak na włosku. Ciało jego, zawsze mdłe i słabe, coraz bardziej się wytrawiało od ognia jego geniuszu. (...) Pobożność, którą z łona matki Polki był wyssał, była mu już tylko rodzinnym wspomnieniem. A bezbożność towarzyszów i towarzyszek jego lat ostatnich wsiąkała coraz bardziej w chwytny umysł jego i na duszy jego jak chmurą ołowianą osiadła zwątpieniem. I tylko już mocą wykwintnej przyzwoitości jego się stawało, że się nie naśmiewał głośno z rzeczy świętych, że jeszcze nie szydził.

W takim to opłakanym stanie schwyciła go śmiertelna piersiowa choroba. Wieść o tym, blada zbliżającą się śmiercią Chopina, spotkała mię więc przy powrocie moim z Rzymu do Paryża. Wnet po biegłem do tego od lat dziecinnych przyjaciela mego, którego dusza tym droższa mi była. Uścisnęliśmy się wzajem, a, wzajemne łzy nasze wskazały nam, że już ostatkami gonił. Nędzniał i gasł widocznie; a jednak nie nad sobą, ale nade mną raczej zapłakał użalając się morderczej śmierci brata mego Edwarda, którego też kochał. Skorzystałem z tej tkliwości jego, aby mu przypomnieć Matkę… i jej wspomnieniem rozbudzić w nim wiarę, której go była nauczyła. „Ach, rozumie cię, rzekł mi, nie chciałbym umrzeć bez Sakramentów, aby nie zasmucić Matki mej ukochanej; ale ich przyjąć nie mogę, bo już ich nie rozumiem po twojemu.” (...)

Modlitwa odniosła skutek

W tej postawie Chopin trwał przez długie miesiące. Jednocześnie trwała modlitwa zanoszona cały czas przez ks. Jełowickiego, a także wszystkich zmartwychwstańców. 12 października stan kompozytora bardzo się pogorszył. Tego dnia ks. Jełowicki zdołał zamienić z nim tylko jedno zdanie, ale jego modlitwy stały się jeszcze żarliwsze.

Wystaw sobie, kto możesz, jaką noc przebyłem! Nazajutrz przypadł dzień św. Edwarda, patrona ukochanego brata mojego. Ofiarując za jego duszę mszę świętą, tak prosiłem Boga: O Boże, litości! Jeżeli dusza brata mego Edwarda miłą jest Tobie, daj mi dzisiaj duszę Fryderyka!

Więc ze zdwojoną troską szedłem do Chopina. Zastałem go u śniadania, do którego gdy mię prosił, ja rzekłem: „Przyjacielu mój kochany, dziś są imieniny mego brata Edwarda.” Chopin westchnął, a ja mówiłem tak dalej: „W dzień mego brata daj mi wiązanie.” „Dam ci, co zechesz”, odpowiedział Chopin, a ja odrzekłem: „Daj mi duszę twoją!” „Rozumiem cię, weź ją!”, odpowiedział Chopin i usiadł na łóżku.

Wtedy radość niewymowna, ale oraz i trwoga ogarnęły mię. Jakżeż wziąć tę miłą duszę, by ją oddać Bogu? Padłem na kolana, a w sercu moim zawołałem do Pana: „Bierz ją sam!” I podałem Chopinowi Pana Jezusa ukrzyżowanego, składając Go w milczeniu na jego dwie ręce. I z obu oczu trysnęły mu łzy.

„Czy wierzysz?”, zapytałem. Odpowiedział: „Wierzę.” „Jak cię matka nauczyła?” Odpowiedział: „Jak mię nauczyła matka”! I wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego, w potoku łez swoich odbył spowiedź świętą. I tuż przyjął Wiatyk i Ostatnie Pomazanie, o które sam prosił. Po chwili kazał dać zakrystianowi dwadzieścia razy tyle, co zwykle się daje, a ja rzekłem: „To za wiele.” „Nie za wiele – odpowiedział – bo to, com przyjął, jest nad wszelką cenę.” I od tej chwili przemieniony łaską Bożą, owszem, samym Bogiem, stał się jakoby innym człowiekiem, rzekłbym, że już świętym.

To był moment przełomu, od którego rozpoczął się ostatni etap życia kompozytora.

Tegoż dnia poczęło się konanie Chopina, które trwało dni i nocy cztery. Cierpliwość, zdanie się na Boga, a często i rozradowanie towarzyszyły mu aż do ostatniego tchnienia. Wpośród najwyższych boleści wypowiedział szczęście swoje i dziękował Bogu, że aż wykrzykiwał miłość swą ku Niemu i żądzę połączenia się z Nim co prędzej. I opowiadał swe szczęście przyjaciołom, co go żegnać przychodzili, a i w pobocznych izbach czuwali. Już tchu nie stawało, już się zdawał, że kona, już jęk nawet był umilkł, przytomność odbiegła. Strwożyli się wszyscy i tłumem się do pokoju jego byli nacisnęli czekając z biciem serca już ostatniej chwili. Wtem Chopin otworzywszy oczy i ten tłum ujrzawszy, zapytał: „Co oni tu robią? Czemu się nie modlą?” I padli wszyscy ze mną na kolana, i odmówiłem Litanię do Wszystkich ŚŚ., na którą i protestanci odpowiadali.

Dzień i noc prawie ciągle trzymał mię za obie ręce, nie chcąc mię opuścić, a mówiąc: „Ty mnie nie odstąpisz w tej stanowczej chwili.” I tulił się do mnie, jak zwykło dziecię czasu niebezpiecznego tulić się do matki. I co chwila wołał: „Jezus, Maria!”, i całował krzyż z zachwytem wiary i nadziei, i wielkiej miłości. Niekiedy przemawiał do obecnych, z największą tkliwością mówiąc: „Kocham Boga i ludzi!… Dobrze mi, że tak umieram… Siostro moja kochana, nie płacz. Nie płaczcie, przyjaciele moi. Jam szczęśliwy! Czuję, że umieram. Módlcie się za mną! Do widzenia w Niebie”. (...)

W końcu on, co zawsze był wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych, co bez Sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł – jak świnia!”.

W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus, Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: „Jestem już u źródła szczęścia!…”.

I skonał.

Co z „Requiem”?

Chopin pragnął, aby na jego pogrzebie zagrano „Requiem” Mozarta. Życzenie zapoczątkowało tradycję, zgodnie z którą co roku w dniu jego śmierci wykonywany jest uroczyście ten właśnie utwór. Niestety w tym roku tradycja ta po raz pierwszy zostanie sprowadzona do absolutnego minimum: zamiast orkiestry, chóru i solistów utwór wykona na fortepianie ukraiński pianista Vadym Kholodenko. To skutek zmian wprowadzanych od kilku lat przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Co gorsza, dostęp do kościoła Św. Krzyża jest niezwykle utrudniony: ta część Krakowskiego Przedmieścia zamknięta została ze względu na zdjęcia filmowe do nowej ekranizacji „Lalki”. Dzieje się to w roku, w którym artyści i słuchacze z całego świata przyjeżdżają na Konkurs Chopinowski. W tym samym czasie naprzeciwko Filharmonii Narodowej prowadzony jest remont, powodujący hałas i niedogodności. Można tylko zadawać sobie pytanie: czy to bezmyślność władz Warszawy i NIFC, czy też celowa obstrukcja, będąca wyrazem lekceważenia dziedzictwa narodowego?

Źródło: wpolityce, NIFC

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama