Skończeni naiwniacy czy potworni grzesznicy?

Demaskatorska analiza eugeniki dokonana przez Chestertona 100 lat temu nic nie straciła ze swej aktualności - w obliczu coraz większych problemów bioetycznych staje się wręcz lekturą obowiązkową

Wiek temu podana przez Chestertona charakterystyka potwornej naiwności sprzyjającej potwornemu grzechowi okazuje się i dziś aktualna.

Sojusz potwornej naiwności i potwornego grzechu

Choć znany apologeta chrześcijański Gilbert Keith Chesterton swoją książkę Eugenics and Other Evils (niedawno wydana w Polsce pod tytułem: Eugenika i inne zło) skończył pisać już po pierwszej wojnie światowej, to jednak duże jej fragmenty powstały jeszcze w roku 1913. Jeśli za typową dla intelektualnego geniuszu cechę uznać aktualność pozostawionej spuścizny, to w przypadku tego pisarza geniusz taki ujawnia się z siłą wprost niebywałą. Wiek temu dokonana ocena eugeniki, a przede wszystkim analiza przyczyn, które doprowadziły do możliwości zaistnienia tego barbarzyństwa, jakim jest eugenika, zdumiewać mogą współczesnego czytelnika.

Tym bardziej warto sięgnąć po książkę konwertyty, że dziś mamy do czynienia z nową odsłoną eugeniki, która mimo że dokonywana w „białych rękawiczkach” i najnowocześniejszych laboratoriach, nie staje się przez to mniej barbarzyńska, a jedynie ulega ewolucji od eugeniki pierwotnej inspirującej się teoriami Darwina (eugenicy chcieli pomagać ewolucji, np. nie dopuszczając do małżeństw ludzi umysłowo upośledzonych) do kryptoeugeniki, z jaką mamy dziś do czynienia (np. planowanie pożądanych cech, eliminacja „podejrzanych” embrionów itp.). „Ewolucjonizm nauczył ludzi myśleć, że jeśli oddalają się coraz bardziej od stadium małpy — pisał Chesterton w Ortodoksji — to coraz bardziej zbliżają się do stadium anioła. Można jednak przestać być małpą i zamiast stać się aniołem, całkiem zwyczajnie pójść do diabła”.

Potrzeba więc „rozeznawania duchów”, aby pozornego postępu techniki nie pomylić z rzeczywistym rozwojem. To, że eugenika to nie przeszłość, podkreśla Kongregacja Nauki Wiary w Instrukcji „Dignitas personae” dotyczącej niektórych problemów bioetycznych: autorzy dokumentu każą zwrócić uwagę na przedstawicieli „środowisk filozoficznych i naukowych, którzy coraz większy rozwój technologii biomedycznych rozpatrują w perspektywie zasadniczo eugenicznej” (nr 2). Do współczesnych praktyk kryptoeugenicznych zaliczyć by trzeba: zapłodnienie in vitro, diagnozę przedimplantacyjną, nowe formy „przechwytywania” i „zapobiegania ciąży” (pod tymi eufemizmami kryją się praktyki aborcyjne), techniki inżynierii genetycznej, klonowanie, hybrydyzacje.

Chesterton stwierdził w Eugenice, że eugeniczny kierunek myślenia mógł się rozwijać tylko dlatego, że „zło zawsze posługuje się dwuznacznością (...) zawsze zwycięża za sprawą skończonych naiwniaków (splendid dupes) i we wszystkich wiekach spotyka się tragiczny w skutkach sojusz potwornej naiwności (abnormal innocence) i potwornego grzechu (abnormal sin)”. Nie ulegając pokusie streszczenia całej książki, chciałbym zająć się właśnie tymi „skończonymi naiwniakami”, których polemista podzielił na kilka grup. To właśnie ci „pożyteczni idioci” (by użyć tu sformułowania przypisywanego Leninowi) zarówno wtedy, jak i dziś, służą sprawie rewolucji — jakby to powiedział Geniusz Paradoksu — wywracającej wszystko na lewą stronę.

Skończeni naiwniacy, czyli charakterystyka eugenikoentuzjastów

Pierwszą grupę określa według Chestertona słowo eufemizm. Eugenicy „boją się krótkich słów, znajdują ukojenie w długich. Poza tym są całkowicie niezdolni do przetłumaczenia jednych na drugie, choćby w oczywisty sposób oznaczały to samo. Powiedzieć im: »Środki perswazji, a nawet przymusu, którymi dysponuje obywatel, powinny sprawić, by ciężar długowieczności poprzednich pokoleń nie stał się nieproporcjonalny i nieznośny, zwłaszcza dla kobiet«, a będą kołysać się łagodnie jak dzieci w kołysce. Powiedzieć im: »zamorduj własną matkę«, a natychmiast otrzeźwieją. Jednak te dwa zdania, logicznie rzecz biorąc, znaczą dokładnie to samo”. Tak wtedy, jak i dziś. Tyle że dziś być może nie u wszystkich można by oczekiwać tego otrzeźwienia.

Do drugiej grupy należą „kazuiści, którzy mówią: »Przecież kiedy odwodzimy chłopca od zamiaru poślubienia obłąkanej i garbatej Murzynki, tak naprawdę jesteśmy eugenikami«. I znowu, można jedynie odpowiedzieć: »Poprzestań na chłopcach, którym podobają się garbate Murzynki, a będziesz mógł chlubić się tytułem eugenika, tym bardziej, że to wyróżnienie będzie rzadkie«”. Tak więc kazuiści nie widzą różnicy między zdrowym rozsądkiem a działaniami moralnie niegodziwymi. Dlatego dzisiejszy kazuista jest w stanie postawić znak równości między aborcją a odłożeniem poczęcia z ważnych przyczyn.

Autokraci — trzecia grupa — „to ci, którzy dają nam do zrozumienia, że każda współczesna reforma się powiedzie, bo oni tego dopilnują (...) chcą wziąć odpowiedzialność za cały ten ruch, kiedy zacznie już żyć swoim życiem”, jakby byli do tego zdolni. Wypisz wymaluj to dzisiejsi politycy-entuzjaści eutanazji. Oni również w wierze tyleż naiwnej co oderwanej od realiów grzesznej ludzkiej natury oczekują, że jeden kamyk nie pociągnie za sobą lawiny. No cóż, w nizinnej Holandii trudno się było takiej lawiny spodziewać, a jednak...

„Obok tych idealistów — kontynuuje Chesterton charakterystykę tej grupy — mamy też dziwnych ludzi, którzy myślą chyba, że można uświęcić i oczyścić każdą sprawę przez powtarzanie w nieskończoność nazw abstrakcyjnych idei, które mieli na myśli co lepsi jej zwolennicy”. I tak eugenicy będą usprawiedliwiać swoje niecne poczynania dążeniami do prawdziwej wolności, powołają się na sprawiedliwość i miłosierdzie, podobnie optujący za aborcją będą piali hymny na cześć prawa kobiety do wyboru. To tak jakby w odpowiedzi na oskarżanie Kościoła o okrucieństwo powiedzieć: „Kościół jest stanowczo zobowiązany do łagodności i miłosierdzia i dlatego nie może być okrutny”. Dziś można by użyć jeszcze bardziej purnonsensowej repliki niż ta przytoczona przed chwilą za Chestertonem: „Księża są powołani do życia w czystości, dlatego nie jest możliwe, by byli pedofilami”. Oj, już słyszę ten medialny skowyt...

Do czwartej grupy zaliczył Chesterton zwolenników precedensu: „Ów światły polityk znajduje stare prawo, powiedzmy dotyczące poddawania trędowatych kwarantannie. Zmienia tylko słowo »trędowaci« na »długonosi« i stwierdza beznamiętnie, że zasada jest ta sama”. To przecież dzięki temu typowi możliwe stało się rozszerzenie prawa dotyczącego szaleńców również na tych nieobłąkanych. Dziś leczenie niepłodności rozciąga się na sztuczne zapłodnienie, a chorobami genetycznymi nazywa się także niemile widziane z punktu społeczeństwa cechy.

Do ostatniej z pięciu grup zaliczył autor Eugeniki osoby przedsiębiorcze, których „najdorodniejszym okazem był pewien parlamentarzysta, który bronił tej samej ustawy jako »uczciwej próby« radzenia sobie z wielkim złem”. Innymi słowy: są to osoby, które podejmują jakieś działania nie zapoznawszy się dobrze z ich istotą i nie przewidziawszy ewentualnych skutków, w nadziei że lepiej jest zrobić cokolwiek niż pozostawić rzeczy samym sobie. Czy i dziś brakuje takich pozorowanych prób poradzenia sobie z problemami? Nie sięga się do istoty problemu, ale ślizga po powierzchni medialnej czy politycznej. Tak właśnie, to tam — w mediach i polityce — należy dziś szukać tej być może „potwornej naiwności”, a na pewno „potwornego grzechu”.

Tekst ukazał się w Nowym Życiu nr 1 (461)/2013

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama