O uprawach modyfikowanych genetycznie (GMO)
Rośliny modyfikowane genetycznie to już dziś codzienność. Chcemy czy nie, na całym świecie, również w Polsce, karmi się nimi zwierzęta hodowlane, dodaje do produktów spożywczych kupowanych przez ludzi. Ich zwolennicy twierdzą, że są bezpieczne, przeciwnicy, że w żadnym wypadku. Ten spór chyba szybko nie ucichnie.
Ustawa z kwietnia 2006 r. o nasiennictwie nie zezwala w Polsce na zakup nasion i uprawę roślin zmodyfikowanych genetycznie. Z kolei ustawa o paszach z lipca 2006 r. dopuszcza jedynie (ale tylko do sierpnia tego roku) sprzedaż gotowych pasz z dodatkiem tego komponentu, głównie soi. Zdaniem UE, ustawa o nasiennictwie jest sprzeczna z prawem unijnym, które stanowi, że kraje członkowskie nie mogą zakazać wprowadzania do obrotu roślin modyfikowanych genetycznie, w skrócie GMO (z ang. Genetically Modified Organisms), jeśli zostały one dopuszczone w UE. By wprowadzić w danym kraju zakaz GMO z uwagi na ich szkodliwość, trzeba przedstawić wiarygodne wyniki badań naukowych, które tego dowodzą. Rząd Polski takich badań nie przedstawił, dlatego jego stanowisko nie zostało przyjęte. Komisja Europejska w styczniu br. zagroziła Polsce skierowanie sprawy do Europejskiego Trybunały Sprawiedliwości.
- To dziwne, zważywszy, że nie jesteśmy jedynym państwem w Europie, które nie chce GMO. Obecnie uprawa roślin modyfikowanych genetycznie jest zakazana we Francji, Austrii i na Węgrzech. We Włoszech już 3 min ludzi podpisało petycję, w której domaga się zakazu GMO. Wiele krajów przedstawiło prośbę do KE, by dać im czas na prowadzenie badań. W Polsce takie badania rozpoczęto dwa lata temu w Instytucie Zootechniki w Balicach i trwają one do dziś. To dla mnie niezrozumiałe, dlaczego nie bierze się tego pod uwagę. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy zapowiedział nawet, że będzie namawiał KE do zmiany polityki w sprawie GMO. Taka zmiana jest bardzo realna, dlatego nie ma powodu, by ulegać UE - mówi dr Marek Kryda, dyrektor społecznej placówki - Instytut Ochrony Zwierząt w Warszawie.
Przeciwnicy roślin modyfikowanych genetycznie twierdzą, że budzą one wiele wątpliwości, lecz niekorzystne wyniki badań nie zdołały się przebić do publicznej wiadomości. Powołują się m.in. na słynną sprawę kukurydzy Starlink, uprawianej w USA na paszę, która po modyfikacji genetycznej wymknęła się spod kontroli i skrzyżowała się z kukurydzą przeznaczoną dla ludzi. Dzieci, prawdopodobnie po jej spożyciu, zaczęły cierpieć na alergie. Sprawa trafiła do sądu. Inny przykład to badania przeprowadzone przez uczonych rosyjskich, pod kierunkiem doc. Jermakowej. Podawali oni soję modyfikowaną genetycznie szczurom, z których po pewnym czasie ponad połowa zdechła. Jak twierdzono, gryzonie miały patologiczne zmiany w wątrobie i trzustce.
Sceptycy uważają, że jest się czego bać, tym bardziej że uprawiając GMO, nawet eksperymentalnie, bardzo trudno robić to w całkowitej izolacji od świata. Przy wysiewie ziarna, obróbce czy transporcie istnieje duże ryzyko wymieszania GMO z ziarnem konwencjonalnym i w konsekwencji skażenia pól uprawnych. Dodatkowo, zdaniem sceptyków, prawo unijne jest pod tym względem bardzo liberalne. Ktoś, kto uprawia dozwolone w UE rośliny GMO, nie musi spełniać żadnych warunków ochronnych, tzn. nie musi zawiadamiać o tym fakcie sąsiadów, władz, nie musi mieć stref ochronnych wokół pola. Dwa lata temu w woj. zachodniopomorskim zanotowano skażenie upraw rzepaku nielegalnym rzepakiem modyfikowanym genetycznie. Unia Europejska nie zezwala na uprawę modyfikowanego genetycznie rzepaku, bo jest on trudny do „upilnowania" i łatwo się rozprzestrzenia. Źródło skażenia pozostało do dziś nieznane. Ważne, że przekroczyło jeden procent. Ta wielkość nie jest już akceptowana przez importerów zza zachodniej granicy. - Jeśli wśród roślin czy w produktach spożywczych znajduje się choć niewielki dodatek GMO, to nie są one już uważane za ekologiczne ani wolne od GMO. Polska chce inwestować w rolnictwo ekologiczne i eksportować jego produkty. Jeśli uprawy zostaną choć w jednym procencie skażone GMO, to możemy pożegnać się z licencjami, eksportem i zyskami - twierdzi dr Marek Kry-da. - Według NIK, w Polsce kontrola nad paszami i produktami z GMO w praktyce nie istnieje. Nie wiadomo, w których paszach są domieszki roślin modyfikowanych genetycznie, a w których nie. Tania soja modyfikowana genetycznie jest dodawana do wielu produktów spożywczych, np. wędlin, i nikt o tym nie informuje. Wbrew prawu polskiemu i unijnemu produkty te są nieoznakowane - dodaje.
Przeciwnicy GMO podkreślają, że manipulacje genetyczne roślin mogą prowadzić do nieprzewidywalnych skutków. Np. kukurydza modyfikowana genetycznie jest odporna na szkodnika omacnicę prosowiankę. Walczy się z nią, zakopując jesienią rozdrobnione fragmenty tych roślin. Szkodniki zjadają je i giną, bo szkodzi im znajdująca się w roślinie toksyna. Niestety, działa ona zabójczo także na inne zwierzęta, np. na chruścika i odżywiające się nim płazy wodne.
- Unia narzuca Polsce wprowadzenie GMO, ale od razu zaznacza, że nie poniesie konsekwencji prawnych i finansowych, jeśli GMO wyrządzi jakieś szkody. To nie jest zgodne z prawem i nie musimy się na to godzić - twierdzi dr Marek Kryda.
- Argumenty, jakimi dysponują przeciwnicy GMO, zwykle nie są faktami naukowymi. Przeciwnicy GMO powołują się na niewiarygodne badania np. na szczurach, które karmione zmodyfikowaną soją zdychały. Przeprowadziła je rosyjska uczona Irina Jermakowa, ale były opublikowane wyłącznie w Internecie i to tylko z zastrzeżeniem, że to dopiero badania wstępne. Nigdy nie zostały opublikowane w żadnym wiarygodnym piśmie naukowym. Natomiast Komisja Europejska ogłosiła moratorium na stosowanie GMO w Europie w latach 1995-2002. W tym czasie wykonano ponad 80 projektów badawczych za ponad pół miliarda euro. Wykazały one, że stosowanie produktów GMO jest równie bezpieczne lub niebezpieczne tak samo jak każdej innej żywności. To prawda, że badania naukowe wciąż trwają, tylko jak długo można coś badać i nie korzystać z postępu i przez co narażać się na straty. Np. pasze z roślin zmodyfikowanych genetycznie są dużo tańsze od tradycyjnych. Bez nich jajka, mięso, mleko byłyby o wiele droższe. Na Zachodzie były setki prób naciągnięcia firm biotechnologicznych na odszkodowanie za rzekomą szkodliwość GMO. Chciano udowodnić, że wywołują one np. alergie, ale nigdy nie udowodniono tego przed żadnym sądem. Na kampanie przeciw GMO wydaje się olbrzymie kwoty, nie dysponując żadnym wiarygodnym dowodem na ich szkodliwość. Lepiej byłoby te środki i energię skierować na walkę z prawdziwymi zagrożeniami, np. ze skutkami nadużywania alkoholu, palenia papierosów czy chemikaliów znajdujących się w żywności, co do których nie ma wątpliwości, że szkodzą.
Obecnie na świecie uprawia się na dużą skalę genetycznie zmodyfikowaną soję, kukurydzę, bawełnę i rzepak, które są odporne na herbicydy i szkodniki. Np. toksyna zawarta w modyfikowanej kukurydzy niszczy omacnicę prosowiankę (i owady błonkoskrzydłe), ale jest nieszkodliwa dla pszczół i ssaków. Trzeba zrobić bilans zysków i strat. Toksyna z modyfikowanej kukurydzy jest jedynym skutecznym środkiem w walce z omacnicą, która w niektórych regionach Polski prowadzi nawet do 30-40 proc. strat w uprawach. Zwalczanie szkodnika środkami chemicznymi jest nieskuteczne, a zastosowane na większą skalę zatrułoby środowisko.
Ubolewam, że produkty zawierające GMO, głównie zmodyfikowaną soję, są często w naszym kraju nieoznakowane. Ale dzięki tysiącom kontroli i analiz wykonanych w ostatnich latach przez sanepid i inne inspekcje (m.in. handlową, pracy, pasz) zaczyna się to pomału zmieniać. Wszystkie te dodatki są zaakceptowane przez Główny Inspektorat Sanitarny i opublikowane w Internecie.
Trzeba też poprawić prawo, które musi nakładać szereg obowiązków na producentów, by konsumenci mieli prawo wyboru. Także uprawy GMO muszą odbywać się w ściśle określonych warunkach i prawo musi gwarantować ich bezpieczeństwo. W UE prawo nie pozwala na uprawianie rzepaku modyfikowanego genetycznie właśnie dlatego, że nie jest to bezpieczne. Rzepak łatwo przekrzyżowuje się ze wszystkimi roślinami kapustnymi. Uprawy modyfikowanej kukurydzy są bezpieczne, bo kukurydza nie przekrzyżowuje się z żadnymi innymi roślinami oprócz kukurydzy. Ma wyjątkowo ciężkie pyłki, dlatego wystarczy kilkumetrowa strefa ochronna wokół pola, by nie było ryzyka przeniesienia genów. Np. w Hiszpanii prawo nakazuje utworzenie pasów sanitarnych wokół pól z GMO. Rośliny uprawiane na tych obszarach też są traktowane jak GMO. Warto pomyśleć o takim rozwiązaniu również w Polsce.
opr. mg/mg