Powstanie Warszawskie było walką o całą Polskę
Powstańcy walczyli o niepodległą Polskę. Doskonale rozumiały to osoby, które przez dziesięciolecia pielęgnowały pamięć o Powstaniu Warszawskim, mimo że jego znaczenie i sens podważała komunistyczna propaganda. Teraz sytuacja kraju jest inna. Niemniej doświadczenie zrywu sprzed 65 lat powinny przemyśleć także pokolenia urodzone w niepodległej Polsce — bo pytanie o wolność Ojczyzny jest nieprzemijające
Juliusz Kulesza przyjechał na Cmentarz Powązkowski 1 sierpnia na kilka godzin przed głównymi uroczystościami. Cel jego wizyty był ten sam co rok temu, dwa lata temu, i ten sam co kilkadziesiąt lat temu: zapalić znicze na grobach kolegów. — Z biegiem lat zwiększa się liczba mogił, jakie odwiedzam. Dzisiaj z drużyny, która broniła Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych (PWPW) w Warszawie, żyje nas tylko dwóch — opowiada „Niedzieli” autor książek o Powstaniu Warszawskim i podkreśla: — Dla nas to było zawsze bardzo ważne, aby w rocznicę wybuchu Powstania zapalić świeczki na mogiłach kolegów.
W tym roku Juliusz Kulesza odwiedził 17 powstańczych kwater. Dla 82-letniego człowieka to duży wysiłek. Tym większy, że groby drużyny „Roma” są rozrzucone po całych Wojskowych Powązkach. Podobne trudności mają też inni żyjący Powstańcy. Ale — jak mówią — to nic w porównaniu z kłopotami, z jakimi musieli się zmagać głównie w pierwszych latach PRL-u. — Teraz nasze problemy wynikają z wieku, są więc naturalne. Za poprzedniego systemu część z nas była więziona. A w mediach oskarżano nas o awanturnictwo i nazywano podpalaczami Warszawy — przypominają.
Narzucona z Moskwy władza od samego początku starała się zakłamać pamięć o Powstaniu. Robiono to na różne sposoby, nie szczędząc sił ani środków.
Już w 1945 r., żeby spotęgować traumę w społeczeństwie, podawano znacznie zawyżoną liczbę zabitych (250-270 tys.). Stałym refrenem oficjalnej prasy było także podkreślanie nieodpowiedzialności dowódców, którzy podjęli decyzję o rozpoczęciu walki zbrojnej w stolicy. Jednocześnie przemilczano fakt, że latem 1944 r. sowieckie radio kilkakrotnie wzywało warszawiaków do podjęcia walki z Niemcami. W mediach trudno też było szukać artykułów na temat tego, kto wydał rozkaz o zatrzymaniu Armii Czerwonej na prawym brzegu Wisły. Albo o tym, dlaczego Stalin nie chciał się zgodzić, żeby alianckie samoloty lądowały na sowieckich lotniskach po dokonaniu zrzutów z pomocą dla walczących w stolicy. A przecież obie te decyzje miały niebagatelne konsekwencje dla walczących i ludności cywilnej miasta. — Władza robiła wiele, aby ograniczyć rocznicowe obchody do spotkań na cmentarzach — mówi dr Jacek Sawicki, autor książki „Bitwa o prawdę. Historia zmagań o pamięć Powstania Warszawskiego 1944-1989”. — Kiedy natomiast hołd poległym oddawano w innych miastach kraju, to lokalna prasa nie odnotowywała tych uroczystości. Jakby tego było mało, w latach 60. środowiska powstańcze były silnie inwigilowane. W mieszkaniach byłych żołnierzy Armii Krajowej zakładano podsłuchy, kontrolowano przychodzącą do nich korespondencję. Ważnym zadaniem działających w różnych środowiskach agentów było skłócanie ze sobą Powstańców.
Po wojnie nie było też mowy, aby Powstańcy mogli wydawać swoje wspomnienia, relacjonujące przebieg walk w mieście. Roman Marchel, dowódca Juliusza Kuleszy, wiedząc, że nie ma szans na publikację książki o obronie PWPW, kazał swojemu podwładnemu opisać wszystko w kilkudziesięciostronicowym zeszycie. Dopiero pod koniec lat 50. wspomnienia pt. „Drużyna «Roma»” zaczęły ukazywać się drukiem we „Wrocławskim Tygodniku Katolickim”. Pierwszą książkę Kuleszy — „Z «Tasiemką» na czołgi” — wydano dopiero pod koniec lat 70. Choć rozeszła się błyskawicznie — jak to wówczas mówiono: „spod lady” — to na dodruk wydawnictwo nie zdecydowało się przez kolejnych pięć lat. Problemów z nagłaśnianiem swoich publikacji nie mieli natomiast autorzy dzieł krytycznych, wyłuszczający, że Powstanie to była katastrofa pod każdym względem. A winę za to ponoszą ci, którzy podjęli decyzję o konfrontacji. To przede wszystkim ich sumienia miały obciążać masowe morderstwa, dokonywane przez niemieckich oprawców. Taka logika, ukazująca „bankructwo” Powstania, miała swój cel polityczny. „Komunistom chodziło o to, żeby ukazać Polaków jako ludzi, którymi ktoś powinien się zaopiekować (ktoś powinien założyć im kaftan bezpieczeństwa) ...” — napisał Jarosław Marek Rymkiewicz w wydanej w ub.r. książce „Kinderszenen”.
Mimo dorabiania czarnej legendy pamięć o Powstaniu i jego ofiarach zawsze była czczona przez Polaków. A kiedy tylko nadchodziła polityczna odwilż, na Powązkach pojawiały się tłumy. — Tak po raz pierwszy było w 1956 r. A w pierwszym roku po zawieszeniu stanu wojennego (1983 r. — red.) na Powązki przyszło ponad 130 tys. ludzi — mówi dr Sawicki. Jednak — jak zauważa historyk idei dr Dariusz Gawin — nawet w okresach przesileń władza nie zezwalała na dyskusję o politycznym wymiarze Powstania. Dlaczego? — PRL miała dwa kłamstwa założycielskie. Pierwsze to był Katyń, a drugie — właśnie Powstanie Warszawskie (PW) — mówi. — To po jego wybuchu ujawniło się legalne państwo polskie w Warszawie. To tutaj był Delegat Rządu na Kraj, a mieszkańcy masowo udzielili wsparcia walczącym. A przypomnę, że działo się to kilka dni po tym, gdy w Lublinie powstała ekspozytura obcego mocarstwa — podkreśla Gawin.
Entuzjazm ludzi dobrze pamięta też Kulesza. Jego zachowanie pokazuje zresztą najlepiej, jaki miał stosunek do tego, co się w Warszawie zaczęło. — Nie byłem w podziemiu i wybuch Powstania 1 sierpnia mnie zaskoczył. Ale już 2 sierpnia brałem w nim udział — opowiada.
Pokolenie Kolumbów i ich następcy nie tylko przechowali pamięć o Powstaniu, ale gruntownie przemyśleli lekcję polityczną, jaka z niego płynie.
Dr Gawin: — Od XIX wieku w polskiej tradycji toczył się spór między realistami a romantykami o działania w polityce. PW zmieniło tożsamość Polaków o tyle, że stopiło te dwie postawy. Po raz pierwszy dobrze było to widać w 1956 r. Wówczas, jak zauważył Jan Nowak-Jeziorański, w Polsce była sytuacja insurekcyjna. Ale to nie Polacy zrobili Powstanie, lecz Węgrzy. A Polacy osiągnęli swoje cele polityczne — mówi. Stop realizmu i romantyzmu ujawnił się również w latach 80. Powstanie „Solidarności”, jej hasła i sposób działania są w historii określane jako bezkrwawa lub samoograniczająca się rewolucja. Co do takiej oceny zgadzają się wszyscy. Tak jak niemal wszyscy zgadzają się, że „Solidarność” nie byłaby możliwa bez Jana Pawła II i bez pielgrzymek papieskich.
Jednak ten, kto zagłębi się w całą treść homilii wygłoszonej w stolicy 30 lat temu, znajdzie także fragment, w którym Ojciec Święty odwołuje się do Powstania Warszawskiego. — W tej wielkiej homilii była mowa o tym, że historia jest wielkim dramatem, w którym ścierają się siły dobra i zła. I że trzeba się opowiedzieć po stronie tych wartości, które są zagrożone. Że trzeba ich uporczywie bronić w każdych warunkach. Ale do tych warunków trzeba dobierać środki. I tak właśnie było z „Solidarnością” — mówi dr Gawin.
Przy okazji kolejnych powstańczych rocznic powtarza się ciągle ten sam zbiór pytań i zazwyczaj padają te same odpowiedzi. Najważniejsze z pytań brzmi: Czy Powstanie Warszawskie było błędem? A najczęściej powtarzane twierdzenie: Powstanie przegrało. Jednak — według przywołanego już wcześniej Rymkiewicza — jest inaczej, Powstanie zwyciężyło. „Dowód na to, dobrze widoczny, całkowicie wystarczający, jest tuż obok, wokół nas — i my wszyscy, którzy tu żyjemy, też jesteśmy dowodem. Tym dowodem jest niepodległa Polska. Komenda Główna i Delegatura Rządu na Kraj po to właśnie podjęły decyzję o wybuchu Powstania — żeby osiągnąć właśnie taki, a nie inny skutek. Chodziło tylko o to, o nic innego” — pisze poeta i eseista w „Kinderszenen”. I wyjaśnia, że mówiący o klęsce PW patrzą na historię jak na pojedyncze, oderwane od siebie kawałki. Tymczasem one mają swój dalszy ciąg. Czasami bezpośredni, innym razem na ich ujawnienie trzeba czekać latami. W tej perspektywie Powstanie Warszawskie doprowadziło do wolnej Polski, a pokonani ostatecznie zwyciężyli.
Również zdaniem dr. Gawina, kluczem do Powstania Warszawskiego jako wydarzenia historycznego jest idea wolności. — Przypomnijmy sobie słowa, jakie popłynęły w eter z walczącej Warszawy w 5. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Delegat Rządu na Kraj powiedział: „Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać” — mówi historyk idei i podkreśla: — Jest to zdanie, które każde kolejne pokolenie Polaków może sobie powtarzać i przemyśleć.
W książkach Kuleszy nie ma syntez ogólnych dotyczących Powstania. Są za to możliwie precyzyjne opisy poszczególnych miejsc walki. Czy za nimi także kryje się jakaś lekcja na dziś? — Nigdy, spotykając się z młodymi, nie powiedziałem: patrzcie, jakim byliśmy wspaniałym pokoleniem — zastrzega autor dziesięciu książek o Powstaniu Warszawskim. — Myślę jednak, że warto, aby młodzi ludzie, poznając historię Powstania, zwrócili uwagę na przykłady bezinteresowności, niesienia pomocy oraz dzielenia się z drugim człowiekiem — radzi na koniec Kulesza.
...Nie można zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami — jeśli się nie pamięta, że pod tymi gruzami legł również Chrystus Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu
Jan Paweł II
Warszawa 1979, pl. Zwycięstwa
opr. mg/mg