Podatki mogą być sprawiedliwe, niestety w Polsce - nie są
Podatki mogą być sprawiedliwe, a pieniądze, jakie państwo od obywateli dostaje, mogą być wydawane z głową. Niestety, w Polsce podatki są niesprawiedliwe, a budżet trwoniony bez opamiętania.
Czy podatki w ogóle mogą być sprawiedliwe? Dyskusja na ten temat trwa od setek, a może nawet tysięcy lat. Pismo Święte każe oddać Bogu co boskie, a cesarzowi, co cesarskie. Czy to napomnienie, że podatki należy płacić? Wszystkie podatki, w każdej wysokości?
Każdy system podatkowy ma u swych podstaw pewne założenia moralne. Wysokość czy rodzaj podatków są zależne od tego, jak państwo i jego funkcje zostają zdefiniowane. Inne są podatki, gdy jednostka (rodzina) jest na pierwszym miejscu, a inne, gdy podstawową wartością jest silne państwo czy zbiorowość obywateli. Nie sposób, mówiąc o podatkach, nie mówić o wartościach i o sprawiedliwości.
Podatki sprawiedliwe?
Najwięcej dyskusji wzbudza opodatkowanie pracy. „Problemem kluczowym etyki społecznej jest sprawa sprawiedliwej zapłaty za wykonywaną pracę” — pisał Jan Paweł II w encyklice „Laborem exercens”. Wiele lat wcześniej (w 1893 roku) inny papież, Leon XIII, w encyklice „Rerum novarum” pisał, że wysokie podatki stanowią zamach na święte prawo własności. Czy sprawiedliwy jest podatek progresywny, czyli taki, w którym osoba lepiej zarabiająca płaci nieproporcjonalnie więcej od kogoś, kto zarabia mniej? Nieproporcjonalnie, bo więcej z powodu skali procentowej i więcej z powodu wyższego progu podatkowego. Co ciekawe — biorąc pod uwagę nie tylko progi podatku dochodowego, ale także składki ubezpieczeniowe — najwyższa progresja dotyka wynagrodzeń z drugiego progu skali podatkowej. A więc nie tych, którzy zarabiają najwięcej, tylko tych, którzy się dorabiają, tzw. klasę średnią. Co z godnością człowieka i prawem do uczciwego wynagrodzenia za uczciwą pracę?
Nieporozumieniem jest w ogóle nazywanie PIT podatkiem dochodowym. — Dochód to coś, co zostaje po odliczeniu wydatków — pisał niedawno prof. Michał Wojciechowski, teolog z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego i ekspert Centrum im. Adama Smitha. W deklaracjach PIT powinno się zatem uwzględniać wszystko to, co podatnik musi kupić, by móc pracować. Tymczasem w polskim systemie nie sposób uwzględnić np. kosztów kształcenia, jedzenia, mieszkania czy ubrania. Czy bez tego możliwy byłby dochód? Przecież mieszkanie, a w niektórych przypadkach także garnitur czy samochód, stanowi niezbędny koszt wykonywania pracy. Czy sprawiedliwe jest ściąganie podatku od zysków firm, skoro gdy te mają straty, państwo nie jest skore w nich partycypować? A podatek VAT od produktów, które oddaje się biednym? A podatek, jakim do niedawna był abonament telewizyjno-radiowy? Obowiązywał nawet tych, którzy oglądali inne kanały niż telewizji publicznej. Podatek drogowy ukryty w cenie paliwa tylko w niewielkim procencie idzie na drogi. Przykłady nieuczciwości podatkowej można wymieniać bardzo długo.
Jakie podatki płacić?
Podatków są w Polsce dziesiątki. Sprytnie ukryte pod innymi nazwami czy w innych tabelkch ustawy budżetowej nie rażą w oczy. Fakt jednak pozostaje faktem. Państwo nie ma innych dochodów niż to, co dostanie, a właściwie zabierze w mniej lub bardziej oficjalny sposób od swoich obywateli. Akcyza, VAT, podatek spadkowy (czyli zysk z tego, że ktoś umarł), cła, ubezpieczenia zdrowotne (które ubezpieczeniami nie są, bo ich wysokość zależy od dochodów). W końcu składka ZUS (która w zasadzie także jest podatkiem). Wymieniać można długo. Czym więcej o systemie podatkowym się wie, tym łatwiej odnieść wrażenie, że ktoś tutaj oszukuje. Ktoś chce kogoś naciągnąć, by nie powiedzieć — okraść.
Czy to znaczy, że wszystkie podatki są niesprawiedliwe? Nie. Najprościej można powiedzieć, że podatki są sprawiedliwe tak długo, jak długo korzysta z nich po równo każdy, kto je płaci. Z „usług” sądów, policji czy wojska korzystają wszyscy w podobny sposób. Sprawiedliwie jest więc utrzymywać te instytucje ze wspólnych pieniędzy. Byłoby sprawiedliwiej, gdyby szkolnictwo było płatne. I tak za nie płacimy, ale państwo gorzej nasze pieniądze dzieli. Kto wie lepiej, jaka szkoła jest dla dziecka dobra? Urzędnik czy rodzic? A przecież szkoły są różne i różny jest w nich koszt kształcenia. Z kolei służba zdrowia mogłaby być utrzymywana nie z podatków, tylko z prawdziwych ubezpieczeń. Część obywateli już teraz — widząc, że obecny system jest niewydolny — wykupuje prywatne ubezpieczenia zdrowotne, a swoje dzieci wysyła do prywatnych szkół. Nie zmienia to jednak faktu, że na państwowe szkoły i szpitale i tak musi płacić. To oszustwo, z którego państwo czerpie zyski. Niesprawiedliwe i krzywdzące jest także preferowanie przez budżet państwa całych grup zawodowych czy gałęzi przemysłu. Często są to te dziedziny po prostu kiepsko zarządzane. Sporo prawdy jest w stwierdzeniu, że państwo najpierw doprowadza przedsiębiorstwa do ruiny wysokimi podatkami, a gdy te chylą się ku upadkowi, reanimuje je pieniędzmi wyciągniętymi z kieszeni innych. Trwającyw wielu krajach kryzys pokazuje ten machanizm dobitnie.
Zachęta do oszukiwania?
Jakie są konsekwencje tak skonstruowanego systemu podatkowego? Duże obciążenia i poczucie krzywdy czy nie sprawiedliwości osłabiają zainteresowanie oficjalnym pomnażaniem dochodu. W pewnym sensie „namawiają” do oszukiwania. 14 czerwca w Polsce przypada Dzień Wolności Podatkowej. Od tego dnia pracujemy na swoje. Przed tym dniem jesteśmy zmuszeni wierzyć, że państwo wie lepiej od nas, jak nasze pieniądze wydać dla nas.
W znanej z wysokich podatków Szwecji w 2006 roku Urząd Skarbowy zamówił reklamy telewizyjne, namawiające Szwedów do terminowego płacenia podatków. Wydrukowano także serię ulotek i plakatów promujących akcję. Produkcję klipów telewizyjnych zlecono firmie z Estonii, a ulotki wydrukowano w Finlandii. Tam było taniej. Bo tam podatki są niższe.
opr. mg/mg