Społeczna ocena klasy politycznej jest bardzo niska. Prowadzi to do unikania zaangażowania społecznego, co jest najprostszą drogą do pozostawienia polityki tym, którzy są po prostu żądni władzy, nie chcąc ponosić za nic odpowiedzialności
Społeczna ocena klasy politycznej jest bardzo niska. Prowadzi to często do unikania zaangażowania społecznego, co jest najprostszą drogą do pozostawienia polityki tym, którzy są po prostu żądni władzy, nie chcąc ponosić za nic odpowiedzialności.
Podczas swego wykładu dla Powszechnego Uniwersytetu Nauczania Chrześcijańsko- Społecznego (PUNCS) w dniu 10 kwietnia 2021 pan Lucjusz Nadbereżny, prezydent miasta Stalowa Wola, mówił, między innymi, „Idea samorządności polega na tym, że w naszych rękach, naszych sercach jest siła do tego, żeby podejmować działania”. I dalej: „Wśród wielu aktywności publicznych, samorząd według mnie jest najpiękniejszy, bo oparty na działaniu u samego dołu, pracy u podstaw, pracy pozytywistycznej, na budowaniu i na bezpośrednich relacjach z mieszkańcami”.
Nie wszyscy w Polsce mają równie pozytywny stosunek do polityki oraz polityków. Gdy jeszcze rządzili u nas komuniści, nie dopuszczali społeczeństwa do roli współgospodarzy własnego kraju, wymuszając na ludziach deklaracje „ja się do polityki nie mieszam”. Na zasadzie psychicznego mechanizmu kompensacji ludzie sami dla siebie tworzyli wyjaśnienie: „ja się do polityki nie mieszam, bo to jest dziedzina brudna i grzeszna”. I to zostało w wielu polskich głowach. W roku 1989 mieliśmy w Polsce ogromną eksplozję powszechnej aktywności politycznej z licznymi Komitetami Obywatelskimi, jednak wkrótce ich działalność została zdławiona w obawie, że społeczeństwo będzie zdolne protestować przeciwko rozkradaniu majątku narodowego. Nie poprawiło to społecznej oceny klasy politycznej.
Jan Paweł II, w trakcie przemowy do polskiego parlamentu z dnia 11.06.1999, apelował: „Troska o dobro wspólne winna być realizowana przez wszystkich obywateli i winna przejawiać się we wszystkich sektorach życia społecznego. W szczególny jednak sposób ta troska o dobro wspólne jest wymagana w dziedzinie polityki. Mam tu na myśli tych, którzy oddają się całkowicie działalności politycznej, jak i poszczególnych obywateli. Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych, czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu.
„Jakże nie przypomnieć w tym miejscu Kazań Sejmowych królewskiego kaznodziei, księdza Piotra Skargi i jego żarliwego wezwania skierowanego do senatorów i posłów I Rzeczypospolitej: «Miejcie wspaniałe i szerokie serce. (...) Nie cieśnijcie ani kurczcie miłości w swoich domach i pojedynkowych pożytkach, nie zamykajcie jej w komorach i skarbnicach swoich! Niech się na lud wszytek z was, gór wysokich, jako rzeka w równe pola wylewa! (...) Kto ojczyźnie swej służy, sam sobie służy; bo w niej jego wszystko się dobre (...) zamyka» (Kazanie drugie, O miłości ku Ojczyźnie).
Takiej postawy, przenikniętej duchem służby wspólnemu dobru, Kościół oczekuje przede wszystkim od katolików świeckich. «Nie mogą oni rezygnować z udziału w polityce, czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra» (Christifideles laici, 42). Wraz ze wszystkimi ludźmi mają przepajać duchem Ewangelii rzeczywistości ludzkie, wnosząc w ten sposób swój specyficzny wkład w pomnażanie dobra wspólnego. Jest to ich obowiązek sumienia wynikający z chrześcijańskiego powołania”.
Działalność Instytutu Myśli Schumana, idąc zarówno po linii nauczania Jana Pawła II, jak i tego czym przez całe swe życie kierował się sam Schuman, stara się przeciwstawiać rozpowszechnionej w dzisiejszej Polsce pogardzie dla polityki, szczególnie bolesnej, gdy wyrażają ją osoby chodzące do kościołów. Staramy się przekonać do zmian myślenia polskich katolików, po to byśmy licznie angażowali się w życie polityczne, idąc za wezwaniami Kościoła. Właśnie tego najbardziej potrzebuje polska polityka. Budowanie wokół polityków atmosfery pogardy to nic innego, jak popychanie ich do tego, by faktycznie odwracali się od realizowania dobra wspólnego.
Św. Benedykt w swojej regule zakonnej napisał: „Niechaj szafarz troszczy się o wszystko, nic nie czyni bez polecenia opata, przestrzega ściśle tego co mu rozkazano. Braciom niechaj nie sprawia przykrości. Jeśli zdarzy się, że ktoś zwróci się do niego z nierozsądnym zadaniem, niechaj nie sprawia proszącemu przykrości traktując go pogardliwie, lecz rozsądnie i z pokorą odmówi spełnienia niestosownej prośby”. Pod pojęciem szafarza, a więc tego zakonnika, który pełni funkcje kierownicze, możemy rozumieć polityka i tym samym zauważać, że polityk powinien wierzyć w „dobro” człowieka - kierowanie innymi to nie zasmucanie braci, nie ranienie ich i obrażanie lecz szacunek dla każdego nawet tego, który przychodzi z nierozsądnymi prośbami a w istocie kręci się jedynie wokół własnych pragnień. Polityk nikogo ma nie pomniejszać, deprecjonować. Nikim nie wolno pogardzać, bo to przekreśla możliwość rozwoju a nawet samego trwałego istnienia wspólnoty.Wiara w dobro tkwiące w drugim człowieku nie polega jednak na tym, że spełnia się wszystkie ludzkie prośby. Należy zręcznie budzić kreatywność i umieć przekonywać do działań na rzecz dobra wspólnego. Polityk nie może poprzestać tylko na reagowaniu na ludzkie błędy, lecz twórczo musi umieć odnajdywać potencjał tkwiący w poszczególnych ludziach, umieszczony tam przez Stwórcę.
Sługa Boży Robert Schuman, wychowanek benedyktynów, pisał w tym samym duchu: „Zamiast dawnemu nacjonalizmowi, podejrzliwej i nieufnej niezależności, ufamy interesom, decyzjom i przeznaczeniu tej nowej wspólnoty państw, wcześniej ze sobą rywalizujących. Ta nowa polityka opiera się na solidarności i wzrastającym zaufaniu. „Stanowi ona akt wiary, nie takiej jednak, jaką żywił Jean Jacques Rousseau, wierzący w ludzką dobroć, i jakiej dwa ostatnie wieki tak okrutnie zadały kłam, lecz wyznanie wiary w zdrowy rozsądek narodów przekonanych nareszcie, że ich ocalenie tkwi we wzajemnym porozumieniu i we współpracy pomiędzy nimi tak mocno i rzetelnie zorganizowanej, że żaden rząd w ten sposób powiązany nie będzie już mógł się od tego uchylić. Oby ta idea pojednanej i silnej Europy stała się odtąd hasłem młodych pokoleń, pragnących służyć wyzwolonej wreszcie od nienawiści i lęku ludzkości, która uczy się na nowo, po zbyt długo trwających konfliktach i rozdarciach, chrześcijańskiego braterstwa.” (Dla Europy, Kraków 2003, s. 27-28)
Dla rozwoju braterstwa trzeba przekraczać granice. Jak pisał, „Granice w Europie stanowić będą coraz mniejszą przeszkodę w wymianie poglądów, osób i dóbr. Poczucie solidarności narodów przewyższy pokonane odtąd nacjonalizmy, których zasługi polegały na wyposażeniu państw w tradycję i solidną wewnętrzną strukturę. Na tych dawnych państwowych podstawach trzeba wznieść nowy ponadpaństwowy poziom. Nie nastąpi w ten sposób żadne wyparcie chwalebnej przeszłości, lecz nowy rozwój narodowych sił dzięki ich wprzęgnięciu w służbę ponadnarodowej wspólnoty. (...) Nie chodzi o połączenie państw, o stworzenie jednego superpaństwa. Nasze europejskie kraje są rzeczywistością historyczną; byłoby psychologicznie niemożliwe sprawić, aby przestały istnieć. Ich różnorodność jest wręcz bardzo korzystna i dlatego nie chcemy ich ani niwelować, ani zrównywać”. (s. 17-18)
Schuman zachęca nas do działania, do wykorzystywania siły z naszych serc: „W epoce, gdy wszystko jest w stanie wrzenia, trzeba umieć zdobyć się na odwagę. Najgorszą postawą w polityce jest nieumiejętność podjęcia decyzji lub podejmowanie kolejnych sprzecznych postanowień. Nie możemy być słabeuszami, gotowymi wszystko rzucić, gdy pojawią się pierwsze trudności. Nie podjęlibyśmy się niczego, gdybyśmy nie mieli wiary w słuszność naszych idei”. (s. 83)
Niniejszy tekst stanowi część cyklu artykułów powstałych w ramach Powszechnego Uniwersytetu Nauczania Chrześcijańsko Społecznego (PUNCS)
opr. mg/mg