Wyniszczająca siła. Niszczy tego, który ją karmi. Jak ją opanować? O sile zazdrości...
Przeciwieństwa się przyciągają - uczy powiedzenie. Inne głosi wprost, że miłość bez niej nie istnieje. Zazdrość - bo o niej mowa - choć z pozoru wydaje się niegroźna - lubi kąsać na oślep. Czy może zatem dziwić, że najbardziej rani tego, kto ją żywi?
Na liście siedmiu grzechów głównych zajmuje czwartą pozycję. Jednak zdaniem ludzi, którzy padli ofiarami zawiści, powinna stać na podium. - Zawoalowana nienawiść - Danuta przyznaje wprost, że to zazdrość odpowiada za rozbicie jej małżeństwa i nie da wmówić sobie, iż szczypta tego uczucia ożywia związek. - Kiedy słyszę, jak Anita przekomarza się ze swoją sympatią słowami: „ty mnie nie kochasz, bo nie jesteś o mnie ani trochę zazdrosny”, mam ochotę wykrzyczeć córce w twarz, jak wyglądała „wielka miłość” w wydaniu jej ojca - wyjaśnia, zastrzegając, iż niejednokrotnie wina leży po stronie ofiar. - Najpierw prowokują, później pokutują - ocenia. Czy słusznie?
Elżbieta Trawkowska-Bryłka, psycholog, nie ma wątpliwości: - Zazdrość jest uczuciem, ale może też stać się aktem woli (grzechem). To postawa serca wynikająca z lęku przed utratą miłości - tłumaczy, wyjawiając, iż już w dzieciństwie doświadczamy zranień i rozczarowania jej ludzką odmianą, tj. miłością niedoskonałą i ograniczoną. - A ponieważ serce człowieka pragnie być kochane nieskończenie i bezwarunkowo, pojawia się lęk o nią: czy osoba, którą kochamy, nie zostawi nas albo czy w ogóle jestem wart tej miłości?
Zazdrość z równą zaciekłością niszczy relację miłosną co zwykłe z pozoru koleżeństwo. - To też uczucie smutku, jakiego doświadczamy z powodu czyjegoś dobra - potwierdza psycholog. - Zazdrościmy wtedy powodzenia, bogactwa, urody, zdrowia...
Lista jest długa. I dopóki powodzenie bliźniego staje się dla nas inspiracją do aktywności - na ukłucie zazdrości można przymknąć oko. - Gorzej, jeśli uczucie w skrajnej postaci przybiera formę zawiści, czyli nienawiści i życzenia źle osobie, której zazdrościmy - ostrzega E. Trawkowska-Bryłka. Samonakręcająca się machina powoduje skrzywdzenie Bogu ducha winnego człowieka, a przy tym wyniszcza nosiciela destrukcyjnego uczucia. Zatrzymanie kołowrotka nie jest łatwe. Pojawia się też kwestia zadośćuczynienia! Do odkupienia win potrzeba jednak dojrzałości i pokory... Na szczęście zawsze jest nadzieja!
WA
„Zazdrośnik pluje tylko na tego, kto go przewyższa” - pisał Eric-Emmanuel Schmitt. Wiesław Myśliwski w powieści „Kamień na kamieniu” dzielił ludzi na dwie kategorie: tych, którzy zazdroszczą, i tych, którym się zazdrości...
Wśród cytatów podnoszących temat jest też zapis mówiący o tym, iż podczas gdy zazdrość dotyczy swego dobra, zawiść - cudzego. Opinie można mnożyć podobnie jak okoliczności sprzyjające rozwojowi tej uczuciowej patologii. Czy istnieje recepta na uniknięcie zazdrości?
Zdaniem E. Trawkowskiej-Bryłki najskuteczniejszą metodą jest nieporównywanie się z innymi. - Prowadzi to bowiem zawsze do dwóch postaw: wywyższania i pychy, gdy uznamy się za lepszych, albo smutku i zazdrości, gdy ocenimy siebie jako gorszych od innych - tłumaczy. - Drugi mechanizm sprzyjający zawiści bierze się z niskiego poczucia własnej wartości. Człowiek nie wierzy, że może być kochany, bo czuje się małowartościowy. Z lęku przed utratą miłości ciągle szuka dowodów i potwierdzeń... Taka patologiczna zazdrość prowadzi do wielu dramatów, od zawiści i rozpaczy, aż po samobójstwa i zbrodnie. Trzeba pamiętać, że miłość wymaga wiary i nie da się jej udowodnić - zaznacza.
I poddaje puentę: - Jedynie Bóg może zaspokoić pragnienia ludzkiego serca. Tylko przyjęcie tej prawdy i odpowiedź na Bożą miłość skutkuje życiem wolnym od uczucia patologicznej zazdrości w relacji do bliźniego.
WA
Kto padł jej ofiarą, ten wie, że wybaczenie jest nie lada sztuką. Jej się udało! Skąd wzięła siłę? Z wiary, że zło nie może być większe niż miłość i obietnicy błogosławieństwa dla tych, którzy niesłusznie cierpią.
Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy - powiedzenie, jakim karmią się pragnący wyrównania rachunków, mogłoby wskazywać na chęć odwetu... - To niechrześcijańskie! Poza tym, kim ja jestem, żeby wskazywać Bogu kandydatów do odstrzału? - Danuta śmieje się i wyciąga z teczki tekst „Błogosławieństw”. - Te trzy - wskazuje na smutnych, pragnących sprawiedliwości i cierpiących prześladowanie - pozwoliły mi odzyskać spokój i wybaczyć. Nie zapomnieć! Ale świadomość doznanych krzywd stała się dla mnie przestrogą przed złym traktowaniem innych. „A bliźniego swego, jak siebie samego” - powtarzam i wiem, w którą stronę iść.
Od śmierci męża Danki minęło 12 lat. Trzeba było dekady, by wdowa uporała się z poczuciem straty. - Duchowe poradnictwo i pomoc psychologa uświadomiły mi, że posądzenia o zdradę i coraz częstsze awantury były przejawem jego choroby - wspomina. Nie ukrywa przy tym, że ostateczną rozłąkę poprzedziła separacja. Dziś samotnie wychowuje nastoletnią córkę, starając się ustrzec ją przed własnymi błędami. - Powtarzam jej, że jak sama się nie uszanuje, nikt jej nie będzie szanował. Że brak wykształcenia oznacza zdanie się na czyjąś łaskę. Albo niełaskę - uściśla. I wraca wspomnieniami do własnego dzieciństwa.
- Dla matki liczył się tylko mój brat. Nie słyszałam też nigdy pochwał. Szybko nauczyłam się, że aby zyskać aprobatę rodziców, muszę wyprzedzać ich życzenia i pod żadnym pozorem nie zdradzać własnego zdania. Z takim przygotowaniem łatwo weszłam w rolę nie tyle żony, co służącej.
- O zmarłych nie mówi się źle. Pan Bóg rozsądzi - Danka zamyka temat śp. męża i wraca do początków wdowieństwa. - Był jedynakiem. Oprócz mieszkania, które kupiliśmy na kredyt, odziedziczyłyśmy dom jego rodziców. Wtedy się zaczęło...
Kobieta opowiada o wizytach ciotek, które pod pozorem towarzyszenia w żałobie lustrowały jej łazienkę w poszukiwaniu śladów obecności mężczyzny. Plotkach, że obłowiła się na nieszczęściu rodziny (!), a wreszcie, że swoim wiecznym narzekactwem doprowadziła męża do zawału. - W pewnym momencie nie wiedziałam już, czy mam się śmiać, czy płakać. A to jeszcze nie wszystko! Bo prawdą jest, że po jego śmierci odżyłam. Zadbałam o siebie, wróciłam do pracy, skończyłam studia... Los dał mi drugą szansę. Nie zamierzam jej zmarnować - podsumowuje.
Danuta wyjaśnia, że przystankiem na drodze do zdrowienia było otarcie się o pokorę. - A konkretnie - jej właściwe rozumienie - precyzuje. - Zrozumiałam, że prawdziwa pokora to stanięcie w prawdzie: świadomość swoich wad, ale też zalet. Odkryłam, że drogą do szanowania drugiego człowieka jest widzenie go może nie takim, jakim jest, ale jakim mógłby się stać w sprzyjających okolicznościach. Ale co najważniejsze: poczułam niechęć wobec odpłacania pięknym za nadobne. Jeśli ktoś mnie skrzywdzi, a ja mu odpłacę, rachunki są wyrównane. A niezawiniony ból nie dość, że procentuje błogosławieństwem tu, na ziemi, to jeszcze kusi obietnicą nagrody po śmierci - przekonuje ze śmiechem.
Ustosunkowując się do kwestii zazdrości, Danuta sugeruje zaś, że w równej mierze krzywdzi ona jej adresata, jak i tego, kto ją żywi. - Okiełznanie zawiści to nie lada zadanie! Ale czy życie w jasnych barwach nie jest kuszącą propozycją? - zastanawia się.
Obmowy, oszczerstwa, posądzenia... Lekcję o owocach zazdrości Danuta kończy refleksją nad ludzką skłonnością do polepszania sobie samopoczucia kosztem bliźniego. - Chętny do rzucenia zawsze znajdzie kamień - uściśla. - Dlaczego niektórzy z taką lubością obgadują innych? Może w ten sposób próbują przekonać siebie o własnej wyższości? Tylko do czego im to potrzebne? - zastanawia się. - Z drugiej strony nieprzypadkowo tak świetnie sprzedają się dziś sensacje i skandale... W zderzeniu z cudzym bagnem swoje zawsze jakby pachnie... - argumentuje. I podrzuca puentę: - Niebezpieczeństwo zawiści tkwi w tym, że obmawianie innych, podobnie jak chęć posiadania wciąż więcej i więcej nie mają końca. Nie istnieje pułap, który zaowocowałby zadowoleniem. To człowiek musi położyć kres złym życzeniom pod adresem bliźnich. Ale żeby tak się stało - najpierw trzeba chcieć! I tyle. Aż tyle!
WA
Echo Katolickie 44/2012
opr. ab/ab