Czy istnieją skuteczne sposoby walki z bólem?
Nie da się wytłumaczyć osobie, która nie doświadczyła bólu - choć mało prawdopodobne, by ktoś taki chodził po świecie - czym on jest. Lekarz zacznie od opisu przyczyn jego odczuwania. Teolog przywoła pytanie, dlaczego Bóg dopuszcza ból i cierpienie. Tylko filozof nazwie rzecz po imieniu: ból - wierny towarzysz człowieka.
Teza o jego wszechobecności przekuta na aforyzm brzmi: „Jeśli potrafisz iść przez życie bez zaznawania bólu, to prawdopodobnie jeszcze się nie urodziłeś” (Neil Simon). Jakby na przekór temu - język oferuje całą gamę sugestywnych metafor bólu, które - wracamy do punktu wyjścia - są próbą jego unaocznienia i scharakteryzowania. Ból może szarpać, być rwący, pulsujący, rozdzierający. Bywa przewlekły, dopada falami, potęguje się, narasta, doprowadza człowieka do szaleństwa, a nawet upadla czy - zgodnie z powiedzeniem, że nie umie milczeć - każe złorzeczyć. Można się w nim podobno zamknąć - jak w czterech ścianach, pokonać, ale bywa, że dotknięci nim ludzie wiją się w nim, chodzą po ścianach albo gryzą te nieszczęsne ściany, wyją z bólu, poddają się bólowi.
Ciekawe, że w odniesieniu do nieprzyjemnych doznań fizycznych - to znaczenie w definicjach bólu pojawia się zawsze jako pierwsze - brakuje nam słów, by krótkie, dobitne „ból” - zastąpić. Całą gamę synonimów podają natomiast słowniki na określeniu bólu rozumianego jako cierpienia duchowe. Mamy tutaj: utrapienie, dolegliwość, męczarnia, udręczenie, zmartwienie, żałość, droga krzyżowa, strapienie, katusze, smutek, tortura, kłopot, nieprzyjemność, krzyż, żal, zgryzota, problem, rozżalenie, męczarnie, tortury, udręka, katorga, przykrość, frasunek, rozgoryczenie, męka, trudność, troska. Ból bólowi nierówny - to oczywiste, chociaż powyższe rozróżnienie każe skłonić się ku temu, że w przypadku tego fizycznego - ból to ból, niezależnie od tego, czy dotyczy zęba, czy wątroby.
Orwell nie odkrył Ameryki, twierdząc: „Nic na świecie nie jest tak straszne jak ból fizyczny”. Jednak można by z tą opinią dyskutować. Faktycznie - boimy się go chyba bardziej niż bólu emocjonalnego. Łatwiej przewidzieć reakcję organizmu na wizytę u dentysty, niż wyobrazić sobie skutki tąpnięcia w życiu, jakim jest nagła choroba w rodzinie, rozstanie z współmałżonkiem czy utrata majątku. Z drugiej strony - z relacji np. osób poddawanych nieludzkim przesłuchaniom w ubeckich katowniach czy na Pawiaku wynika, że łatwiej można było złamać człowieka, podsuwając np. groźbę pozbawienia życia najbliższych osób, niż skazując go na tortury. Niezależnie jednak od rodzaju i formy bólu, jego zapowiedź rodzi lęk - od którego nie był wolny nawet Chrystus.
Ciężko żyć z bólem, nawet jeśli w pewnych przypadkach cieszy on chorego, np. gdy jest symptomem zdrowienia organizmu po przeszczepie. Ból nie jest chorobą, a jednak mówi się o jego leczeniu. „Każdy pacjent ma prawo do łagodzenia bólu” - mówi obecny zapis Ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta - do tej pory gwarantujący prawo do łagodzenia bólu tylko chorym w stanie terminalnym. Akcentują to organizatorzy kampanii społeczno-edukacyjnej pod znamiennym tytułem: „Nie ból się! Bądź wolny od bólu”. 14 marca przedstawiony został projekt rozporządzenia ministra zdrowia zawierający propozycje standardów organizacyjnych, które regulują jednolity dostęp wszystkich pacjentów do świadczeń medycznych związanych z mierzeniem stopnia natężenia bólu, leczeniem bólu oraz monitorowaniem skuteczności tego leczenia.
O wiele trudniej zaradzić bólowi duszy - nie ma tutaj gotowych recept.
LA
PYTAMY Małgorzatę Januszewską, psychologa, psychoterapeutę
Czy ból można nazwać chorobą?
Raczej reakcją obronną organizmu na szkodzące mu bodźce. Kiedy próbujemy dotknąć płomienia świecy, zanim dojdzie do poparzenie, do głosu dochodzi ból, który każe cofnąć dłoń.
Można zmierzyć jego siłę?
Istnieją różne klasyfikacje natężenia bólu, np. w medycynie paliatywnej, podejmowane były i są różnorodne próby jego pomiaru. Niestety nie zawsze sprawdzają się, ponieważ stopień odczuwania bólu jest sprawą indywidualną, subiektywnym odczuciem.
Pojęcia „ból” niejednokrotnie używamy na określenie negatywnych przeżyć psychicznych, emocji. Czy jest to tylko metafora?
Teoretycy zawężają to pojęcie do doznań fizycznych. Przeczy temu praca z pacjentami chorymi na depresję czy zaburzenia lękowe, niosące ze sobą duży emocjonalny ładunek - często kojarzony przez nich z bólem. Noszę w pamięci słowa wypowiedziane przez pacjentkę zmagającą się z depresją: „Kiedy choroba się nasila, czuję taki ból, że jest to tak, jakbym umierała za życia”. To porównanie uświadamia mi, jakim bagażem cierpienia obarczeni są ludzie walczący z depresją. Osoba zdrowa nie jest w stanie tego sobie wyobrazić.
Jak pomóc radzić sobie z taką postacią bólu?
Na pewno nie na miejscu są dobre rady w rodzaju: „weź się w garść”. Świadczą o tym, że ta choroba ciągle jest lekceważona, a przede wszystkim - nierozumiana. Osoby z depresją niekoniecznie mają problem z chęcią do życia, tylko doświadczają tak trudnego do określenia bólu wewnętrznego. Nie da się go pokonać inaczej, jak przez leczenie farmakologiczne połączone ze specjalistyczną terapią. Trwa to niekiedy bardzo długo i - nie oszukujmy się - nie przypomina podania nurofenu na ból głowy.
Dojmującego cierpienia doświadcza wrażliwa osoba, patrząc np. na biedę sąsiadów, matka obserwująca, jak jej dziecko schodzi na złą drogę. Rodzi je też śmierć bliskiej osoby. Gdzie tkwi źródło bólu wewnętrznego, którego różne odcienie poznajemy na co dzień?
Przyczyna - to współodczuwanie, empatia. Jest jak katalizator doznań emocjonalnych w różnych sytuacjach, począwszy od obserwacji krzywdy dziejącej się zupełnie obcej osobie, przypadki śmierci w rodzinie. Często pracuję z rodzicami, których dziecko zginęło np. w wypadku samochodowym. Mówią, że nie ma nic gorszego niż przeżyć własne dziecko, i o wielkim, bólu, z jakim się zmagają. Nie dość, że ogromna jest intensywność negatywnych doznań, to potęguje je nagłość sytuacji. Niestety, nie można ich schować pod plaster czy zabandażować - jak ranę.
Jak nie będąc lekarzem ani psychologiem pomóc przejść zbolałej osobie ten etap?
Przede wszystkim odejść od schematu litości, bo to tylko spotęguje ból. Mówi się o mądrym współtowarzyszeniu - chodzi o to, by nie nurzać się razem w bólu, ale starać się angażować cierpiącego: namówić na spacer, wyjście do sklepu, do kościoła. To najlepsza z metod minimalizowania bólu. Bo nie można się od niego odciąć.
Religia może być antidotum na ból duszy?
Wielu moich pacjentów szuka ukojenia w wierze i modlitwie. Z teologicznego punktu widzenia - są one najbardziej wymiernym środkiem pomocy, ponieważ dają nadzieję na życie wieczne. Z perspektywy psychologa są formą terapii, gdyż wyciszają, pozwalają się skupić, co niweluje ból.
Mówi się, że współczesny człowiek jednak próbuje od niego uciec za wszelką cenę. Schować się jak w skorupie, by emocje, ból z nimi związany, nie wzięły nad nim góry.
Rzeczywiście - zdarza się, że osoby, które znajdują się w życiowo trudnych sytuacjach, zamiast przeżywać smutek, rozpacz, wytłumiają je. Stosują różne mechanizmy obronne czy środki psychoaktywne. Życie będzie bolało mniej - ale tylko przez chwilę. Kiedyś było inaczej. Ludzie nie korzystali z pomocy psychologów czy psychiatrów. Może po części powodowane było to wstydem, jednak zasadniczą przyczyną była umiejętność radzenia sobie z trudnymi uczuciami: pozwalali sobie na przegraną, na ból, na smutek. Potrafili przeżyć je po to, żeby potem było lżej. Stąd np. żałoba trwała w naszej tradycji rok. Te osoby celowo wyłączały się z życia społecznego po to, by przetrwać cztery pory roku bez zmarłej osoby, pozwolić sobie doświadczyć smutku, braku, bólu i mieć na to czas.
Co można wnioskować o człowieku nieodczuwającym bólu?
Jest to objaw zaburzeń osobowości. Może to być zaburzenie tak „spektakularne”, jak rozwój osobowości psychopatycznej. Osoba dotknięta nim nie będzie w stanie odczuwać ani lęku, ani bólu czy smutku, ani uczuć wyższych. Niestety brak empatii dotyczy coraz częściej osób całkowicie zdrowych. Realia pracy w korporacjach, o których słyszymy, nie są przesadzone. Z uśmiechem na twarzy eliminuje się tutaj ze stanowiska kolegę zza sąsiedniego biurka. Nie wiem, czy to niedostatek uczuć, czy też hierarchia wartości, w której ważniejszy od człowieka staje się osobisty sukces.
Na szczęście to nie reguła. Jest mnóstwo młodych ludzi, którzy dbają o swoją emocjonalność, bazując na pozytywnych wartościach, jakie niesie harcerstwo czy wolontariat. Potrafią zjednoczyć się, by nieść dobro innym, np. pomóc przeżywać ból.
Nie można uciec przed bólem...
Nie warto. Można nauczyć się sobie z nim radzić. Kiedyś mój wykładowca mówił, że gdyby człowiek miał odpowiednią sieć wsparcia, nie byliby potrzebni psychologowie. Jest w tym dużo racji. Mając odpowiednie wsparcie, człowiekowi łatwiej poradzić sobie z tym, czym zaskakuje nas życie.
Dziękuję za rozmowę.
LA
Echo Katolickie 11/2017
opr. ab/ab