Katolik na kozetce

Spotkanie religii i psychologii miało burzliwe początki. Dziś jednak ich drogi przecinają się w wielu punktach - dopełniają się raczej niż przeciwstawiają sobie

Rozmowa z o. Andrzejem Jastrzębskim OMI, filozofem, teologiem i psychoterapeutą naukowo zajmującym się fascynującymi relacjami psychologii i wiary.

Spotkanie religii i psychologii miało burzliwe początki. Twórca psychoanalizy Freud utrzymywał, że religia jest zbiorową nerwicą ludzkości. Jak to wygląda dzisiaj? Czy psychologia i wiara mogą ze sobą zgodnie współpracować?

Oczywiście, ale - jak staram się to wytłumaczyć w książce pt. „Po pierwsze pomagać. O burzliwym związku psychologii i wiary” - z uwagi na to, że istnieje wiele różnorodnych szkół psychologicznych, czyli inaczej podejść, będzie to zależało zarówno od danego przypadku, jak również światopoglądu konkretnego psychologa.

Wiara i psychologia znajdują się na dwóch zupełnie innych płaszczyznach. Wiara jest postawą życiową, która wpływa na to, jak ktoś interpretuje to, co się dzieje w jego życiu, podejmuje w oparciu o nią swoje decyzje i wprowadza je w czyn. W wierze istotna jest osobista relacja z Bogiem. Psychologia nie jest postawą życiową, tylko jedną z nauk o człowieku, o jego zachowaniu, myśleniu, osobowości. Dotyczy nie jednego człowieka, ale wielu ludzi. Interesuje ją nie tyle to, co niepowtarzalne w każdym z nas, tylko ogólne zasady, które kierują naszym zachowaniem. Niestety, wiele aspektów psychologii zostało upolitycznionych, stając się narzędziami promowania różnych ideologii. Rzetelna psychologia nie powinna w zasadzie być zagrożeniem dla wiary. Pojawienie się na scenie historii psychologii jako niezależnej nauki, a zwłaszcza nieco później psychoterapii, w formie klasycznej psychoanalizy, może być bardzo łatwo postrzegane jako zamach na osoby wierzące oraz na samą instytucję Kościoła. Wraz z powstawaniem kolejnych podejść psychologicznych oraz psychoterapeutycznych sytuacja ta dynamicznie się zmieniała. Tak jest do dziś. Dlatego staram się przedstawić tę fascynującą historię rozchodzenia i schodzenia się wiary oraz psychologii, jak również obecny stan tej relacji.

Znajoma powiedziała mi jakiś czas temu, że długo zwlekała z pójściem na terapię. Będąc osobą wierzącą, miała poczucie, iż „Bóg sam wystarczy”. Czy pójście na terapię to uznanie, że Bóg już mi nie wystarcza, że Mu nie ufam i potrzebuję kogoś innego, aby pomógł mi ogarnąć rzeczywistość?

Możemy na ten problem spojrzeć analogicznie do wizyty u dentysty. Jeśli boli mnie ząb, to idę do dentysty i nie stwierdzam przez to, że Bóg już mi nie wystarcza. Przeciwnie - uznaję rozwój stomatologii jako dobre wykorzystanie darów ofiarowanych przez Pana Boga ludzkości. Uznanie własnej niewystarczalności, także w zakresie radzenia sobie z życiowymi trudnościami, jest ostatecznie postawą pokory, która otwiera nas zarówno na działanie Bożego miłosierdzia, jak i na pomoc ze strony kompetentnego specjalisty.

W ostatnich latach dużo i w różnych kontekstach mówi się o modlitwie wstawienniczej, uzdrowienia i uwolnienia. Okazuje się, że podczas takiej modlitwy granica między doświadczeniem wiary a problemem emocjonalnym lub psychologicznym bywa cienka.

Powiedziałbym inaczej: doświadczenie wiary jest zarazem doświadczeniem emocjonalnym lub uczuciowość jest częścią doświadczenia wiary. W wypadku zaburzeń emocjonalnych intensywna modlitwa będzie katalizatorem, to znaczy będzie bardzo mocno dotykała tej sfery człowieka. Nie możemy kontrolować Bożej łaski, stąd nie wiemy, czy w konkretnym wypadku modlitwa o uzdrowienie przyniesie oczekiwaną poprawę zdrowia psychicznego, czy wręcz odwrotnie - wywoła dodatkowe cierpienie człowieka. Niektóre zaburzenia emocjonalne są już dobrze poznane i ich leczenie przynosi zadowalające rezultaty. W takich wypadkach nie odrzucałbym fachowej pomocy, wyręczając się przy tym Panem Bogiem. Oczywiście, żadna forma terapii nie zastąpi egzorcyzmu, może jednak wesprzeć proces uzdrowienia po uwolnieniu.

Prowadzący wspólnoty religijne przyznają, że trafiają do nich ludzie wymagający pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. W jakich sytuacjach spowiedź, sakramenty, duchowe kierownictwo to za mało? Kiedy ksiądz powinien odesłać penitenta na terapię?

Przede wszystkim zawsze wtedy, gdy pojawia się choćby cień zagrożenia zachowaniami autodestrukcyjnymi, np. odebraniem sobie życia, bądź agresywnymi wobec innych członków wspólnoty czy też po prostu rozbiciem jedności modlących się. Często w takich grupach, o czym zresztą wspominam w książce, zdarzają się tzw. hieny emocjonalne, czyli osoby wymagające ciągłej uwagi i pocieszania. Każda grupa modlitewna ma ograniczone możliwości brania pod opiekę takich osób i jeśli ich liczba jest zbyt duża, wspólnota najczęściej się rozpada.

Ale pewnie bywa i tak, że źródłem czyjegoś cierpienia czy kondycji psychicznej jest uwikłanie w grzech i potrzeba raczej nawrócenia niż terapii?

To prawda. I właśnie tego wymiaru nie znajdziemy w psychologicznym podejściu do cierpienia człowieka. Nie znajdziemy w nim też wymiaru krzyża, czyli odkupieńczej roli cierpienia. Niestety zdarza się i tak, że psychoterapia służy bardziej usprawiedliwieniu grzechu niż nawróceniu. Nieustanne łączenie natury i łaski jest bardzo istotnym drogowskazem w rozumieniu naszych życiowych trudności różnego kalibru. Najlepiej więc, jeśli nawrócenie jest wsparte terapią, która nie daje odpuszczenia grzechów, ale pomaga zrozumieć ich przyczynę.

Czy korzystanie z psychoterapii może zaszkodzić wierze?

W niektórych przypadkach będzie to zależało od wybranego podejścia psychologicznego, w tym od rozumienia tego, kim jest człowiek i co stanowi zaburzenie psychiczne, a co nie. Poza tym niezwykle istotny będzie osobisty światopogląd terapeuty oraz jego intencje w konkretnej relacji terapeutycznej. Idąc na terapię, trzeba zastanowić się, na czym właściwie polega problem. Jeśli chcemy pozbyć się zaburzeń lękowych, na przykład panicznego strachu przed pająkami, to właściwie nie mamy się czego obawiać. Tego typu terapia będzie bowiem polegać na powolnym, krok po kroku, pokonywaniu tego lęku. W takich wypadkach psychoterapia jest neutralna, jeśli chodzi o jej stosunek do wiary. Natomiast jeśli ktoś szuka sensu życia i chce go znaleźć w psychoterapii, to raczej na pewno skończy się to fiaskiem. Terapia bowiem do tego nie służy. Owszem, może pomóc człowiekowi uporządkować pewne sfery, żeby było mu łatwiej szukać wspomnianego sensu, ale go za niego nie znajdzie.

Czym różni się pomoc psychologa od pomocy duszpasterza czy kierownika duchowego?

Istnieją różne formy pomocy człowiekowi wierzącemu. Niektóre odwołują się wprost do Ewangelii. Tak jest w przypadku kierownictwa duchowego, gdzie rozwój relacji z Panem Bogiem stanowi pierwszorzędny cel spotkań. Także psychoterapia chrześcijańska w ścisłym znaczeniu zakłada, że osoba, która się na nią decyduje, chce jednocześnie pracować nad swoim nawróceniem, a nie tylko nad usunięciem lub zmniejszeniem zaburzeń psychicznych. Psychoterapia chrześcijańska w szerokim sensie to każda terapia, która uwzględnia pozytywną rolę wiary w procesie uzdrowienia. Wspominany już lęk przed pająkami nie dotyka wprost przekonań religijnych i nawet niewierzący terapeuta może tu skutecznie pomóc. Z kolei sprawy związane z wyborami życiowymi omawiałbym z terapeutą, który nie podaje w wątpliwość wartości ewangelicznych.

Zatem przy wyborze terapeuty podobny światopogląd to rzecz niezwykle istotna. Tymczasem wiele osób o tym nie myśli, wybierając się na terapię.

Oczywiste jest, że terapeuta niewierzący, choćby nawet nieświadomie, nie będzie akceptował takich form pomocy cierpiącemu człowiekowi, jakimi są kierownictwo duchowe czy sakrament pojednania, przez co potencjalnie może swego pacjenta zniechęcać do trwania w wierze. Z kolei jeśli terapeuta w swojej wizji pomocy drugiemu człowiekowi mieści kierownictwo i spowiedź, to bardzo istotne będzie ustawienie priorytetów. Chodzi o odpowiedź na pytanie, jakiej formy wsparcia potrzebuje w obecnej chwili osoba, której pomagamy.

Jak odróżnić terapię, która będzie wspomagała rozwój duchowy, od terapii, która może okazać się szkodliwa dla życia duchowego?

Kiedy jestem pytany o rozeznawanie duchowe, zawsze udzielam prostej, choć niełatwej do zastosowania w życiu odpowiedzi ewangelicznej wskazującej na owoce: po nich poznasz drzewo. Jeśli terapia sprawia, że dostrzegam więcej wiary, nadziei, miłości oraz jedności z najbliższymi, to mogę spokojnie powiedzieć, że pomaga mi ona równocześnie rozwijać się duchowo, czyli mówiąc najprościej: przybliża mnie do Pana Boga. Natomiast gdy zauważamy, że oddalamy się od Niego, popadamy w coraz większe grzechy, to jest to oddziaływanie szkodliwe dla wiary. Ocenę terapii komplikuje nieco fakt, że w niektórych wypadkach częścią jej procesu jest na przykład praca ze swoją złością. Wtedy potrzeba odpowiedniej perspektywy czasowej, ponieważ na samym początku może się wydawać, że jest po prostu gorzej niż przed terapią. Jednak to tylko pewien etap.

Jak widać, nie ma łatwych odpowiedzi na wszystkie nasze pytania i dlatego potrzebujemy lepszego zrozumienia problemów na styku wiary i psychologii. Intencją mojej książki jest właśnie pomoc w lepszym zrozumieniu tej relacji.

Dziękuję za rozmowę.

MD

Dr hab. Andrzej Jastrzębski OMI, wykładowca Uniwersytetu św. Tomasza z Akwinu w Rzymie, Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz na podyplomowym studium duchowości Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Od 2016 r. pracuje na Uniwersytecie św. Pawła w Ottawie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama