Marzec miesiącem wspomnień

Fragmenty książki "Bóg wie, że się gniewasz"

Marzec miesiącem wspomnień

Priscilla Herbison

Bóg wie, że się gniewasz

ISBN: 978-83-60703-83-0

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008



Marzec miesiącem wspomnień

Marzec to miesiąc, w którym mój brat i ja w szczególny sposób wspominamy rodziców. Oboje zmarli w marcu - mama piętnaście, a tato pięć lat temu. Co roku w marcu kilkakrotnie rozmawiam z bratem przez telefon. Przypominamy sobie nawzajem rozmaite historie: coś, co kiedyś powiedziała mama; coś, co zrobił tato. Wspomnienia łagodnieją z upływem czasu. Niekiedy z żalem mówimy o swoich słowach lub czynach, które chcielibyśmy cofnąć, gdyby było to możliwe. Innym razem z przykrością wspominamy coś, co powiedział lub zrobił tato.

"Czy kiedykolwiek naprawdę mu przebaczyłeś?" - zapytałam ostatnio mojego brata w trakcie jednej z takich rozmów telefonicznych.

"Pewnie. Nie mówiłem ci o tym?" - odparł, po czym opowiedział mi, jak z upływem lat stopniowo wyzbywał się gniewu na ojca za złe traktowanie i lekceważenie, jakie znosiliśmy z jego strony przez długi czas.

Nasz tato cierpiał na zaburzenia umysłowe, których początki sięgały jego dzieciństwa. Kiedy mój brat miał sześć lat, a ja dwa, u taty stwierdzono schizofrenię i skierowano go na kilka tygodni do szpitala. Kolejna wizyta u lekarza i w szpitalu miała miejsce dopiero siedemnaście lat później, kiedy to dodatkowo stwierdzono u niego depresję maniakalną. W ciągu kilkunastu lat pomiędzy tymi dwiema wizytami, jak również później, ojciec miewał ataki agresji, lecz znacznie częściej był pogrążony w depresji. Jako dzieci zapamiętaliśmy ojca, na którym nigdy nie można było polegać, który był niestabilny emocjonalnie i tak pochłonięty samym sobą, że nasze życie było dla niego bez znaczenia. Bywały również chwile prawdziwie "ojcowskiego" zachowania, ale wybuchy złości ojca i otępiały wzrok w obłokach dymu z papierosów tłumiły wspomnienia jaśniejszych okresów.

Mój brat wyjechał z domu, gdy skończył dziewiętnaście lat (ja miałam wtedy piętnaście). Nie miałam pojęcia, co wtedy myślał i czuł w związku z tatą. Wiedziałam tylko, że wyprowadził się i powodziło mu się nie najgorzej, przynajmniej zdaniem mamy. Dopiero gdy umarła, przekonałam się, jak bardzo cierpiał z powodu ojca i jak głęboki był jego gniew.

Czasami nie potrafił ukryć swojej wściekłości na tatę. Po śmierci mamy mój brat uznał, że jego jedynym obowiązkiem wobec ojca jest zapewnić mu pobyt i należytą opiekę w domu starców. Niestety, ojcu to nie wystarczało i dzwonił do nas trzy do pięciu razy dziennie. Czasami witał się tylko i milczał, innym razem przedstawiał długą listę skarg i spraw, które mieliś­my dla niego załatwić, zupełnie nie pamiętając o tym, że dzielą nas setki kilometrów. Mój brat płacił za te rozmowy, co tylko wzmagało jego gniew. Co jakiś czas tato zamawiał przez telefon jakiś kosztowny drobiazg, płacąc za niego kartą kredytową. Niezależnie od gniewu i frustracji, mój brat pragnął jednak dać tacie, którego świat był coraz bardziej ograniczony, choć trochę niezależności. Regularnie spłacał więc zadłużenie na karcie kredytowej i przeżywał tę samą frustrację od nowa.

Ja sama czułam się bardziej zraniona niż wściekła na tatę. Krótko po śmierci mamy w chwili złości zarzuciłam mu wprawdzie, że zabrał mi wszystkie najważniejsze osoby i rzeczy, lecz najczęściej było mi przykro, a nawet czułam się odpowiedzialna za stan ojca. Myślałam, że powinnam zrobić coś, by mu ­pomóc, choć podświadomie na pewno winiłam go za to, że nie pozwolił mi zaznać szczęśliwego dzieciństwa. Zawsze musiałam się o niego troszczyć, sama nie mogąc liczyć na jego pomoc.

Tato umarł dziesięć lat po śmierci mamy i przez większą część tego okresu nie byłam gotowa mu wybaczyć. Dopiero po pięciu lub sześciu latach zaczęłam w końcu uwalniać się od dręczącego mnie gniewu. Nie znaczy to, że nie złościło mnie niekiedy zachowanie taty lub jego wieczne zachcianki i żądania. Powoli jednak zaczęłam go akceptować, mimo że nie był taki, jak chciałam.

Nigdy nie doszło między nami do poważnej konfrontacji. Nigdy nawet nie rozmawiałam z nim o bolesnych wspomnieniach ani o tym, jak wpłynęły na moje życie. Po prostu z czasem przestałam próbować go zmieniać. Zaczęłam regularnie rozmawiać z nim i opowiadać mu o swoim codziennym życiu. Kiedy popadał w psychozę, słuchałam go, zamiast przekonywać o niedorzeczności jego odczuć i poglądów. Chciałam tylko, by czuł się bezpiecznie.

Ostateczny moment przebaczenia i pojednania miał miejsce w grudniu, trzy miesiące przed jego śmiercią. Była to naprawdę wyjątkowa chwila. Postanowiłam odwiedzić tatę. Siedząc w samolocie, powtarzałam sobie wiele razy, że nie powinnam mieć żadnych oczekiwań ani planów na poprawę sytuacji. Wracałam myślą do czasów, gdy żyła mama, i przypominałam sobie, że tato wciąż się czegoś od niej domagał. Wtedy mnie olśniło. Tato po prostu chciał, żeby mama przy nim była, a ona siadywała w tym samym pokoju, sprawdzając prace swoich uczniów albo pracowała nad czymś w fotelu obok. Najczęściej pewnie nie rozmawiali za sobą. Tato najwyraźniej czuł się bezpieczniej w towarzystwie mamy. Wtedy właśnie postanowiłam, że po prostu będę przy nim siedzieć.

Tak właśnie się stało. Siedzieliśmy razem w jego pokoju lub wychodziliśmy na balon, gdzie mógł zapalić. Z reguły milczeliś­my i było nam z tym dobrze. Czasami tato mówił coś o którymś z pacjentów lub pytał mnie, nad czym pracuję w domu. Rozmawialiśmy też o przeszłości, ale tylko o miłych chwilach. Śmialiśmy się. Po tylu latach bólu i trudności w końcu czuliśmy się jak ojciec z córką.

Mój brat przeżył coś podobnego. Jakieś cztery lata po śmierci mamy, w trakcie jednej z rozmów telefonicznych, tato zapytał go, co porabia. Dopytywał się, nad czym pracuje. Zwykle gdy tato próbował odgrywać rolę ojca, mój brat myślał ze złością: "Dbam, żebyś miał dobrą opiekę, ale niech ci się nie wydaje, że możesz przede mną udawać dobrego tatusia". Tym razem jednak powstrzymał się od cierpkiej odpowiedzi. Powoli i szczegółowo opowiedział tacie, nad czym aktualnie pracuje. W ostatnich kilku latach życia tato ze wszystkich sił starał się być ojcem dla mojego brata. Nie zawsze mu to wychodziło. Wydaje mi się jednak, że mój brat również kilkakrotnie miał okazję sensownie porozmawiać z tatą pomiędzy okresami jego paranoi i depresji.

On również przeżył z nim szczególną chwilę, zanim tato zmarł. Kilka dni przed śmiercią tato zadzwonił do mojego brata i skarżył się na przeziębienie. Mój brat zaczął się dopytywać o jego zdrowie, ale tato szybko przerwał ten wątek, żeby zapytać syna, czy skończył już artykuł, nad którym pracował. Potem rozmawiali o sprawach mojego brata i wyglądało na to, że tato uważnie słucha.

W przypadku każdego z nas przebaczenie nie było dziełem chwili lub jednorazowej konfrontacji. Może przeżylibyśmy więcej szczęśliwych chwil, gdybyśmy zdołali wybaczyć ojcu wcześniej, ale nie sądzę, że było to możliwe. Oboje czuliśmy się skrzywdzeni przez ojca, ale zanim byliśmy gotowi przebaczyć, musieliśmy dobrze zrozumieć i zidentyfikować swoje zranienia. Musieliśmy dojrzeć do tego, by zaakceptować nieudolne rodzicielstwo taty w kontekście jego egocentryzmu i zaburzeń umysłowych. Przeżyliśmy wspaniałe chwile łaski i przebaczenia, które pozwoliły nam, niezależnie od bólu i smutku, wspominać tatę z miłością i wdzięcznością jeszcze długo po jego śmierci.

Rosalie Hooper-Thomas

Przebaczenie jest przede wszystkim darem 
dla tego, kto go udziela, by nie musiał 
już nosić brzemienia żalu.
Thich Nhat Hanh

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama