O japońskiej sekcie Aum Najwyższa Prawda
Shoko Asahara, guru japońskiej sekty Aum Najwyższa Prawda, został niedawno skazany przez sąd w Tokio na karę śmierci. Werdykt ten nie oznacza jednak końca zbrodniczej sekty, która nadal bujnie się rozwija.
Ten dzień Japończycy zapamiętali tak, jak Amerykanie 11 września 2001 roku - 20 marca 1995 roku w samym centrum Tokio, na kilku węzłowych stacjach metra, rozpylony został gaz bojowy - sarin. Na skutek ataku gazowego śmierć poniosło dwanaście osób, a 5500 trafiło do szpitali z silnymi zatruciami, oparzeniami układu oddechowego lub uszkodzeniami wzroku. Tego dnia Japończycy przestali się czuć społeczeństwem wolnym od zagrożenia terroryzmem.
Szybko okazało się, że sprawcami zamachu są członkowie sekty Aum Shinri Kyo (Aum Najwyższa Prawda), kierowanej przez guru Shoko Asaharę. Naprawdę nazywa się on Chizuo Matsumoto i ma dziś 48 lat. Zanim założył sektę, zajmował się m.in. medytacją i akupunkturą. W 1982 roku wyjechał w Himalaje, gdzie - jak twierdzi - doznał iluminacji. Powołał wówczas do życia nową organizację religijną, mającą na celu skupienie tych wszystkich, którzy przeżyją kosmiczny kataklizm towarzyszący "końcowi świata".
Asahara nie zadowalał się jednak oczekiwaniem na "koniec świata" - postanowił go wywołać. Sygnałem miał być atak w tokijskim metrze, mający zapoczątkować przewrót w Japonii i ustanowienie w tym kraju teokratycznego "Królestwa Prawdy" pod światłym przywództwem Shoko Asahary. Plany te udaremniła szybko japońska policja.
Po zamachu, w siedzibie Aum w miasteczku Kamikuishiki u podnóża wulkanu Fudżijama, odnaleziono wielkie arsenały broni oraz substancji chemicznych służących do wytwarzania gazów bojowych. Olbrzymi zapas karabinów kałasznikow pochodził z Rosji, gdzie sekta miała wówczas około 30 tysięcy sympatyków, a więc trzy razy więcej niż w ojczystej Japonii. Shoko Asahara, który jeździł wtedy często do Moskwy, utrzymywał ożywione kontakty z tamtejszymi elitami władzy, m.in. bliskim współpracownikiem prezydenta Jelcyna - Olegiem Łobowem.
Seria procesów liderów sekty wykazała, że mieli oni na sumieniu także szereg innych przestępstw. Okazało się np., że 27 czerwca 1994 roku członek Aum, Takasi Tomitu rozpylił sarin w miasteczku Matsumoto, w wyniku czego zmarło siedem osób, a 144 zostały zatrute. Celem ataku była trójka miejscowych sędziów, którzy mieli wydać niekorzystny dla sekty wyrok w sprawie spornych gruntów w tym rejonie.
W 1998 roku na karę siedmiu lat więzienia skazana została żona Shoko Asahary - Tomoko Matsumoto. Została ona uznana winną współudziału w morderstwie niejakiego Kotaro Otidy. Był on adeptem sekty, który postanowił porzucić Aum. Został za to powieszony 1 lutego 1994 roku na terenie siedziby organizacji w Kamikuishiki.
Inną zbrodnią, którą udało się wyjaśnić, było zabójstwo w Jokohamie 4 listopada 1989 roku adwokata Tsutsumi Sakamoto, jego żony i rocznego dziecka. Okazało się, że adwokat już wówczas zebrał dowody na przestępczą działalność sekty. Ściągnął tym samym na siebie wyrok śmierci. Zwłoki prawnika, jego żony i niemowlęcia zostały odnalezione dopiero w kwietniu 1995 roku, już po zamachu w tokijskim metrze. Za zbrodnię tę w 1998 roku na karę śmierci skazany został 30-letni Kadzuaki Okadzaki. Ogółem w ciągu ośmiu lat procesów na najwyższy wymiar kary skazano już 11 członków kierownictwa Aum. Żadnego wyroku jeszcze jednak nie wykonano.
W styczniu 1997 roku służby specjalne złożyły wniosek o zdelegalizowanie Aum, jednak sąd go odrzucił, argumentując, że sekta przestała stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Innego zdania są jednak służby specjalne, które starają się nadal pilnie obserwować działalność Aum. Jeden z oficerów śledczych tak skomentował decyzję sądu: "Tylko w Japonii grupa, która dokonała tak bezprecedensowych zbrodni, może oficjalnie kontynuować swoją działalność". Dodał też, że to największa kompromitacja w dziejach japońskiego wymiaru sprawiedliwości.
Duży wpływ na takie, a nie inne, postanowienie sądu wywarły naciski ze strony niezwykle liczącego się w Japonii lobby organizacji religijnych. Oblicza się, że w kraju tym działa około 200 tysięcy najróżniejszych sekt i ugrupowań o charakterze religijnym, co jest absolutnym rekordem na skalę światową. Wiele z tych organizacji opowiedziało się w obronie Aum, bojąc się zwiększenia kontroli państwa nad swoją działalnością.
Skazanie przywódców Aum Najwyższej Prawdy oraz ujawnione podczas procesów informacje, kompromitujące sektę, nie zahamowały jednak jej rozwoju. "Aum znów się rozrasta, a jej odrodzenie ilustruje budzącą wielki niepokój apatię w japońskim społeczeństwie i wskazuje na totalne osamotnienie, doświadczane przez wielu młodych ludzi", powiedział Taro Takimoto, szef stowarzyszenia "Kanareika", zajmującego się pomocą ofiarom sekty.
Po zamachu w metrze i aresztowaniu Shoko Asahary większość członków Aum odeszła z sekty. Wkrótce jednak wielu do niej wróciło. Okazało się bowiem, że nie mieli dokąd się udać, gdyż japońskie społeczeństwo nie stworzyło odpowiedniego systemu wsparcia dla tego rodzaju osób.
Aum rozpoczęła też werbunek nowych adeptów, głównie przez Internet oraz w ośrodkach akademickich. Większość jej sympatyków ma od 20 do 30 lat. Zdaniem policji, liczba aktywnych członków sekty wynosi około 2 tysięcy, natomiast kolejnych 6 tysięcy osób znajduje się pod jej dużym wpływem. Na czele organizacji stoi jeden z jej byłych liderów - Fumihiro Joyu, który w roku 2000 wyszedł z więzienia i dziś oficjalnie odżegnuje się od używania przemocy.
Aum, która zmieniła nazwę na Aleph, posiada w całej Japonii kilkanaście oficjalnych biur oraz ponad sto centrów medytacji. Poza tym dysponuje siecią sklepów sprzedających komputery po obniżonych cenach. Zyski z tego tytułu przynoszą sekcie kilka miliardów jenów każdego roku.
Wspomniany Taro Takimoto nie może nadziwić się, że sklepy te cieszą się wielką popularnością wśród młodzieży, chociaż wiadomo, kto jest ich właścicielem. "Japońska młodzież nie zna prawdziwej rzeczywistości i nie posiada poczucia zobowiązań - mówi Takimoto. - Jest im obojętne, że totalitarna sekta, mająca na swoim koncie morderstwa i szantaże, może rozkwitać. Jest im całkowicie obojętne, że robiąc zakupy w tych sklepach, finansują kult, który jeszcze niedawno chciał ich wszystkich zabić".
Być może wpływ na taką postawę ma sposób ukazywania członków sekty w środkach masowego przekazu. Na przykład znany japoński dokumentalista Tatsuja Mori nakręcił film na temat Aum, w którym przedstawił jej adeptów nie jak fanatycznych morderców, lecz szczerych młodych ludzi poszukujących duchowego oświecenia. Głównym bohaterem filmu był 28-letni członek sekty, ukazany jako niezwykle uczciwy i uduchowiony człowiek.
Socjologowie są zgodni, że sekta zaoferowała młodym Japończykom to, czego brakowało im w zmaterializowanym społeczeństwie - poczucie duchowej misji. Ostrzegają, że w przyszłości również mogą znaleźć się niebezpieczni prorocy, którzy znów oferując nadzieję, siać będą śmierć.
opr. mg/mg