Góry były jej miłością. Jako pierwsza Europejka zdobyła najwyższy szczyt Ziemi Mount Everest, a dokonała tego w dniu, w którym kard. Karol Wojtyła został papieżem
Zaginęła w drodze na Kanczendzongę. W tym roku mija 30 lat od śmierci wybitnej himalaistki Wandy Rutkiewicz.
Posłowie ustanowili 2022 rok Rokiem Wandy Rutkiewicz. „W 30. rocznicę śmierci Wandy Rutkiewicz Sejm Rzeczypospolitej Polskiej oddaje hołd jednej z najwybitniejszych himalaistek świata” — podkreślono w uchwale. W związku z tym faktem chcę z czytelnikami „Opiekuna” podzielić się niektórymi wątkami związanymi z heroiczną miłością do gór.
Wanda urodziła się 4 lutego 1943 roku w domu dziadków w Płungianach na Litwie. Była drugim dzieckiem Marii i Zbigniewa Błaszkiewiczów. Wiosną, 28 maja 1944 roku Błaszkiewiczowie ochrzcili córkę. „Niosą dziecko do oddalonego o dziesięć minut drogi pieszo kościoła Świętego Jana Chrzciciela w centrum miasta. Córkę Błaszkiewiczów trzyma do chrztu zaprzyjaźniona z Marią Wanda Berezniewicz. To właśnie po niej córka otrzymuje imię Wanda. Jako drugie imię wybierają dla córki Halina. Chrztu udziela Wandzie Halinie ksiądz proboszcz Povilas Pukys” — czytam w książce „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci” Anny Kamińskiej.
Kiedy w 1946 roku sytuacja dla Polaków na Litwie robi się coraz bardziej napięta Błaszkiewiczowie decydują się na wyjazd do Polski. Najpierw udają się do domu rodzinnego pana Zbigniewa w Łańcucie, gdzie w 1947 roku przychodzi na świat młodsza siostra Wandy — Janina. Kolejny etap w życiu małej Wandy to przeprowadzka do Wrocławia, gdzie spędziła dzieciństwo i młodość. Tam zdała maturę w II LO i studiowała na Politechnice Wrocławskiej, a następnie z dyplomem inżyniera-elektronika pracowała w Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych.
Wanda od dziecka wykazywała zainteresowanie sportem, a miłość do gór rozbudziła w niej wyprawa w pasmo Rudaw Janowickich w czasie studiów. W Instytucie, gdzie pracowała uważna była za dziwaka. „Przychodzi z plecakiem pełnym kamieni, bo ćwiczy mięśnie. Zwierza się, że w domu śpi na strychu w śpiworze, żeby wyrabiać odporność na niską temperaturę. Chodzi zakatarzona, ale nie bierze zwolnień lekarskich, bo chce sobie udowodnić, że potrafi pokonać chorobę. Po pracy biega po parku Szczytnickim, a w weekendy jeździ w góry” — napisała Anna Kamińska.
Po ukończeniu kursu taternickiego w 1962 roku brawurowo wdarła się w męski świat wspinaczy, często słysząc słowa, że „baby do niego się nie nadają, bo są słabsze”. Pokonywała bariery, została prekursorką kobiecych zespołów górskich, nie godziła się, by zdolne alpinistki „były wyłącznie broszkami w męskich wyprawach”. Imponowała siłą, sprawnością fizyczną i niezwykłą inteligencją. W górach czuła wolność. Wygrywała walki w Tatrach, Alpach, Andach, Pamirze, Hindukuszu, Himalajach. „Rywalizacja z górami związana była z ogromnym ryzykiem, bez którego nie potrafiła żyć. Góry były jej światem, pozwalały na wyjątkowe doznania intelektualne i estetyczne, wspinanie uznawała bowiem za twórczość. Rutkiewicz tworzyła wyjątkowe dzieła. Zyskała sławę, jej wyczyny znane były na całym świecie. Walkę o zdobycie ośmiotysięczników nazwała „Karawaną do marzeń”, bo wierzyła, że da się przeforsować coś, co zdaje się do zrealizowania tylko w marzeniach” — czytamy w uchwale Sejmu.
16 października 1978 roku Wanda jako pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie zdobyła najwyższy szczyt Ziemi Mount Everest. „Po południu na Mount Evereście temperatura powietrza wynosi minus 29 stopni Celsjusza, wiatr jest słaby, widoczność stosunkowo dobra. O godz. 13.45 Wanda Rutkiewicz wchodzi na najwyższy szczyt świata. I zapisuje się w historii”. W tym samym czasie, gdy Wanda zdobywa Mount Everest, tysiące kilometrów od Nepalu, w Rzymie, Polak kard. Karol Wojtyła zostaje wybrany papieżem.
Podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski dzięki Zbigniewowi Święchowi Wanda ma okazję spotkać się z papieżem. Nie obyło się bez trudów i przeszkód. „Nie dałem za wygraną. Byłem sąsiadem — biurko w biurko — z o. Konradem Hejmo, rzecznikiem Episkopatu. Zwróciłem się zatem do niego: „Ojcze drogi, Wanda zdobyła Everest w dniu, w którym kardynał Wojtyła został papieżem. Pragnie przekazać... Czy coś da się zrobić, aby Ojciec Święty znalazł dla niej dziesięć minut?”. Ojciec Hejmo odparł: „Dziś będę jadł z nim kolację. Przekażę pomysł. Zostawię panu kartkę pod szkłem na biurku. Tej samej nocy zastałem karteczkę. Napis brzmiał: „Ojciec Święty zachwycony pomysłem. Szczegóły uzgodnimy, pozdrawiam — Hejmo”. Nazajutrz zadzwoniłem do Wandy i mówię: Daj kamień do oprawy w piękne etui. Każ wypisać, co trzeba, weź tę kremową suknię i jutro przyjeżdżaj do Krakowa autem” — wspomina Święch.
Do spotkania doszło w niedzielę, 10 czerwca 1979 roku. „W sobotę o. Konrad Hejmo przekazał mi wiadomość, że Ojciec Święty przyjmie nas we dwoje po konferencji prasowej w pałacu Biskupów Krakowskich, przed odlotem do Rzymu” — opowiadał Święch, który tak relacjonował to spotkanie: „Po chwili odgłosy na schodach. W drzwiach ukazuje się prymas Stefan kard. Wyszyński i podchodzi do nas, mówiąc: - Ojciec Święty bardzo cieszy się na to spotkanie. Czy państwo oboje byli na Mount Evereście? (...) Scena niezwykła: papież dosłownie biegnie po schodach, lekko podkasawszy białą sutannę. Gdy nas ujrzał, opuścił ją i wyciągnął ręce w papieskim geście. Podszedł do wiszącego krucyfiksu, w skupieniu, ucałował stopy Chrystusa. Za moment podszedł do Wandy i w tym momencie ona padła na kolana; papież energicznie podniósł ją pod łokcie i powiedział: - Pani Wando, ludzie gór witają się stojąc. Dobry los sprawił, że nam obojgu, tego samego dnia, udało się wejść tak wysoko. Czy pani sama była na Mount Evereście? — zapytał papież. — Najwyższych szczytów nie zdobywa się samotnie — odpowiedziała Wanda. — Coś mi na ten temat wiadomo — roześmiał się papież. W tym momencie Wanda otworzyła pudełeczko i wręczyła Ojcu Świętemu kamień ze szczytu Ziemi. Obdarowany wyjął pięknie oprawiony kamień ze stosownym napisem-dedykacją i badawczo mu się przyjrzał. — Przecież wierzchołek Mount Everestu okrągły rok pokryty jest śniegiem. Z którego miejsca go pani wyjęła? — Widzę, że Wasza Świątobliwość doskonale zna realia himalajskie. Rzeczywiście tak jest. Ten kamień wzięłam z tzw. Dolnego Szczytu, gdzie jest owiewane wiatrami piarżysko. Wanda otrzymała przepiękny różaniec złożony z pereł, ja skromniejszy. Zdobywczyni Mount Everestu przyglądała się prezentowi. Wówczas papież żartobliwie dorzucił: — Gwarantuję pani, że perły są naturalne, prawdziwe. A po chwili, obejmując ją serdecznie, powiedział nieco ściszonym głosem: — Proszę przyjechać do mnie, do Watykanu. Wówczas we dwójkę urwiemy się w góry, nie bacząc na to, co ludzie powiedzą”.
Rutkiewicz była także pierwszą kobietą, która stanęła na najtrudniejszym do zdobycia szczycie K2. Zdobyła osiem z czternastu ośmiotysięczników: Mount Everest, Nanga Parbat, K2, Sziszapangmę, Gaszerbrum II, Gaszerbrum I, Czo Oju i Annapurnę.
Zaginęła w maju 1992 podczas wyprawy na Kanczendzongę. Wraz z Meksykaninem Carlosem Carsolio 12 maja o godz. 03:30 wyruszyli w górę z obozu IV na 7950 m. Po 12-godzinnej wspinaczce w głębokim śniegu Carsolio stanął na wierzchołku. Schodząc, napotkał Wandę na wysokości ponad 8200 metrów. Mimo braku sprzętu biwakowego, zdecydowała się przeczekać noc i kontynuować wejście następnego dnia. Według komunikatu Ministerstwo Turystyki Nepalu uznało prowadzenie akcji ratunkowej za praktycznie niemożliwe, a informacja o zaginięciu Polki dotarła do Polski 25 maja 1992 roku. Jej ciała nie odnaleziono.
Matka Wandy, która zmarła w 2013 roku w wieku 103 lat, nie pogodziła się ze śmiercią córki. Jeszcze 20 lat po jej zaginięciu mówiła, że Wanda żyje, że postanowiła zamieszkać w izolacji i zostać na zawsze w górach. Maria Błaszkiewicz twierdziła, że przed każdą wyprawą dawała córce różaniec i robiła na jej czole znak krzyża. W tym roku mija 30. rocznica śmierci Rutkiewicz, jest więc okazja do przypomnienia sobie jej życia.
Opiekun 2/2022