Co Biblia mówi o ciele i krwi?
Nie obawiaj się, drogi czytelniku: nie będzie to artykuł o hemoglobinie, tkance łącznej i innych podobnych kwestiach, które znasz z lekcji biologii. Tym razem nie chcemy rozważać zagadnienia ludzkiego ciała i krwi za pomocą narzędzi współczesnej nauki, lecz spojrzeć na nie oczyma człowieka Biblii.
Fundamentalne stwierdzenie brzmi: ludzkie ciało (hebr. basar) jest dobre, bo zostało stworzone przez Boga. Bóg, stwarzając istotę cielesną — człowieka, stworzył go na swój obraz i podobieństwo. To właśnie poprzez cielesność człowiek wchodzi w relację ze światem (praca), z innymi ludźmi, a nawet z Bogiem, bo przecież również ciało na swój sposób uczestniczy w modlitwie (L. Manicardi). Ty mnie utkałeś w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie (Ps 139,13b-14). Trzeba też pamiętać, że Stary Testament (z wyjątkiem najpóźniejszych jego warstw) nie rozumie ciała i duszy jako dwóch odrębnych bytów, dlatego słowo „ciało” oznacza całego człowieka. Co więcej, wskazuje też na więzy pokrewieństwa czy nawet przynależności do jednego narodu, jak widzimy w apelu skierowanym do Dawida przez przywódców rodów: Oto myśmy twoje kości i ciało (2 Sm 5,1).
Zarazem jednak pozostaje w nas bolesna świadomość skutków grzechu pierworodnego: Wszelkie ciało starzeje się jak odzienie, i to jest odwieczne prawo: „Na pewno umrzesz!”. Dlatego gdy myśl biblijna zetknęła się z kulturą grecką i gdy greka stała się powszechnym językiem w basenie Morza Śródziemnego, na gruncie tego języka w myśli biblijnej zaczęła kształtować się dwutorowość w rozumieniu ciała, wyrażana za pomocą dwóch terminów: „sarks” i „soma”, które często są synonimami, ale niekiedy (zwłaszcza później u św. Pawła) mają swoiste odcienie znaczeniowe.
„Soma” to ciało rozumiane często jako całość osoby. To właśnie to słowo pojawia się w ewangelicznym opisie ustanowienia Eucharystii: to jest Ciało Moje — a więc moja Osoba, a nie tylko kawałek ciała. „Sarks” w pierwotnym znaczeniu oznacza natomiast mięso, ciało miękkie i umięśnione, w odróżnieniu od kości (ale może również oznaczać całość osoby ludzkiej). Łatwo zgadnąć, że właśnie to słowo często służyło wyrażeniu ludzkiej słabości, zarówno tej fizycznej — przemijalności, kruchości — jak i moralnej, kojarzyło się z przyziemnymi dążeniami ludzkiej natury. Jak wspomniałam, widać to zwłaszcza w myśli św. Pawła, który nieraz odnosi się krytycznie do sposobu myślenia czy postępowania „według ciała — kata sarka (od „sarks”), przeciwstawiając mu życie według Ducha.
Na ograniczoność i przyziemność ludzkiego myślenia i działania wskazywało też semickie wyrażenie „ciało i krew”: np. gdy św. Piotr wyznaje, że Jezus jest Mesjaszem, słyszy od Niego: nie objawiły ci tego ciało i krew, ale Ojciec... (Mt 16,17) — inaczej mówiąc: „samym ludzkim umysłem nie doszedłbyś do tego!”
Przy całym realizmie i świadomości ograniczeń ludzkiego ciała myśl biblijna bardziej skupia się jednak na wartości, godności ludzkiego ciała. Ta prawda osiąga szczyt w fakcie wcielenia Syna Bożego: Słowo stało się Ciałem — „sarks”, tu oczywiście nie w sensie moralnej słabości, lecz dla podkreślenia realizmu ciała Chrystusa: Syn Boży przyjął ciało śmiertelne, podatne na zranienia, ulegające zmęczeniu... Co więcej, autor Listu do Hebrajczyków, ukazując przyjście Syna na świat jako akt posłuszeństwa Ojcu, wkłada w Jego usta nieco zmodyfikowane słowa psalmu 40: Ofiary ani daru nie chciałeś, ale Mi utworzyłeś ciało. L. Manicardi zauważa, komentując ten fragment, że dla Chrystusa i dla chrześcijan ciało jest miejscem pełnienia woli Bożej. Można by powiedzieć: ono daje nam nowe możliwości odpowiadania na miłość Boga.
Jakże różni się to biblijne spojrzenie na ludzkie ciało od pewnych późniejszych ujęć, w których więcej było Platona niż Bożego Ducha! Oczywiście, autorzy biblijni są świadomi pewnych zagrożeń, dlatego św. Paweł mówi o ukrzyżowaniu ciała czy braniu go w niewolę, ale właśnie dlatego, by było godną świątynią: Czy nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego? (1 Kor 6,19). Zatem ciało nie jest po to, by się go wreszcie definitywnie pozbyć, uwalniając duszę z tego mizernego więzienia, lecz po to, by zostało przemienione, uświęcone, aby w dniu ostatecznym mogło powstać do nowego życia.
Spójrzmy teraz na rozumienie krwi przez człowieka czasów biblijnych. Otóż ludzie starożytni nieraz widzieli poległych na placu boju i dostrzegali, że koniec życia wiąże się z wypłynięciem krwi. Dlatego w ich rozumieniu śmierć nie była rozdzieleniem ciała od duszy (z wspomnianych wyżej przyczyn), ale rozdzieleniem krwi od ciała. Skoro ciało bez krwi nie może żyć, to znaczy, że w krwi jest życie. To dlatego krew uważano za świętą, zastrzeżoną dla Boga — Pana życia. Tylko Jemu można ją było ofiarować. Co więcej, grzesznik pragnący zyskać Boże przebaczenie przynosił zwierzę na ofiarę, by krew zwierzęcia — w zastępstwie za samego człowieka — stała się narzędziem przebłagania. Dlatego też składano krwawe ofiary podczas konsekracji, np. kapłanów, aby przelana krew dokonała oczyszczenia i uświęcenia. Co więcej, gdy Izraelici pod Synajem zawarli przymierze z Bogiem, Mojżesz pokropił krwią zwierząt ołtarz i lud — na znak, że odtąd między Bogiem i ludem istnieją swoiste „więzy krwi”.
Natomiast żaden Izraelita nie mógł spożywać mięsa z krwią (zwierzęta zabijano w taki sposób, by wypłynęła z nich krew) pod karą wyłączenia ze społeczności czy wręcz śmierci. Skoro bowiem uważano, że w krwi jest życie, zjedzenie mięsa z krwią zdawało się swoistym kanibalizmem, zjedzeniem życia danego stworzenia.
W tamtych czasach, przy ówczesnym poziomie wiedzy, były to całkiem logiczne zalecenia; my natomiast wiemy dziś, że kwestia życia nie ogranicza się do samej krwi, ale jest dużo bardziej skomplikowana. Dlatego dzisiaj jemy bez wyrzutów sumienia kaszankę i inne krwiste przysmaki, bo przecież dobrze rozumiemy, że nie pochłaniamy życia zwierzęcia, podobnie jak podczas transfuzji krwi nie wchodzi w nas życie innej osoby.
Nadal natomiast obowiązuje nas, rzecz jasna, zakaz przelewania ludzkiej krwi w sensie zabijania czy ranienia innych osób. W myśli biblijnej bardzo podkreślano grozę takiego grzechu, stwierdzając, że krew wylana na ziemię woła do Boga o pomstę.
Jednak pewnego dnia przelano Krew, która wołała nie o pomstę, a o miłosierdzie: krew Chrystusa — Baranka, która rzeczywiście obmyła nas z grzechów i uświęciła. On chce upodobnić nas jak najbardziej do siebie, dlatego daje nam na pokarm swoje Ciało, poi nas swoją Krwią. I tu rzeczywiście możemy powiedzieć, że spożywając Jego Ciało i Krew, przyjmujemy w siebie Jego życie; ale nie jesteśmy bynajmniej „kanibalami” — przeciwnie, czujemy się jak spragniony wędrowiec, który wreszcie stanął u źródła życia.
opr. mg/mg