Dzisiejszy świat ma do zdrowia stosunek niemal religijny. W pogoni za zdrowiem ciała gubimy często to, co niezbędne do zdrowia duchowego
„Bezsprzecznie mamy nową religię — religię zdrowia”, pisał w swojej znakomitej książce Szczęście w pigułce. Kiedy troska o zdrowie staje się chorobą Manfred Lütz. Troska o zdrowie ducha ustąpiła miejsca nadtrosce o ciało, a w tej herezji przejawia się współczesna choroba duszy.
„Jeśli dzisiaj w ogóle coś jest otoczone kultem — dodawał niemiecki psychiatra, teolog i publicysta w jednej osobie — wypraszane w modlitwach i wypełnione ofiarami pokutnymi wyciskającymi pot, to tym czymś jest zdrowie. Nasi przodkowie budowali katedry, my budujemy kliniki. Nasi przodkowie padali na kolana, my robimy skłony tułowia. Nasi przodkowie ratowali dusze, my nasze figury”. Wyznawcy religii zdrowia katują się ascetycznymi ćwiczeniami i postami oraz zachowują czujność w doborze zdrowego pożywienia (religia zdrowia) lub niezdrowego lecz poprawiającego wygląd (kult ciała), a wszystko to w pogoni za szczęściem doczesnym, którego i tak nie osiągną. Bo wadliwe jest samo założenie leżące u podstaw nowego-starego bałwochwalstwa: że zdrowie lub zdrowy wygląd są czymś, co samemu sobie można stworzyć. Albo, językiem religijnym: że można zasłużyć na łaskę bożka, któremu składa się ofiarę z samego siebie.
Tym bardziej nie jesteśmy panami zdrowia duchowego. Otrzymaliśmy „szczęście w pigułce”, czy raczej „szczęście w opłatku”, od Tego, który jako jedyny ma w sobie życie i może go udzielać, i rzeczywiście czyni to w klinikach-katedrach i szpitalach-kościołach, karmiąc nas chlebem, który jest, według znanych słów św. Ignacego Antiocheńskiego „pokarmem nieśmiertelności, lekarstwem pozwalającym nam nie umierać, lecz żyć wiecznie w Jezusie Chrystusie”. Msza święta jest „pamiątką” (uobecnieniem) ofiary Krzyża, która prowadzi do zjednoczenia wiernych z Chrystusem ofiarowującym się za nich — jest więc ucztą komunii w Jego Ciele i Krwi, która jednak „pozostaje zawsze ucztą ofiarną, naznaczoną krwią przelaną na Golgocie” (Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia, 48). „Ołtarz, wokół którego Kościół gromadzi się podczas sprawowania Eucharystii, reprezentuje dwa aspekty tego samego misterium, którymi są ołtarz ofiary i stół Pana” (KKK 1383). Warto podkreślić, że chleb życia i zdrowia otrzymuje się od Kościoła, a nie sięga po niego samemu. Trzeba skorzystać z zaproszenia na ucztę eucharystyczną, w czasie której Kościół „bierze ciągle chleb życia ze stołu Bożego słowa i Ciała Chrystusowego i podaje wierzącym” (Dei Verbum, 21) to, co sam otrzymał od swojego Pana.
Zmartwychwstały jest obecny na wiele „sposobów” w Kościele: w słowie, we wspólnej modlitwie (por. Mt 18,20), w ubogich czy chorych (Mt 25,31-46), w sakramentach, w czynnościach liturgicznych, w ofierze Mszy Św., w osobie celebrującego, i — zwłaszcza — pod postaciami eucharystycznymi (por. Sacrosanctum Concilium, 7). Najbardziej wyjątkowy sposób obecności Chrystusa to Najświętszy Sakrament Eucharystii, w którym, zgodnie ze słowami Soboru Trydenckiego, „są zawarte prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus”. „Oczywista oczywistość”, że owa „rzeczywista” obecność nie oznacza, iż inne nie są rzeczywiste. Nie można więc mówić, że jest w czym-w kim przebierać, bo wszystkie rodzaje obecności Pana są koniecznym pokarmem — to nie półka w sklepie ze zdrową-niezdrową żywnością „do wyboru, do koloru”.
Także w czasie Mszy koniecznie trzeba brać wszystko, co darowane — skoro „zastawiony dla nas stół eucharystyczny jest równocześnie stołem Słowa Bożego i Ciała Pana” (KKK 1346). To nie „szwedzki stół”, z którego bierze się to, na co ma się ochotę; liturgia słowa i liturgia eucharystyczna stanowią jeden akt kultu, jedno bez drugiego „nie działa”: „Poprzez słuchanie słowa Bożego rodzi się i wzmacnia wiara (por. Rz 10, 17); w Eucharystii Słowo, które stało się Ciałem, daje się nam jako pokarm duchowy — pisał Benedykt XVI w Sacramentum caritatis — Dlatego należy stale mieć na uwadze, że słowo Boże, czytane w Kościele i głoszone w liturgii, prowadzi do Eucharystii jako do swego właściwego celu”. Bez wiary Słowo Boże traktowane jest jak „zaklęcie magiczne”, a uprawiana przez niektórych sakramentalna „biała magia” nie przynosi dobroczynnych skutków, za to niesie skutki uboczne.
Zgodnie z obietnicą — nie obiecanką-cacanką — „kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6,51). Owo „»życie wieczne« rozpoczyna się w nas już teraz poprzez zmianę, jaką dar eucharystyczny w nas rodzi: »ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie« (J 6, 57)” — pisał papież-senior w adhortacji poświęconej Eucharystii. Podobnie jak ciało potrzebuje pokarmu, tak istnieje pokarm duchowy, bez którego człowiek umiera, nawet jeśli zewnętrznie (w ciele) wydaje się tryskać zdrowiem. Eucharystia nie tylko stanowi lekarstwo na odpuszczenie grzechów powszednich czy środek, mocą którego stajemy się ukrzyżowani dla tego świata, ale zwłaszcza przyczynia się do wzrostu miłości oraz stanowi dar, dzięki któremu chce się i może żyć dla Boga; chodzi nie tyle o zwalczenie objawów choroby, co o pojawienie się symptomów zdrowia. Pokarm życia wiecznego dokonuje zmiany w przyjmującym go; albo, lepiej jeszcze: tajemniczo przemienia przyjmującego w to, czym jest ów pokarm duszy, czyli w Chrystusa. Święty Augustyn wyobrażał sobie, że słyszy słowa: „Jam pokarm dorosłych, dorośnij, a będziesz mnie pożywał i nie wchłoniesz mnie w siebie, jak się wchłania cielesny pokarm, lecz ty się we mnie przemienisz”.
W Chrystusowej przypowieści o siewcy (por. np. Mk 4,3-9) siewca sieje ziarno, które wydało (lub nie) owoc; w wykładni przypowieści (por. np. Mk 4,14-20) jej autor i zarazem interpretator owo ziarno, którym jest słowo, utożsamia raptem z ludźmi, do których owo słowo zostało wypowiedziane, choć w samej przypowieści „słowo” i „człowiek” nie są tożsame. Zwykle umyka to uwadze spieszącego się czytelnika, jednak: „co nagle, to po diable”. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha, do jakich wniosków dochodzi prof. Marian Grabowski: „słowo padające na ziemię ulega tajemniczej metamorfozie: staje się człowiekiem”, z kolei ten staje się „słowem w sensie tego, co ono obwieszcza”. W tym tajemniczym procesie chodzi „o asymilację słów, która pozwala jednostce się stawać tym, co słowa obwieszczają”. Niech te słowa autora drugiej części Pomazańca staną się w czytelniku człowiekiem.
A może jeszcze lepszą nowinę należałoby głosić: Słowo Boże zasiane w człowieku staje się w nim nie tyle człowiekiem, ile czyni z niego Boga, skoro Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże (por. J 10,34-35). „Nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana” (Pwt 8,3 ), przy czym pokarm duchowy Bóg wypowiada wielokrotnie i na różne sposoby, a w ostateczny sposób w Synu (por. Hbr 1,1-2). W adhortacji poświęconej Słowu Bożemu papież Benedykt XVI wskazywał na różne postaci, w których przejawia się jedyne Słowo Boże. Przede wszystkim chodzi o Słowo odwieczne, współistotne Bogu, które stało się ciałem, czyli Słowem Bożym współistotnym ludziom. Słowo wyraża się jednak również w stworzeniu, a także w dziejach zbawienia, zwłaszcza w tajemnicy wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Syna Bożego. Pismo Święte jest natchnionym przez Boga słowem Bożym, słowo Boże jest również przekazywane przez żywą Tradycję Kościoła (por. Verbum Domini, 7). I w końcu Słowo, które stało się ciałem, pozostaje z wierzącymi pod postacią chleba; jest pokarmem rzeczywistym, a nie jedynie metaforą. Jeśli pamiętać, że pozostawiony nam pokarm „jest chwalebnym Ciałem Zmartwychwstałego”, w Eucharystii „otrzymujemy także gwarancję zmartwychwstania ciał, które nastąpi na końcu świata: »Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym« (J 6, 54)” (Ecclesia de Eucharistia, 18).
Stół eucharystyczny, gdy podejść bliżej, okazuje się suto zastawiony dla tych, którzy mają uszy do słuchania. Tam, gdzie Słowo Boże znajduje wiarę u słuchaczy, tam to, co pochodzi z ust Bożych, staje się chlebem-Ciałem. Wierzący otrzymuje antidotum na śmierć, przed którą lęk powoduje praktykami wyznawców religii ciała. Zamiast zdrowej żywności — pokarm żywego Boga; w miejsce ciała — Boże Ciało; zamiast kultu ciała — religia ducha; miast religii ucieczki od choroby — religia zdrowia. Bałwochwalcy troszczą się o to, by zachować życie doczesne w jak najlepszej formie przez jak najdłuższy czas. Jednak eliksiru młodości nie ma; jest za to eliksir nieśmiertelności.
opr. mg/mg