Droga Krzyżowa: rozważanie na kolejne dni Wielkiego Postu (dopasowane do czyt. mszalnych roku A)
W Starym Testamencie wielokrotnie wyrażane jest przekonanie, że Bóg jest Sędzią człowieka, narodu wybranego i całego świata; że Bóg jest sędzią sprawiedliwym. Sprawiedliwość Boża przekracza jednak miarę ludzkiej sprawiedliwości i ma inny kształt. Bóg bowiem jest nie tylko sędzią, lecz jest również stroną w odwiecznym procesie, któremu podlega postępowanie wolnego człowieka i całej ludzkości. Ustami proroka Izajasza Bóg wzywa nas: Chodźcie i spór ze mną wiedźcie (Iz 1, 18). Chociaż wyroki Boże są sprawiedliwe, a czasem i surowe, to przecież w każdej sprawie wygrywa człowiek. Bóg też uważa, że nie jest Wielkim Przegranym, gdy w wyniku procesu i wyroków sprawiedliwych ratuje człowieka, swój lud i cały świat od zguby, gdy zdobywa ludzkie serca.
Dla ratowania ludzi, dla zdobycia ich miłości, sprawiedliwy Sędzia posuwa się jeszcze dalej. W swej wielkiej miłości do człowieka nie ogranicza się do tego, że jako strona jest zazdrosnym konkurentem do ludzkiego serca, ale przy tej I stacji Drogi Krzyżowej staje się Oskarżonym. Gdy On sądził człowieka, brał pod uwagę wszystkie okoliczności łagodzące. Człowiek sądził Go natomiast z najwyższym okrucieństwem. Przegrał ten proces. Skazali Go i wykonali wyrok. Lecz kiedy został podwyższony, wszystkich pociągnął do siebie.
O krzyżu śpiewamy w pieśni pasyjnej: "w żadnym lesie takie nie jest". My jednak wiemy, z jakiego ogrodu pochodzi to drzewo i kto je zasadził. Mówi o tym Księga Rodzaju: A zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka, którego ulepił. Na rozkaz Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące oraz drzewo życia w pośrodku tego ogrodu i drzewo poznania dobra i zła (Rdz 2,8-9).
Kiedy człowiek dotknął drzewa poznania dobra i zła, to znaczy, kiedy wbrew Bogu sam chciał stanowić co jest dobre a co złe, drzewo to stało się drzewem śmierci. Nieposłuszeństwo jednego człowieka sprowadziło śmierć na wszystkich ludzi.
Kiedy dotknął tego drzewa Chrystus, który stał się posłusznym aż do śmierci, który w Ogrójcu wołał: Nie moja wola, ale Twoja niech się stanie (Łk 22,42), drzewo to na nowo stało się drzewem życia. Dlatego składając nasze dziękczynienie za dzieło zbawienia śpiewamy: "Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na drzewie krzyża powstało nowe życie".
Krzyż został ''sporządzony" z rajskiego drzewa. Dla tych, którzy wbrew Bogu chcą decydować o tym, co dobre a co złe, będzie on wyrokiem potępienia, ale dla uznających wolę Boga jest on deską ratunku i kładką ocalenia.
Pierwszy upadek Pana Jezusa na Drodze Krzyżowej był powrotem do pierwszego upadku, który miał miejsce na początku dziejów ludzkich, jako efekt zafascynowania pokusą: będziecie jako bogowie (por. Rdz 3,5). Już wtedy człowiek odczuwał jakiś niedosyt. Nie starczało mu to "kim jest". Chciał być "kimś więcej". Intuicja była trafna, bo sam Bóg zaszczepił w sercu człowieka zapotrzebowanie na nieskończoność, ale droga do zaspokojenia tego pragnienia była jak najgorsza. Bóg sam chciał we właściwym momencie nasycić człowieka Pełnią, sam chciał go wywyższyć. Kiedy jednak człowiek sięgnął po wielkość wbrew Niemu, okazało się, jak bardzo został oszukany. Okazało się, że jest nagi i musi ukrywać się, w zaroślach. Kto się wywyższa, będzie poniżony (Mt 23,12).
Nad upadłym człowiekiem pochyla się Jezus, uniżając samego siebie. Kto się poniża, będzie wywyższony (Mt 23,12). Jezus powstając z uniżenia, dźwiga również Adama i całe jego potomstwo. Uniżywszy samego siebie, naprawia błąd Pierwszego Człowieka i straty, które ten błąd spowodował. Jeżeli bowiem przez przestępstwo jednego śmierć zakrólowała z powodu jego jednego, o ileż bardziej ci, którzy otrzymują obfitość łaski z daru sprawiedliwości, królować będą w życiu z powodu Jednego - Jezusa Chrystusa (Rz 5, 17).
Przy pierwszym upadku rozważaliśmy porównanie między Adamem i Chrystusem, jakiego dokonał święty Paweł w Liście do Rzymian. Przy czwartej stacji nieuchronnie nasuwa się porównanie między Ewą i Maryją, tak częste u Ojców Kościoła, w Liturgii, a nawet w pobożnych pieśniach ludowych.
Ewa jest matką wszystkich żyjących. Jest to nieszczęśliwa matka nieszczęśliwych dzieci. Jej potomkowie skarżą się: w grzechu poczęła mnie matka (Ps 51,7). Jej dzieci są sprawcami nieszczęść, albo tych nieszczęść doznają. Kain jest bratobójcą i ponosi karę za zbrodnie, Abel jest ofiarą tej zbrodni.
Maryja jest Matką wszystkich odkupionych. To Matka szczęśliwa szczęśliwych dzieci. To przede wszystkim niepokalana Matka Jezusa Chrystusa poczętego i narodzonego w pełni łaski. Jej Syn Pierworodny nie ma nic z Kaina, ale całkowicie podzielił los Abla. Dlatego Matka bolejąca towarzyszy Synowi na Krzyżowej Drodze i stoi pod Jego krzyżem. Pierwsza jednak będzie śpiewać nowe "Magnificat" po Jego zmartwychwstaniu.
Odkupieni przez Chrystusa są Jej dziećmi w podobny sposób. Nieraz cierpimy i doznajemy prześladowań, lecz w końcu zaśpiewamy radośnie z naszą Matką nową pieśń odkupionych. Wśród dzieci Maryi nie może być jednak Kainów, którzy prześladują i zadają cierpienie.
Szymon z Cyreny jest człowiekiem Nowego Testamentu. Ma on jednak poprzednika i pierwowzór w Starym Testamencie. Jest nim tajemnicza, a jednocześnie bardzo wyrazista postać "Sługi Jahwe", którego spotykamy w III części Księgi Izajasza. W zasadzie nie wiadomo o kim mówi Prorok: czy jest to konkretna osoba, czy tylko postać literacka; czy Sługą Jahwe jest cały lud Izraela, czy też jego "Reszta". Niezależnie od sugestii egzegetów Sługa Jahwe jest postacią, która niejako toruje drogę Jezusowi, a jest to właśnie droga cierpienia - droga krzyżowa. Skoro Pan Jezus odnosił do siebie słowa Izajasza: Duch Pański nade mną, przeto mnie namaścił... (Iz 61,1) tym bardziej miał przed oczyma postać Sługi Jahwe podczas całej męki. Ta wizja Sługi, który obarczył się naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści, bo Pan zwalił na niego winy nas wszystkich (Iz 53, 4. 6), pomogła Mu w dźwiganiu krzyża nie mniej niż Szymon z Cyreny.
Nieokreśloność postaci Sługi Jahwe pozwala nam pod jego przeżycia wpisać nasze bóle i cierpienia - jeśli będziemy traktować go jako pojedynczą osobę; albo też w jego misji możemy widzieć misję Kościoła, czy narodu - jeśli będziemy uważać go za ciało kolektywne. I w jednej, i drugiej formie możemy i my być Cyrenejczykami.
Judyta z odciętą głową Holofernesa bardziej może nam przypominać Herodiadę, która przyczyniła się do odcięcia głowy Jana Chrzciciela, aniżeli Weronikę, która miłosiernym gestem otarła twarz umęczonego Chrystusa. Jest jednak coś wspólnego w zabiegach tych obu kobiet około głowy. Judyta obcięła głowę wrogowi, aby jej naród nie popadł w niewolę, żeby mógł pozostać sobą, żeby mógł zachować swoje własne oblicze. Weronika ociera Jezusowi twarz pokrytą kurzem, krwią z potem, aby ukazać światu prawdziwe oblicze Zbawiciela - oblicze najczystsze i najpiękniejsze.
Obie kobiety są postaciami "deuterokanonicznymi". Judyta jest postacią literacką, a Weronika nie znalazła się na kartach Ewangelii, lecz utrwaliła się w pamięci Tradycji. Ich czyny należy więc rozumieć w sposób symboliczny, a naśladować w sposób konkretny. Zdecydowanie odrzucać zło, żeby spod skorupy brudu wyjrzało jaśniejące oblicze pokoju, dobra i miłości.
Jeszcze niedawno wjeżdżał tryumfalnie na osiołku do stolicy, a tłumy wołały: Hosanna Synowi Dawida, błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz Król Izraela (J 12, 12), a teraz oto leży przygnieciony ciężarem krzyża w prochu ziemi... Może drugi upadek nastąpił w tym miejscu, gdzie król Dawid tańczył przed Arką Przymierza, a może w tym miejscu, gdzie kąpała się Betszeba, która doprowadziła króla do upadku... Zanim Jezus otrzyma tron swego praojca Dawida, musi głęboko pochylić się nad upadłym królem, nad wszystkimi pasterzami ludu, którzy sprzeniewierzyli się swojej misji, aby ich podźwignąć. Upadek przywódcy, a szczególnie takiego jak Dawid - namaszczonego przez Boga - powoduje nie tylko osobiste straty namaszczonego grzesznika, lecz odbija się niekorzystnie na wszystkich poddanych jego władzy i autorytetowi. Uderzą pasterza i rozproszą się owce (Mk 14, 27).
Wszyscy namaszczeni przez chrzest, bierzmowanie i sakrament kapłaństwa, pozwólcie Chrystusowi, by was podźwignął. Waszej godności ubliża trwanie w upadku.
Wśród płaczących niewiast jerozolimskich Pan Jezus dostrzegł zapewne i okrutną Jezabel i Herodiadę, zdradziecką Dalidę i rozpustną Gomer - żonę proroka Ozeasza. W niewiastach napotkanych przy VIII stacji widział lud, który Bóg wybrał sobie na jedyną oblubienicę, a która tyle razy dopuściła się zdrady. Dlatego mówi do płaczących niewiast: Nie płaczcie nade mną, lecz same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi (Łk 23,28). Tymi słowami daje oblubienicy szansę. Nie musi ona otrzymać listu rozwodowego. Zdradzany Oblubieniec przyjmie ją z powrotem, jeśli zrozumie ona swój błąd i z płaczem wróci do Niego. Jezus słyszy w tej chwili słowa zapisane przez Ozeasza. Słowa te Bóg kieruje do proroka, lecz Jezus przyjmuje je jako skierowane do Niego: Pan rzekł do mnie: "Pokochaj jeszcze raz kobietę, która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską". Tak miłuje Pan synów Izraela, choć się do bogów obcych zwracają (Oz 3, 1).
Oblubienicą Chrystusa jest Kościół. Kościół jest święty, ale są w nim grzesznicy. Dlatego Chrystus pragnie go oczyścić i przez łzy pokuty uczynić nieskalanym.
Oblubienicą Chrystusa jest moja dusza, w której poczęła się niejedna zdrada i Pan pragnie ją oczyścić łzami skruchy. Wezwanie: "Płaczcie", sięga w daleką przeszłość, ale skierowane jest również w przyszłość i w tej chwili dociera do mnie. Czas zapłakać nad sobą i nad swoimi grzechami.
Jezus upadający pod ciężarem krzyża, na który został skazany przez okupacyjną władzę rzymską na usilne żądanie duchowych przywódców narodu oczekującego od wieków na Mesjasza, jest tragicznym symbolem upadku religijnego i moralnego narodu wybranego. Czy naród może upaść? Tak! A upadki mogą być różne. Dzieje się tak, kiedy narodowi zostaje odebrana siłą jego ziemia, jego język, tradycja i kultura. Jeszcze większy jest upadek, kiedy naród sam wyzbywa się tego, co stanowi o jego trwaniu. Z upadku można powstać. Naród izraelski, poddany niewoli, organizował różne powstania, nie zawsze uwieńczone sukcesem, jak chociażby powstanie Machabeuszów. W naszej historii mamy również takie powstania: kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, warszawskie... zwycięstwo przychodziło jednak wtedy, kiedy dawał je Bóg. Najskuteczniej powstaje z upadku naród, który powstaje razem z Jezusem.
Pan Jezus miał za sobą długą mękę, ale przed Nim było jeszcze najstraszniejsze - męka ukrzyżowania. Ostatnie chwile oczekiwania na to, co nieuniknione, są najstraszniejsze. Z jak ogromnym wyczuciem Psalmista wyraża stan duszy Zbawiciela i uczucia, które nawiedzały w tej chwili jego umęczone Serce: Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie moje kości; jak wosk staje się moje serce, we wnętrzu moim topnieje. Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci (Ps 22, 15-16).
Umęczonemu, strwożonemu i spragnionemu mogli podać tylko wino zmieszane z żółcią... Co ja mogę dać Jezusowi, gdy wobec mnie woła: "Pragnę!" Czy wiem, czego On pragnie ode mnie? Czy chcę zaspokoić Jego pragnienie?
Ludzie niewiele mogą Mu ofiarować, a zabierają wszystko, co do Niego należy. Psalmista wyraża to słowami: Moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię (Ps 22, 19). Przy tym obnażeniu najbardziej boli Jezusa bezwstyd katów i świadków: A oni się wpatrują, sycą się mym widokiem (Ps 22, 18).
Nigdy nie pozbawiajmy człowieka jego godności.
Podwyższenie Chrystusa na krzyżu zostało zapowiedziane przed wiekami przez proroka Izajasza. W jego proroczej wizji jest jakby gryząca ironia, a jednocześnie głębokie wzruszenie: Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i wyrośnie wysoko... (Iz 52, 13). Oto wyrósł przed nami jak młode drzewo i jakby korzeń z wyschniętej ziemi nie miał on wdzięku ani też blasku... wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści... (Iz 53, 2-3)
W momencie przybijania Jezusa do krzyża, w momencie postawienia krzyża na szczycie Golgoty "ironia" proroka jest szczególnie bolesna, wprost wstrząsająca. W tym wypadku jednak ironia nie przesłania prawdy, a jeszcze bardziej ją podkreśla. A prawda jest taka, że ukrzyżowanie Jezusa było prawdziwym podwyższeniem i dla Niego, i dla nas. Najpierw Krzyż stał się znakiem rozpoznawczym chrześcijan, a następnie zajmuje coraz bardziej honorowe miejsca na ołtarzach, na kościołach, na sztandarach, a Ukrzyżowany zajmuje pierwsze miejsca w sercach tych, którzy nie chlubią się z czego innego, jak tylko z Chrystusa Ukrzyżowanego. Już bez ironii, lecz z największym wzruszeniem i miłością dokonajmy podwyższenia Krzyża i Ukrzyżowanego w naszych sercach.
Rany Chrystusa również mają swoją historię i prehistorię. Pan wołał na krzyżu: Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił? (Ps 22, 1). Te słowa wyrażają na pewno stan Jego duszy w chwili konania, ale są również powołaniem się na proroctwa zawarte w psalmie 22, który rozpoczyna się tak dramatycznym wołaniem do Boga. Proroctwo jest wyjątkowo dokładne: Przebodli moje ręce i nogi, policzyć mogę wszystkie moje kości (Ps 22, 17-18). To prehistoria. Rany Chrystusa mają jednak również swoją historię. Począwszy od Pawła Apostoła, przez Franciszka z Asyżu, aż po współczesnego nam Ojca Pio, byli chrześcijanie naznaczeni wyjątkową łaską stygmatów. Łaska ta dana jest rzeczywiście tylko niektórym, ale ręce i nogi wszystkich chrześcijan powinny być naznaczone niewidzialnymi stygmatami. Każdy bowiem będzie musiał w jakimś momencie powtórzyć za świętym Pawłem: Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża (Ga 2, 19). Już teraz te stygmaty staną się jakoś widoczne, kiedy swoimi stopami będziemy przemierzać drogi pokoju, jeśli swoimi dłońmi będziemy dawać chleb, jeśli otwierając serca ofiarujemy ludziom bezinteresowną miłość.
Matkę Bolesną, stojącą pod krzyżem, przedstawia się często z siedmioma mieczami tkwiącymi w Jej Sercu. Liczbę "siedem" uzasadnia się siedmioma wydarzeniami z życia Jezusa i Maryi, które Matce najczulszej musiały zadać szczególny ból. Możemy jednak szukać uzasadnienia również w prehistorii, a więc w Starym Testamencie. Maryja miała od kogo uczyć się cierpliwości i męstwa. Jej nauczycielką mogła być Matka Machabejska, o której jest napisane: Przede wszystkim zaś godna podziwu i trwałej pamięci była matka. Przyglądała się ona jednego dnia śmierci siedmiu synów i zniosła to mężnie. Nadzieję bowiem pokładała w Panu (2 Mch 7,20). Nie trzeba chyba przypominać, że Bracia Machabeusze oddali swe życie za wiarę. Było ich siedmiu. Może więc z tego powodu z licznych boleści Maryi wybrano siedem i przedstawiono je w postaci siedmiu mieczów.
Maryję łączy z Matką Machabejską wielka wiara i świadomość konieczności i ważności ofiary składanej przez synów i przez Syna. Stojąc pod krzyżem Maryja milczała i zachowywała spokój. Swym męstwem przypominała Jezusowi słowa Matki Machabejskiej: Proszę cię, synu, spojrzyj na niebo i ziemię... Zobacz ile ludzi potrzebuje odkupienia... Przyjmij śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi (2 Mch 7, 28-29).
Obyśmy te słowa mogli usłyszeć z ust Maryi w godzinę naszej śmierci.
Wiadomo, że Księgę Izajasza pisało przynajmniej trzech Autorów. O grobie Mesjasza pisze Izajasz i tak zwany Trytoizajasz. Każdy z nich widzi jednak grób Mesjasza jakby w innej perspektywie. Żyjący na wiele lat przed swoim Naśladowcą Izajasz wydaje się patrzeć dalej. Trytoizajasz mówi bowiem o Słudze Jahwe: Zgładzono go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zabity na śmierć. Grób mu wyznaczono między bezbożnymi (Iz 53, 8-9). Izajasz natomiast przepowiada, że kiedy stojący korzeń Jessego stanie się znakiem dla narodów, które pójdą do niego na radę - wtedy - sławne będzie miejsce jego spoczynku (Iz 11, 10).
Grób Chrystusa i groby tych, którzy Mu zaufali, można widzieć z perspektywy bezbożnej. Wtedy Jego grób i wszystkie cmentarze są miejscami beznadziejnie smutnymi. Kiedy jednak poddamy się duchowi proroczemu i popatrzymy z wiarą dalej niż sięga śmierć, wtedy pusty grób Chrystusa i wszystkie groby, które opustoszeją w dniu ostatecznym, będą piękne świeżością wielkanocnego poranka.
opr. mg/mg