Zamyślenia adwentowe
Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie. I Pan dodał: Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
Cel przypowieści o niesprawiedliwym sędzim i natrętnej wdowie jasno określa werset wprowadzający. Chrystus chciał zachęcić swoich uczniów do nieustannej i wytrwałej modlitwy. W rozdziale poprzedzającym przypowieść jest mowa o powtórnym przyjściu Syna Bożego na ziemię. Oczekującym paruzji uczniom może się wydawać, że Pan się opóźnia. Czas oczekiwania może być dłuższy, niż się spodziewają. Nie może jednak zabraknąć im cierpliwości. Mają czekać wytrwale. Jak? Trwając na modlitwie.
Chrystus poucza swoich słuchaczy, kreśląc ideał modlitwy. Będzie wysłuchana przez Ojca, gdy uczniowie, jak uboga wdowa, okażą się „natrętni” i wytrwali w błaganiach. Gdy przetrwają próbę „milczenia Boga”, który zdaje się nie słyszeć i nie przyjmować łaskawie ich próśb. Bóg zawsze wysłuchuje naszych modlitw, chociaż bywa, że przychodzi nam nieraz długo czekać na Jego odpowiedź.
Bohaterami przypowieści Jezusa są uboga wdowa oraz niesprawiedliwy sędzia. Ten ostatni został scharakteryzowany jako bezbożnik, który z nikim się nie liczy. Czuje się ważny i potężny, dlatego lekceważy ubogich i nie dba o to, co o nim myślą inni. Jest przykładem biblijnego bogacza, który pokłada ufność w sobie i swoich możliwościach tak bardzo, że zapomina o Bogu i elementarnych regułach sprawiedliwości wobec bliźnich.
Ten negatywny bohater symbolizuje samego Boga. Jednak podobieństwo do Niego jest bardzo ograniczone. Sędzia jest niesprawiedliwy i niemiłosierny, Bóg zaś sprawiedliwy i pełen litości. Sędzia postępuje nieuczciwie, jest przekupny i bezwzględny, myśli tylko o swoich korzyściach, Bóg natomiast jest Ojcem, który interesuje się losem swoich dzieci. Właściwie podobieństwo zawiera się w tym, że sędzia, podobnie jak Bóg, może oddać sprawiedliwość ubogiej wdowie i ocalić ją.
Ukazując postępowanie sędziego, którego obojętność potrafiła przemóc wytrwała prośba wdowy, Chrystus chciał pokazać, że o wiele łatwiej uczniowie będą mogli uzyskać pomoc i obronę u Boga, który jest od niego całkowicie inny. Jeśli zły sędzia pomógł wdowie, to o ileż bardziej dobry Bóg pomoże swoim dzieciom. On nie pozostanie obojętny na błagania o pomoc.
Wdowa natomiast symbolizuje wszystkich słabych i bezbronnych, którzy w sytuacji zagrożenia uciekają się do Boga jako swego jedynego obrońcy. Wdowy w czasach Starego Testamentu, nie posiadały żadnych praw. Jeśli nie miały synów, którzy się nimi chcieli zaopiekować, były skazane na nędzę. Do obrony wdów nawoływał Izajasz (1,17-23; 9,16). Ich ucisk i prześladowanie piętnował Jeremiasz (7,6; 22,3). Bywało, że wdowy, wykorzystywane przez wpływowych i bogatych krewnych, musiały opuszczać dom i żebrać. Chrystus realistycznie opisał historię kobiety, która w sytuacji wyzysku i niesprawiedliwości, zdesperowana, szukała opieki.
Wdowa, która doświadczyła niesprawiedliwości i z trudem walczy o należne jej prawo do życia, stała się symbolem wytrwałej i skutecznej modlitwy. Jest dla nas wzorem postępowania w sytuacjach trudnych, czasami - po ludzku sądząc - beznadziejnych. Gdy przychodzą trudności życiowe, jakiś ciemny krzyż rysuje się na horyzoncie naszego życia, gdy czujemy się źle wśród ludzi, doświadczamy niesprawiedliwości i krzywdy, nie załamujmy rąk, ale złóżmy je do ufnej modlitwy. Nie skarżmy się, narzekając, lub - co gorsza - złorzecząc innym, ale się módlmy. Bóg jest obrońcą uciśnionych. Judyta w chwili śmiertelnego zagrożenia życia swego narodu wzywała Boga, niejako przypominając Mu: „Ty jesteś Bogiem pokornych, wspomożycielem uciśnionych, opiekunem słabych, obrońcą odrzuconych i wybawcą tych, co utracili nadzieję” (Jd 9,11). Podobnie wierzył psalmista: „Pan czyni dzieła sprawiedliwe, bierze w opiekę wszystkich uciśnionych” (Ps 103,6).
Natrętna wdowa jest patronką tych wszystkich, którzy nie mogąc pogodzić się ze złem, szukają pomocy u Boga. Nie pozostała bierna. Ratowała się z opresji w sposób najmądrzejszy - oddając sprawę w ręce Tego, który mógł jej pomóc. A my? Czy z ufnością ofiarowujemy Bogu siebie w trudnościach? Czy wierzymy w Bożą Opatrzność?
Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Jest to pytanie wielce niepokojące i trochę podszyte wątpliwością.
Chrystus jakby się obawia, że wiara dotrwa poprzez długie wieki, aż do momentu, gdy powtórnie przyjdzie na świat. Być może przetrwają wielkie religie, ludzie będą pielęgnować stare i nowe wierzenia, ale czy zachowają w swych sercach wiarę? Prześladowania, zgorszenia, trudności, cierpienia, odrzucenie i niezrozumienie, mogą spowodować utratę wiary, jej osłabienie lub zniekształcenie. Czy wiara przetrwa próbę czasu?
To pytanie można rozumieć jako niepokój o wiarę w Chrystusa w wymiarach świata. Można też, zawężając przestrzeń, skierować je ku nam samym. Czy we mnie Chrystus znajdzie wiarę? Czy pozostanę człowiekiem wierzącym aż do ostatniego tchnienia?
O wytrwanie w wierze trzeba się modlić. Modlić się o wiarę dla świata i Kościoła, ale także o wiarę nietkniętą i szczerą w nas samych. Problem nie polega na tym, że świat, nasze wspólnoty religijne lub my sami będziemy mieli wiarę, ale na tym, jaka ona będzie.
Na świecie żyje wiele osób, które utrzymują, że są wierzący w Chrystusa. Istnieje też mnóstwo Kościołów, wspólnot wyznaniowych, małych grup, które werbują członków i jednym głosem twierdzą: „My mamy wiarę prawdziwą”, „Tylko z nami jest Chrystus”, „Myśmy prawdziwie poznali i wierzymy”. W samych Stanach Zjednoczonych działa kilka tysięcy różnych grup religijnych, powołujących się na Chrystusa. Ich credo stanowi nieraz mieszankę katolicyzmu, protestantyzmu i religii pogańskich, starych i nowych. Także w Polsce działają małe grupy ewangelizacyjne, które werbują do swoich wspólnot, twierdząc, że posiadły monopol na prawdę Ewangelii. Stosują skuteczne metody przekonywania, często wykorzystują niechęć i wrogość do Kościoła katolickiego.
Sam Kościół także nie jest monolitem. Dobrze widać, jak bardzo jest podzielony w kwestiach moralnych i społecznych. Pojawiają się nowe trendy w duchowości, w podejściu do dogmatów wiary, zmienia się obyczajowość chrześcijańska.
Czy Chrystus znajdzie wiarę, gdy przyjdzie? Co możemy zrobić, by ona przetrwała w nas i w świecie? Jak możemy przygotować się na ostateczne przyjście Pana, o którym co roku przypomina nam Adwent?
Wiara karmi się modlitwą, stąd pierwszym obowiązkiem wobec niej jest modlitwa. Trzeba za apostołami powtarzać: „Panie, przymnóż nam wiary” (Łk 17,5) oraz, jak ojciec opętanego chłopca: „Wierzę, zaradź niedowiarstwu memu” (Mk 9,24). Winniśmy troszczyć się o praktyki religijne, systematycznie uczestniczyć w życiu liturgicznym Kościoła. Modlić się indywidualnie, ale też i we wspólnocie rodzinnej i parafialnej. Nic tak nie umacnia wiary, jak wspólna modlitwa.
Wiarą trzeba żyć. Pamiętajmy, że osłabia ją grzech obojętności i zaniedbania. Stąd też postulat uczciwego, zgodnego z wolą Bożą życia, poszanowania zasad moralności i obyczajowości katolickiej.
Wiarę trzeba pogłębiać. Starajmy się poprzez katechezę, kazania, lekturę Pisma Świętego, książek i czasopism religijnych, zapoznawać coraz bardziej z prawdami wiary. Ignorancja religijna oddala od Boga i na niej żerują różnej maści sekciarze. Dzisiaj mamy wiele okazji, aby dogłębniej wchodzić w tajemnice wiary. Winniśmy być mądrzy w wierze, dlatego szukajmy światła dla naszego umysłu w natchnieniach i poruszeniach Ducha Świętego.
opr. aw/aw