Wielka księga duchowości i sztuki życia
ISBN: 978-83-7660-414-5
Wydawnictwo Jedność
Ilość stron: 328
Oprawa: twarda, z obwolutą
Format: 140x205
Rok wydania: 2012
www.jednosc.com.pl
„Po prostu żyć” – jak to rozumieć? A przede wszystkim: jak to jest możliwe? Moim zdaniem oznacza to harmonijną egzystencję w zgodzie z samym sobą, w wolności, autentycznie – aprobując własną istotę, co zakłada, że nie należy przykładać większej wagi do świata zewnętrznego, a także uzależniać się od roszczeń innych ludzi, żeby nie wegetować, lecz prawdziwie żyć.
Po prostu żyć oznacza też być tu i teraz, z wdzięcznością doświadczać i cieszyć się chwilą. W odniesieniu do kultury, w której na pierwszym planie znajdują się takie pojęcia, jak mieć, własność i konsumpcja, aspekt ten odnosi się do zasadniczo innego doświadczenia: po prostu tu jestem. Jestem w danym momencie. Nie znajduję się pod presją. Nie muszę nikomu niczego udowadniać. Mogę po prostu być.
Brzmi to prosto i wydaje się całkiem łatwe, ale właśnie ta prostota często przychodzi nam z trudem. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że nie można kupić najlepszych i najpiękniejszych rzeczy w życiu. Są za darmo. Nie jest też trudno je znaleźć. Radości, jakimi obdarowuje nas życie, przypadają nam w udziale bez wysiłku: świeże i zdrowe powietrze, rozgrzewające promienie słońca, pełne harmonii krajobrazy, kwiaty, które rozkwitają na naszych oczach. Potrzeba tylko wewnętrznej otwartości, aby umieć dostrzegać piękno i uświadamiać sobie, że mamy wszystko, co jest nam potrzebne do szczęścia.
Lao Tse powiedział: „Jeśli zrozumiesz, że niczego ci nie brakuje, cały świat będzie do ciebie należał”. Sentencja chińskiego mędrca tchnie pogodną lekkością: lekkością bytu. W tych słowach tkwi trwała mądrość również dla nas, współczesnych. O to bowiem chodzi w życiu – aby tej lekkości bytu doświadczać naprawdę wszystkimi zmysłami i rzeczywiście dostrzegać pogodne aspekty szczęścia w określonej chwili. Od naszego sposobu postrzegania zależy, czy rzeczy są dla nas łatwe, czy trudne. Ci, którzy spoglądają na to, co istotne, pozbywają się sporego ciężaru. Pozwalając się zarazić pogodą życia, odkrywają także wiele rzeczy wokół siebie, stanowiących elementy szczęśliwej egzystencji.
Życie jest czymś naturalnym, ale jest też sztuką. Dzieciom przychodzi ono łatwo, dorosłym dużo trudniej. Proste życie jest proste, a jednak musimy chodzić do szkoły życia, aby się tego nauczyć. Uczenie sztuki życia było głównym zadaniem filozofii od czasów Platona, najwybitniejszego przedstawiciela filozofii greckiej (427–347 przed Chr.). W czasach Jezusa i potem w epoce pierwszych ojców Kościoła sztuki życia uczyła przede wszystkim filozofia stoicka. Dla stoików „prostota” była główną wartością. Pojęcie to uwielbiał zwłaszcza Marek Aureliusz, filozof na tronie cesarskim. Używał on greckiego słowa haplotes, które jest często stosowane w Biblii. Jednoznacznie twierdził, że w prawdziwie dobrym człowieku „wszystko musi być proste i pełne życzliwości”. Wołał nawet sam do siebie: „Nie pozwól, by zrodził się w tobie niepokój, po prostu bądź!”.
Według Marka Aureliusza „po prostu być” oznacza spełniać swoje zadanie bez ukrytych zamiarów, nie pozwalać panować nad sobą namiętnościom, wyzwolić się od iluzji, jakie często wytwarzamy sobie o życiu. Człowiek prosty jest wolny od nieufności wobec innych. Również prawdziwy filozof powinien sobie obrać to za cel, a zacząć od tego, aby nie formułować skomplikowanych zdań. „Zadaniem filozofii jest prostota i skromność”. Zgodnie z przekonaniem tego myśliciela prostota to coś więcej. Zawiera się w niej cel wcielenia, zatem dotyczy ona każdego człowieka. Prawdziwy człowiek jest bowiem prosty i czysty, ufny i szczery, pozbawiony podstępu i ukrytych zamiarów. Stąd okrzyk Marka Aureliusza: „Kiedy w końcu, kochana duszo, zechcesz stać się dobra, prosta (haplous), w zgodzie z sobą, pozbawiona osłony, bardziej przejrzysta niż otaczające cię ciało?”.
Dla tego wybitnego starożytnego filozofa prostota stanowi jedno z najwyższych dóbr i cel, o który opłaca się walczyć: życie w zgodzie z naturą, własnym wnętrzem i Bogiem, jak również wolność od niszczyciel skich namiętności – o to mu chodzi. O to chodzi zawsze wtedy, gdy zadajemy pytania o prawdziwe życie.
Oprócz filozofii mamy jeszcze inny wzór do naśladowania sztuki życia: jest to natura – i to już od pradawnych czasów. Z rytmu natury ludzie zawsze odczytywali tajemnicę swego życia i doświadczali poczucia bezpieczeństwa w prostocie. Poeta Jean Paul jest przekonany, że doznawał szczęścia wówczas, gdy powierzał się naturze, a wypowiedział to w następujący sposób: „Można doświadczać najszczęśliwszych dni, nie potrzebując do tego nic innego, jak tylko błękitu nieba i wiosennej ziemi”. Dlatego „po prostu żyć” oznacza moim zdaniem żyć według wskazówek natury, to znaczy powierzyć się z pełną ufnością różnorodności życia, jaką spotykamy w przyrodzie. Ludzie żyjący w harmonii z naturą właśnie w niej doświadczają ustawicznego szczęścia. Szczęście bowiem jest w głównej mierze doświadczeniem polegającym na zgodzie ze sobą i z tym, co istnieje, przede wszystkim jednak z przyrodą, w której jesteśmy osadzeni.
Poznaję swoją istotę poprzez obserwację natury i własnej drogi życia. Ponadto przez celebrację świąt roku liturgicznego, które sprawiają, że przed oczami mojej duszy jawią się ważne obrazy. W comiesięcznym liście zatytułowanym „Einfach leben” („Po prostu żyć”: periodyk wydawany przez o. Grüna – przyp. tłum.) staram się opisać to, co nas wzrusza w każdej porze roku, analizować to w odniesieniu do cyklu świąt roku kościelnego i zyskiwać owoce duchowe. W niniejszej książce streszczam wiele aspektów, które przyszły mi na myśl podczas redagowania kolejnych listów i poszerzam swe wypowiedzi w ten sposób, aby jeszcze bardziej wyraźny stał się głęboki związek duchowości i sztuki życia dzięki prostocie.
Tak więc chciałbym Was zachęcić, drodzy Czytelnicy, do zainspirowania się sztuką zdrowego życia. Żyjcie po prostu zgodnie z własną naturą, z własną istotą. Każdy miesiąc ukazuje to w nowy sposób. Zaufajcie temu, co widzicie w przyrodzie. To samo znajduje się i w Was. Cechą mądrości natury jest to, że ona nie ocenia. Jesteśmy jej częścią i to także stanowi powód, dla którego znajdujemy w niej poczucie bezpieczeństwa i spokoju.
Kierując się tym, co wewnętrzne, co odpowiada Waszej istocie, i będąc na to otwartym, realizujecie sztukę zdrowego życia. Stajecie się niejako człowiekiem żyjącym według ducha, albowiem duchowość to życie polegające na czerpaniu ze źródła Ducha Świętego. Owa krynica bije w każdym z nas, lecz często jesteśmy od niej niejako odcięci. Rok liturgiczny poprzez różnorodne obrazy, które przywołują poszczególne święta, pozwala nam dotknąć tego wewnętrznego źródła. Gdy czerpiemy z niego, nasze życie po prostu płynie i jest autentyczne. Jest spójne, adekwatne z naszą prawdziwą istotą. Płynie i rozkwita, poddane błogosławieństwu Bożemu, obiecanemu i udzielanemu nam w przyrodzie i w misteriach świąt kościelnych. Płynące i kwitnące w nas życie staje się błogosławieństwem dla nas oraz dla osób, z którymi przebywamy. Życzę Wam, drodzy Czytelnicy, abyście się nauczyli sztuki życia polegającego na prostocie, szczerości, przejrzystości i jednoznaczności, a tym samym abyście nie tylko sami się wyzwolili, lecz autentycznie byli błogosławieństwem dla innych ludzi.
„Wszystko ma swój czas” – napisał około 180 r. przed Chr. mędrzec Kohelet. Człowiek nie dysponuje swoim czasem. Jest mu dany z góry. Bóg nadał każdej chwili niepowtarzalną jakość. Naszym zadaniem jest przyjąć dany moment w jego niezwykłości. Kiedy żyję tak, jak Bóg rozporządza czasem, wtedy żyję właściwie. Wtedy życie wychodzi mi na dobre. Według Koheleta życie, które uwzględnia niepowtarzalność każdej chwili, prowadzi do spokoju i radości.
Kohelet przedstawia zmianę czasu jako coś doskonałego i pięknego: „[Bóg] uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, ponadto wszystko obdarzył wiecznością” (Koh 3,11). Stwórca wszystko uczynił dobrze. Zdanie to odnosi się również do czasu. Należy pozbyć się wszelkich kryteriów, jakich używamy wobec czasu. Każda pora jest dobra. Nasze zadanie to zdać się na każdą chwilę jako tę, którą rozporządza Bóg.
Kohelet podjął próbę powiązania ze sobą mądrości żydowskiej i greckiej. Grecki filozof Platon chciał nauczać poprzez swoją filozofię sztuki zdrowego życia. Według Platona sztuka jest naśladowaniem natury, której ważny wymiar stanowi jej rytm. Czas natury jest zrytmizowany. Chcąc nauczyć się sztuki zdrowego życia, trzeba wejść w rytm natury ustalony z góry w różnych porach roku. Każdy, kto tak robi, żyje zdrowo. Chrześcijańska sztuka zdrowego życia, którą „opracowali” ojcowie Kościoła na podstawie greckiej sztuki życia, wychwyciła rytm przyrody, dokonując jego chrześcijańskiej interpretacji, niejako go „ochrzciła”. W ważnych okresach roku ustanowiono święta chrześcijańskie, które dotykają tajemnicy natury i pogłębiają jej duchowy wymiar.
Święta chrześcijańskie objaśniają rytm roku w wymiarze duchowym oraz egzystencjalnym. C. G. Jung nazywa rok kościelnym „systemem terapeutycznym”, mając przy tym na myśli, że święta liturgiczne unaoczniają najważniejsze aspekty ludzkiej duszy. Gdy stajemy wobec tych problemów, wzrasta nasza świadomość, coraz bardziej zbliżamy się do naszego prawdziwego ja. Jednakże święta roku kościelnego mają głębszy fundament. Jest nim rytm przyrody, który pierwotnie był dla człowieka źródłem jego poznania. Stan i przemijanie natury, charakter i różnorodność pór roku od dawna stanowiły dla ludzi swoiste odbicie ich własnego rozwoju i przemijania, odbicie ich człowieczeństwa i stawania się sobą.
Tak więc chciałbym postrzegać rytm roku kalendarzowego oraz roku kościelnego w kontekście rytmu ludzkiego życia. Zachęcam Was, drodzy Czytelnicy, abyście w rytmie roku kalendarzowego oraz kościelnego uczyli się rozpoznawać rytm i ład własnej duszy, tak mocno się w nie zagłębiając, by Wasze życie było błogosławione i prawdziwe.
Styczniowy śnieg pokrywający często krajobraz, jest symbolem pragnienia pogrzebania tego, co stare. Rozpoczynając kolejny rok, z ufnością oczekujemy, że Bóg odnowi nasze życie duchowe, że nowe doświadczenia sprawią, iż staniemy się nowymi ludźmi. Wprawdzie ustawicznie odnosimy wrażenie, że pozostajemy starzy. Niemniej mamy nadzieję, że to, co stare, powinno spoczywać pod pokrywą śnieżną, aby mogło powstać młode i świeże życie; wierzymy, że po stopieniu śniegu rozkwitnie w nas to, co nowe.
W każdym początku tkwi pewien czar. Nowość ma swoje własne fascynacje. Nowy samochód aż błyszczy. Założenie nowej sukienki czy garnituru wprost spod igły sprawia, że czujemy się piękniej niż w starych rzeczach. Tkwi w tym nadzieja na stanie się nowym człowiekiem, na zdolność do nowego zachowania, aby ludzie nie utożsamiali nas z dawnymi rolami. Zaczynać oznacza brać coś do ręki, samemu kształtować własne życie na nowo.
Niemieckie słowo anfangen – „rozpoczynać” – pierwotnie znaczyło: „zagospodarowywać”. W nowym roku powinniśmy zacząć uprawiać grunt naszego życia, aby mogło na nim wyrosnąć coś nowego.
Nowy rok za każdym razem stanowi obietnicę, że stanie się nowy również w nas samych. Nowość fascynuje, w nowości tkwi przeczucie, że będzie lepsza niż to, co stare, że spotykamy coś nietkniętego i niezafałszowanego, coś doskonałego i zbawczego.
Wielu ludzi podejmuje na Nowy Rok jakieś postanowienia. Pragną oni coś zacząć od nowa, choć jednocześnie wiedzą, że „Każdy początek jest trudny”. To znane przysłowie wyraża rzeczywistość, której często doświadczają w związku z rozpoczęciem czegoś nowego. Boją się zabrać do nowych spraw, nie znają potencjalnych skutków, nie wiedzą, jak radzić sobie z tym, co nowe. Z drugiej strony przysłowie to chce uspokoić nasze obawy. Stwierdzenie, że każdy początek bywa trudny, jest próbą zachowania nas od obwiniania się, gdy początek ciężko nam przychodzi.
Zaczynać oznacza brać coś do ręki, samemu kształtować własne życie na nowo.
Wspomniana mądrość ludowa zakłada zatem naszą niepewność przed rozpoczęciem tego, co nowe, ale zarazem zachęca do wykraczania poza granice i pomimo wszelakich trudności związanych z początkiem.
Niemieckie słowo „zaczynać” oznaczało również: „chwytać, zabierać się do, brać do ręki”. Jeśli nie wiemy, co bierzemy do ręki, wówczas boimy się, że na przykład możemy sobie poparzyć palce, jeśli to, co weźmiemy, będzie zbyt gorące, albo że niewłaściwie chwycimy nową i nieznaną rzecz, która może pęknąć w naszych dłoniach. Dlatego należy być ostrożnym na początku, a jednocześnie potrzebne jest zaufanie, że to, co uważnie bierzemy do rąk, nie zniszczy się i pozwoli się formować. Tylko pierwszy moment napełnia nas obawą. Jednak kiedy weźmiemy już nową rzecz do ręki, wtedy z czasem staje się nam znana. Jednocześnie wiemy, jak powinniśmy się z nią obchodzić. Przysłowie zachęca nas, byśmy dotknęli i wzięli do rąk to, co przed nami leży, ale ponieważ każdy początek jest trudny, należy to uczynić ostrożnie i świadomie.
Nierzadko już po kilku tygodniach nowego roku uświadamiamy sobie, że to, co nowe, nie różni się wcale od tego, co stare. Popełniamy te same błędy. Na Nowy Rok poczyniliśmy pewne postanowienia zmian, a potem okazuje się, że nie reagujemy inaczej na konflikty, krytykę i problemy niż w roku ubiegłym. Wkrada się takie samo tchórzostwo, takie samo niezdecydowanie, ta sama niejasność. Jesteśmy rozczarowani i stwierdzamy, że nie ma sensu robić żadnych nowych postanowień. Życie toczy się swoim trybem.
Nie możemy pozwolić, aby tego rodzaju przeżycia wpędziły nas w rezygnację. Nowy Rok odsyła nas do nowego Życia, podarowanego nam w noc Bożego Narodzenia. Nawet jeśli na początku roku nie do końca uda nam się coś rozpocząć, nigdy nie jest za późno, aby zacząć od nowa. Bóg wciąż zaczyna z nami od nowa, napełniając nas nowym życiem. Nie jesteśmy związani przeszłością, wolno nam podejmować się tego, co nowe.
Nie jesteśmy związani przeszłością, wolno nam podejmować się tego, co nowe.
Kiedy 1 stycznia życzymy sobie „Szczęśliwego, pełnego łask Nowego Roku”, pragniemy, aby przyniósł nam jedynie samo dobro. Chcemy, aby był dla nas błogosławiony, aby to, czego się podejmiemy w tym czasie, dawało obfity plon. Na początku danego roku nie wiemy, co może on nam przynieść. Jednak nasze życzenia wyrażają nadzieję, że wszystko, co się wydarzy ostatecznie wyjdzie nam na dobre i zaowocuje. Tkwi tu wielka ufność, ponieważ nasze doświadczenia podpowiadają, że nie mamy na to żadnej gwarancji. Możemy zachorować, może nas dopaść i wstrząsnąć nami kryzys, możemy utracić drogie nam osoby.
Błogosławieństwo, jakiego życzymy sobie na Nowy Rok, jest wyrazem wiary, że nie ma niczego, co by nie mogło się nim stać. Wiara w życzliwość i miłosierdzie Boga, który trzyma nad nami błogosławiącą i obronną dłoń, uwalnia nas od rozmyślań o tym, co może nas spotkać w tym roku. Wiemy jednak, że cokolwiek by się nie stało, nie może to nas oddzielić od miłości Boga. Nic nie może nas złamać, gdyż nasza ułomność i kruchość poddane są Jego błogosławieństwu.
Życzę Wam zatem błogosławieństwa w Nowym Roku.
Ufajcie nowemu życiu, jakie w Was jest. Miejcie
ufność, że nad Waszą drogą unosi się błogosławieństwo
Boga, które niech Wam towarzyszy, aby wszystko, do czego się zabierzecie, stało się owocne dla Was i dla ludzi,
z którymi żyjecie i pracujecie.
Życzę Wam, abyście weszli w Nowy Rok z nową nadzieją
i doświadczyli uroku nowości. Ufajcie, że Bóg da
Wam nowe możliwości, nowe szanse i nowe zdolności,
abyście ciągle doświadczali blasku nowości i świeżości
w sobie i wokół siebie.
Pierwszy śnieg budzi fascynację. Kiedy jednak absorbuje nas przez długie tygodnie, zaczynamy tęsknić za wiosną. Chłód zimy jest również symbolem naszej duszy. Marzenia o zimowych krajobrazach, o lodzie i mrozie, zawsze wskazują na nasze lodowate uczucia. Duże sfery naszych dusz są pokryte śniegiem, wiele z nich zamarzło. Tego rodzaju wyobrażenie jest upomnieniem, by pośród mroźnej zimy odkryć w sobie ciepło, dzięki któremu będą mogły odtajać nasze zamrożone uczucia. Musimy być ostrożni, żeby wewnętrznie nie zlodowacieć, aby nie być oziębłym w sercu, w mowie oraz w kontaktach z ludźmi. Musimy ustawicznie dotykać wewnętrznego żaru naszych serc, jeśli chcemy, by był widoczny w komunikacji z innymi. Słowa wypowiadane prosto z serca, przepełnione żarem Ducha Świętego, ogrzewają i dzięki temu tworzy się klimat bliskości i zaufania. Tylko na takiej bazie można budować dom, w którym będziemy chcieli się osiedlić i poczujemy się bezpiecznie.
Zima nie tylko zewnętrznie kieruje nas w kierunku ciepła, w stronę ogrzewanego mieszkania, gdzie dobrze się czujemy, lecz także motywuje nas, aby nie oziębły nasze relacje. Karl Rahner pisze o zimowym Kościele, w którym wiele skostniało i zamarzło, radząc, byśmy wykazali cierpliwość. Kościół także doczeka się wiosny. Czasami wystarczy jedynie nadzieja, że zima minie, a w naszych zamrożonych stosunkach znowu nastąpi odwilż, umożliwiając na nowo budowanie wspólnoty. Tak więc w lutym być może rośnie w nas nadzieja, że nastanie kres naszej duchowej zimy i że pogodna wiosna wkrótce zawita w duszy, która rozkwitnie nowym życiem.
Z reguły w lutym zaczyna się tak zwana „piąta pora roku”, czyli karnawał, nazywany również w zależności od danego regionu zapustami albo ostatkami, który przechodzi w Wielki Post. Zatem luty charakteryzuje się też okresem postu.
Zimowy czas w tym miesiącu stanowi także obraz ugoru owych sześciu tygodni wstrzemięźliwości i pokuty. Wszystko w nas jest niejako ukryte pod pokrywą śniegu w oczekiwaniu na wiosenny rozkwit. W tym okresie rezygnujemy z wielu rzeczy, które sprawiają nam radość, ze świątecznych pokarmów oraz napojów. Rezygnujemy nie po to, aby sobie utrudnić życie, lecz by uwolnić się od niepotrzebnego balastu. Wycofujemy się do własnego wnętrza, chcąc ujawnienia się naszej istoty, tego, co właściwe. W okresie postu spowalniamy życie, aby zetknąć się z sobą i wyraźniej widzieć, dokąd pragniemy pójść. Uczymy się postaw, które stanowią oparcie dla naszego życia, przede wszystkim postawy wolności. Przechodzimy coś w rodzaju treningu, podczas którego uczymy się wewnętrznej wolności.
Do naszego życia przynależą zarówno czas śmiechu, jak i czas płaczu.
Luty, a także marzec obejmują dwa przeciwstawne okresy: okres karnawału i okres postu, czas świętowania i czas wstrzemięźliwości, radości i powagi, śmiechu i płaczu. Każdy z nich przynależy do naszego życia. Każdy z nich możemy zlekceważyć. Są ludzie niechętni karnawałowi, unikający zabawy. Może to mieć swoje usprawiedliwienie. Niemniej kiedy człowiek całkowicie zamyka się na radość, nie wychodzi to na dobre jego duszy. Jeśli w jakiś sposób okres karnawału wypada, tłumione emocje szukają ujścia gdzie indziej. Istnieją też ludzie niechętnie odnoszący się do postu, którzy niejako przeskakują ten okres. Uznają, że jest to taki sam czas jak każdy inny, a cała sprawa z postem już dawno się zestarzała. Jednak także oni przechodzą obok czegoś istotnego. Zaprzepaszczają szansę na oczyszczenie własnego życia, na uwolnienie się od uzależnień. Żyją tak jak dotychczas.
Kościół zna mądrość tkwiącą w przeciwieństwach oraz w tym, że cykle różnych okresów są treningiem różnorodności naszej egzystencji, zabawy i wyrzeczeń. Ta rozmaitość składa się na nasze życie. Jedno bez drugiego staje się nudne. Okres postu jest treningiem wewnętrznej wolności, która wychodzi nam na dobre właśnie w czasie, w którym ustawicznie czujemy się od czegoś zależni.
Zatem życzę Wam błogosławionego okresu Wielkiego
Postu, w którym do pewnych spraw podejdziecie
w pełni świadomie, dużo spokojniej i ostrożniej, aby coraz
bardziej odnajdywać siebie, aby na Wielkanoc rozkwitła
w Was pełnia życia i stała się prawdziwym dobrodziejstwem
dla Was i dla ludzi wokół.
Życzę Wam również nie tylko zbawiennego okresu
Wielkiego Postu, lecz także radosnych ostatków – mieszkańcom
Nadrenii oczywiście wesołego okresu karnawału
– podczas których wyzwolicie się od wszelkich uzależnień,
w poczuciu autentycznego życia, nie zaś zwykłej
wegetacji.
opr. aś/aś